Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1817558
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 grudnia 2010 , Komentarze (30)

UPS! Ups! ups...

Obiecałam przecież się nie wyrażać brzydko - publicznie.

Więc niech będzie tak: obsiusiał i mnie i fotel, i kupę zrobił w trzech miejscach i łapy tylne umazał w żwirku i wszędzie nimi śmierdząco brudził.

Kot córczęcy. Pierwszy raz w życiu tak nabrudził, bo był w koszmarnym stresie.

Przygotowuje się bowiem Szat'n do bycia kotem duńskim. Więc wczoraj odbył podróż w klatce. On jej bardzo nie lubi, tej podróżnej klatki. Tyłem trzeba go do niej i na siłę wkładać. Potem całą drogę powywa.

Wczoraj miał szczepienia i czipowanie. Podobno okropnie syczał i pluł na weta.

Synek z nim jeździł. Przywiózł potem kota do domu i sobie poszedł. A ja przyszłam z siłowni za 2 godziny i po raz pierwszy śmierdziało w domu kocimi brudami. A kota nie ma. Schował się. Nie czekał pod drzwiami jak piesek na wchodzącego domownika. Nie reagował na stukanie miską ani na kicianie. Wyszedł z ukrycia dopiero po kilku nocnych godzinach i zaczął w całym domu bentonitowe znaczki stawiać tymi umazanymi łapami. I na nas pluł, gdy mu te łapy myliśmy.

Dopiero dziś nad ranem się od_obraził. Przyszedł do mojej poduszki i mruczał i deptał pazurami.

Teraz siedzi mi na kolanach i mruczy. Niewygodnie mu bardzo na moich nogach, gdy ja jestem przy kompie, ale i tak często w ten sposób przesiaduje.

 

Vitaliowo.

Jem mało, owocowo i serowo i mięsnie. I nie marznę. I nie jestem głodna. Prawie.

Piję okropnie dużo. Przed siłownią 2 kubasy kwaskowatej owocowej herbaty. Na siłowni pół litra izotonika. Po siłowni bywa że i 3 kubasy. Soki jabłkowe wpadają we mnie jak w czeluść. Inne napoje też. Zimne mleko z lodówki znika bardzo szybko.

Wczorajsza, poniedziałkowa siłownia - spalone 996 kcali. Tak po treningu byłam zmęczona, że z ostatniego przyrządu wylałam się jak rozwodniona plazma a nie jak człowiek.

Dzisiaj na wadze pod_paskowo. Całe 20 deko!

Mimo wypitej przedświtem i niewysikanej ziołowej herbatki.

Mimo nocnej kromki czarnego chleba ze śliwka, posmarowanej obficie i prawdziwym masłem i prawdziwą pasztetową.

UWIELBIAM TAKI STAN.

UWIELBIAM TAK SIĘ CZUĆ.

Gdy wszystko prawie idzie jak iść powinno. I cały świat mam na chwilę u stóp.

 

 

ps.

chciałam tylko nadmienić, że zwrotne fotki ze Spotkania Milionerów to dostałam tylko od Żarówki, Baji i Haanyzki. A reszta?!

 

12 grudnia 2010 , Komentarze (28)

(O imprezie NIC prawie nie napiszę, bo już wszechstronnie opisana. Jedną tylko mam uwagę i dotyczy ona wszystkich. Wasze zdjęcia, pojawiające się czasem w pamiętnikach lub na avatarach, nie oddają urody i uroku, są ?źlejsze?. Od lat uważam, że prawdziwy człowiek jest najpiękniejszy, z nieopanowana mimiką, z zapachem, sposobem jedzenia i picia, z gardłowym śmiechem, tembr głosu, sposób przytulania... och! A jedna dziewczyna, z tych młodszych, jest z 5 razy piękniejsza niż na zdjęciu. Świat jest piękny, gdy są na nim piękni ludzie.)

 

 

Nie były to obiecanki-macanki, gdy obiecywałam sama sobie, że w tym roku pojeżdżę rowerem po śniegu. Pojechałam dzisiaj. ALLLLE JAZDA !!!!!

Lekka odwilż w powietrzu, przy gruncie na granicy zamarzania. Jezdnie i chodniki cywilizowane to jeszcze, jeszcze, da się jechać, chociaż zakręty powinny mieć szeroki łuk i należy pokonywać je ... hmmm ... niezbyt szybko. Ale kawałki drogi, te nieodśnieżane od początku zimy, a wydeptane ludźmi - to jak płaski downhill po śliskim. Uroczo przyglebiłam i leżałam z 5 razy !

Lubię samochodem w poślizg wpadać, tańczyć buksującymi w śniegu kołami, najchętniej na rozległych placykach ... Ale, kudre, rower ma proporcjonalnie wyższy, więc niebezpieczniejszy, środek ciężkości, a buksujące opony czuć całym ciałem ... Też leżałam ... i kwiczałam z niepohamowanej radości.

Po 2 km już spocona, zmoczona, roześmiana i zgrzytająca zębami. Chwilami rower musiałm prowadzić, bo mi ze śniegu nierówno udeptanego i śliskiego koła się ześlizgiwały.

Przejechałam 10,35 km w 53 minuty. Średnia prędkość 11,6 km/h, wyścigi ślimaków byłyby szybsze.

Ale: zabawy co niemiara, wróciłam cała mokra, od środka z przepocenia, od zewnątrz z chlapania. Rower obcieka przy zewnętrznym kaloryferze, zaraz go z soli umyję i lekko nasmaruję i odstawię do piwnicy. Na zimowy sen.

Pierwszy raz w życiu pojechałam rowerem po śniegu. I starczy. To nie dla mnie, stanowczo wolę upały lipcowe. Więcej już zimą nie pojadę.

Przejechałam w tym roku w terenie 4681,2 km

Sezon rowerowy uważam z dniem dzisiejszym za zamknięty.

 

 

 

Nie były to obiecanki-cacanki, gdy obiecywałam samej sobie pasek vitaliowy zmniejszyć.

Owszem, straszliwie zmilczałam na temat wyniku, jaki zobaczyłam na wadze u Semi. Bo był straszliwie straszliwy. Owszem, o późnym poranku poimprezowym to mi tak brzuszek wywaliło, że się w dżinsach nie mieściłam. Ci, co byli do samego końca, to widzieli moją nad_dżinsową piłeczkę.

 

Ale dzisiaj waga bardziej mi przyjazna. Średnia z ostatniego tygodnia jest wystarczająco stabilna, bym zaraz pasek pobiegła zmienić. Na 56,9 kg.

A od jutra znowu siłownia.

 

 

Nie były to ani obiecanki-cacanki, ani obiecanki-macanki, gdy mi się Pan i Władca odgrażał. Bo ja mówiłam, że nie chcę mikołajkowego prezentu, że to dla dzieci ten 6 grudnia. To nie i nie, odgrażał się, że mi coś takiego nabędzie, że nie będę potrafiła odmówić i że u niego w rodzinie to była tradycja mikołajkowa a nie pod_choinkowa.

Jak jechałam na Spotkaniu Mulionowe, to widziałam, że się obydwaj moi faceci namawiają.

No, rzeczywiście, nie potrafię odmówić. Nie takiemu prezentowi.

Po powrocie ze Spotkania czekało na mnie blu-rej i iluśtamcalowy tivi LED.

Jak rany kota i w mordę jeża!

Nie musze się z ulubionym fotelem przysuwać do monitora, bo teraz nawet z najdalszego kąta widzę napisy. A jak rewelacyjnie i dokładnie i wspaniale wygląda buzia Grześka Housa! Każdy włosek niechlujnego zarostu mu widać. Mniam! Widać dokładnie wszystko. Nawet z łóżka, a ja od zawsze uwielbiam zasypiać przy tivi, przy którymś z discovery.

Wycałowałam obu moich facetów. Od serca i bardzo radośnie. Bo ja NIC nie zrobiłam przy montażu, ustawianiu, programowaniu. Oni zrobili wszystko sami, strasznie dzielni byli. Kota też pocałowałam, z rozpędu chyba.

 

 

Nie były to obiecanki-macanki, gdym obiecywała linkę każdemu podać do zdjęć Mulionerowych.

Za pół godziny będę wysyłała info na pocztę vitaliową. Proszę przekazać linkę Cioci_Kloci, bo nie mam do niej dostępu.

Zdjęcia są spakowane w pliku rar. Po kliknięciu w link samo zacznie się ściągać. Kazać zapisać. Potem proszę na zapisany plik kliknąć PPM (prawy przycisk myszy) i wybrać polecenie "wypakuj do katalogu" lub ewentualnie "wypakuj tutaj".

Proszę tylko uprzejmie o niepodawanie tej linki osobom spoza spotkania. Zdaję sobie sprawę, że niektóre "słit focie, sasasa" będą krążyć w szerokim obiegu, ale niech to będą pojedyncze sztuki, a nie linka do serwera. Proszę o ściągnięcie w ciągu dwóch dób od teraz, bo potem wszystko usunę.

 

Z drugiej strony proszę imrezowiczki o przysłanie do mnie na maila zdjęć mojej osoby. Odczuwam ostatnio ogromną potrzebę wpatrywania się we własne wizerunki, im są śliczniejsze, tym cudniej się czuję. Założyłam sobie nawet specjalnie maila. [email protected]  Tu proszę mi moje fotki przesłać.

 

 

zbiorowa fotka dla tych, co nie dotarli do fotek wklejanych do wątku mulionerów w trakcie imrezy

na różowym talerzyku u kolan jest jeszcze resztka tortu penisowego oraz jedna pierś z tortu biuściastego

 

ps

vitalia jest goooopia!

po wysłaniu linki do 4 osób mi mówi, że wysyłam spam

będziecie musieli sami miedzy soba sie wymieniac linką

jutro sie zobaczy

10 grudnia 2010 , Komentarze (13)

trend spadkowy trwa

10 deko mniej niż wczoraj

kilogram ponad mniej niż półtora tygodnia temu

 

jeżeli się to utrzyma w ciągu dwóch dni po żertym i pitym Spotkaniu Mulionerów - to zmienię pasek i zacznę wierzyć w cuda !

Emwuwu powiedział, że zrobiłam sobie akurat miejsce na dokładkę tortu, a dwie kobitki się wyśmiewają, że mam zjeść na konto każdej po jednym penisie, i mam do przekazania realne buziaki od wirtualnych przyjaciółek

mam juz spakowane: 2 kable skrosowane, jeden zwykły, kabelki do urządzeń, usb z muzyką, kamerkę, aparat, statywy, zaraz lapka synkowi wydrę, .....

 

ehhhhhhh, TO RAJZEFIBER, chociaż nigdzie daleko nie jadę

9 grudnia 2010 , Komentarze (22)

tak, tak !!!
ważę dzis 56,3 kg

od wczoraj 40 deko w dół
zdaję sobie sprawę, że to zasługa siłowni intensywnej i odśnieżania
i że prawdopodobnie to tylko chwilowe

ALE, KURCZE, JAK TAKI WIDOK CIESZY !!!

żeby nie było ... - tak zasadniczo to ja z pełną świadomością robię sobie luz w dżinsach na piątkowe puszczenie hamulców w czasie Spotkania Mulionerów, na te torty penisowe, na mufiny gruszkowe, na ogórki konserwowe domowej roboty, na sery, na ....

... i pomyśleć, że sie pomysł narodził z jednego zdania, że wartoby zjeść pierogi Baji na sofie Haanyzki...
 
ps.
siłownia dzisiaj też będzie,  ale lajtowa, max 2 godziny
bo czeka na mnie góra zamaszystego prasowania, te wszystkie zasłony, tiule, firany
na razie odwilż, ale zapowiadają śnieżyce, to sobie może i łopatą późnym wieczorem pomacham?...

9 grudnia 2010 , Komentarze (13)

Semi, wybacz, ale którąś już godzinę rżę radośnie
przez Ciebie !!!!

otóż zapytałam osoby w wieku ciut więcej niz moich dzieci o właściwości łącza internetowego, do którego ma m sie z moimi bajerami okołokompowymi podłączyć na Spotkaniu Mulionerów,
zapytam o wifi i i o modem/router i o kabelki i hasło i login i właściwości łącza i ewentualnie parametry kabla
i dostałam odpowiedź :
o jezu, Nie wiem czy mam hasło i login. Przyszedł pan podłaczył i działa, ja się nie znam. Stacjonarny komp mam, kabel krótki tyle co do biurka. 

"PRZYSZEDŁ PAN I PODŁĄCZYŁ"............................
nie mogę, znowu rżę, Semi, wybacz, ale nie moge przestać!!!!

i mrucząc, PiW, tłumaczył, że nawet osoby młode NIE MUSZĄ się znac na kompach... że to tylko mój wieloletni bzik a nie norma społeczna
ale ja czasami myslalam, że jestem niedzisiejsza, za stara, za niegramotna, żem niedzisiejsza... że WSZYSCY młodzi te wiedze wysysaja niejako z mlekiem matki
ale NIGDY W ŻYCIU na pytanie do młodej osoby o techniczne szczegóły nie spodziewałabym się odpowiedzi, że "przyszedł pan i podłączył" i "kabel krótki tyle co do biurka"

więc rżę wciąż radośnie i nieopanowanie, Semi, wybacz, ale nie mogę przestać!!!!!!.....
jednak jestem coś warta, nawet, jezeli ta wartość przejawia sie w znajomościach i umiejetnościach komputerowych!!!!!!!



acha, niech będzie tez vitaliowo
spalanie wczoraj terminatorowe, ta silownia niecałe 1000 kcali i cholerne odśnieżanie za 408 kcali, Terminator Śnieżny w pełnej krasie
waga wczoraj pod_paskowa, ociupinkę, ale radośnie!
a waga dzisiaj 56,7
HA !!!!!!!!!!!!
HA !

spalanie dzisiaj tylko na siłowni, bo odwilż
ale za to 1010 kcali!!!

co mi pokaże jutro szklane oczko????
i jutro na stronie dostarczyciela neta do Semi musze odszukać ten modem i zobaczyc jak będzie działać z synkowym wypasionym lapkiem
i odnaleźć kamerkę przenośna do Skypa, żaby i nieobecni Mulionerzy mogli być netowo na Spotkaniu obecni

sorry za literówki, ale na nieswoim kompie i klawisze nietakie, tu najłatwiej byłoby pisać cyrylicą chyba

Semi, jeszcze Ci powiem osobiscie, że przez dzisiejszy wieczór stałaś się jedną z pięciu osób, które sa radościa mojego życia
nie mogę, znowu rżę

7 grudnia 2010 , Komentarze (16)

Dzisiaj o poranku tak zamrugało do mnie. Ach, całe 10 deko poniżej paska!  Jak telewizyjny Mikołaj mogę z siebie wydać radosny odgłos: Ho! Ho! Ho! Cholerny Mikołaj i cholerne jego ho ho ho . .. to TYLKO 10 deko!!!!

 

(Poniedziałkowo siłowni nie było. Było za to przed_świąteczne szorowanie podłogowych klepeczek. Na kolanach, każdą klepeczkę dokładnie wzdłuż słojów. Zrobiłam 1/3 domowej podłogi.

Jeść nie było kiedy. Zmęczenie zabija chęć poruszania paszczą. Kolana mnie bolą, obtarte i odgniecione. Ale warto, podłoga lśni jak ... no, lśni jak polerowane drewno lśnić powinno!)

 

Dzisiaj, wtorkowo, siłownia jak najbardziej.

Pierwsza tura:

bieżnia lekko pod górę 51 minut, 4,95 km

wypasiony orbi 16 i pół minuty, 2,66 km

rower interwałowy 12 minut, 3,31 km

Odpoczynek, ale aktywny; dokładne i powolutkie rozciągania i napinania z przytroczonymi do kostek rąk i nóg ciężarkami; małymi kroczkami próbuję zmusić kości i stawy do dotknięcia stopą tyłu głowy, gdy stoję na jednej nodze, kiedyś to umiałam!

Druga tura:

bieżnia 32 min, ciut ponad 3 km

orbi 10 i pół minuty, 1,67 km

dwa rowery: 12 minut interwałów, 3,3 km i 6 minut zapychania po górach, tylko 1,54 km

i potem sauna ... .... roztapiam się z gorąca, rozpływam we własnym pocie, dostaję dreszczy pod zimnym prysznicem i znowu... i znowu... 15, 10 i 5 minut gorąca, typowa sauna na ukojenie mięśni

w saunie niemalże przysypiałam ze zmęczenia

spaliłam tylko 934 kcali, a taką miałam ochotę na bycie Terminatorem Tysiąckalorycznym !!!!....

wrrrr, zabrakło czasu na dobicie do tysiąca... prawdę mówiąc - sił mi też już brakło... siłowo to ja jeszcze "miętka" jestem...

 

Znowu baton energetyczny zamiast obiadu. Biegiem do domu. Jakieś niewielkie 2 kanapki z szynką i pół słoika ogórków konserwowych. Tuszę, iż konserwowe są mało_kaloryczne...

Zakręcona dziś jestem jak słoik twist. Kurier z dhlu - nadać lampę; paczka na pocztę - ciężka, zanieść; kolacja dla zmęczonych facetów, pisanie i fakturowanie.

 

Chyba jeszcze pójdę nocą odśnieżać. Bo mnie szlag trafia!!

60 metrów szerokiego chodnika i brak odpowiedzialnego. Ani miasto, ani parkingowy, ani spółdzielnia, ani ministerstwo, każdy uważa, że to nie jego teren i w efekcie nikt tego nie odśnieża.

A to właśnie tamtędy, bo szeroko i najkrócej do świateł i przejścia, chodzi gros pacjentów przychodni. Dzisiaj widziałam dwie babiny. Stareńkie, lekko niedowładne, w pełnej i ciężkiej zimowej odzieży, z mocną nadwagą, okrąglutkie i niziutkie. Szły razem i się ślizgały i się nawzajem podtrzymywały. I się wywaliły. Też razem.

 

Jak nie przymrozi, to ten chodnik to dla mnie godzina i trochę spoconej roboty. Silny chłop poradziłby sobie w niecałe pół godziny. Tylko, że nikt się nie poczuwa do odpowiedzialności. Cholerny świat!

 

Choć może ...

Choć z drugiej strony to powinnam się cieszyć...

Bo może ?...

Bo ...

No, tak sobie rozmyślam z nocną nadzieją - co mi jutro pokaże szklane oczko ?

 

 

 

nocna edycja po odśnieżaniu:

trochę jednak przymroziło.... tylko 2/3 odśnieżyłam na pełną szerokość, resztę tylko na 2 osoby... po prostu nie dałam rady, łopata wykręcała mi się w dłoniach i grudy śniegu lądowały obok, a nie na pryzmie

ale 408 kcali poszło się zajączkować !!!

więc jednak jestem Śnieżnym Terminatorem!!!! spaliłam dzisiaj 1342 kcale!!!

6 grudnia 2010 , Komentarze (29)

Szlachetna bogini odchudzaczy!

 

Wołam do Ciebie, uwielbiam Cię i nienawidzę, wszystko jednocześnie !!!

Bóstwo, jawiące się odmiennie różnym oczom ! Albo nienawistne i mściwe pod postacią otyłego monstrum. Albo zeszczuplone nadmiernie, oschłe i obojętne sprawom śmiertelników.

Odmieniające swą postać zgodnie z porami roku, zgodnie z ciągami świątecznymi i gastronomicznymi!

Bóstwo perfidne, tak rzadko reagujące odpowiednio do modlitw i uczynków swoich wyznawców!

Jak mam Cię błagać, byś moich próśb wysłuchała ?!...

 

Jestem Twoją wyznawczynią. Acz moja wiara bywa odmieniania moim życiem, to wciąż Cię wielbię. Wciąż do Ciebie wracam.

Do Ciebie mruczę prośbę o wsparcie, gdy mi pod nos podtykają smakowitości, abym nie uległa.

Ciebie widzę przed oczami, gdy uda mi się wzgardliwie od nadmiaru odwrócić.

Ciebie chwalę, gdy o poranku czuję pustość w brzuchu.

I to Ciebie wciąż po cichutku przeklinam.

 

 

Jestem od tygodnia Twoja perfekcyjną wyznawczynią. Jem niewiele, mimo mrozów i śniegów. Męczę ciało, każąc mu długotrwale ćwiczyć aerobowo. Spełniam dobre uczynki, nocami odśnieżam w czynie społecznym. Nie nęci mnie słodkie, nie zapycham się ziemniaczkami. Jestem grzeczna, do cholery!!!

A Ty... Ty, Perfidna Wredoto... Ty wciąż nie masz dla mnie boskiego zmiłowania.

Och wiem, nie tyję grudniowo. Ale to moja zasługa, a nie Twoja!

Owszem, spodnie zmieniam chwilami na nierozciągnięte, bo rozciągnięte spadają z doopki. Ale to też moja zasługa, wara Ci od tego!

 

Od Ciebie dostaję tylko constans. Jak ciut podskoczy, to potem ciut spada.

Wypchaj się tym ciutkiem!!! Ja go nie chcę!!!!

 

Ja pragnę, by Twój ołtarz rozjaśnił się boskim blaskiem. Twój szklany ołtarz, na którym co ranek odprawiam misterium. Wskakuję na niego naga i oczyszczona i poddaję się boskiemu osądowi. Sprawdzam moją wagę.

Pragnę, by Twoja łaska widomym strumieniem spływała na mnie.  By oczy poraziło mi światło wagowego cudu. Bym patrzyła z radościa na malejące cyferki.

By chóry anielskie śpiewały pochwalne hymny. Mogą śpiewać Tobie, ja z chęcią też posłucham.

Ja tylko pragnę zobaczyć wreszcie mniejszy wynik na porannej wadze!!!!!

Nie musi mi bardzo spadać. Ale niech się wreszcie rozpocznie zjazd!!!

Jak mam Cię, Wredoto Nieosiągalna, błagać ?!?!?!

 

Och nie, nie zamierzam przerwać moich starań. Nie obrażę się i nie zaprzestanę poruszania się. Nie obrażę się na Ciebie i nie zacznę szamać wszystkiego, co z talerza nie ucieka.

Ale daj mi choć malutki znak, że doceniasz moje starania. Choć na kilka dni pokaż mi, że mnie zauważasz.

Tak bardzo marzę o wadze poniżejpaskowej przez kilka dni pod rząd.

Czy to grzech chcieć aż tyle?......

4 grudnia 2010 , Komentarze (20)

Wczoraj odśnieżania nie było.

Było ze śmiechem przebijanie się przez zaspy do knajpy i z powrotem.

 

Grecka kolacja.

Pierożki philo z fetą, krewetkami i jogurtem miętowym jako sosikiem. 3 małe Mythosy. Podpłomyki z masłem czosnkowym. Na deser też philo, z mało słodkim kremem waniliowym i cynamonem. Kawa po grecku słodka.

 

Egipskie śniadanie.

Mleko.Suszone drylowane daktyle. Suszony na słońcu kozi ser. Czeka na obranie pięknopiuropuszowy ananas.

 

Jestem uf! pełna w brzuszku.

Waga constans, bo cóż to jest 10 deko w dół. Nic.

 

Właśnie wyszło słońce. Oślepiająco oświetla błękitną ścianę nowego bloczydła, tego kolosa, co mi wielkością widok po horyzont przesłonił.. Śnieg iskrzący.

Chyba zostawię Staśka synalkowi i pójdę na słoneczny spacer. Gotowanie zimowej zupy dla trzech facetów może poczekać.

 

ps.

Co to jest "słit komcie"? Czy to coś ze szkolnego języka? Czy może z jakiejś gwary?

3 grudnia 2010 , Komentarze (18)

zgodnie z zaleceniem
kładę uszy po sobie
nie będę reagować
nie będę pisać o towarzyskim, a właściwie nie_towarzyskim życiu vitalii
a pojawiające sie wredne komentarze będę kasować, żeby ich nadmierna ilość nie powodowała mojego pojawianią sie na głównej, bo to zdaje się jest główną przyczyną ...
zablokowałam większość osóbek, posługujących się wulgaryzmami w komentarzach (och, jedną czy dwie zostawiłam, dla zaspokojenia własnej perfidii)
zastanawiam się tylko, gdzie położyć górną granicę niereagowania

zgodnie z obietnicą
dzisiaj wciąż
spalanie intensywne
2 km piechotą przez śniegi
157 minut na siłowni, na maszynach, bieżna x 2, orbi, rowery + rozciągania różne
a potem długa sauna z przerywnikami pod zimnym prysznicem
w ramach obiadu jeden baton energatyczny o smaku wiśni
i jeszcze - tak ślicznie prószy, to zapowiedź nocnego odśnieżania
z firmy wzięłam na tę okoliczność rękawice robocze, żeby zgrabniej łopatę trzymać

zgodnie z moją naturą
PISAĆ BĘDĘ
bez pisania, to jak bez powietrza
bez przelewania myśli na papier to chyba bym pękła od tłumionych w sobie emocji i przemyśleń
przypomniała mi się wyspa, nazywana jeszcze niedawno największą imprezownią na Cykladach

 

2 grudnia 2010 , Komentarze (23)

Będzie o moim rozwodzie.

Będzie również o dołączeniu do zacnego grona sił sprawczych naszej cywilizacji.

Będzie i o tym, że się zawzięłam, siłowo i dietetycznie.

 

1. 

To koniec! Nie wytrzymuję!

Mrozu nie wytrzymuję.

A rozwód biorę z patykami.

Co najmniej do stopnienia marcowych śniegów.

Bo ostatnio chodziłam w środę. I tak okropnie mi ręce zmarzły.

No, nie tak, jak w zeszłym roku, że miałam aż odmrożenia. Dobrze, że peregrynowałam między urzędami, to sobie w ogrzewanych pomieszczeniach doprowadzałam przednie kopytka do stanu komfortu cieplnego. Ale ostatni, dłuższy etap patykowego chodzenia na mrozie spowodował, że czerwonymi zamarzniętymi i sztywnymi palcami nie mogłam sobie poradzić z kluczami od domu.

Poza tym ślizgały mi się nogi. Niebezpiecznie.

Tylko kilka plusów z tego ostatniego patykowego spaceru.

Spalone ileś tam kalorii. Acha, 215, policzyłam przecież dla Mulionerów. Rozgrzany organizm. Rumieńce niemalże tryskające na policzkach.

No i porządnie rozruszałam mięśnie, ponadwyrężane wtorkowym, ciut za intensywnym, odśnieżaniem.

Doprowadziłam przednie kopytka do używalności. Wsadziłam patykowe kopytka do mycia. Wydłubałam kamyki z bieżnika. Rozciągnęłam na całą długość. Wysuszyłam pod najdłuższym kaloryferem. Zaraz włożę do wora i powieszę w kąciku. Niech czekają.

 

Zrobiłam w tym roku patykowe 449,63 km. Hihi, gdybym dzisiaj wiedziała, że mi 400 metrów zabraknie do 450 km, to bym pochodziła wokół osiedla jeszcze.

Ale, co miłe dla moje samooceny, suwaki z ticker.factory pokazują całe km.

Więc:

Patyki 450 km !!!

TAAAAAK !!!! Przeszłam w tym roku z patykami prawie 450 km kilosów. Sama jestem z siebie dumna!

 

 

2.

A poza tym ...

Dołączyłam do tego bardzo zacnego grona, do Żydów, masonów i cyklistów. Naprawdę!

W środę popołudniem i przedwieczornie toczyła się jakaś wojenka na vitaliowym forum. Taka, jakich wiele się wciąż toczy na wszystkich portalach społecznościowych i/oraz celowościowych, zadaniowych.

Ktoś skopiował kogoś pamiętnik na nk. Ktoś kogoś chce podać do sądu za coś_tam, przy czym podanie tego kogoś naprawdę do sadu będzie automatycznie skutkowało upadkiem wieloletnich planów życiowych. Ktoś kogoś wyzywa. Drugi ktoś odpowiada tym samym. Wzajemnie się wyzywają i przed władzami portalu oskarżają o złe zachowanie. Namawianie się na zamkniętej grupie vitaliowej na skomasowane ataki. Zarzucanie przeciwnikom czynów, które się samemu robi. I w to wszystko wmieszany jeszcze moderator, chyba zbyt mocno zaangażowany osobiście. Kasowanie wątków. Zakładanie nowych, z podobnymi treściami startowymi.

 

Jakie to szczęście, że nie mam czasu brać udziału w forumowych bataliach. Znaczy osobiście brać udziału. Bo trzeba trafu, że jedna ze stron konfliktu, ta mocniej oskarżana - napisała mi kilkukrotnie (3, może 4 razy) pozytywne komentarze w pamiętniku. Więc jakoś wygodnie było wojowniczkom przywoływać moje istnienie. Nie raz. Kilka razy.

 

To Słonimski chyba jest źródłem powiedzenia, że "wszystkiemu są winni Żydzi i masoni i cykliści". Proszę, tu jest LINK. 

A w Muzeum IV RP znalazłam cudny cytat: Choć ich udział w zbrodniczym spisku nie jest udowodniony, to wszyscy dokładnie wiemy, że "wszystkiemu winni są Żydzi, masoni i cykliści", a brak dowodów, potwierdzających to stwierdzenie, już sam w sobie jest "porażającym dowodem" ich wrogiej działalności.

CUDO !

 

A w trakcie środowej forumowej wojenki nagle mi przysłano mailowe info, by natychmiast biec i zobaczyć to:

Z litości usunęłam autorkę wypowiedzi. Zresztą ten wątek już nie istnieje.

Ale nagle poczułam dumę z przynależności do sprawczych sił naszej cywilizacji.

 

 

3. 

A poza tym się okrutnie zawzięłam. Żeby mi wreszcie ta waga poszła w dół!!!.

Na siłowni spędziłam dzisiaj prawie 3 godziny.

2 x po ponad 40 minut na bieżni. 16 minut orbiego z dużym obciążeniem. Godzina z haczykiem na różnych rowerach, głównie zadawałam sobie programy jazdy górskiej. Rozciągania i napinania z drobniutkim obciążeniem.

Spaliłam 1112 kcali.

Bardzo ortodoksyjnie pilnuję wchłaniania. Nie to, żebym vitaliuszem i przez ile.waży wyliczała sobie znowu każdą kalorię. To już robię w głowie, całkiem odruchowo. Ale pilnuję, by odpowiednio zbilansowany posiłek był przed siłownią, odpowiednie białko po określonej ilości czasu po powrocie. Wypijam hektolitry napojów różnych, w tym i energetyczne oraz izotoniczne.

Jeszcze jutro siłownia i potem łikend babciowania. W sam raz na regenerację mięśni.

Na razie waga konstans. Ale biorąc pod uwagę, że świtem dopadła mnie babska przypadłość - to może być.

 

Nie napieram się na szybkość spadku. Lepiej powolutku, statecznie!! Mulionerki przypomniały mi naszą zbiorową mądrość, że po spektakularnych spadkach z reguły następują równie spektakularne rośnięcia. Więc wolę, żeby powoli spadało. I jeszcze przypomniały mi, że przy ostrym terminatorowaniu spadki zaczynają się dopiero po tygodniu. Że na razie organizm jest w szoku wysiłkowym.

 

.. ja ci dam szok, ty moje nieposłuszne ciało!

... będziesz działało jak w zegareczku szwajcarskim !!

 

Więc teraz idę odśnieżać. Jak to dobrze, że sporo napadało.

A jak juz szufla będzie mi się wyślizgiwała z omdlewających dłoni ( bo dłonie pierwsze mi wysiadają), to zacisnę zęby i będę się delektowała bólem mięśni. Dla mnie jednoznacznych z kaloriami, które spieprzają w siną dal.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.