Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1820032
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 grudnia 2010 , Komentarze (23)

... ale dzisiaj już nie jestem taka pewna ...

Chodzi o to Zimowe Terminatorowanie.

Dwa dni intensywności na siłowni. Dwa dni nocnego odśnieżania.

Spalam dziennie ponad 1000 kcali. Z tego 2/3 aerobowo.

Podaż kaloryczna w normie.

 

 

Odezwały mi się zapomniane mięśnie. Jaki przyjemny jest powysiłkowy ból! - dla świadomości. Ale jaki mało przyjemny dla ciała!

Od chodzenia na bieżni pod górkę intensywnie czuję głębokie mięśnie między pośladkami a udami. Od odśnieżania czuję mięśnie ramion i te pod biustem u góry. Troszkę sobie naderwałam prawy biceps, ale maść kamforowa czyni cuda.

Dżinsy spadają i z nóg i z tyłka.

Nie mam czasu jeść. Nie mam czasu siedzieć w kuchni. Nie mam czasu palić.

Zasadniczo jestem zadowolona.

 

ALE ...................

Wczoraj na wadze było mnie znacznie mniej niż na pasku.

Dzisiaj na wadze jest mnie więcej niż na pasku.

Niby jest wytłumaczenie, bo wróciłam z odśnieżania bardzo głodna. No i zjadłam wielką porcję zasmażanych buraczków z jabłkami.

Ale wcale mi się TAKE WYNIKA WAŻENIA nie podobają.

Wiem, wiem, to tylko dwa dni. To dopiero dwa dni. I wiem, że lawinowe spadki są niezdrowe.

Ale takie satysfakcjonujące!!!

 

Dzisiaj lekki odpoczynek od Zimowego Terminatorowania. Tylko patyki między urzędami. A popołudniem i wieczorem babciowanie.

 

ps.

Zapomniałam, że śnieg jest taki ciężki. A jak skamienieje, to pieruńsko ciężki. Więc może i dobrze, że dziś już nie pada.

 

29 listopada 2010 , Komentarze (51)

Ośnieżona - to ja! Bo pogoda taka śliczna! Śnieżąca! Cudna!!!

Jestem natchnieniem. Acz nie dla tych, dla których bym chciała.

No i od dzisiaj intensywne zażywanie dopalaczy mnie czeka.

 

 

Ośnieżona.

Jaka śliczna zima!!.. Uwielbiam zimę w mieście, gdy jeszcze nie ma błota pośniegowego.

Pada, śniegiem dymi, mrozi policzki. Cudnie. A ociupinkowy parczek przed stacją krwiodawstwa znowu wygląda piękniej niż bajkowo. Ulice wymiecione z samochodów. Nie ma tak, że korek komunikacyjny cały dzień. Nie! tylko jak panbóg przykazał - korek jest jeno w godzinach szczytu. Część kierowców przesiadła się do komunikacji miejskiej i nagle miasto ma płynny, acz powolny, ruch. I jeszcze jeden powód do radości - chyba pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że zima NIE zaskoczyła drogowców.

Kilka razy dzisiaj wychodziłam i wracałam. I za każdym razem czułam dziecięcą radość z padającego śniegu.

A jak przestanie padać - to bez względu na temperaturę - IDĘ NA ŚNIEGOWY ROWER! Pierwszy raz w życiu. Chociaż raz w życiu. Tak bardzo chcę!

A jaki piękny wysiłek od dzisiaj prawdopodobnie mnie czeka!!! Zabawa w (Nocną) Niewidzialną Rękę. Siłownia i sauna w pigułce. I jeszcze wielka satysfakcja moralna i radość z dobrze zrobionej roboty. Nocne odśnieżanie, w czynie społecznym.

 

Natchnienie.

Od sierpnia mnie podglądają co najmniej dwie osóbki. Pod czarnymi nickami, z darmowych pamiętników założonych bez wykupu żadnej usługi vitaliowej i/lub z kont bezpamiętnikowych. Tak, tak.... "sprytne" "spryciule" "sprytnie" sądzą, że się ukrywają, hihi. Lepiej zajrzeć do (cudzego i wrażego) pamiętnika pod (niby) niewinnym nickiem, niż pokazać swój, znany nick, w statystykach odwiedzin.

Komuś się chce dokonywać czynności związanych z wylogowywaniem prawdziwej siebie i zalogowywaniem jako obcy, jego sprawa.

W niedzielę popołudniem zaś kopnął mnie niesamowity zaszczyt. Otóż stałam się dla kilku osóbek inspiracją do gargantuicznej pracy umysłowej. Tak, tak, moje pisanie i moja osoba to uczyniły.

Zostały założone dwa pamiętniki, jeden z nazwą łudząco podobną do mojego nicka. Z niesmacznym awatarem. I owe dwa nicki w forum vitaliowym, tym tyczącym macierzyństwa, zaczęły rozrabiać jak dzikie, wulgarne zające.

Niestety, ominęła mnie uciecha, bom całą niedziele odsypiała imprezę. Jak wcześnie w nocy odpaliłam kompa, to tematy były już usunięte. Tylko pocztą, kilka skopiowanych, co śmieszniejszych postów do mnie dotarło.

Jaką ogromną pracę umysłową, musiały wykonać moje dwie wroginie!!!... (hmmm, a może to była jedna osoba, hmmm serwery symetrii mają zapisane logi, więc jakby co...). Ale jestem pełna podziwu dla tych tytanicznych wysiłków. Umówić się, namówić na zrobienie bardachy, dogadać szczegóły, wykonać to ... jej!! Wymagało te pewnie wytężania tych malutkich umysłów ze wszystkich sił.

 

Wolałabym co prawda, abym stała się natchnieniem do czegoś pięknego, czegoś wspaniałego. Hihi, wystarczyłoby mi ostatecznie, gdybym stała się natchnieniem, by te niedorobione siły umysłowe przeznaczyć na naukę ortografii albo logiki...

A tak stałam się natchnieniem do podłości.

Jednak sądzę, iż to nie moja wina. Podłym publicznie stanie się tylko ten, co już ma w sobie znaczny potencjał podłości.

No cóż, jedni lubią jeździć na rowerze. Inni hodują kwiatki. A jeszcze inni wyrywają muchom skrzydełka i przywiązują kotom do ogonów puste puszki.

 

 

Dopalacze.

Jeden post na forum Mulionerów mnie zainspirował. Projekt podsumowania, ile schudliśmy od założenia wątku. I mi się zrobiło GŁUPIO! Nie guuuuupio, tylko właśnie głupio.

Przyszłam na vitalię z wagą ponad 64 i tendencją rosnącą. Przez 3 miesiące zasuwałam po 3 godziny na siłowni 5 razy w tygodniu. Pływałam, po co najmniej godzinie i co najmniej 4 razy w tygodniu. I sauna - 3 lub 4 razy w tygodniu, i na basenie i po siłowni. I WTEDY chudłam. To z wtedy mam schudniete na stałe!

Zjechałam z tych 64 z ogonkiem do ... mniej więcej 57 kilo.

Potem czerwcem ucieczka z domu i potem rejs po Cykladach i nagle 59 kilo prawie.

I od tego czasu tylko patyki i tylko rower. Owszem, pobiłam swój kilometrowy_w_jednym_sezonie rowerowy rekord. Ale rower mnie nie odchudza. Mnie rower utrzymuje na wadze. Mnie rower modeluje. Mi rower służy do rozmyślań i medytacji. Jestem silna, zwarta, zgrabniejsza - ale nie chudnę!!!!

Potem jesień 09 z Czarownicami Rowerowymi i na zimę byłam happy z 55 kilo.

Potem święta i obżarstwo i 58.

Wiosna 2010 cała na dojście do 56.

Wielkanoc i 58.

Do wakacji 55 z ogonem, a po Cykladach znowu 58.

I tak się bujam od ponad roku między 55 a 58.

 

Czyli co???? Po co ja jestem na Vitalii??? Żeby schudnąć czy żeby rozpaczliwie utrzymywać wagę ?????

Szlag mnie trafił! Ale na te stracone półtora roku to własną prośbę przecież. Tabelki Excelowi sa bezwzględne!

Więc szlag mnie trafił. Osobistemu kieszeniowemu wężowi zawiązałam seledynową kokardkę na zębie jadowym. Niech mi ten wąż tu nie chamra, niech mi syczy!

Poszłam i kupiłam karnet na siłownię.

I dzisiaj już byłam. Bieżnia: 6,8 km w 71 minut z górkami od 3 do 6,5 stopnia pod górkę. Rower z oparciem: godzina, 3 programy górskie, 2 z ostrymi podjazdami, 17,14 km. Orbiterek się zepsuł, a ja już nie mogłam czekać.

Moje dopalacze sportowe, te z Olimpu.

Thermo Line II do pierwszego posiłku w dniu, gdy będę się siłować.

L-Karnityna w dawkach trzech różnych: 500 plus (no nie, tego dzisiaj nie wzięłam, na 2 godziny nie warto), 500 i zwykła.

Zastanawiam się na zażywaniem Chitosanu, wszak tłustości ogromniastych nie jadam. Jedyna tłustość, to 2 łychy oliwy do michy sałat z pomidorami i fetą, mazanie smarowidłem po nieczęstych kanapkach oraz śmierdzące sery. Może nie warto? Może Chitosan zostawię na czas świąt i sałatkę jarzynową z majonezem?

 

Tak więc robię na samej sobie experyment dopalaczowy. 3 miesiące siłowni. Odśnieżania, póki śniegu i póki zapału. 3 miesiące wysiłkowych dopalaczy.

Mam cichutką nadzieję, że efekt stały/długofalowy będzie choć troszkę podobny do tego z wiosny 2009 roku.

 

jeszcze ps (dla niektórych)

Nie jestem wyliniałą lamą, znaczy - lamą mogę być, nawet umiem pluć do celu. Ale w życiu nie wylinieję. W latach młodości mogłabym sobie kłaść na głowie końskie łajno i zmywać szarym mydłem, nie szkodziło mi nic. Moje starsze dziecko ma włosy po mnie, akurat zapuszcza grzywę i ma ją takiej mocy jak ma tarpan lub konik Przewalskiego. A ja i teraz swoimi włosami mogłabym obdzielić ze dwie młódki i jeszcze by dla mnie zostało.

Nie jestem ani starym pudelkiem ani starym pudełkiem. Jestem osobą.

I kij wam w bok, jeżeli wciąż myślicie, że wasze śmieszne gówniarskie podchody budzą cokolwiek poza politowaniem, zdegustowaniem i niesmakiem.

 

EDIT dla Bajeczki, to chodzi o czarność w statystykach, nie w pamiętniku

zielone to wszyscy

fioletowe to pamiętniki odwiedzone ostatnio przeze mnie

czarne, zaznaczyłam, to osoba, do której nie możesz sie dostać, vitalia pisze, że nie istnieje albo że nie ma własnego pamiętnika

27 listopada 2010 , Komentarze (18)

Gdybym miała kłaczyska zdekoloryzowane, to miałabym grube kosmyki takiej różowości jak Pink w pierwotnym wcieleniu.

Poniewac wściekły_ciemny_neonowy_róż był kładziony na moje za ciemne włosy - to wyszedł świecący fiolet.

No i dobrze. Juz wyciągnęłam grubą bransoletę, ma na czarnym wzory w takim samym odcieniu fioletu.

Pan i Władca jeszcze mnie nie widział . . .  hihi, mam nadzieję, ze nie zagrozi zostawieniem w domu.

 

Zaraz kłade się na godzinkęz ogonkiem odpoczynku przedimprezowego. Maseczka liflitngująca, kompresy z herbaty na oczy, muzyka łagodna do uszu.

 

Z moja mamą lepiej, znacznie lepiej!!! Jak dzisiaj byłam w szpitalu, to jeszcze miała kroplówkę. Ale poprosiła o odpięcie i samodzielnie do wucetu pobiegła. Wracała co prawda lekkim wężykiem, ale nie powoli, tylko truchcikiem. No i można z nią normalnie rozmawiac, nie zostały żadne ślady splatania. I znowu jest bojowa, Tate ochrzaniła, ze jej przyniósł dwie butelki mineralki, a nie jedną, że jej niepotrzebne. Dopiero jak usłyszała, ze ta mineralka to zalecenie lekarza, to położyła uszki po sobie.

 

na wage rano nawarczałam.

bo mi tu dżinsy z tyłka spadaja, sałatami sie odżywiam i owocami i czystym mieskiem, a ona guuupia w górę.

ale sobie przypomniałam nocne kanapki dwie. no tak, jadłam je powolutku i z pełna swiadomościa, ze jeżeli nie zjem ich przed snem, to mnie obudzi noca głód i pożrę wtedy pół lodówki.

ale z drugiej strony czy 2 kanapki z wędlima, smarowidła niewiele, to czy one ważą więcej niż pól kilo ??? chyba nie, czyli miałam słuszność - warcząc rankiem

 

sorry za lieterówki, alem w biegu

26 listopada 2010 , Komentarze (21)

Czwarteczek w założeniu miał być dniem kobiecego dopieszczania. Dosypiam między klientami. Nie biegam. Nie załatwiam. Tylko komp i komóra, wystarczy. Wklepuję i wsmarowuję w paszczękę oraz szyję różniste ingrediencje, com je dostała u kosmetyczki.

 

Przed wieczorkiem wypad sklepowy z Panem i Władcą. Do sukienki na sobotę uparł się mi kupić bieliznę. Ok, mam jakąś  15-procentową promocję Triumpha, możemy iść. Mówię panience stanikowej, że sukienka trochę obcisła, materiał miękki i lejący. Zaproponowała mi tą samą kolekcję, co ostatnio kupowałam, tylko w wersji  UWAGA: modelującej. Założyłam to w całości .......  i o Christosie!!!!!!!!!!!

Gacie, owszem - wysokie, ale mają takie coś na brzuchu, że tego brzucha nie mam. Znikło go. !!!. Całkiem go znikło!

A stanik???!... Nie dość, że na kolor i na wzór haftu czekającemu (na płacenie, hihi) Panu i Władcy ślinka ściekała po chciwych kiełkach. Nie dość, że rozmiar dobrany perfekcyjnie, no, moje ulubione Lobby Biuściastych oraz Sezamek nauczyli mnie dobierać biustonosze.

Ale.......

Wyjaśnię: dla mnie ZAWSZE to jest stanik i biustonosz i oraz biust. Jako miana. Jakoś mi nie pasują bardziej popularne, uliczne nazwy tej czwartorzędowej... ? a może trzeciorzędowej cechy płciowej.

Ale jak założyłam ten biustonosz, jak wygarnęłam ciało nadmiarowe spod pach, jak mi bra_fitterka podciągnęła ramiączka.... - to się nagle okazało, że ja mam STERCZĄCE ZAWADIACKO CYCE.

łał

łał

ŁAŁ !!!

 

Wieczór spokojny i miły.

Ryba duża w szpinaku i nic więcej. Nawet piwa.

Pan i Władca właśnie podjął bohaterską decyzję o przejściu na racjonalne odżywianie.

Ale już któryś raz już pyta, czy od dzisiejszego bieliźnianego zakupu odcięłam metki i gryzące informacyjne paseczki ...

 

 

 

A potem przed 23 telefon i świat mi się troszkę wali w gruzy.

 

Jest mocno po trzeciej

Wróciłam ze szpitala. Mama. Znowu. Tym razem nie ciśnienie, to coś innego. Bo z ciśnieniem i lekami jest grzeczna.

Wiecie, jak się teraz czuję, po kilku godzinach ?

Od lat się z moją mamą nie bardzo lubimy. Ale nauczyłyśmy się jakiejś tam wzajemnej tolerancji. No i ja wciąż pamiętam, że istnieję, bo ona mnie rozpaczliwie i chciwie chciała. I że do 7 roku życia kochała mnie najbardziej na świecie.

A dzisiaj kilka godzin słuchałam jej jęczenia z bólu. I podstawiałam nerkę, bo wciąż wymiotowała żółcią. I ocierałam jej usta. I przebierałam, prawie bezwładną. I zatykałam otwarty i cieknący wenflon. I pomagałam włożyć czopek.

 

 

Właśnie wróciłam do domu. Jest po wpół do czwartej.

Wkleję oba wpisy razem, bo chyba ...

 

Jestem zmęczona.

Taksiarzowi, com go ulicznie złapała, bo torby z butami i ubraniem mamy ciężkie były, a zostawić Dziadkowi musiałam - kazałam zajechać na najbliższy CPN. Kupiłam procenty jako najlepszy środek na rozedrganie. Wypiłam. Kurde, ohyda!!!

 

 

Wciąż rozedrgana

I wciąż ją widzę

jest 3:57

 

dobranoc

 

25 listopada 2010 , Komentarze (21)

Piękny Kaz, były premier Kazio Marcinkiewicz, zabawny polityk kieszonkowego formatu, teraz obecny ( a i to chwilami tylko) głównie w tabloidach - wsławił się jednym gestem i jednym okrzykiem. Z radości nad wynegocjowanym budżetem unijnym podniósł zaciśnięte pięści do góry i wydał z siebie okrzyk radości po angielsku: yes! yes! yes!

Ja dzisiaj tak samo się zachowałam. Stałam o świcie na wadze i pokrzykiwałam "yes" z angielska i potem taniec radości w bieliźnie odstawiłam.

Na wadze PONIŻEJPASKOWO !!!!

Zobaczyłam samotne 57, bez niczego po przecinku.

 

Zasługa konsekwencji.

Zasługa zaparcia się zadnimi łapami w uporze.

Zasługa wczorajszego straszliwie zajętego dnia.

 

Bo nie miałam wczoraj czasu i okazji jeść.

Bo się wczoraj, w przerwach od zajęć zawodowych, wylasz... ops... Ops!

Muszę chyba użyć innego słowa, bo wylaszczanie działa czerwonopłachtobykowo. Więc może - ukobiecałam? Błe, okropnie brzmi. Upiękniałam? Ulepszałam?

Ach, nieważne.

Rano w biegu przegryziony banan tylko i picie i do dentystki. Rana pozębowa w prawidłowym gojeniu, z lewej strony jest ok. A z prawej dentystka przykleiła mi piękną koronkę, idealnie kolorem dobraną. Mam znowu wszystkie zęby! Koniec koszmarku po łapczywym gryzieniu pańskiej skórki. Mam znowu zdrową paszczę!!!! I wciąż się do lustra dzisiaj szczerzę, żeby popodziwiać.

Popołudnie w zakładzie kosmetycznym. Dermacośtam na paszczę i szyję. Jakieś masaże, głowice ścierające z (hihi) diamentu, kremy, serumy, maseczki. Oddałam się z całym zaufaniem w ręce kosmetyczki i błogo odpoczywałam, przysypiając chwilami.

Potem deliberacje z fryzjerką, co zrobić z tą za ciemną farbą z piątku. Razem experymentujemy, moja głowa, jej umiejętności. Na szczęście mogę sobie pozwolić na wszelkie włosowe experymenty, bo kłaków na głowie całe życie miałam w nadmiarze. Mam teraz zrobione coś w rodzaju grubych pasemek. Właściwie nie pasemek, tylko kosmyków. Są na końcach tylko, mają po od 3 do 5 cm i jest ich 18. Efekt zadowalający, rozjaśniło mi się wokół twarzy.

Jej, jak ja nie lubię takich sztywnych biznesowo-a_niby_towarzyskich imprez, jak ta szykująca się w najbliższą sobotę. Albo styl nieskazitelny i poważny. Albo jakaś extrawagancja, ale ze świadomością, że się będzie obgadywanym przez pewien czas. Trochę mnie korci, by sobie zrobić dodatkowo coś neonowo-fioletowego na głowie. Tylko i wyłącznie dla wprowadzenia odrobiny fermentu...

Wieczorem dopiero, po miastowym bieganiu na obcasach, dopiero jak wróciłam, to jadłam drugi posiłek. Buraczki, jabłko, podsmażone na ciepło + 1/3 koziego camembert, rozlanego w kałużę w mikrofali. A!, i jeszcze ukradłam trochę z synkowego gara. Znowu zrobił sobie makaron ryżowy z kurczakowym curry. Za ostre dla mnie, wiec tylko 3 łyżki ukradłam.

A potem już byłam za bardzo zmęczona, by poruszać paszczą.

A potem jeszcze "nocne Polaków rozmowy", takie "rozmowy o życiu i śmierci" jak to ujął Osioł Shrekowy. Z synkiem gadałam do prawie trzeciej. A jak gadałam, to nie jadłam, mimo, iż w którymś momencie staliśmy w kuchni.

 

Dzisiaj, po zejściu z wagi, przymierzyłam sukienkę na sobotę. Perfekt! Super leży! Żadnego brzucha!

 

... a na dachu przychodni pode mną leży śnieg .... i nie topnieje...

24 listopada 2010 , Komentarze (126)

naprawdę, nie interesuje mnie,

od czasu sierpniowej awantury.. a może to w lipcu było?... i od czasu zmasowanego ataku wszystkich jej słodzących zwolenniczek, tych natalii, chrapć, pistacjowych....

no, od tego czasu trochę nie lubię pewnych osób na vitalii, niektórych bardzo nie lubię .. .

 

ale na to jest jeden sposób - nie zaglądać do pamietników osób nielubianych

niestety, nie zawsze wykonalny, bo niektórzy zmieniają fotki profilowe i np. zamiast solaryjnej gwiazdeczki jest ktoś w cętkowanym ubraniu .. . zamiast kota jest bukiet kwiatów, itepe

a jak wpis jest na głównej, wsród najczęściej komentowanych, to nie widac nicka, tylko awatara

 

staram sie omijać jej wpisy, ale czasem link z głównej mnie zaniesie, ale wtedy się rakiem wycofuję, nie czytam, czasem jakaś fota w oko wpadnie

więc ten młody babonek mnie nie interesuje

chudnie, ok, nie se chudnie, jak nie chudnie, to drugie też mi ok

upasa syna, nie se go upasa

pisze nieortograficznie, ok jej niedouctwo

jej życie

 

ona mnie nie interesuje, ale ja ją, wręcz przeciwnie, bardzo

dzisiaj znowu do mnie zajrzała... no trudno... pamiętnik mam przecież otwarty dla wszystkich

ale na cholerę mi pisze zlośliwości ???????????????

tak bardzo jej na mnie zależy, że musi prowokować ????

DURNA OSOBA

nie usunę jej wpisu, bo i po co ?

a jako dowód bezinteresownej złosliwości i głupoty - niech zostanie

 

edycja po chwili

hihi, napisała złośliwość i w te pędy natychmiast zamknęła swój pamiętnik na tylko dla znajomych, nie dość, że złośliwa, to jeszcze tchórzliwa

acha, Nanuska pyta, więc odpowiadam - jej komentarz jest we wpisie z 22 listopada "raporcik z nieobecności"

 

 

23 listopada 2010 , Komentarze (22)

konsekwentnie pilnowanie wchłaniania

dieta głównie owocowa i jarzynkowa i sokowa

umiarkowany ruch

i czyż trzeba czegoś więcej do szczęścia ????????

 

 

wczoraj na rowerze prawie 29 km, spalone 683 kcale, zizimny okropny deszcz mnie zmoczył, wracającą

wchłanianie niskokaloryczne, jeszcze nie policzyłam, na razie na oko nie było więcej niż 1300, i to łącznie z napitkami wieczornymi

dzisiaj na wadze 57,3

hurahurahura, tylko 10 deko ponad pasek, hurahurahura! 

22 listopada 2010 , Komentarze (10)

czwartek

rower, 47,6 km, 1156 kcali spalone

wchłanianie - pokarmowo niewiele, 1200 kcali, niestety nadużyłam drinków, więc pewnie koło 2 tysięcy było

 

piątek

lawinowy wzrost zahamowany, tendencja w ... "lawinowym" odwrocie

waga bardzo_sporo_powyżejpaskowa, ale akceptowalna

miałam się wylaszczać, miałam trenować, miałam nie jeść nic ponad owoce i jarzynki

niestety, awaryjne popołudnie i awaryjny wieczór ze Staśkiem

więc :

z niejedzenia nici, jak czekałam w czasie jego zajęć, to w takiej klimatycznej knajpie, zrobionej na praską spelunę, nie jeść byłoby obrazą podniebienia ...

i jeszcze, jak Stasiek w domu jadł jajecznicę, to ja też ... sobie zrobiłam 

hamulce puściły, wrrrr !

z zamiaru trenowania pół dnia została się jeno godzina na rowerze

z wylaszczania się, dopieszczania i domowej kosmetyki zostało mi tylko zmienienie koloru włosów, i, kurde, z półki rosmanowej wzięłam nie ten numerek farby, za ciemne wyszło, nie podobam sie sobie okropnie!

 

sobota

jednak całkowite odstawienie przecibólców pozębowych jest głupim pomysłem, zwłaszcza nocą i nad ranem, nie boli cały czas, ale jak zaboli, to z najbardziej zajmującego snu wybudza i tylko kołdrę zagryzam

ale naprawdę już nie chcę więcej się zatruwać!

waga sporo_ponadpaskowa, ale jeszcze nie tragedia,

pewnie to we wmnie siedzą ta jajówa z wieczora i ten obiadek w spelunie, ehhhh

z trenowania to tylko zostały intensywne ćwiczenia akrobatyczne w parach

deszcz pada, nawet na godzinę roweru się nie zerwałam

wchłanianie - do 16 grzecznie bardzo, soki, owoce, potem u teściowej jeden kawałek (tylko jeden!) ciasta drożdżowego i 4 merci... mniam! . ..  ale w domu zupa ogórkowa w ilościach do wypęku i 3 kanapki nocą

 

niedziela

waga jak wczoraj, 20 deko w dół się nie liczy

aktywność fizyczna jak wczoraj + spacery

wchłanianie może być, obiad knajpowy nie za duży, te krewetki to królewskie były tylko z nazwy, bo na pewno nie z rozmiaru

pochłonięte 1260 kcali, ale szłam spać z brzuszkiem pustym, kruczącym lekko z głodu

 

poniedziałek

waga lekko ponadpaskowa, ale mniej niż wczoraj; chyba zaraz zmienię pasek, znaczy przystosuję go do  skrzeczącej rzeczywistości

na dworze tylko 5 stopni ciepła, ale skoro od środy ma być śnieg, to jest chyba jedna z ostatnich okazji, żeby rowerem pośmigać

planuję dziś jeść dietetycznie bardzo, na razie micha owoców: banan i kaki + szklanica gęstego soku, na popołudnie sery kozie + buraczki, jeszcze się waham między sałatką z octem a podsmażanymi na ciepło, to zależy w jakim stanie z roweru wrócę

 

acha, w sobotę mam pijąco_tańcującą imprezę, czyli znowu jakiś kopniak mentalny do pilnowania wchłaniania, przynajmniej przez najbliższe dni

18 listopada 2010 , Komentarze (32)

i w związku z tym prosze mi wybaczyć zgryźliwość i złosliwość, gdy takowa pojawi się w moich komentarzach do Waszych wpisów - a pojawi sie na pewno! z czystej zazdrości!

 

bo:

wchłanianie wczoraj 1733 kcale

spalanie sportowe wczoraj 734 kcale

waga dzisiejsza ....
najpier mrugnęło 60  (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)

potem mrugnęło 59,9

potem sobie przypomniałam, że wypiłam przed świtem prawie całą szklankę mleka, no dobrze, to minus 0,2 kg

więc 59,7

wzrost od wczoraj o 70 deko

 

nie, nie poddaję się zniechęceniu ... jeszcze

ale zastanawiam się nad zawieszeniem vitaliowania do wiosny

bo skoro i tak nie ma sukcesów, to na plaster tu być

... poza tym mi wstyd

 

ps. idę na rower

17 listopada 2010 , Komentarze (25)

Lepiej jest z moją paszczą.

W poniedziałek zębolożka powiedziała, że jeszcze nie umrę. Cóż miałam robić? Uwierzyłam. Dostałam antybiotyk i inny przeciwbólec.

Nawet się na rower w poniedziałek wybrałam. Żeby było straszniej, przed jazdą łatałam dętkę w tylnym kole. Coś źle wsadziłam pod oponkę i jak napompowałam i zaczęłam odbijać, żeby się gumy ułożyły - to NAGLE w dłoniach JAK mi NIE HUKNIE!!!

Pękłam osobiście moją pierwszą dętkę! Dumna jestem bardzo. Kota wystraszyło koszmarnie i sie obraził na resztę dnia. Szczątki dętki wszędzie, kawałek przeleciał ponad 9 metrów i wcale nie w lini prostej. A opona ocalała, bokiem poszło.

W uszach mi gwizdało ze 3 godziny.

Na rower poszłam, czemu nie? Za każdym podskokiem, za każdym przejechanym krawężnikiem - przeklinając zębolożkę okropnymi słowy. Że nie uprzedziła, że będzie falami boleć. Że jej bez zastrzeżeń uwierzyłam, że przeżyję.

Poniedziałkowe rowerowanie tylko ciut ponad 17 km.

We wtorek lepiej. Bo z przyjemnością 23 i pół kiloska przejechałam. Tylko bardzo grube wyboje odbijały mi się echem nożowym w szczęce.

Dzisiaj przedpołudniem byłam na robieniu sztyftu do koronki i przy okazji wymogłam na niej, aby z miejsca wyrwania wyciągnęła szwy.

Uff, od razu mi lepiej!

Zaraz idę na rower. Chciałabym dzisiaj pojeździć za dnia, a nie po zmroku.

 

Gorzej jest z moją wagą.

Wchłanianie na poziomie 1300 - 1450 kcali.

Od dwóch dni znowu ściśle i obligatoryjnie liczę wszystko. WSZYSTKO! To jest wszystko, każdy owoc, każdy maz serka na cienkiej bułce, każdy liz miodu, każdy łyk mleka, każdy %.

Spalanie sportowe od dwóch dni obecne. 409 i 560 kcali spalone.

Pokrzywa włączona do napitków.

Naprawdę, STARAM SIĘ MOCNO! Staram się z całych sił! Staram się szczupleć! Staram się nie tyć!

A waga rośnie. Każdego dnia mnie więcej. Dzisiaj osiągnęła poziom niewidziany jeszcze przeze mnie w tym roku!!!

A spodnie luźne! W biodrach i w pasie. I wokół ud.

A biust na Cykladach urośnięty - maleje!

Więc dlaczego waga, to denerwująca cholera, ta wredota, czemu ona ROŚNIE ?????

Dobrze, przyznam się.

Dzisiaj na wadze zobaczyłam 59 kilo. STRASZLIWE. PRZERAŻAJĄCE.

Nie zmienię paska ! Bo nie wierzę w to, co widzę.

 

 

Zupełnie nie na temat - to wstawię jeszcze jedno (obiecuję, ostatnie) zdjątko z berlińskiej imprezy. Bo ja kocham tańczyć!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.