Toczyła się na którymś tam vitaliowym forum jakiś czas temu dyskusja o codziennym ważeniu. Że to stresujące, że to nałóg, że źle działa na psychikę, że nie należy, że...
Nie uważam, aby ważenie się codzienne było szkodliwe. Bo to tak jak z każdym nałogiem - każdy potrzebuje innej dawki.
Gdy mam odpowiednią wagę, gdy wszystkie ubrania zapinają się bezproblemowo, gdy w lustrze, takim do ziemi, widzę przyjemną sylwetkę - to się nie ważę, no, może raz na jakiś czas odgarniam z mojej szklanej wagi kurz, bo naprawdę wystarcza mi miara w pasie spódnicy, w nogawce dżinsów.
Gdy mam jakiś wagowy cel do osiągnięcia, to ważę się codziennie o tej samej porze, z reguły rano, zaraz po wstaniu, wysiusianiu, a przed wypiciem ziółek. Potem piję napar - włącza mi się komp; po sprawdzeniu poczty automatyczne otwiera mi excell, wpisuję aktualną wagę, popatruję sobie w aktualizowany na bieżąco wykres. Wahania w granicach kilograma nie dołują mnie ani nie wprowadzają w euforię, wiem, że jest to normalne.
... ale gdy waga w ciągu kilku dni pokazuje tendencję zwyżkową, to wiem, że należy zwrócić baczną uwagę na ilość pochłanianych kcalii.
... ale gdy mimo reżimu dietetycznego waga wciąż po malutku rośnie... wtedy jestem wściekła. No, nie przenosi się ta wściekłość mi na cały dzień. Nawet nie uwiera przez cały czas. Jest tylko dyskomfort. Stresik. Ten stresik nie tyle na wagę, co na własny organizm. Że nie dział, tak jak powinien. Albo jak myślę, że powinien działać.
Poza tym, ta moja tabelka excela obaliła mi w głowie mit, że przed okresem kobieta ma prawo przybrać na wadze. Całe lata, całe miesiące sobie pozwalałam na przybieranie w tych dniach, ale potem jakoś nie chciało mi wracać, ta niższa waga. Znaczy przed okresem waga 1,2 do góry, a potem spadała tylko o 0,4.
Teraz mam wykres excela od marca i w ciągu tych 7 miesięcy tylko raz waga przed okresem podskoczyła mi więcej niż pół kilo. W innych przypadkach było to +20 dkg, +30dkg, a ciągu ostatnich 3 miesięcy waga przed okresem wręcz spadała...
Moja prywatna teoria jest taka, ze to wcale nie zatrzymanie wody powoduje przybór wagi. Że to hormony. One powodują przed okresem wzrost łaknienia, apetytu. I to w większości apetytu na potrawy słodkie, tłuściutkie, wysoko przetworzone.
Nie żaden nadmiar soli. Że niby nadmiar sodu w organizmie zatrzymuje wodę. He, he. Ja sól jem codziennie i bardzo dużo. Bywa, że solę i masełko na chlebie i potem jeszcze wędlinę, a do tego posolone pomidory.
ps 1
skończyła mi się wena na pisanie dzisiaj
ps 2
sprawy osobiste pod psem, nie będę o tym pisać
ps 3
aktywność fizyczna też pod psem, nie mam parcia i nie ta pogoda, tylko jeden basen i jakieś drobne ruchy hulahopowe