Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816670
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lutego 2014 , Komentarze (13)

zaniepokojonym odpowiadam
nic złego się nie dzieje, że mnie nie ma
z Jaśkiem jest też dobrze, o ile może być dobrze z nowotworem w IV stopniu zaawansowania
nie chudnę, nie grubnę
... tylko cały, caluteńki czas wolny i kawałki czasu kradzionego z obowiązków - przeznaczam na coś innego
albowiem wróciła do mnie namiętność sprzed ponad 6 lat i jestem stracona chwilowo dla świata

ale wrócę
jak się nasycę

14 lutego 2014 , Komentarze (10)

trochę luzu, czasowego, wreszcie zyskam
skończyłam dzisiaj trzytygodniową rehabilitację na oddziale dziennym rehabilitacji w szpitalu na Szaserów
wynik: bark prawie bezbólowy (w stanie spoczynku) oraz znacząco powiększony zakres ruchów
czasu mi to zajmowało, że hej!
a czasu mi brakło, między innymi na V.


trochę luzu w gaciach również zyskałam
konsekwentne pilnowanie wchłaniania zdaje się zaczyna przynosić efekty
zastanawiałam się dzisiaj nad kupnem kolorowych szelek, bo mi spodnie z doopki lecą
niby ponad pół kilo w dół to marny efekt tygodnia, ale ziarnko do ziarnka, tydzień do tygodnia....


trochę luzu...
a nie, w łikend nie będzie luzu
cały caluteńki spędzę z Jaśkiem
on musi być pod całodobową opieką dorosłego, a rodzice i siostra wyjeżdżają na 2 dni na Mazury wybierać lokalizację na wesele, a może i ślub i wesele, jakoś tam
mam ... och, można powiedzieć, że mam tremę



a poza tym mam nowego laptopka
ilość mięsistych słów, jakie z siebie wydaję, jest znacznie powyżej osobistej średniej
pragnę bowiem poznać go jak najszybciej i żeby spełniał wszystkie moje zachcenia
eh.... materia bywa zaskakująco oporna

7 lutego 2014 , Komentarze (8)

Więc tak:
Po 5 dniach nieufnego pilnowania koryta "z pewną taką nieśmiałością" (cytat pewnie co poniektóre vitalijki pamiętają) dopuszczam do siebie nadzieję, że mi się uda. Że się już udaje.
Może to jeszcze nie jest chudnięcie. Ale został całkowicie powstrzymany marsz ku górnej skali wagi.
Jutro, na spokojnie, się opomiaruję do vitaliowych tabelek, zważę nie w przedświcie, tylko po porządnym wyspaniu i uaktualnię pasek.
Jeżeli przetrwam łikend bez wzrostu, to będę baaaardzo zadowolona.
Waga dzisiejsza, w przedświcie : 63,7

6 lutego 2014 , Komentarze (23)

taka byłam grzeczna! taka opanowana! taka racjonalna!

w piekarni, ach! pachnącej! - NIE kupiłam chałki, choć do mnie wołała
w trakcie zakupów w Elei - NIE kupiłam hummusu, choć na sam widok opakowania ślinianki zaczęły mi pracować ze zdwojoną mocą
przy pieczeniu karkówki dla rodzinki siostry NIE podjadałam, oh! oczywiście, że gotowe spróbowałam, ale potraktowałam to jak normalny posiłek, do vitaliusza wpisałam jako mięsko obiadowe
w Arkadii NIE zjadłam frytek, w ogóle makdonalda ominęłam jakby nie istniał
NIE nabyłam plastrów suszonego mango
NIE kupiłam batonika
po późnym powrocie NIE rzuciłam się na jadło, tylko spokojnie przygotowałam zaplanowany wcześniej posiłek


taka po całym dniu byłam z siebie dumna!


późnym bardzo wieczorem skończyłam porcjować wystudzoną karkówkę, tu plastry w sosie własnym dla nas, tu plastry dla Roberta i Grześka, sos w naczynku obok, tu karkówka na zimno do chlebka, tu w sosiku grzybowym, tu w galaretce, ale można podgrzać i ze śmietaną będzie doskonały gęsty sos . . . otworzyłam zamrażalnik, żeby pudełka i pudełeczka pochować . . . a w górnej szufladzie . . . spojrzały mi prosto w oczy lody . . . bakaliowe . .
to nie podstępny Pan i Władca kupił - to synek nabył, jak spał u nas z kotem, kiedy my byliśmy w SPA i przez zapomnienie zostawił

przestałam być opanowana
spuszczę zasłonę milczenia na ciąg dalszy



ps.
waga wciąż w stanach nie do upublicznienia

kalorycznie to te lody mnie nie dobiły, ale przeraziło mnie natychmiastowe i całkowite zniknięcie "moralnych" hamulców na widok ulubionych lodów

5 lutego 2014 , Komentarze (9)

to pierwsza myśl na widok dzisiejszego wyniku na szklanej!
co za durnota! skąd taki straszliwy i nie do upublicznienia widok?!?!?!!?
przecież jem mniej i bardziej racjonalnie!
pół dnia spędzam z dala od koryta, na nogach miasto przemierzając,
ba! wczoraj przez 15 minut biegłam po śniegu, spociłam się, bo się spóźniałam z odebraniem Staśka z zajęć, bo shopping mnie od pilnowania zegara oderwał . . swoją drogą, niezłe i wygodne buty oraz torebkę pendant udało mi się nabyć . ..
i specjalnie wcześniej spać poszłam, żeby po nocy niepotrzebnie drzwi lodówki nie kusiły!


ona, ta szklana cholera, robi to specjalnie!!!
nie kocha mnie i specjalnie chce zniechęcić, pokazać, że racjonalne jedzenie nie ma wpływu na wyniki wagowe
kretynka!
szklana kretynka!
podrygująca ostryga!
może se podskakiwać!
może nie zauważyć 2dniowego pilnowania paszczy!
JA SIĘ NIE PODDAM
JA SIĘ NIE ZNIECHĘCĘ





ps...
ehhh !....  a na spokojnie analizując, to czego ja się spodziewałam po 2 dniach "odchudzania"?
fanfar i spektakularnego spadku?
to chyba ja jestem kretynka...




3 lutego 2014 , Komentarze (28)

odnowa od nowa          oraz zdjęcia z Myślęt

Ten dzień jest tak samo dobry jak każdy inny, by znowu podjąć starania o zanik oponki i innych nadmiarów. Zmotywował mnie ten łikendowy wyjazd dosyć mocno. A właściwie wstyd, jaki odczuwałam. Jeszcze pal sześć, że guzik w spodniach ciasny i że obręcz stanika zostawia pod biustem swędzący odcisk. Ale gdy brzuch zaczyna przeszkadzać w akrobatyce dwuosobowej, to już jest źle i smutno.

I doszedł też skandal, tak to odczułam we własnej głowie.
Był w tym SPA basen. Zasadniczo cały czas tam byliśmy, robiąc przerwy na posiłki, zabiegi kosmetyczne, spanie i akrobatykę dwuosobową. Pływanie, sauny, jaccuzi, pływanie, łączka słoneczna, atrakcje wodne typu przeciwprąd, parasol, bicze, słupek. Już w czasie pływania odczuwałam dyskomfort. Kostium pływacki z wakacji - na brzuchu się jakoś tam rozciągnął. Ale na górze człowieka, na popiersiu, materiału zrobiło się jakby za mało. Zbiegł się czy co? No, "w cycki mi trochę też poszło", ale żeby mi się biust nie mieścił? Ehhh, to musi być wada kostiumu.
Włączyłam sobie przeciwprąd na 3/4 mocy. Płynęłam z całych sił, walcząc z falami i mocą wody. Wychodziłam roześmiana, prychając wodą z nosa, rozanielona czystym wysiłkiem fizycznym. Na schodkach wyjściowych z basenu poczułam, że mi jakoś dziwnie ciało nie pasuje. Osz, kurde!!!! W panice z powrotem się zanurzyłam. Albowiem bijący mi na wprost prąd wodny wyjął mi prawie całkiem te niemieszczące się piersi z za małego kostiumu, wydmuchał na boki i próbował wepchnąć pod pachy. Prawie cały biust poza kostiumem !!!!! zgroza!
O NIE! Tak dalej być nie może!!!

Już wczoraj dokonałam odpowiednich zakupów spożywczych.
Już wczoraj na lodówce powiesiłam odpowiednie literki na magnesach.
Z wagi kuchennej szklanej zdjęłam przycisk do książek i 2 igły tapicerskie i etui z okularami do czytania.
Wykupiłam znowu Vitaliusza, odkurzyłam moje tabelki kaloryczne, przygotowane zestawy posiłków. Znowu będę liczyć każdą zjedzoną, wypitą czy wylizaną kalorię.
Już od dzisiejszego ranka jem z ołówkiem w ręku
Oponce brzusznej mówię NIE!
Nadmiarowym piersiom uciekającym z biustonosza mówię NIE!

... żeby mi tak nadmiar kilogramowy szedł w biodra ...  albo w szyję ... albo w biust, ale bardziej sprężyście, a nie tak lelawo ...



zdjęć kilka z Myślęt

przyjazd po ciemku, z dala, od szosy, widać tylko światła okien pałacowych


płynę tak szybko, że zanim fotograf nastawił cokolwiek w aparacie, już byłam pod przeciwległym brzegiem



naprawdę szybko pływałam, nie ma co tracić okazji!



całe jaccuzi MOJE!




podczerwień i ultrafiolet - "łączka słoneczna" z widokiem na śnieg i zachodzące zimowe słońce czyli mocno grzejące kamienne łoże a nad głową stado lamp ultrafiołkowych





ps.
waga lepsza niż przed wyjazdem, w końcu 2 doby intensywnego ruchu zrobiło swoje
więc można przyjąć, że zaczynam vitalię od nowa, z taką samą wagą jak te kilka lat temu
waga start - 63,8

1 lutego 2014 , Komentarze (9)

naprawdę jestem w takim miejscu.   
po drodze śnieg, zawieja, zamarzający deszcz, zakopany traktor i wywrócona piaskarka w rowie
a poza tym basen, sauny, jacuzzi, bicze wodne, masaże, pilingi, miękkie łoże

31 stycznia 2014 , Komentarze (10)

dzisiaj szklana, najedzona świeżymi bateriami, pokazała i-den-ti-ko!
i tak mnie jakoś stanik ciśnie w skórę pod biustem
i guzik dżinsowy rozpinać prawie-muszę przy siedzeniu
ehhhhh!....

jadę na kilka dni do SPA na Mazury, może tam choć odrobinkę ze mnie wymasują, wygniotą...

30 stycznia 2014 , Komentarze (26)

smętna i niedowierzająca "o! kurvva!" wyrwała mi sie dzisiaj w przedświcie, gdym stanęła na wadze
w potem stałam i stałam w stuporze, oczom własnym nie wierząc
i nagła panika myśli - że to przecież niemożliwe, że przecież wiem ile i co jem, i ile piję, i że słodyczami się nie opycham, no że jak to!?

WAŻĘ NAJWIĘCEJ OD PONAD 4 LAT
więcej niż gdy przyszłam na vitalię
na wadze w dzisiejszym przedświcie zobaczyłam 64,8 kg


a teraz sobie stąd idę

22 stycznia 2014 , Komentarze (12)

wczoraj późnym popołudniem było tylko minus sześć
ale wczesnym wieczorem już minus osiem
akurat rowerowałam
w bidonie przy wyjściu miałam wodę gorącą bardzo, taką, co ledwie ust nie poparzy
gdy wracałam i otrząsałam rower z błotka solowopośniegowego - w bidonie trzeszczało, sztywny był
picie mi zamarzło!!!

pierwszy raz w życiu

palce u rąk i nóg też protestują
no trudno!
rower idzie w odstawkę na jakiś czas

waga podskoczyła
ciut
odrobinę
ale to przez Pana i Władcę! wczoraj winogrona kupił i pod rękę mi paterę z nimi podsuwał
z winogronami jest jak z czarnymi czereśniami - już człowiek najedzony, już uszami wychodzą, ale jeszcze ręka chciwa sięga po następne i usta zachłanne czekają i język łapczywy sok oblizuje
oh!!!! jak dobrze, że już ich nie ma

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.