Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816973
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 marca 2014 , Komentarze (25)

bo zjedli wszystko!!!! NIC mi nie zostawili!!! potfory! okrutne potfory i mordercy empatii! ani pół nogi kurzęcej! a przecież sama robiłam!!! ani odrobiny kapusty zasmażanej z łazankami i kiełbaską, a tak pachniało... 
spóźniłam się do kuchni 20 minut, ciszą zwabiona - myślałam, że jedzą! ale sie okazało, że Pan i Władca owszem, zjadł i czytając, mechanicznie pusty talerz wyskrobuje, ale po synalku ani śladu! nie dość, że zjadł, to jeszcze wałówkę ze sobą zabrał, Pan i Władca pakował

na moje pełne złości i wyrzutu pytania, dlaczego zjedli wszystko??! i jak to możliwe, że dla mnie nic nie zostało??!!- w sensie jedzenia nie zostało, bo talerze w zlewie i gary obok zlewu, to i owszem - otrzymałam pełen niedowierzania wzrok i wybąkane:
- ale przecież sama chciałaś... od 2 tygodni mówisz, że wrócić chcesz do normalnego stanu na wadze . .  chcieliśmy Ci ułatwić

zamurowało mnie!
a potem stałam nad zlewem i łzy gorzkie przełykałam... a tam! żadne przełykałam! łzami skrapiałam ręce unurzane po łokcie w pianie

bananem się musiałam zaspokoić
i tak mi było smutno i niedobrze i źle na świecie...

do poranka
moja srebrna_szklana pokazała mi drugi dzień z rzędu poniżej 63 kilo
hmmmmm, może w ramach diety codziennie na kolację powinny być łzy zawiedzionego łakomczucha?

26 marca 2014 , Komentarze (15)

Jesienią tam chadzałam. Teraz znowu. Bo w zimie to gdzie indziej zajęcia piłkarskie Staśka się odbywały. Klub Varsovia na Międzyparkowej. Tu zaczynał Lewandowski, jak Stasiek podkreśla za każdym razem. Wokół pustynia handlowa, żadnego barku, księgarni. Na miejscu są tylko trybuny do siedzenia. Ale to wygwizdów straszliwy, wiatr przewiewa człowieka na wylot. I ciemno, bo zmierzch jesienią i teraz znowu szybko zapada.Oświetlona jest tylko murawa boisk treningowych.

A przeczekać trzeba 2 godziny. Półtorej na trening na boisku, reszta na szatnię, rozmowy trenerskie, itepe.

Kilka razy podjechałam 3 przystanki tramem (a dojść do niego daleko trzeba) do Arkadii lub 6 przystanków do największego Empiku. Ale zajęta czytaniem książek albo przymierzaniem butów, spóźniłam się kilkakrotnie po odbiór dziecka. Niedobrze.

W końcu w jednym z pobliskich korporacyjnych szklanych wieżowców odkryłam malutkie CoffeeHaeven. Co prawda zamykają już o 17:30, równo z wyjściem ostatniego korporacjotrepa, a Stasiek kończy po 18:15. Ale po kilku miesiącach, jako stała klientka, zostawałam w kąciku i przeczekiwałam sprzątanie i mycie podłogi. Wychodząc dopiero z zamykającym pracownikiem. Już nawet kawy nie muszę zamawiać, od drzwi mi barista powitalnie kiwa i pyta, czy to samo i do stolika przynosi.
Raj! Za oknami wieczorne zimno, a ja siedzę w cieple, w miękkim fotelu (a tak! mam swój ulubiony, z wysokim oparciem, jeszcze ani razu nikt mi go nie zajął), mam kubas słodkiej kawy i zasięg WiFi i rozłożoną na stoliku jakąś instrukcję do studiowania. I widok na ulicę przez okna od sufitu do podłogi. I miły uśmiech młodego baristy. Naprawdę raj!

 

Tylko że . . . po wyjściu z tego raju zawsze było mi niedobrze. Jak z przejedzenia tortem i z noszenia za wąskich spodni. Nawet późnym wieczorem na kolację patrzeć nie mogłam. Co jest????
Do wczoraj nie wiedziałam, od wczoraj już wiem!

Wczoraj wieczorem tak mi było niedobrze!!! Błeeeee…

Weszłam na stronę CoffeeHaeven. Sprawdziłam kaloryczność mojej kawy i włosy mi stanęły dęba na głowie. Włosy zdębiały i ja zdębiałam - jak to jest możliwe???
Średnia latte machiato, z normalnym mlekiem, dodatkowym espresso i syropem karmelowym ma. . .  litości! . . ma 431 kcali!!!
To jak MCDonald, do BigMaca trochę tych kalorii brakuje, ale i tak więcej niż McChicken, tyle prawie co duże fryty!!!! A ja się dziwiłam, że mi jest niedobrze, hehe!
Ponadto ja w ogóle nie używam cukru, a tu do ulubionej kawy biorę 4 tutki brązowego. Sypię go na piankę i wyjadam łyżeczką. Pianka, syrop karmelowy i chrupiący brązowy cukier, mniam! Niebie w gębie. Kalorii 16 gram cukru już nie miałam siły policzyć.

 

Niech już się zrobi ciepło! Niech będzie można przeczekiwać Staśkowy trening na trybunach, nie zamarzając na sopelek. Już nie chcę się we wtorkowe późne popołudnia chować w rajskim CoffeeHaeven.

24 marca 2014 , Komentarze (5)

a ja nie liczę kalorii w łikendy
i z reguły NIC specjalnego się nie dzieje

ale nie w ten:
w sobotę pochłonęłam 2 górki krewetek w indyjskiej knajpie
w niedzielę kapustka z grochem w ilościach nieprzyzwoitych, jadłam w trakcie przyrządzania, jadłam na obiad i podjadałam wieczorem

brzuszysko mam wypuczone do przodu a widok na wadze okrutny bardzo

tyle dobrego, że roweruję regularnie:
20 - 13,6 km (po mieście z kumplami, lajtowo)
21 - 43,2 km (pod lądujące samoloty)
22 - 8,3 km (przygotowania do rowerowego zabezpieczenia półmaratonu)
23 - 31,1 (w przedwieczornej mżawce naokoło osobistej dzielnicy)

ps. Jasiek dziś wraca do domu po kolejnej chemii, jest bardzo przyzwoicie

20 marca 2014 , Komentarze (12)

bo wciąz nie mam weny do pisania

więc tak:

  • nasza przyjaciółka, ta potrącona na pasach, wczoraj została wypisana do domu . .  ogipsowana, ale już na własnych śmieciach
  • Jasiek miał mieć wczoraj chemię, ale znowu słabsze są wyniki krwi . . dostał jakiś lek do łykania, pojutrze mają się stawić w CZD
  • po ustaniu złej aury - wracam dziś na rower . . już wczoraj miałam wyjść, ale mżawka się zaczęła
  • vitaliowo constans . . . chyba przestanę lubić constanse
  • Pan i Władca bardzo się stara . . naprawdę . .



w czwartek tydzień temu miałam "prawie zdarzenie drogowe"
Na Domaniewskiej, na odcinku, gdzie są 2 osobne jezdnie, na mojej trzypasmowej jezdni byłam na środkowym pasie do jazdy na wprost, gdy z wnętrza galerii Mokotów, z podporządkowanej, wyjechała nagle na mnie baba w niebieskim VW garbusie ... ten moment, gdy widzę zderzak zbliżający się do mojego boku, mojej nogi, coraz bliżej i słabość, że nic się nie poradzi, że ona mnie chyba nie widzi, auto jedzie wciąż na mnie, ona nawet nie hamuje . . . nic za mną nie jechało, na szczęście . . odskoczyłam w lewo, prawie płasko przy jezdni, zawinęłam kierownicą, wrzeszcząc z głębi człowieka, to chyba wrzask mnie przeniósł o te kilka zbawczych centymetrów, potem kierownica w prawo, wyrobiłam się, rower cudem nie upadł
tylko nogawki spodni Kostucha dotknęła zderzakiem, pobrudziła syfem ulicznym samochodowym

zamierzam dziś albo jutro pojechać w tamto miejsce i kilkakrotnie pojeździć, wte i wewte, tam i powrotem, wyrzucić z głowy wspomnienie prawie wypadku, by znowu się stało normalną ulicą, którą wiedzie jedna z ulubionych dróg powrotnych z lotniska, z obserwacji pasa podejścia samolotów

17 marca 2014 , Komentarze (12)

miesiąc mi to zajęło
miesiąc bez 2 dni
POKONAŁAM Piekielną Trójcę!!!

tu leżą zwłoki Mefista, wielkie pogorzelisko nad nim

widać błękitny błysk mojej dźgającej Upiornej Glewii

a tu cielsko czerwonego i baaardzo zwierzęcego Diablo opuszczają wszelakie moce

a tu, wreszcie, ostatni na kolanach, Baal, wyrzyguje swoje duchy

zakończyłam, Amazonka na 48lvl, specjalite: zamrażająca glewia

vitaliowo::
z wagą nie tak łatwo jak z Piekielną Trójcą
pilnuję paszczy, prawie (!) perfekcyjnie
intensywnie, jak na tę porę roku, roweruję
a wynik na wadze wciąż stabilny
tyle lepszego, że spodnie jakby zbyt luźne się stały

ps.
córczę jutro wylatuje, prawie 3 tygodnie była
jeszcze nie wyszła z domu, a ja już odczuwam jej brak
(szloch)

12 marca 2014 , Komentarze (10)

znajoma z roku studiów męża, wieloletnia bliska znajoma, razem żeglowałyśmy kilka lat po Mazurach, od kilkunastu lat jedna z dwóch przyjaciółek mojego męża, od kilku lat pracuje z nami w naszej firmie .. pisałam kilka razy o niej na V., to do niej jeździłam rowerem na drugą stronę miasta, żeby problemy komputerowe rozwiązywać

wyszła tylko po chleb, wczoraj popołudniem, jasno jeszcze było

sklepik kilka przecznic dalej

suburbia podwarszawskie, dzielnica z jedną ulicą ze światłami, reszta to kwartały willi i domków jedno i kilku rodzinnych

na pasach wjechała w nią mała terenówka

prawa noga złamana kilkukrotnie w okolicach kolana, prawe ramię poharatane, na stole chirurgicznym leżała ponad 3 godziny


ja spać nie mogłam od 5 z minutami, Pan i Władca od 9 waruje przed szpitalem


ps. vitaliowo 

roweruję 

waga spada

dziś 62,6 kg

10 marca 2014 , Komentarze (7)

Mniam! z radości pożarłabym słońce i ten cudowny blask za oknem !
wyniosę dziś do piwnicy osobistą łopatę do śniegu i sanki Staśkowe, znaczy teraz Staśkowe, ale one służyły mnie, mojej siostrze, a potem synalka woziłam nimi do żłobka
śnieżnej zimy już chyba nie będzie ....

Mniam! Świat jest piękny! Kolejne kilometry nawinięte na koła i kolejne 20 deko w dół na szklanej o poranku

Mniam! Te zapachy! Albowiem bigosik robię. Z zamrożonej poświątecznie kapusty z prawdziwkami, z zamrożonego chudego mięska, 1 bitka, pół plastra karkówki, jedno udko, oczywiście wędzone i suszone śliweczki. Kilka razy pogotuję, kilka razy zamrożę - ale już wczoraj bosko pachniało. Na kolację zjadłam zapach.

Mniam! Granie jest cudowne, emocjonujące! Niestety, gra zbliża się ku końcowi. Już wiem, gdzie jest Baal, już raz mnie uwięził w klatce z kości i potem zjadł. Muszę ponabijać troche swój poziom przed ostateczną walką. Pan i Władca mówi, że oczy mam już jak małe monitorki od tego ciągłego grania...


9 marca 2014 , Komentarze (6)

a tak mi sie nie chciało wyjść wczoraj na rower! tak marudziłam, pół słonecznego dnia zmarnowałam, potem samotne 4 godziny zamiast na rower, to przy graniu zużyłam, potem lenistwo, że już za zimno, że zmrok i w ogóle do doopy....
musiałam się (nomen omen) zmusić!
bacikiem moralnego niepokoju poganiać!
... pojechałam
... wracając wczesną nocą wyrzuty sobie czyniłam, toż to głupota połączona z lenistwem! i sama to sobie robię! sama sie pozbawiam najcudowniejszych chwil w życiu!


patrzyłam na światła mostu, na gwiazdy na nieboskłonie przeciwpołożnym od miasta, na światła samochodów, na brodzie i uszach czułam powiewy zmrocznie ochłodzonego powietrza, wiatr wpadał mi w otwarte z wysiłku usta, dokładnie czułam wszystkie pracujące mięśnie - a w oczach i nosie miałam mokro
ze wzruszenia
nie jeżdżę rowerem dla zdrowotności, nie jeżdżę dla kondycji, nie dojeżdżam nim codziennie do pracy
jeżdżę - bo kocham jazdę na rowerze
jeżdżę dla frajdy, dla przyjemności, dla (czasami sie pojawiającego) transu autostradowego

tylko tyle
i aż tyle
po prostu CUDOWNIE!

rower jest lepszy niż wiśniami nadziewana mleczna czekolada
chyba




ps vitaliowe
kontrolowane wchłanianie i prawie codzienny rower to jest to co moje ciało lubi najbardziej
to CUDOWNIE obudzić się niedzielny poranek z brzuszkiem burczącym z głodu!
a potem szklana waga dobrotliwie kiwa głową i pokazuje miły oczom widok
i słońce za oknem
i ptaki o świcie
to będzie CUDOWNY dzień








8 marca 2014 , Komentarze (10)

cytat z Seksmisji sie mi przypomniał
bo moje ciało sobie po półrocznej przerwie przypomniało, że wciąż jest kobietą
znowu mam okres, ale tak mega bolesny jak w czasach nastoletnich
półtorej doby w pozycji leżącej, targana bólami podbrzusza i mdłościami
błeeeeee
to już nie chcę być Kopernikiem


a poza tym wciąż tłukę w kalwisze - Diablo ubity Amazonką na 36lvl!!! Teraz biegam nad przepaściami, po zboczach i ciemnych jaskiniach góry Arreat. W pogoni za Baalem.

a poza tym roweruję, od zeszłego czwartku około 170 kilometrów, a dziś rano obudziłam się z (nareszcie) piekącymi mięśniami łydek

pilnowanie paszczy, zapisywanie vitaliuszem każdej pochłoniętej kalorii i kilometry nawijane na opony zaczynają przywoływać coraz ładniejsze widoki na szklanej wadze o poranku, czyżby dobra passa?

a dobrą passę na pewno ma Jasiek!
wciąż żadnego powikłania
i żerty jest niesamowicie, wciąż głodny - zupełnie jak normalny dojrzewający nastolatek, jak studnia bez dna
uszczęśliwiona siostra, niczym ptasia mama, wciąż gotuje i wciąż pcha jedzonka do rozdziawionego dzioba
chłopak przekroczył już 50 kilo!

ps, sorry za chaotyczność, ale wciąż brakuje mi czasu, wciąż jestem między ustami a brzegiem pucharu

3 marca 2014 , Komentarze (9)

Na liczne pytania, co mnie tak wciągnęło, odpowiadam, że Diablo2. Grałam kiedyś w to namiętnie, i single i na battle.necie. A potem przez prawie 6 lat nie mogłam gry uruchomić, bo mi się komputer buntował. Pomógł mi dopiero starszy brat Jaśka, dzieciak się uczy już 3 rok na speca od koputerotroniki wszelkiej. Po czym znowu sie okazało, że moje osobiste córczę posiało płytę z angielskim rozszerzeniem diablowym, Lord of Destruction. Rozpędem wiedziona i zawodem, pobiegałam po empikach i kupiłam cały pakiet po polsku. Jeszcze nigdy w Diablo2 nie tłukłam po polsku. Ale jak usiadłam i zaczęłam, to PRZEPADŁO.
Sen zarywam. Pracę oszukuję. Prawie książek nie czytam.
Aktualnie jestem w Pandemonium i przed walką z bossem nabijam levele, przebiegam Zewnętrzne Stepy, Równinę Rozpaczy, Miasto Potępionych, Rzekę Płomieni i Sanktuarium Chaosu. Otwieram czerwony pentagram i zwiewam najdalej jak można. I znowu. I raz jeszcze. Powinnam dobić co najmniej do 35 lvl, żeby móc zmierzyć się z Czerwonym.
A potem jeszcze czeka mnie cały rozległy Świat Lodu.


Z Jaśkiem znacznie lepiej. Od ponad 5 tygodni nie było żadnego powikłania. (to ostatnie powikłanie, to nagłe zatrzymanie pracy całego układu pokarmowego, musieli go odtykać rurami id góry i od doły, odsączać, brrr). Wczoraj wrócili do domu po ostatniej dużej chemii, siostra mówi, że już w następnej dobie po płukaniu wrócił mu apetyt prawie taki, jak gdy był zdrowy. Istnieje szansa, że do następnej chemii zdoła przytyć powyżej 50 kilo.


Wyciągnęłam rower w zeszłym tygodniu. Jeździłam 4 razy, w sumie 103 kilometry. Wieczorami jeszcze trochę zimno jest, paluszki mi marzną.
W piątek była Masa Krytyczna.


W sobotę była Masa ku pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przejazd po miejscach kaźni, więzieniach, do monumentu na Pradze.



292 osoby, niedużo, kolumna rowerowa w perspektywie Krakowskiego Przedmieścia, osobiście popycham rikszę.


Most Ślasko-Dabrowski. Goni nas rozpędzona riksza. Pędu nabrała zjeżdżając z górki w tunelu Trasy WZ. Diablo ciężko zatrzymać nogami rozpędzone kilkaset kilo.


Na zakończenie IPN zorganizował wojskową grochówkę. Była baaaaaardzo dobra. Kucharze grubi jak należy.
Brałam dokładki. Tak. Dokładki, a nie dokładkę.
Poległam.




ps.vitaliowo
Gdyby nie ta przeklęcie smakowita grochówka i gdyby nie klasyczna sałatka jarzynowa, którą Pan i Władca zrobił na przyjazd córczęcia - to wszystko byłoby ok. Ale te dwie potrawy zadziałały na mnie jak czarne czereśnie. Człowiek juz uszami nadmiar wypuszcza, już umiera z przejedzenia - a jeszcze łyżkę specjału w siebie łapczywie wpycha.
Powolny proces spadku wagowego chwilowo został powstrzymany.
Ale tylko chwilowo. Na pewno.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.