Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816624
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 października 2018 , Komentarze (13)

Od kilku miesięcy było stabilnie, ale wagowo jako-tako. To znaczy 65 przeszło w 67, czasami na tydzień spadało poniżej 66, potem nagle pik o 2 kilo w górę.... I tak se trwało.
Ale od 7 sierpnia jestem unieruchomiona, na Rózową co najwyżej mogę popatrzeć. Miałam operację na prawym barku/stawie, zalągł mi sie tam kościsty Zły, wyglądał jak duży orzech laskowy i miał kościany ogon, wyglądał jak.... sorry za obscenę, ale jak kościany plemnik wewnątrz stawu. Zaczął uciskać nerwy....
Oczywiście na NFZ to bym miała operację za jakieś pół roku najwczesniej, więc wyłożyliśmy kasę prywatnie. Wrrrr, wciąż nie chcę myśleć o wysokości...
W każdym bądź razie 7 sierpnia operacja, unieruchomienie całkowite obręczy barkowej, 2 tygodnie później wyjęcie szwów, ale dopiero po 6 tygodniach od operacji zezwoleie na lukuchne poruszanie ramieniem. Za rehabilitację też płacę prywatnie, bo na ZUS to dopiero w styczniu najwcześniej a i to do końca nie gwarantowane.
Rehabilitacja obejmuje przywrócenie sprawności pooperacyjnej ORAZ przywrócenie ruchomości po ponad 7-letnim oszczędzaniu ruchu prawego ramienia. Łatwo nie jest, bezboleśnie nie jest.
No i nie mogę jeździć na rowerze. Nie mogę, bo nie dam rady złapać, a co dopiero utrzymać kierownicy.
Siedzę sobie więc na L-4, gram godzinami na kompie, jeździć nie mogę, chodzić nie bardzo tez, bo mi się potem uaktywniają ostrogi, a że lodówka blisko...
Drugi raz w ciagu 10 dni zauważone na wadze 68 zadżwięczało mi dzwonami bijącymi z wieży kościelnej na trwogę, zawyło mi alarmem wozów strażackich pędzących do pożaru, zawarczało budzikiem po 3 godzinach snu.
Więc wróciłam. Bo 68 kilo i bebech z przodu. I piersi niemieszczące się w ulubionych stanikach.

ps. Baju, Bajeczko! odszczekuję wszelkie śmichy-chichy i wyrazy niedowierzania moje sprzed lat w stosunku do Ciebie.
:-(

10 października 2018 , Komentarze (23)

- jak w tytule
może nie tyle wróciłam na V. ile do vitaliusza, do liczenia kalorii.
Czasu na psiapsiółkowe pisanie nie mam za dużo, ale jak już będę wpadać codziennie, to pewnie może coś skrobnę.
pozdrawiam koleżanki, które mimo kilkuletniej prawie-nieobecności - nie usunęły mnie ze znajomych

29 marca 2018 , Komentarze (78)

text przekopiowany z FB, na więcej mnie nie stać

Koleżanki i przyjaciółki i kumpel z Vitalii zapewnie pamiętają, jak, będąc u szczytu vitaliowej sławy, pisałam o nagłym ujawnieniu nowotworu u siostrzeńca, o operacjach kolejnych, o masowaniu stóp nieprzytomnego, o liczeniu mililitrów sików i rzygów, o siedzeniu przy maszynie podającej chemię....
Towarzystwo z Warszawskiej Masy Krytycznej, to dawniejsze, może pamięta, jak po roku wspólnych jazd ogłosiłam na forum masowym akcję oddawania krwi dla siostrzeńca.
Mam w kompie gdzies zapisaną imienną listę krwawych darczyńców, co najmniej 40 osób, ile niezgłoszonych to nie wiem. Wciąż wdzięcznam.
Rok temu Jasiek miał wznowę... (kuwa, kiedyś mi sie wydawało, ze najgorszym słowem jest zdrada, ale nie, wznowa jest gorszym). Nie jeden guz, a pierdyliard guziczków na płucach, wątrobie, kościach....
Potem chemia przestała leczyć. Organizm już nie chciał.

5 lat walki z diabłem ukrytym w komórkach, wzloty i upadki i znowu wzloty i upadki. Wzlotami były kolejne Jaśka odwiedziny w Wolsztynie, jazdy ciuchciami, dowożony czerwonym kabrioletem, dzięki "Mam Marzenie" i wspaniałym ludziom spotykanym przypadkowo.

Dziś Jasiek umarł.
Zółte biedne ciało omywane przez ojca i panią z domowego hospicjum. Szukanie miękkich skarpetek, by weszły na stopy. Grzesiek zasmarkany, czepiający się mnie i szukający fajek i chusteczek; "ciociu, brat mi umarł!!....". Siostra moja wyjąca do sufitu na słowa o przyjeździe karawaniarzy : "nie dam go zabrać, to mój synek, on tu jest w domu". I szwagier pastujący i glansujący lakierki: "synku, będziesz miał piękne butki". I chustka zawiązana pod brodą Jaśka. I stertki mokrych płatków kosmetycznych na powiekach Jaśka, bo mu od razu nie zamknięto powiek.
I ten moment, gdy siedziałam na brzegu łóżka i trzymałam zimną żółtą dłoń w swojej dłoni.
A potem ubieranie Jaśka w ciuchy, które sobie nabył na osiemnaste urodzimy. Czarne jak czeluść rurki i oczojebna czerwona, złotem szamerowana kusa marynareczka.
.
.
Chwilowo jestem wycięta.

4 lipca 2017 , Komentarze (19)

i nowy kostium kąpielowy kupiłam w rozmiarze 44

historia mojej wagi zatoczyła koło do pierwszych dni na vitalii
:-(

6 marca 2017 , Komentarze (10)

tyję
waga rośnie
brzuch za duży
uda za szerokie
zaczynam być przerażona działaniem własnego organizmu
66 i okolice, w górę i wdół

20 stycznia 2017 , Komentarze (6)

Przed Świętami spuchłam okropnie, tylko jeden pierdzionek na dłoniach został, serdelki zamiast paluszków, opuchnięte kostki i stopy, niemieszczące się w przeciwdeszczowych butach na rower. Waga - hop do góry!
Po kilku dniach przeszło spuchnięcie, ale waga jakby tego nie zauważyła.

Potem Święta. Smaczne bardzo. Obżarstwa nie było, ale smaczne, różnorodne i niecodzienne pożywienie w zasięgu ręki to nie jest to co lubię. Znaczy lubię, ale nie lubię. Standardowo poświątecznie ciut do góry, no, trochę większy ten ciut .

I teraz z tydzień temu, stress zajadam chwilami.

Waga - no niestety... powyżej 64. Już nie rośnie
Tak mozolnie się traci. Tak szybko rośnie.
Szkoda, że nie odwrotnie. :D


Niech trochę dnia przybędzie, niech dłużej będzie jasno, znowu osobistemu wchłanianiu się dokładniej przyjrzę.

Acha, w niedzielę kwestowałam dla WOŚPu, oczywiście na rowerze. razem z wolontariuszami i przyjaciółmi z Masy Krytycznej.
A w namiocie pod Pałacem otarłam się o Owsiaka. I w kolejce do bramki spotkałam Milly, vitalijkę.

14 grudnia 2016 , Komentarze (6)

Miałam tu wpaść w czwartek w zeszłym tygoniu i się pochwalić, jak to mi dobrze idzie. Jak to już tydzień nie widziałam 63 na oczy. I że w szafie poszukać musiałam spodni mniejszych w pasie.
Coś mi przeszkodziło wpaść, brak czasu, nieogarnięcie, skleroza, no - coś. Potem wściekle zajęty piątek, potem sobotnie porządki przedświąteczne. I pojechaliśmy wieczorem do Ikei po satynową pościel na prezent dla córczęcia i Oswojonego Wikinga.
Za kasami sprzedawano świeżo upieczone, gorace jeszcze, bułeczki cynamonowe. Nieduże. Pachniały szatańsko. 3 sztuki za złotych 5.
Zeżarłam 2 od razu, trzecią w domu.
I  !!!!
niedziela 64,1
poniedziałek 64,0
wtorek 64,0
... dopiero dzisiaj zelżało na 63,6

Trawestując klasyka  - to tylko trzy małe bułeczki a jakże wielki krok dla ludzkości
tfu! a jakże wielki efekt wagowy

... coraz bliżej święta, coraz bliżej święta, tralala
ze słodkiego mam mięknące pierniczki i będzie sękacz i makowiec dla Pana i Władcy, NIC więcej, daję słowo

30 listopada 2016 , Komentarze (5)

zasadniczo... to prawie jestem zadowolona
(wziąwszy pod uwagę post-klimakterium i że nie żrę ani nie jadam słodkiego)
miesiąc przyniósł mi półtora kilo w dół, biorąc pod uwagę wagę o świtaniu po sikaniu, biorąc pod uwagę wagę po dwóch dniach pobytu Staśka, więc pełnowartosciowe, szlag by trafił to nazewnictowo!!, śniadanie i obiad przy rodzinnym stole i drugie śniadanie i podwieczorek i kolację .. normalnie tyle nie jem! ani Pan i Władca
więc nawet po takim wnuczkowym łikendzie podchodzi najwyżej na dobę pod 64..... a jeszcze miesiąc temu przerażonym oczom chwilami  patrzyło 65 z ogonem, codziennie patrzyło górne stany 64
a dziś 62,9

acha, nowa waga jest lepsza - na starą trzeba było najpierw nacisnąć i odczekać reset i zero - na nową się staje i już! i kolejne stanięcie pokazuje to samo, a tamta stara miewała wahania 800 gr

wot technika, 10 lat i jest lepiej

29 listopada 2016 , Komentarze (4)

ale za smacznego kuraka zrobiłam! 

Więc nocą żremy, ja mięsko, Koteł chrząstki 

Waga dziś o poranku 63,1.....  źle nie jest

15 listopada 2016 , Komentarze (5)

Informuję, że głęboki stres siedzący globusem na gardle i nie pozwalający cieszyć się smakami oraz, uczciwszy uszy, porządna sraczka z tegoż stresu pochodząca - potrafią czynić cuda
62,8
a od rana tylko jedna kanapeczka i kilka pomidorków koktajlowych i kilka łyków zimnego mleka
jutro oczekuję następnego cudu
:-(

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.