bywają momenty pocieszające
wczoraj były takie dwa
gdy mi córczę powiedziało, gdyśmy razem w łazience się szykowały do wyjścia, a obie mamy nawyk malowania sie w samej bieliźnie - mamo, ty znowu jesteś chuda
i
gdy wychodziliśmy (córki i zięciowie) od taty z mieszkania po naradzie rodzinnej - obie doszłyśmy do wniosku, że jak to cudownie, gdy 5 osób jest zgodnych i gotowych wspólnie działać, żeby wyszło jak najlepiej (a "tamta" rodzina niech się w zad pocałuje!) . . . tylko chwilę siostra buczała, gdy z rozpędu, licząc osoby na stypę, odruchowo powiedziała "nas dwanaścioro", wszystkich nas zatkało, bo już nas jest tylko jedenaścioro
dzisiaj też już miałam takie dobre momenty
pierwszy w przedświcie
sen miałam niedobry, smutny, walczyłam o oddech, o wydostanie sie na powietrze
i przybiegł córczęcy kot, potupał po mnie, pomruczał i ściśle przytulił sie od strony ściany
a z drugiej strony wsparło mnie ciepłe ciało Pana i Władcy
uspokojona ich namacalną obecnością zasnęłam spokojnie
drugi dobry moment był o późnym poranku
stanęłam na wadze
56,7
pierwszy raz w tym roku poniżej 57
dla czystej radochy stawałam na wadze 5 razy
mam jeszcze nadzieję na dobre chwile
zjadam pół melona i 2 jajka na miękko i wyjmuję zamrożony bidon z zamrażalnika i baton musli z szuflady
albowiem zaplanowałam dzisiaj dłuuuugą samotną wycieczkę rowerową
tylko ja i Pomarańczowa Błyskawica i droga przed nami
łagodny horror z elementami czarnego humoru
był późny poranek, prawie południe
leniwie walczyłam z papierologią, zusa zapłaciłam, uporządkowałam rachunki, spłaty kart kredytowych, jakiś text poprawiłam
miałam otworzyć vitalię i napisać, że zeszło z nas napięcie, że jesteśmy spokojne, że nie pędzimy do mamy z łomotem serca i rozwianym włosem, że doskonała całodobowa opieka, że z nią jest lepiej, że wczoraj - to znaczy we czwartek - znowu się pojawił odruch połykania i że 3 posiłki zjadła, że jest słabiutka, ale już nie bezwładna, że ma długie okresy pełnej świadomości i poczucia miejsca i czasu, że zrozumiale i logicznie potrafi powiedzieć - "że to coś okropnego, jaka jestem słaba, że cały dzień ani razu nie miałam siły się podnieść, usiąść", że się zrozumiale modliła, że jej nie boli
i zadzwoniła siostra, z rykiem, słyszałam walenie ręką w stół, że nie zdążyła, że przyjechała pół godziny za późno, że mama jest jeszcze ciepła, ale że ona się nie pożegnała...
nie wiem, jak dojechałam do Wołomina, nie pamiętam drogi
*********************
w urzędzie miejskim, pan wydający dokumenty, był zajęty, gdy podchodziłam
rzuciłam okiem na folio, wypełniał akt urodzenia
potem kompetentnie załatwił mnie, objaśnił, jak chłop krowie na pastwisku, co i jak, co do czego, dodatkowe kopie, ksero kwitka z hospicjum, co dalej robić, wszystko powtarzał ze 2 razy, część informacji zapisał, widział, że jestem mało kumata i w (chyba) szoku, nawet włożył wszystkie odpisy aktu zgonu do koperty
a gdy się podniosłam i wychodziłam, odezwał się do grupki młodych, odświętnie ubranych ludzi - zapraszam państwa młodych i świadków na podpisanie aktu (małżeństwa?)
*********
pisanie mnie uspokaja, wtedy nie płaczę
a zachowanie tej części rodziny, z której mama się wywodzi i jej decyzje . . zatkało mnie, zamurowało, nie do pojęcia, że tak można - nie napiszę o co chodzi, ale dziś drugi raz w życiu zwątpiłam, że stanem naturalnym człowieka jest dobroć i moralność
ps.
no dobrze, nie "dobroć"
powinnam napisać "elementarna przyzwoitość"
ku pamięci
waga wczoraj 57 i zero
waga dzisiaj 57,1
pasek zmieniłam odrobinę
mama żyje
nieświadoma i prawie bezwładna
opieka doskonała, nie tylko nad chorym, ale i nad rodziną
robię na nogach przerażające ilości kilometrów
mam cały czas bolesne skurcze łydek
już
już wieczorem zadzwonili z hospicjum (po niecałej półtorej doby oczekiwania), że jutro rano, o 9, może karetka z mama przyjechać
ale nie wiem, czy mama do jutra dożyje
to co widziałam u mamy do południa . . .
dziś z tatą peregrynowałam od 14 po urzędach i innych takich
(powoli nam to szło, bo tata ma bóle w biodrach, a ja kuleję, lewa ostroga nogę mi spuchła)
siostra mi płakała w telefon, ona przy mamie
weszliśmy z tatą do szpitala koło 19
mama go poznała, na 4 minuty, ręce wyciągała
tata sie rozkleił
siostra buczała
a ja stałam odwrócona do okna, i udawałam opanowanie, udawałam, że nie, nigdy nie pozwolę, by emocje mnie publicznie opanowały
wcale nie płakałam
jak Nel, miałam tylko mokre oczy
przez chwilę
krócej już chyba nie można
waga wtorkowa - 57,5
od 30 lipca poniżejpaskowo
hospicjum załatwione
mama wylądowała prawie na czole kolejki
2 do 5 dni czekania
wczoraj w szpitalu ciężki dzień
nie wiem, jak minęła noc
obawiam się i mam stracha/tchórza przed wyjściem z domu
sny mi spać nie dawały
wczoraj były w szpitalu moje dzieci
nie widziały babci od dnia przyjazdu na chirurgię
siedziały przerażone
dopiero potem, gdy ich objęłam i przysunęłam bliżej babci i powiedziałam, że to przecież nie jest zaraźliwe . .. 2 godziny siedziały, babcia ożywiona, rozmawiająca z sensem, trzymajaca najstarszego wnuka za rękę
dzisiaj w południe jadę do hospicjum do Wołomina, do księży orionistów
waga - 57,4
ręce mi się trzęsą
własnoręcznie odsunęłam płytę grobowca
nie! nie!, nie zamieniłam sie w hienę cmentarną
tylko razem z pomocnikiem grabarza sprawdzaliśmy, czy w rodzinnym grobowcu są miejsca i po której stronie pieczary
jest więcej miejsca niż sądziliśmy, a mama i tak chyba ostatnia do spania tam z przodkami
wizyta w kancelarii kościelnej równie owocna, parcela opłacona jeszcze kilka lat do przodu oraz potwierdzenia praw do pochówku w tym miejscu
brrr!
pół Mińska per pedes w kosmicznym upale
nic to !
niosła mnie satysfakcja z załatwionych spraw
szybko do BAKSA, żeby zdażyć na obiad do mamy do szpitala
... już na korytarzu słyszałam jej ochrypłe krzyki
śpiewająca, wrzeszcząca, pobudzona
przeklinająca - ona, zawsze dyskretna, intymna, nawet nie wiedziałam, że kiedykolwiek słyszała niektóre "wyrazy"
przywiązana, czterokończynowo
chyba po raz pierwszy spanikowałam
zadzwoniłam o pomoc
pomoc przybiegła
siedziałyśmy w szpitalu do 21
klasyczny obraz nagłych i rozległych przerzutów do mózgu
vitaliowo:
waga wczorajsza 57,5
waga dzisiejsza 57,9
nic dziwnego, że urosło, wczorajszy dzień do 21 o dwóch łyżeczkach cukru i jednej łyżeczce kakao (do do porannej kawy), trzech morelach i trzech śliwkach - dopiero po przyjściu do domu padłam na stołek w kuchni i jadłam, jadła, jadłam, poooowoooli, ale za dużo na raz
rany, jaka jestem zmęczona!
piszę z wifi szpitalnego
wczorajszym wieczorem peregrynowałam na piechotę 2 x przez całą Saską Kępę i wokół Narodowego z Madoną
dzisiaj na wadze 57,5
podoba mi się
w szpitalu mama przytomna, sama jadła śniadanie
wysypka sie rozsiała, ale bledsza jest i nie tak swędząca jak wczoraj
pozostaje nam szukanie hospicjum, na cito!
(szczęka mi opadła, gdym się od doktórki dowiedziała, że hospicja są TYLKO onkologiczne.... możliwe to? prawdziwe?)
i pozostaje nam uzyskanie zgody mamy
może dzisiaj po powrocie do domu wsiądę wreszcie na rower?
jest wpół do czwartej, a ja nie jestem ani znużona ani zmęczona ani otępiała
ja się pisze "popierdXłka" ?....
jak się pisze - popierdółka czy popierdułka ?
napisałam przed chwilą komentarz vitaliowej koleżance i teraz się gapie w text i się zastanawiam, jak też ta popierdXłka ma wyglądać??????
ja się zastanawiam!!!!!
ja????
ja od 4 klasy podstawówki nie robię błędów ortograficznych !
bo ni e umiem!
cholerne zmęczenie
dalej pisane z rzeczywistości szpitalnej, absolutnie nie ma nakazu czytania
a teraz jestem tak zmęczona, że mi umysł odmawia współpracy
nie jestem zmeęzona setką kilometrów na rowerze
nie jestem zmęczona 12 kilometrami z kijami
nie jestem zmęczona dygowaniem metra sześciennego zakupów
jestem zmęczona szpitalną bytnością
codziennie
po 4 do 8 godzin
mama nie cierpi, absolutnie
ten tutejszy ordynator to prawdziwy mężczyzna, oko mu błyska w taki charakterystyczny sposób (gdy się zagapi na mnie) i jest tak specyficznie uczynny, że żadnych złudzeń nikt nie ma, a przy tym absolutnie poprawny - i z tego wszystkiego mama ma naprawdę doskonałą opiekę i salowe są uśmiechnięte i pomocne, dziś same zaproponowały inna formę obiadowego posiłku, mimo iż teoretycznie mamie się nie należy
i mogę współdecydować o sposobie i godzinach podawania opiatów, pielęgniarki wiedza, że nie panikuję i że można mi zaufać
tylko co z tego???
mama słabnie w oczach
dzisiaj dostała uczulenia, pewnie na nowy lek, po 20 minutach przybiegła doktorka młoda z innego piętra, robi drugą specjalizację właśnie z alergii, powiedziała że za moment, od razu, dadzą odczulacz
w nocy włącza się mamie jaś-wędrowniczek, najpierw śpiewa, potem próbuje wstawać . .. HAHA! wstawać, dziś zrobiła sama półtora kroku, ale nocą ma jakieś przypływy energii
śniadanie znaczy zupę mleczną, zjada, karmiona, czasem dwa kęsy kanapki, i jest przytomna
gdy ja przychodzę, krótko przed południem, jest zdolna jedynie do pomruków, otwierania oczu, co chwile odpływa
cholera, przecież ledwie tydzień temu pojechałyśmy szpitalnym wózkiem na spacer, na 2 szpitalne tarasy, mama czytała swojego kościelnego szmatławca, rozmawiała, wspominała przeszłość ulicy na którą patrzyłyśmy - dzisiaj też ją wzięłam na spacer wózkiem, HAHA! aż 3 metry, do okna, żeby przed oczami miała zieleń
z wózka już ją pielęgniarz na łóżko przenosił
obiad (od dzisiaj, od pomysłu tej salowej) dostaje przecierany, jak dla niemowlaka, karmiłam półprzytomną, otwierała usta na dotyk łyżki
czułam się, jakbym tuczyła gęś
po zjedzeniu, na moje oko 240 ml gęstej zupy, nagle zmęczona zasnęła
z godzinę po zaśnięciu nagle się obudziła, oczy prawie przytomne, tylko szalenie zmęczone - i pierwsze normalne słowa - no patrz, Jelu (Jela to skrót od Jola i Ela, to my, siostry) nawet nie mam siły oddychać i chyba nie mam siły, by żyć
i znowu zasnęła
a o 15:21 nagle sprawny umysł, czujne oczy i gesty (te do rak, bo niżej już nie) szybkie i chęć do samodzielności i rozmowność i wydawanie poleceń
zmyłam się, niech teraz druga część Jeli robi swoje
rany, jak to dobrze, że jest nas dwie!!!! a przecież były czasy, gdy się serdecznie nienawidziłyśmy, ona mi rwała zeszyty i dostawałam dwóje, a ja ją tłukłam do siniaków wielkich
była dzisiaj w szpitalu tata, w porze przedobiedniej, gdy ją na wózek wzięłam,
owszem, na jego widok wyciągnęla rękę i potem kila razy coś do niego niezrozumiale mówiła - ale gdy się ocknęła trzeźwa umysłowo - nie pamiętała, że był
my obie, my-Jela, mamy rodziny, dzieci, psa, kota, królika, mężów i wnuka .. .. ... ...
tata, nasz tata, zostaje w pustym mieszkaniu sam
cholera, to jak to jest z tą piepierdXłką?
zasmarkana
zapłakana, zaflogana, opuchnieta od łez, pociągająca smarkami, czerwona na paszczy ... .... ....
nie wyję z żalu, żałoby czy innych tam uczuć wyższych
wyję z bezsilności!!!!
ku**wa, że nie potrafiłam szybciej, sprawnie, lepiej, mądrzej
że się nie zorientowałam
że nie zauważyłam
że nie byłam sprytniejsza
że nie byłam LEPSZA
konferencja dwóch ordynatorów i jednego kierownika kliniki onkologicznej nie pozostawiła mi/nam/mamie żadnych nadziei poza cudem
a te cuda - jak wiadomo - w dupie mają nadzieję i sie nie zdarzają
więc wyję
i jestem koszmarnie znużona
dobranoc
jutro - OCZYWIŚCIE - wstanę sprawna i gotowa wgryzać sie kłami następnemu wrednemu dniu w tchawicę - niech se nie myśli, że odpuszczę!
ale teraz jeszcze jest dzisiaj
Bajko, Milly - dziękuję