Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816670
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 sierpnia 2010 , Komentarze (17)

Nurkuję ABC szósty rok. Od początku w kostiumie opalaczowym z mikrogumy, ciut cieńsze to niż pianka dla nurków. No i jest tylko jak opalacz dwuczęściowy, a nie jak ubranko nurka.

Od 5 lat używam rękawiczek z mikrogumy. Kupiłam je jako ochronę przed kolcami morskich jeżozwierzów. Ale okazały się tak wygodne niezastąpione, że używam ich do każdego pływania w ciepłym morzu. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy muszelka na dnie się ukaże, albo żyjątko ciekawe, albo coś podpiaskowego czy podkamieniowego. Ręce zawsze zabezpieczone i gotowe do exploracji.

Nauczyłam się nawet obsługiwać aparat do podwodnego foto urękawicznionymi łapkami.

 

Ale jednocześnie lata pływania w bezpieczeństwie uczyniły mnie zbyt lekkomyślną i beztroską.

A za takie błędy boleśnie się płaci.

 

Jednym z moich ulubionych miejsc na Cykladach jest zatoczka Kleftiko na Milos. Pod względem urody - najpiekniejsza! groty, plaże, tunele, wapienne łuki, dno z tysiącem różnorakich stworzeń, kiedyś nawet dwa mikre rekinki widziałam. A za zatoczką dno nagle opada i na krawędzi klifu zbierają się różne ryby, ale takie spore, wielkości konsumpcyjnej. Woda nagrzana do temperatury blisko 30 stopni. Prawie paradiso!!!!

 

Większość brzegów wysp greckich, te części podwodne, Są pokryte jednym rodzajem roślinności. Rodzaj trawy morskiej. Może raczej krzaczorków wielkości trawy. Różowiaste blado, z bezowym porostem. Delikatnie falują.

 

Dłońmi urękawicznionymi wielokrotnie przegarniałam w poszukiwaniu skarbów podwodnych. Łapałam za skały, by się przeciągnąć szybko nad za płytką skałą. Nieszkodliwe.

 

Hehe, nieszkodliwe!

 

8 dni temu, właśnie w Kleftiko, miałam przygodę nieprzyjemnymi skutkami. Najpierw bezmyślnie usiadłam pod wodą na wygodnej półeczce. Zeskoczyłam natychmiast z piskiem. Bo kłująco zapiekło. Te różowe niewinne trawki pod tyłkiem miałam. Niewinne, cholera. Dobrze, że tyłek chroniony piankowymi gaciami był. Ale piekło. Okropnie. A potem w podwodnym tunelu gwałtowny prąd rzucił mną na ścianę. Przeszorowałam po różowych krzaczorkach udem. Nie dość, że starta skóra, to jeszcze mnie pokuły mocno. Mam na udzie wciąż swędzące i piekące wypryski. Maść z hydrokortyzolem działa tylko godzinę lub dwie. A potem drapię, bo swędzi.

Za bezmyślność, poczucie bezkarności i niewiedzę płaci się bólem.

 

 

Acha, dzisiaj spędziłam upojny dzień na Delos, niezamieszkałej wyspie, gdzie są tylko zabytki. Cała wyspa zabytków!!!!!!! Uczta dla oczu i umysłu.

Wczoraj cudny wieczór na Mykonos. Drinki w Khatherinie, ulubionej naszej knajpie dla transwestytów. Kolacja w knajpie, gdzie szał ciał i uprzęży. Obrusy lniane krochmalone, wody gazowanej do szklanki samemu nie można nalać, bo na każdy gest czyha stado kelnerów. Super.

 

Ograniczam jedzenie trochę, bo smaki greckie smakami. Ale brzuszek mam okrąglutki jak piłeczka. Ale potem przyjdzie mi za to zapłacić litrami potu na rowerze. Aż mnie lenistwo ogarniana samą myśl.

 

Teraz siedzę na nabrzeżu w Ermoupouli na Siros i stukam w klawisze. Włamałam się do sieci i mam dostęp do neta za friko. Jeszcze przez godzinę.

Promy wielkie przychodzą i odchodzą. Właśnie odpłynął Nel Line, a Blue Star z żółtym kominem zrzuca kotwicę. Żaglówkami przycumowanymi do nabrzeża kiwa we wspólnym rytmie.

Opalona jestem na Mulatkę. Fizycznie zmęczona pływaniem i nurkowanie, żeglowaniem. I niedosypianiem nocy. Wciąż spocona.

I wściekle zadowolona !!!!!

15 sierpnia 2010 , Komentarze (10)

.. znaczy.. eee? w boczki mi dają, w biust i w bioderka.

Wolałabym, gdyby tylko w biust szedł nadmiar. Ale życie nie rozpieszcza


2 dni, rozkład jazdy (aktywnosci i wchlaniania)

Ios o poranku, samotny dlugi spacer z aparatem foto i statywem. Greek coffee sweet we wczoraj odkrytej knajpce, gdzie tylko Grecy siedzieli. Kawa pyszna bardzo.

Rejsik niedaleki, do najmodniejszego tutejszego kąpieliska, Manganari, ma bardzo długą piaszczystą plażę.

Nurkowanie ABC, 2 razy po ponad 2 godziny. Znalazłam bardzo dużo muszli, w tym dwie największe i najpiękniejsze moje od lat. Niestety, jedna miała lokatora. Też największego, jakiego własnoocznie oglądałam. Krab - wielki, czerwony, niemalże karminowy i włochaty. Nakręciłam filmik, jak wrócę, to wstawię na jutuba. Brrrrr, okropny. I piekny.

Zostajemy tu na noc, nie wracamy do portu Ios. W knajpce przyplażowej pracują dwie młodziutkie Polki, zapraszały nas wszystkich na kolacje, gdy kawałek załogi popontonował wcześniej po schłodzone piwo.

Kolacja przerodziła się, jak zwykle tutaj, w biesiadę. Moja ośmiornica z grilla, dwa ogony dostałam, pyszna. Gawrosze wysmażane, które pochłaniał skiper, też pyszne. I, nie mój, kalmar nadziewany fetą, doskonale przyrządzony. Na deser góra śnieżnobiałego jogurtu i melony.

Pontonem do łódki, trochę bylo myszkowania po zatoce, bo zostawiliśmy nieoświetloną łódkę. Tylko z czarną kulą, oznaczającą stanie na kotwicy. Wszystkich nas wszystko bawiło, nawet woda wlewająca się do pontonu i łaskocząca stopy. Zasnęłam na pokładzie, wpatrzona w gwiazdy. Koło 3, z lekka poskręcana wpełzłam do koi.

Pobudka o późnym poranku. Pół litra soku jabłkowego. Przepłynięte pół kilometra szybką żabką i potem jeszcze 200 m kraulem. Bez śniadania, chyba, że za takie uznać jedną nektarynke i skubane powoli 3 sucharki. Płyniemy (3 godziny) na Schinoussa, do małej bezludnej zatoczki. Nurkowanie ABC, ponad godzina. Pasiaste drobniutkie muszelki. I szczypce kraba, wielkości konsumpcyjnej, do cna wyjedzone przez morskie stworzonka.

Danie śniadaniowe w porze obiadu, ale niedużo. Dalmiaczki z ryżem i wołowiną, pomidory z oliwą, feta. 6 godzin ostrego pływania zeglarskiego, chlapy wodne dosięgają wszystkiego. A na dole, pod pokładem, ciągle coś się turla. Ostre pływanie jest fajne i nie-fajne. Fajne, bo łódka idzie w przechyle (A TO JEST PIEKNE), fale zalewają oczy i całego człowieka, trudno ustać na pokładzie.. I w ogóle!!. Zabawa cudna. I ten dreszczyk emocji? i lekkie poczucie niebezpieczeństwa, igrania z żywiołem. Cudo! A nie-fajnie, bo na pokładzie wciąż mokro, a pod pokładem mdląco i żygownie. Przypominam, że kingstony są pod pokładem?.. Więc nawet sikać nie ma jak? no i głodno, samymi sucharkami głodu nie da się oszukać, po 6 godzinach ssie. Okropnie ssie!

Zasoleni, potargani i z kłakami zlepionymi solą, z oczami czerwonymi od morskiej wody dopływamy do Naxos. Jak przyjemnie spłukać sól, umyć się w słodkiej wodzie!

Acha, na Naxos na kolacje mialam polowe sera saganaki i mule w sosie pomidorowym z jarzynkami i feta. Potem, po spacerze, jakies papuzio kolorowe drinki

 


 

To te wieczorne kilkugodzinne biesiady są kaloryczne. Fatowo-twórcze.

Bo czyż owoce pożerane na tony i natychmiast wysikiwane mogą tuczyć?

Niby się ruszam, wszyscy się ruszamy. Ciągniecie fałów wymaga sporej siły. Poruszamy się od dzioba do rufy na okrągło. Pływamy.

Ale potem siedzimy i jemy. Najpierw startery, pomidory, chlebki, oliwa. Jakieś morskie drobiazgi marynowane, albo ser saganaki. Potem danie główne.

Proszę bardzo, mój rozkład gastronomiczny. Każdego dnia przy stoliku staram się jeść coś innego. A piję piwo, na każdej wyspie jest jakieś lokalne.

ryba red mullet, nieduża.

ryba red sniper, niemała

jakaś wielka ryba, ogromna, na 3 osoby

ośmiornice marynowane

ośmiornice grillowanie

ryba wielkooka (jak żywa, to oko miała naprawdę wielkie i takie złociste)

lobster na dwie (żywy ważył 1,2kg)

musaka

mule w sosie i jarzynkach i z fetą, wyjadłam tylko mule i fetę, bo porcja ogromna


Dobrze, że wzięłam luźne spodenki. Są teraz akurat!. A góra kostiumu zeszłorocznego wypełnia się treścią. Jak stwierdził Pan i Władca, bardzo przyjemną dla oka.

 

ps, sorry za chwilowe braki polskich ogonkow, ale tutejsze kompy w @caffee nie zawsze udaje mi sie zmusic do posluszenstwa

9 sierpnia 2010 , Komentarze (17)

sobota

o 17:17 wyszlismy z Aten, z portu w marinie Kalamaki Alimou

cel: nissos Aegina, port Perdika

nocne manewry, bo katamaran obok sie urwa

 

niedziela

droga  do Poros, wpadlismy na kawe po grecku i wedrwke na gore miasta

potem od 18 nocny rejs, nocny przelot

 

gwiazdziste niebo, Wenus, spadajace gwiazdy, promy na trawersie, swiecacay plankton

 

poniedzialek

od 6:56 w zatoczce kleftoko przy nissos Milos

3 godziny plywania abc, zmeczonam

na wieczor do portu Adhamas na Milos

 

 

zamykaja internet caffe, pa

7 sierpnia 2010 , Komentarze (16)

gdy sie spotkają na obczyżnie ?

(od razu sorry literówkowe, ale obcza sieć, obcy komp, klawisze niecywilizowane)

rozpoznaja sie z odległości 400 m, choc się ngdy nie spotkały

się całują na powitanie, choć sobie obce..... cholera! NIE obce !

gadają w realu, jakby tylko coś im przerwało rozmowę netową

uprawiaja...    hehe, nie sex  tylko sporty!

mająkontuzję sportowe i sie wspomagają, onamnie wyciągnęła skurczoną  boleśnie z 4 metrów głębokości !!!!

obrzucają się błotem... .plażowym, piaskowym, a nie słownym

gadają..... gdają.... gadają

 piją (na plaży - napoje butelkowe gazowane różne i kawę mrożoną)

obgadują pobliskie cielska damskie... no, męskie trochę też

zazdroszczą cielskom młodszym/chudszym

zapewniają się o wzajemnej apetyczności

pokaxzują własne defekty.... cjoćby, cholera, siedziały tylko w mózgownicy

idą razem na kolację

jedzą nieiele

opanowują apetyty, gdy inni jedzą tłusto i smacznie

gadają (to ja!) że zjadłyby więcej.... najchętniej konia  z kopytmi,.. i kozę

sikaja razem, gadając ponad ściankamiędzy kabinami

jada razem środkami nocnej komunikacji poblicznej

umawiają się na następne spotkanie i obiecuja sobie luxusy plażowe i widokowe

a potem buziak na pożegnanie i w secru boli, .. bo brak dziewczyny, która ma oczy w kropki

5 sierpnia 2010 , Komentarze (34)

Waga poranna powitała mnie uśmiechem i puszczeniem oczka. Bo wynik perfekcyjnie paskowy. To tak na do widzenia.

 

Bo teraz mnie czeka prawie 3 tygodnie kuszenia. Jedzeniowego.

Poranek - grecki gęsty jogurt albo kubek mleka koziego i musli tamtejsze. Z widokiem na port lub morze po wszystkie horyzonty.

Późny poranek - owoce w ilościach do wypęku.Widok wybitnie morski, wyspy w oddali. I jeszcze białe żagle na tle superextraniebieskiego nieba.

Przegryzki - owoce i sucharki z niebieskiego pudełka i/lub słoneczne pomidory w oliwie. Widok jak powyżej. Jeśli przegryzka po/podczas nurkowania, to wysokokaloryczna.

Posiłek główny - wszystkie możliwe morskie żyjątka, każdego dnia inne. Widok na deptak, port, miasto, na przystań z dziesiątkami jachtów.

A oprócz tego kolorowe drinki z palemkami, miejscowe piwo, najlepsze lody na Ios, te u stóp drogi na wzgórze z pięcioma kapliczkami, figi zrywane z drzew, greek coffee very sweet na każdej wyspie, ośmiornica z melonem na Santorini i jeszcze tyle przesmacznych rzeczy. Widoki na rzeczy cudne i zachwycające.

 

Na wszelki wypadek pakuję na dno torby jedne spodenki bardzo za duże w pasie. Bo rejs zeszłoroczny skończył się wzrostem ponad dwukilowym. Oby w tym roku nie. Znaczy nie aż tyle.

 

Ciuchy spakowane lub pakowane. Od lat na rejsy w cieplejszym klimacie biorę tylko ubrania białe, niebieskie i różowe. Wtedy mam dowolność kombinacji, a kolorystyka?.. pasuje wszystko do wszystkiego. No, jeden kostium mam rudy. Ale za to czepek pływacki pod maskę jest wściekle różowy. Nawet koraliki i kolczyki są w tych tonacjach kolorystycznych plus srebrne. Nawet bransoletka na kostkę stopy ma różowe muszelki i paciorki.

 

Rajzefiber w wydaniu luxusowym.

Nie wiem, gdzie jest akumulatorowa ładowarka do reflektora-szperacza. Kto kupi apteczkę.

Były 4 białe staniki i 1 grafitowy, a są 3 białe. Diabeł chyba przykrył ogonem.

Nie zapomnieć wydrukować biletów. Numer paszportu skipera.

Kupić malutki różowy lakier i upatrzoną sukienkę bez pleców.

Przepisać telefon ateńskiej vitalijki (nie zapomnieć!!!).

Gdzie rękawiczki do nurkowania i siatka na muszle? A płyn do kontaktów? A statyw foto? Zapakowany?

Spodnie białe rybaczki z zeszłego wyjazdu spadają mi z siedzenia - brac czy nie brać ? nie mam innych tej długości

 

Pewnie jeszcze coś dopiszę....

Samolot wczesną nocą.

 

ps

Hihi, z rzeczy zabawnych. Jedna z osóbek biorących aktywny udział w awanturce przejęła się, że jej pamiętnik przeglądają osoby niechętne lub obojętne. I śmią pisać tonujące komentarze. Zamknęła więc dostęp na tylko dla znajomych. Niestety, już po godzinach kilku zorientowała się, że pamiętnik vitaliowy z jakimikolwiek ograniczeniami - nie pojawia się na głównej. Skandal, nieprawdaż? Więc co ? Przywróciła pełny dostęp.

Rozbawiło mnie to okrutnie, pozwoliłam sobie nawet na chichotki pod nosem.

 

 

JEST 20:20, WYŁĄCZAM KOMPA, ZA 10 MINUT (teoretycznie, hihi ) synek zawozi nas na lotnisko

4 sierpnia 2010 , Komentarze (43)

Strasznie to oboje polubiliśmy. Stasiek, gdy jest u mnie, zawsze się domaga. Wczoraj lało cały wieczór i lały się dziecku łezki. Z żalu, że "nie robił sportu z babcią".

 

A zaczęło się całkiem niedawno. Wyszykowałam wnuczkowi rowerek czterokołowy. Najpierw przez miesiąc ponad uczył się, co to w ogóle jest rower. Droga do jordanka i powrotem (2 x 400 metrów) wyczerpywała go i złościła, bo rower nie chciał jechać, bo pedały tłukły po kostkach, bo brak siły, bo ...

Potem nagle zaskoczył i zaczął mi na rowerze uciekać. Po chodnikach ulicznych. A ja go z zadyszką i sercem w gardle goniłam. Ze strachem, bo tyle tu przecznic.

Potem nauczyłam go zasad jazdy po chodniku, po ścieżce rowerowej, zasad poruszania się przy skrzyżowaniu, podniosłam mu siodełko, wymieniłam pedały zwykłe na antypoślizgowe.

I zaczęłam poruszać się z nim po moich trasach patykowych.

I zaczęłam brać do uszu muzykę patykową i buty do biegania.

 

I dobrze nam razem. Mam muzykę w jednym uchu i maszeruję energicznie. Czasami się ścigamy na krótkich odcinkach. Gadamy o mijanej rzeczywistości. Stasiek przed każdym dużym skrzyżowaniem staje i schodzi w roweru i czeka. Przed każdą przecznicą zwalnia i czeka. Już wie, że należy się rozglądać, ale trochę mu się jeszcze myli strona prawa i lewa przy wysiłku, wie, że mu jeszcze samemu nie wolno przejeżdżać. Jak jest niebezpiecznie to karnie i prościutko podjeżdża kierownicą pod moją wyciągniętą dłoń. I co chwila patrzy na mnie. I oczekuje pochwał jak młody uczący się psiak. I tak bardzo się stara, by było dobrze i żebyśmy poszli jeszcze raz.

 

Przemierzamy razem od 5 do 7 km. On jedzie, ja maszeruję i truchtam. On wraca zmęczony, uśmiechnięty i głodny. Ja wracam w mokrej od potu koszulce. Oboje raczymy się potem sokiem jabłkowym z Tymbarku.

 

Jak był malutki, to po prostu była świadomość, że jest. W tym roku byłam z nim dużo częściej, zastępowałam syna wyjechanego. Jak się rodzice nie dogadują - to od czego jest babcia i dziadek? Wspólne noce, wspólne powroty z przedszkola. Urodziny. Wyjazdy na wieś. Spacery. Nauka nurkowania w wannie. Składanie konstrukcji, pojazdów i monstrów Legowych. Literki i cyferki. I sport.

 

Chyba po raz pierwszy będę za nim świadomie tęsknić, gdy wyjadę.

 

ps. vitaliowo

wagowo ok.,

wchłanianie

wczorajsze kalafior z wody i półtorej kolby kukurydzy z solą i bez masła doskonale wymiotły mi układ pokarmowy

dzisiaj trochę więcej, ale tak zawsze jest przy karmieniu wnuczka

wysiłek - już po sportach babciowo-wnuczkowych; teraz czekam na koniec pracy pralki i może zdążę na rower przed deszczem

 

 

ps nie-vitaliowy

Nie będę podejmowała żadnych prób dyskusji czy wyjaśniania z osobami/grupami osób, które używają w stosunku do mnie wyzwisk, obelg i rynsztokowego języka, obrażają mnie i moją rodzinę, wyciągają moje prywatne zdjęcia pamiętnikowe na publiczne forum Vitalii, zarzucają aspołeczne zachowania i antyspołeczne idiosynkrazje oraz nakręcają swoje kółeczka wzajemnej adoracji do grupowych ataków. Ktoś mi zrobił statystykę, to niecałe 60 osób (na 469 komentarzy do dwóch wpisów). Pewnie was zapamiętam na jakiś czas. Ale dyskusji z wami żadnej. Sorry, ale jeżeli przyjdzie mi kiedyś ochota na nurzanie się w łajnie, to woleć będę śmierdzącą oborę nienowoczesnego rolnika w znanej mi siedleckiej wsi zabitej dechami.

 

 

ps po-rowerowy

było fajnie do momentu, gdy ponad 15 km od domu zaczęła mi syczeć dętka, a ja bez dętki na wymianę i bez pompki, pieszkom spory kawałek wracałam.... a miałam pakowanie zacząć

3 sierpnia 2010 , Komentarze (109)

jak to fajnie nie mieć czasu jeść - bo waga wtedy ładnie spada w dół

jak to fajnie być zabieganą - bo gdy dzień zakręcony, a ja mam wieczorem energię, bo to znaczy że na stałe zrobiła mi się niezła kondycja

jak to fajnie wyjść od kosmetyczki po pedikiurze i malowaniu - cały czas przyglądam się moim barbiowo-różowym pazurkom i mnie śmieszą i cieszą

jak to fajnie zobaczyć w lodówce tylko światło, mleko, wędlinę i kalafiora - bo to oznacza, że dzisiaj też będę mało wchłaniała

jak to fajnie oczekiwać wizyty wnuka - bo to znaczy, że wieczorem znowu razem pouprawiamy sport, on będzie szybko jechał na czterokołowcu, a ja odwalę swoje marszobiegi

jak to fajne przegadać w ogródku z koleżanką duszy ponad 2 godziny, mimo zdartego gardła zadowolona jestem, bo nadajemy niemalże na tych samych falach

jak to fajnie mieć rajzefiber - bo to znaczy, że zobaczę atramentowe morze i wyspy i jacht już za kilka dni

jak to fajnie kupić przedwyjazdowo sporo nowej bielizny - bo cieszy możliwość sięgania na wieszaki po mniejszy niż ostatnio rozmiar, a poza tym przymierzanie wieczorne, żeby się pochwalić, co się kupiło, ma swój smaczek

jak to fajnie, że jest upał i słońce, może wypalą ze mnie pozostałości letniej grypy

 

jak to fajnie, gdy rano otwieram oczy i od razu wiem, że będzie fajny dzień

 

 

waga dzisiejsza - ponadpaskowa, ale tylko 20 deko

 

 

ps 1

nie zapraszam pochopnie i nie klikam na wszystkie zaproszenia jak leci, najpierw lubię popatrzeć na osobę, więc trochę ten proces potrwa

ponadto wyjeżdżam za kilka dni i jestem już zakręcona przedwyjazdowo, więc czasu brakuje

 

ps 2

przyznam, że aż takiego odzewu mojego ostatniego textu się nie spodziewałam,

ponad dwie setki komentów, wątek na forum i dyskusje dzisiaj w pamiętnikach - ale znaczy to tylko, że poruszyłam ważny temat w bolący sposób

 

ps 3

wyzwiska, wrzaski i obelgi potraktuję tak jak zasługują - ponieważ nie wnoszą żadnego argumentu merytorycznego - przemilczę

 

 

ps 4

Azjatą, Murzynem, imbecylem, downem, Indianinem, brzydkim, karłem, krótkowidzem - człowiek się rodzi

otyłym się człowiek staje w wyniku własnych działań

 

ps 5

Pan i Władca to określenie czułe i zabawne i tylko dla tego mojego, ale żeby wiedzieć, co oznacza, trzeba czytać książki, w tym przypadku dwunastotomowe, pięknie ilustrowane pełne wydanie "Baśni z tysiąca i jednej nocy"

wolę to określenie niż mąż, małż, , misiek, kotek, małżyk, mój J, pieseczek, mój P, ukochany, mój na zawsze, mężulek, przyjaciel ... ale to kwestia gustu

 

ps 6

wrzeszczenie na mnie, że jak śmiałam napisać taki wredny text i jednoczesne zamieszczanie we własnym pamiętniku fotek miss puszystych i wyśmiewanie tamtych kobiet - świadczy o hipokryzji najwyższego sortu, podziwiam

 

ps 7

kończę te peesy, bo już zaraz muszę znowu biegać

1 sierpnia 2010 , Komentarze (390)

Kilka dni temu w naszej knajpie siedziały dwie grube dziewczyny i żarły. I to jak!!! Widziałam, jak
młodziutkie kelnerki je obgadywały, oczy im wciąż leciały w tamtą stronę. Klienci przechodzący zerkali z odrazą i fascynacją. A mi było głupio. Młode i tłuste babiszony przyszły do eleganckiej restauracyjki z kuchnią fusion, by się po-nawpieprzać. Ohyda!

Już nie potrafię się zdobyć na wyrozumiałość, gdy oglądam takie obrazki..... Sama też tak kiedyś żarłam i teraz mi wstyd za tamtą mnie

Przyznam się, do napisania tego kawałka zmotywował mnie też pamiętnik jednej z vitalijek, zażywającej obecnie luxusowego życia w najbardziej luxusowym miejscu na świecie. Oraz bardzo spokojne i wyważone komentarze, jakie potem zostały napisane. Jakże inne od zacietrzewienia i wrzasku, jakie Vitalię wypełniło po brzegi, gdym wstawiła fotkę grubej dziewczyny na maltańskiej plaży


Pozwolę sobie skopiować, skróty moje:

Wczoraj w sklepie widziałam grubą, młodą dziewczynę wybierającą z półki masło orzechowe. Stałam i patrzyłam. Z obrzydzeniem. (...) dlatego, że żarła masło orzechowe, a brzuch wylewał jej się z obcisłych spodni.  (...) waliła mnie po oczach masłem orzechowym i dupą jak szafa gdańska.   ... Nie umiem nie oceniać ludzi na podstawie wyglądu (mam na myśli wagę) i niech ta/ten która to potrafi bez zająknięcia i choćby najmniejszej myśli potępiającej, pierwsza-y rzuci kamieniem.
Otyłość nie jest sexy! Nie jest nawet odrobinę kusząca. A patrząc na grubasa jedzącego loda, ciastko, czy frytki pierwsza myśl, jaka mi przychodzi do głowy, to taka, ze gdybym tak wyglądała żywiłabym się energią słoneczną.
(...) Nie oszukujmy się; wybierając czekoladkę z bombonierki patrzymy jak wygląda, a nie co ma w środku. Tak samo jest z ludźmi. Oceniamy po wyglądzie. Wystarczają nam trzy sekundy. I na nic zda się perorowanie o zaletach umysłu i o tym, że książki po okładce nie wolno.. Tak jesteśmy skonstruowani i tyle.


1 komentarz - (...) mnie najbardziej wkurzają tu na Vitalii osoby, które niby to się odchudzają i niby chcą i marzą o szczupłej sylwetce a ciągle podjadają, albo normalnie wciągają wszystko co popadnie i tak kokietują siebie i innych

2 komentarz - wylewający się zza spodni tłuszcz absolutnie nie jest sexy... to czyste zaniedbanie... (...) lubię patrzeć na osoby nieco grubsze, ale zadbane, ale jak widzę tłuszcz zlewający się i jakieś takie zaniedbanie ogólne, to żal mi patrzeć...

3 komentarz - i ja, kiedy od roku w końcu wierzę, że mogę wyglądać inaczej.... Mam mieszane uczucie, gdy widzę otyłych wcinających w mieście, w autach itp. Nie żebym zapomniała, że też tak kiedyś jadłam... Ale żal mi ich, że jeszcze nie znaleźli tego kopa, który ustawia człowieka na właściwej drodze

Mój komentarz - czyste chamstwo - tak myślę często sama do siebie - żeby się pohamować i nie podejść na ulicy, w knajpie do otyłej i właśnie żrącej młodej dziewczyny ... a taką mam zawsze chęć podejść i powiedzieć - ty grubasie, nie żryj tyle!  .. więc tylko bezsilnie wmawiam sobie, że to byłoby chamstwo . . .. .  ale to siedzi we mnie, bo ja wciąż żałuję, że nikt tak do mnie kiedyś nie podszedł i nie powiedział . .
..  Owszem, byłoby mi głupio i przykro, ale może wcześniej bym oprzytomniała


Gdy byłam otyła i wielka, ja - maluszek drobnokościsty, żyłam przecież między ludźmi. Nie żyłam na
pustyni.

Między bliskimi. Mężem, dziećmi, rodziną. Mąż przytulając mnie i się powtarzał banały o kochanym ciałku i miękkości ulubionego biustu. Najdalej posunęła się najbardziej pozytywna i sympatyczna z moich wiekowych ciotek, która przy okazji spędów rodzinnych wciąż mi powtarzała "o, Jola, znowu lepiej wyglądasz" i tylko jej oczy przygasały. Zapytałam ją półtora roku temu, czemu mi prosto w twarz nie powiedziała, że wyglądam jak gruba tłusta beka i że może bym już nie wpieprzała tego dziesiątego pączka. Powiedziała, że strasznie głupio było jej i nie chciała mi robić przykrości.

Między towarzystwem ze studiów. Bo my wciąż trzymamy się razem. Faceci nieustająco mnie podszczypywali, tańczyć chcieli, nie narzekałam na brak kompanii do rozmów i do biesiad. Dziewczyny omawiały ze mną stroje. Razem pływaliśmy jachtem po Mazurach. Dlaczego nikt nigdy mi nie zwrócił uwagi??? No, jeden facet, taki oczołapny i dobrze tańczący, ale to było już po pierwszym etapie samoistnego chudnięcia. Powiedział, że dopiero teraz tańczy się ze mną z przyjemnością, bo można mną podrzucać w rock`n`rollu.

Między młodymi i młodocianymi przyjaciółmi. Takimi w wieku mojego syna i młodszymi. Wspólne wyjazdy, nocne włóczenia się po gralniach i festiwalach gier komputerowych. Nocne sesje grania. Gdy zamawialiśmy żarcie z dowozem, nie dostawałam podwójnej porcji. Ale nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi, że nie pasuję ze względu na tuszę.


A stwierdzam teraz, oglądając teraz zdjęcia sprzed lat - nie pasowałam nigdzie. Wszyscy byli szczuplejsi ode mnie. Wszyscy jedli mniej.


Co powoduje ludźmi, że bliskiej i otyłej osobie i jeszcze żrącej dużo publicznie - nie potrafią powiedzieć prawdy w oczy???? Przecież takie słowa tylko na chwilę zabolą. A, być może, przebiją się przez zwały tłuszczu i trafią do mózgownicy. Może uratują komuś życie. Zdrowie. Małżeństwo. Może wyprostują czyjeś życie.

DLACZEGO MILCZYMY ?????
Przyjemniej by było mojej ciotce, jakbym zeszła na zawał otłuszczonego serca? Przyjemnie było mojemu mężowi kochać się ze mną, gdy brzuch przeszkadzał w przytuleniu się całym ciałem??

Co powoduje nami, że zamiast w knajpie siedzącej obok grubasce powiedzieć, że wygląda ohydnie z tłuszczem cieknącym po brodzie i mlaskaniem, odwracamy w zażenowaniu wzrok? To nie poprawność polityczna, bo to zjawisko było wcześniej.

Dlaczego głaszczemy znajome vitalijki po głowie, gdy po regularnym nocnym/wieczornym obżarstwie płacze rano w pamiętniku nad przybyłym kolejnym półkilogramem. No, dotyczy to głównie młodszej generacji. Z naszych rówieśniczek to znam tylko taki jeden przykład. Kobieta nawet nie rejestruje, że na kolację zjada cały bochenek chleba i ocyka się dopiero, gdy ktoś z domowników ma chęć na jedną kanapkę. Bo chleba już nie ma. Zjadła. A co kilka dni rano płacze w pamiętniku, że kolejny kilogram doszedł. Dlaczego nikt nie napisze - Tyjesz, dziewczyno, bo conocnie żresz. Tyjesz, bo ty jesz. I tyć będziesz codziennie, dopóki żreć nie przestaniesz. I wcale nie dziwię się Twojemu partnerowi, że zostawił/zostawia taką słabą i grubą babę. Nie dziwię się komuś z rodziny, że ci złośliwości oraz dowcipy o grubasach opowiada. Bo jesteś grubas!!! Jesteś żarłok!

 

Acha.

Ja staram się nie milczeć. Oczami też można wiele wyrazić. Pogardę. Politowanie. Zdegustowanie. Śmieszność publiczną. Niechęć.

Patrzę na grubą młodą osobę, która po podbiegnięciu do autobusu dyszy jak parowóz, a z torby wyciąga drożdżówkę. I oczami śmieję się jej w twarz. I pluję pogardliwym skrzywieniem ust.

Patrzę w kolejce do wędlin do koszyka sąsiadki z osiedla. Ja kupuję 3 gatunki wędlin po 4 plasterki, ona 5 gatunków, każdego po ćwierć kilo. W domu u niej jest tylko ona gruba i chudy mąż. Zje to sama? Pewnie, że sama. Przepalałam jej oczami dno koszyka. Poczuła chyba, bo zajrzała do mojego.

W przydrożnym makdonaldzie po 40 km na rowerze i z braku wałówki kupuję malutkie fryty. Z politowaniem patrzę na matronę, która samotnie wytoczyła się z samochodu i zamawia 2 kanapki
i duże fryty i lody. Z obrzydzeniem, gdy zaczyna jeść. Sama.

W tej knajpce dwa dni temu dowcipy świńskie i niekulturalne bardzo opowiadaliśmy, znaczy my, kumpel męża, synalek i znajomy barman. Swój dowcip, o grubasce w cyrku i o foce, specjalnie opowiedziałam głośniej, fonię kierując w stronę żrących młodych babonów.

 

Tyle mojej satysfakcji.

 

ale ??????
Dlaczego nie mówię głośno?
Dlaczego milczę????? Czego się boję???

Posądzenia o złe wychowanie? O brutalność? O włażenie komuś z butami?....

Nie wiem.
Ale wiem, że warto przełamać w sobie te barierę.


I proszę mi nie pisać pierdół, że otyłość to choroba i że należy osobę chorą traktować łagodnie. Wedle medycznych badań statystycznych, otyłość jest WYNIKIEM choroby u 1,5% (PÓŁTORA PROCENTA) grubych. Doliczyć trzeba jeszcze około 0,7% tych, u których istniejące choroby mogą, ale nie muszą powodować skłonność do tycia.

Cała reszta otyłych jest otyła z żarcia. Z nadmiernego żarcia. Z wpieprzania więcej niż się spali.

A gadanie o genach to pieprzenie w bambus. Geny to PREDYSPOZYCJA, a nie KONIECZNOŚĆ. Geny mówią ciału, jaką ma maxymalną wielkość, wzrostu i wagi. Ale nie każą maxymalnie wypełniać programu genetycznego. Nawet do tego nie namawiają. Zacytuję koleżankę: no, iezłe z tymi kobitkami. W pracy pewnie mówią " nie wiem od czego tyję, przecież niewiele jem, to pewnie geny. Matka i babka też były otyłe". Tyle, że dla takich pań "niewiele" to jest jak moja całotygodniowa dieta.


 

Oglądałam ostatnio moje albumy z dzieciństwa. W mojej podstawówkowej klasie była jedna, powtarzam JEDNA, gruba dziewczynka, nieżyjąca już Beatka Liberska. Umarła z tuszy, zawał, zator, ważyła w 40 wiosnie życia 140 kilo. Była gruba, bo jadła. Nie jedna kanapka na długiej przerwie, tylko 3. Mieszkała niedaleko, babcia, malutka, zasuszona kobiecina w czerni, jej kanapki donosiła. Ze smalcem, grubo. Albo z dżemem. I prawie zawsze brała dokładkę zupy na stołówce. Było jeszcze w klasie dwoje dzieci dużych. Nie grubych, ale grubokościstych. Arek Arkuszewski i Marzena Dudek, a może Dudzik. Byli duzi, wysocy, mocni, grubokościści.. Ale nie żarli

 

Na zdjęciach klasowych mojego potomstwa są grube dzieci. 1/3 klasy...  Tłuste twarze o krągłości księżyca. Obwody w pasie dwa razy większe niż rówieśnika obok. Pulchniutkie ramionka, pulchniutkie nadgarstki, parówkowe paluszki. Oczy, może piękne, ale ukryte w wałkach tłuszczu.

Córka brała do szkoły jedną wielka kanapkę albo duży jogurt. Ale nie jadła szkolnego obiadu. Ale 3 razy w tygodniu trenowała. Synek robił sobie po dwie kanapki, ale zaraz po szkole leciał grać w piłkę, wszystko jedno, jaką albo godzinami skakał na desce... I oboje opowiadali, że część rówieśników ma stałe zwolnienia z wf-u. Bo się męczą biegając. Bo zadyszki, bo spocenia. Córka chciała mieć szóstkę z wf-u, więc co jakiś czas prowadziła lekcje akrobatyki. Ze zgrozą opowiadała, że dziewczyny nie potrafią zrobić dziesięciu pompek! Kurcze, ja z pięćdziesiątką na karku i uszkodzonym barkiem robię 20!!! Że mostka nie zrobią, nawet z leżenia. Że półszpagat jest poza zasięgiem większości.


Po doświadczeniach swoich. Po doświadczeniach dzieci. Po tym, co widzę na ulicy...

Do ostatniego oddechu będę twierdzić, że otyłość jest wynikiem obżarstwa. Słabej woli. Pozwalania sobie na brak samokontroli.


I że każda otyła osoba musi w samej sobie znaleźć motywację do wyglądania normalnie. Że nie cud tabletki, nie diety cud - tylko samodyscyplina i opanowanie pozwolą wyglądać estetycznie.


Będę również twierdzić, że otyłej osobie potrzebny jest wstrząs. Że musi zrozumieć, że jest gruba. Że nikt jej nie pomoże być normalna poza nią samą.

I że potrzebne jest POTĘPIENIE osób otyłych. Bo inaczej nie zauważą, że są grube i źle widziane.

Tak twierdzę.
A mimo to wciąż milczę.
Cholera!


ps.

Uprzejmie proszę nie odsądzać mnie od czci. Tak jak niepalący protestują przeciwko zadymianiu lokali jedzeniowych, tak esteci mają prawo protestować przeciwko nieestetycznym czy wręcz ohydnym widokom przy jedzeniu. A jeszcze na razie siłą nikogo z restauracji nie usuwałam.

Ja wyraziłam pogląd, do czego jako człowiek mam pełne prawo, że publiczne żarcie, bo nie jedzenie, jest obrzydliwym widokiem. Zwłaszcza w wykonaniu otyłej osoby.

Wyraziłam również pogląd, że nie należy wciąż pobłażać i na głaskać po główce i mówić, że od teraz już będzie dobrze osobom, tu na Vitalii, które wciąż piszą o dietach, o swoim odchudzaniu i o conocnym lub codziennym obżeraniu się. I że nie rozumieją, skąd przybór wagi, bo przecież dieta była….

Co jest nieodpowiedniego w wyrażaniu takich poglądów?

Bo do rękoczynów jeszcze nie dojrzałam.

I nikogo nie namawiam do przejęcia moich poglądów. A podyskutować zawsze warto. Zwłaszcza na tematy bardzo, jak widać, drażliwe



1 sierpnia 2010 , Komentarze (20)

Rankiem przed mazurskim wyjazdem wracała córka z koleżankami z imprezy. Albo one zaczepiały, albo on je podrywał. Piekarz. Młody. Nie wiem, co się działo, ale każda z nich wróciła do domu z wielkim, ponadkilogramowym chlebem. A nasze dziecko przytargało dwa!

Jeden wzięła na rejs.

Drugi nam zostawiła. Przecież nie przejemy, zepsuje się!!! Ale słyszałam, że chleb można mrozić. Przekroiłam ten wielki bochen na 3 części, jedna do jedzenia, dwie do zamrożenia. Zawinęłam w torebki foliowe te do zamrażalnika.

No i już.

Tylko teraz mam kłopot. Bo ja nigdy chleba nie mroziłam.

Kłopot taki - co się z takim chlebkiem po wyjęciu z zamrażalnika robi?

Zostawia na stole do odtajania? Wsadza do piekarnika albo mikrofali? Jeśli tak, to na ile i na jaką temperaturę/moc?

Pomocy!

 

 

Vitaliowo.

Aktywność fizyczna - lenia ciąg dalszy. Tylko 3 godziny w marketach, zakupki uzupełniające na wyjazd. Różowe szorty, szorciki malutkie, sa takie słodkie i rozczulające?. I koszulki na cieniutkich ramiączkach tez rozczulające. Ach, a jak pięknie leżą i obciskają nowe męskie szorty-kąpielówki?

Wchłanianie - niestety, nocą miałam jamochłona. Nie kalorycznego, tylko ilościowego. Wędlina, nektarynki, ser dojrzewający i słoik ogórków konserwowych. Wszystko w ilościach chyba już hurtowych.

Wagowo - nie będę upubliczniać. Bo mi wstyd. Weszłam na wagę, ale moment spojrzenia jej w oczy już wyrzuciłam z pamięci. Bo co się będę stresować?

 

ps

o obżarstwie będzie, tylko czekam na copyright jednej takiej vitalijki

31 lipca 2010 , Komentarze (30)

A niedługo wyjeżdżamy i my

 

Jakoś wszyscy ku wodzie ciągną.

Synalek nad morze, będzie siedział 4 dni w Dębkach na plaży i robił za złotego młodzieńca.

Wnuczek z synową_in_spe za dni kilka też nad morze, acz w miejsce inne.

Córczęcie po raz pierwszy w życiu prowadzi tygodniowy rejs po Mazurach, jest kapitanem łódki.

A i nasze Cyklady milowymi krokami śpieszą.

 

Ale na razie nie dzieje się nic.

Tylko to, że dzieci wyjechały i mamy wolna chatę. No, po prostu szał ciał i uprzęży. Póki co odsypiamy ostatnie irytujące i zwariowane 2 doby. Sexualnie tylko zaspokoiliśmy głód, na ucztę na razie nie ma energii. I po prostu NIC nie robimy. Odpoczywamy, bez słów, bez umawiania się. Drzemka w przytuleniu. Jedna kanapka obgryzana dwojgiem ust. Wspólny kubek kakao.

 

Waga stabilna, ponadpaskowa. Więc, żeby się nie oszukiwać, cofnęłam mojego motylka o całe 20 deko w górę.

Zasadniczo głównym efektem pogrypowym jest spadek w obwodach. Głównie w biuście. Zmieszczam się do bikini, z którego się w zeszłym roku nieestetycznie wylewałam (no i którego nie używałam w związku z tym). Pan i Władca mówi mi, że zmieszczam się w tym bikini wyjątkowo apetycznie. I to mi wystarczy, mniam!

Wchłanianie jakby trochę większe. Majonez zdekapitowany ostatecznie przez wnuczka. Ale kanapki do mnie lecą stadami, muszę jakieś zapory ustawić.

Aktywność fizyczna byle jaka. Nie mam parcia na rekordy, na pokonywanie samej siebie. Wystarcza mi mokra od potu koszulka po 7 km z patykami. Wystarcza mi bardzo lajtowy rower i tylko 32 km na liczniku. Leniwca w sobie mam, przeciąga się tylko.

 

Acha, wczoraj w naszej knajpce, przy wieczornym drinku... My przy barze, na naszych ulubionych stołkach, z takim malutkim oparciem, doskonały barowy wynalazek. Obok są stoliki dla gości jedzących. I były dwie młode damy. Słusznego wzrostu i postury. Znaczy duże bardzo. Tłuste, prawdę mówiąc. I żarły. Daję słowo, one nie jadły. One naprawdę żarły. Jedna wciąż ocierała brodę, bo jej kluski machały ogonami, gdy łapczywie zasysała. To jest dosyć droga knajpa z kuchnią fusion, delektować się trzeba, jedzonko dziwacznie skomponowane, pieknie podawane -  a one żarły!!! I na koniec każda zjadła po dwa desery, sernik z malinami i lodami i krem brulee.

Coś mi się w środku robiło.....

Chyba coś na ten temat napiszę.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.