Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816659
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 lutego 2012 , Komentarze (12)

20 lat temu, w grudniu, jechałam do szpitala, zimą, za dnia. Mocny mróz trzymał już ponad 2 tygodnie. Wisłą płynęły wielkie kawały kry. Mówili w tivi, że może zamarznąć.
4 dni później wracałam do domu. Ze świeżo ulęgniętą potomkinią. Mróz wciąż trzymał mocny. Wisła stanęła. Cała zamarzła.
Widziałam wtedy pierwszy raz w życiu moją rzekę całą zamarzniętą. Jechałam Wisłostradą i przez most z opadniętą szczęką. Niezapomniany widok! Spiętrzone, miejscami prawie pionowo ustawione kry, między nimi zamarznięte lodowe zmarszczki. Jak świat jakiś obcy.
I sentyment mi pozostał do lodu na płynącej wodzie.


Nie bardzo powinnam chodzić, żeby pięt nie nadwyrężać.
Nie powinnam chodzić po nierównym terenie.
Nie powinnam używać butów na płaskim obcasie.
Jest wiele "nie powinnam" związanych z bólami ostrogowymi, ale ?!....  Ale czymże byłoby życie bez ulegania namiętnościom?!


Na informacje meteo, że Wisłą płynie śryż i że być może rzeka zamarznie, wyraźnie poczułam się jak koń kawaleryjski na dźwięk trąbki bojowej. Uszami zastrzygłam!
Na nogi płaskie buty, wygodne, by móc chodzić po nierównym. Owszem, przykleiłam na wszelki wypadek podwójne wkładki żelowe, ale to jedyne ustępstwo na rzecz mojej niepełnosprawności.
Chodziłam po nierównym. Chodziłam długo. Chodziłam i skakałam, przeskakiwałam wądoły z wodą, potykałam się na zamarzniętym piachu. Wdrapywałam się na żelastwa po starym moście.
Chodziłam wokół mojej ukochanej Wisły i robiłam jej zdjęcia. Ręce mi zamarzały do bólu. W ciągu 10 dni byłam 3 razy.
Owszem, przypłacałam to wieczornymi i nocnymi dolegliwościami, płonięciem lewej stopy - ale uważam, że warto było.

1 luty

Po lewej stronie płynie śryż, po prawej nurt powolny, bo płytko


Płytko i zamarza.


4 luty
To samo miejsce

Po lewej płynąca swobodnie woda, przymarzająca brzegami, po prawej zamarzło wszystko


I na wyspę na środku Wisły jakiś hardkorowiec mógłby się przedostać suchą stopą.


Miejscami grubość lodu jest sporo większa niż wysokość paczki papierosów, co najmniej 15 cm. Ja byłam sama, a jak jestem sama przy nieznanym, to się robię ostrożnym tchórzem, nawet nie próbowałam przełazić.



W niektóre dni Wisła wyglądała, jakby zaraz, już zaraz, za moment - miała zamarznąć na całej szerokości, to zdjęcie jest z 1 lutego


A to z 5 lutego, to samo miejsce, przy samym brzegu nurt płynie bardzo szybko, a woda aż szeleści o wystającą krę


2 zdjęcia z 1 lutego, z ulubionego miejsca z ostatniego pół roku. Odsłonięte ruiny przedwojennego mostu Poniatowskiego.



Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego kra jest 40 cm NAD lustrem wody? Równiutkie lodowe tafle wiszą poziomo, poprzyczepiane do wystającego żelastwa. Wody w rzece nie przybyło, jest wciąż ten sam poziom, tragicznie niski, niezmienny od połowy listopada. Czy to zamarzł wiatr, porywający znad powierzchni wody drobiny wilgoci???




To samo miejsce, 3 luty. Widać że woda pod spodem też zamarła, a te górne, napowietrzne tafle puszczają krople pod wpływem ostrego zimowego słońca.



Nad Wisłą można spotkać nie tylko wnuczka z babcią!


Można też spotkać zapaleńców rozmaitych. Truchtacze przy minus piętnaście trochę mnie zdziwili. Fotografowie, rozkładający statywy gołymi rekami, no, to już patrzyłam z lekką zgrozą i ze współczuciem. Ale w największy podziw wprawił mnie młody człowiek, który uczył się startować na  ... hmmm, to chyba paralotnia. Zimno, wieje a ten sporty extremalne nad brzegiem wiślanym uprawia!! A jak go nad wodę zwieje?





Ps vitaliowy
Zmieniłam pasek
Z  59,4 na 58,8
oby to był początek wyczekiwanego trendu!


Ps zdrowotne
Pytacie, jak mogę tańczyć z ostrogami.
Przecież ja kocham tańczyć, jakżebym mogła nie-tańczyć?!
To jedna z moich namiętności, a powyżej coś pisałam o uleganiu namiętnościom.
Tańczyłam z pełną świadomością, że mnie będzie boleć.
Na Sylwestra też tańczyłam, do 5 czy tam 6 rano, przerwy tylko robiłam na siedzenie z lodowymi wkładkami w butach.
Przed piątkową imprezą siedziałam prawie godzinę z nogami w lodzie. Poza tym założyłam obcasy, a to odciąża mi rozcięgno podeszwowe. Poza tym miałam nowe wkładki żelowe w butkach. Poza tym po max 4 kawałkach zostawiałam partnera, i trzymając się poręczy i idąc z lekka paralitycznie oddalałam się do Tramwaja, gdzie odpoczywałam z nogami na ławce. Poza tym przez imprezą zażyłam proszeczek. Poza tym, wiedziałam, że będzie boleć i że to mój wybór.
A rehabilitacja, której się poddaję, nie ma za zadanie osłabić bólu. Znaczy zmniejszenie bólu jest skutkiem ubocznym. Chodzi o zlikwidowanie stanu zapalnego przyczepu rozcięgna - czyli o to, by się już więcej ostroga nie robiła, nie powiększała. Chodzi o rozmiękczenie tej ostrogi, czyli o naruszenie wapniowej struktury, żeby się mogła rozpuścić i wchłonąć. Chodzi o maxymalne ukrwienie okolic ostrogi, by tkanka była gotowa na adsorpcję rozpuszczonych/rozkruszonych złogów wapiennych i by szybko podjęła proces regeneracji w miejscu po ostrodze.
Taniec czy wertepowe spacery nie mają konfliktu z fizjoterapią, której się poddaję. One tylko powodują zwiększoną bolesność.
Czasami warto!


11 lutego 2012 , Komentarze (22)

... jeżeli o drugiej w nocy nagle jedna/piata parkietu w Dekadzie robi się luźna, bo ja z niezłym partnerem tańczę  Wham-Before Yuo Go-Go a potem coś szybkiego Shakin Stevensa a potem coś J.Lo .. . bo my tańczymy, z figurami z lat przeszłych i z tym zacięciem i z biglem którego brak młodym!!!
.... jeżeli o godzinie trzeciej słyszę propozycję w latynoskim tańcu-wygibańcu, czy mogłabym się spotkać, i pieprzyć to, że mam męża


Żarówa coś napisała o starszych paniach po czterdziestce . . a ja potem to miałam wciąż w głowie .. a potem patrzyłam z okien Tramwaja na te młode panienki, takie śliczne, takie zgrabne . . . a takie nieruchliwe, niezgrabne i mało oczołapne
nosz kuźwa, to ja pomimo  posiadania prawie półwiecza lat jestem bardziej atrakcyjna????????
góóóópie te gówniary !
nie mogłyby się raz na pół godziny w kibici przegiąć ?


jest 3:44, za niecałe 4 godziny mam rehabilitację na ostrogi
adieu!

10 lutego 2012 , Komentarze (16)

jest NAPRAWDĘ we mnie wiele dobrego !!!!

lecz - niestety, nie chodzi o talenty....





w środku we mnie siedzi to ukryte dobro
znaczy w brzuszku
znaczy w przewodzie pokarmowym całym

dobro czyli pyszności
a są to:
bób pożerany ze skórką, ugotowany w słonej wodzie koperkowej
buraczki z jabłkiem, zasmażane z odrobiną mąki i absolutnie bez grama masła
i dwie potężne kromy pachnącego chleba, posmarowane, posolone, ozdobione pachnąca szynką, skórkę i tłuszczyk z obrzydzeniem kotu oddałam
i 4 łyżki lodów, zupowe te łyżki były, a lody były gorzkoczekoladowe, z wiśniami i chili, potem pośpiesznie synkowi resztę lodów oddałam
i ćwiartka melona, bardzo dojrzały był
i mały precelek piwny, uwielbiam językiem rozgniatać piwną skórkę!
i pieczona szynka, bo Pan i Władca kazał mi próbować, czy dobrą upiekł, ale ja gorącego mięsa nie za bardzo lubię, więc i niewiele próbowałam
i jabłko nocne jest we mnie, słodkie soczyste i kruche
drinków we mnie już nie ma, wysikałam ;-))



musi to całe dobro wciąż we mnie siedzieć, bo na wadze ponad półtora kilo więcej niż wczoraj !!!!



ps czyli edycja
ja tego oczywiście nie zjadłam na jeden raz !!!!
to jest spis całodniowy przecież !

9 lutego 2012 , Komentarze (9)

porankiem mignęło  57 z ogonem
mignęło tylko!
ustabilizowało się na 58,2
średnia z tygodnia - 58,80
średnia z 10 dni - 58,82

jutro chyba czas na zmianę paska



miałam nadzieję, że na jutrzejszą po-studencką imprezę będę mogła pójść w portkach
nic o tym nie pisałam, bo mi było łysawo, że sama sobie mogę robić obietnice w głupio-nastolatkowym stylu: schudnę do ślubu, schudnę na imieniny cioci, schudnę do lata i bikini, schudnę do sylwestra, itepe

niestety, przybytek poświąteczny, posylwestrowy, pokarnawałowy i bez-sportowy nie cofnął się w stopniu wystarczającym
ulubione spodnie są póki co w wersji stojącej i chwilowosiedzącej, nie nadają się jeszcze na swobodny siedzący, gadający i tańczący wieczór
będę zmuszona założyć spódnicę "po-świąteczną"
... hi hi, mam takie dwie ulubione zimowe najpiękniejsze, jedna jest przed-świąteczna, druga po-świąteczna, różnią się kolorem i ilością centymetrów w obszarze brzusznym





a poza tym 6-12 godzin po zabiegach rehabilitacyjnych to stopy bolą mnie tak koszmarnie, że chwilami nie wiem, jak się nazywam oraz zapominam o oddychaniu
ale to PODOBNO jest objaw tego, że działa


z piątkowej imprezy wrócę pewnie sobotnim ranem, i zamiast walnąć się na zasłużony odpoczynek - pójdę na zabiegi . .. tak, tak, sobota 7:10 rano

8 lutego 2012 , Komentarze (12)

na specjalne życzenie, proszę bardzo:






a poza tym znowu potwierdzam słuszność tezy o tym, że spanie odchudza
i że niejedzenie połączone ze spaniem odchudza jeszcze bardziej
przedwczoraj na wadze 58,9
wczoraj na wadze 59,6
sen 11 godzin (proszeczkowy niestety)
dzisiaj na wadze 58,5



ps
dziwny jest ten proszeczek, odlotowy
biorę tylko pół
prawie nie pamiętam treści snów, ale nie są to koszmary (uffffffffff...)
jeśli jest zło i niebezpieczeństwo, to takie powszednie, jakby oswojone
natomiast ZAWSZE po tym proszku powierzchnia snu jest posypana brokatem, jakby wszystkie płaszczyzny wyłożono pogniecioną folią kuchenną, skrzą się i błyskają nawet kontury i fałdy postaci

co za dziwy chemia może zrobić z pracą mózgu!?

7 lutego 2012 , Komentarze (15)

wstawiłam miesiąc temu TO zdjęcie


i zapytałam o wiek, wagę (wcześniejszą, obecną), o wykształcenie, wzrost i ewentualnie inne cechy sfotografowanych gracji, które można by z tego z zdjęcia odgadnąć

zasadniczo z fotki zostałam odgadnięta ja, zdradziła mnie opalenizna i włosy
na tym zdjęciu miałam 46 lat
tym, które zgadły przesyłam wirtualny uścisk dłoni

a poza tym rozwiązanie podaję,
od lewej...

blondynka S
lat 16, wzrost 153, może 155
waga 45, w porywach do 48
zawsze mało ważąca i zawsze okrąglutka
uczennica

blondynka A
tak, to ja
lat 46, wzrost 158
waga prawie 50
(waga kilka lat wcześniejsza powyżej 77, waga rok wcześniej 48, tu zaczynałam znowu nabierać ciała po wychudzeniu)

czarna R
lat 25 lub 26
wzrost powyżej 165
waga powyżej 60
nigdy nie była gruba, nigdy nie była chuda
wtedy studentka, dusza bardzo romantyczna, a zawodowo twardo dążąca do celu

rude A i T
lat 18
wzrost powyżej 170
rok przed maturą
zawsze chude, długie,
(znaczy ruda T jako niemowlę i malutkie dziecko była tłusta straszliwie, oczu jej w fałdach policzkowych nie było widać)
i ubierały się podobnie, z tylu wyglądały jak bliźniaczki, rozebrane zdradzały zupełnie inny typ budowy


na zdjęciu specjalnie siedzimy tak, aby zniwelować wszelkie różnice w wielkości osób
fota była robiona na urodziny pewnego młodego faceta, dla każdej był w jakiś sposób ważny i znaczący w życiu, dostał ją w postaci wielkiego fotogramu w srebrnych prostych ramach
te czarne litery na nagich damskich plecach to jego młodzieżowa "ksywka" jest





ps vitaliowe
wczoraj poniżejpaskowo
dzisiaj powyżejpaskowo
od momentu wrócenia do liczenia kalorii jestem jedzeniowo albo grzeczna bardzo albo przynajmniej poprawna


ps sportowo-ruchowe
w zeszłym tygodniu odbyłam trzy spacery fotograficzne
nosz, nie mogłam się powstrzymać, takie cudne słońca !!!
moje ostrogi z perfidną złośliwością i radochą wypominały mi to potem nocnym bólem

od wczoraj chodzę na nowe zabiegi rehabilitacyjne, ultradźwięki i pole magnetyczne
w necie piszą, że ponad 80% ostróg reaguje pozytywnie reaguje na te UD
na razie mam wrażenie, że jest gorzej
bo bolą bardzo pięty obie, a lewa płonie gorączką

6 lutego 2012 , Komentarze (92)

Będę Was namawiała do wysłania esemesa. Do głosowania esemesowego.
Głosujcie na Moją Bebe!!!
Proszę!
Wiem, wiem, widziałam kilka dni temu vitaliową awanturkę, że nie należy namawiać, że nierówność, niesprawiedliwość, że żebractwo, och, obudziło się nawet kilka starszych vitaliowych trolli, jakieś nocne pyskówki, obrażania, wyszydzania, nawet dwóch vitaliowych facetów sobie napyszczyło ?.. nosz, skandalik prawdziwy.

Ja powiem, ja napiszę, ja wytłumaczę - dlaczego akurat na ten blog i w tym konkursie należy głosować.
To jest ten konkurs, proszę link 

coś nie tak z linkowaniem jest, powinno być :
http://www.blogroku.pl/index/index.html  



Och, sama wiem, że to kretyństwo. Że jedynym finansowym zyskiem głosowania esemesowego jest dochód organizatora.
Więc uschnie mi ręka, gdy sama wyślę.
Więc uschną mi obie łapki, bo teraz piszę dwoma łapkami i Was namawiam
Wiem, co to znaczy, gdy organizator mówi, że wszystkie zyski pójdą na coś dobrego. Znaczy, że on chce tylko policzyć głosy, on nie liczy zysków, on je przekaże na ble, ble, bla, bla. Wiem, jaka jest różnica między przychodem a dochodem. Nawet jeśli (haha) organizator konkursu oddałby wszystkie esemesowe złotówki - to co z vacikiem?
Sam zbożny cel jest wszystko jedno jaki. Biedne dzieci, chore dzieci, wypoczynek dzieci ze środowisk upośledzonych, zajęcia dodatkowe, na głodne psy, na sterylizację kotów, na stypendia, na leczenie.... Mechanizm prawie wszystkich esemesowych głosowań charytatywnych jest dokładnie taki sam.

Osobiście uważam, że głosowanie na blogi, które są w necie - powinno też odbywać się w necie. Bo to miało być głosowanie internautów, a nie esemesonautów. Bo co? Organizatorowi nie chciało się zakupić programiku, który kontroluje IP komputerów, z których wysyłane sa głosy??? Bez sensu, to nie są duże koszty. Więc to był świadomy wybór, by metodą głosowania były płatne sms-y

Dla zasady i z doświadczenia jestem przeciwna wszelkim esemesowym głosowaniom, konkursom, loteriom. Bo wiem, że 95% z nich to pic i zmyłka.



NIEWAŻNE !!!
Nieważny jest cel, na który organizator ma przekazać dochód z głosowania.

Ważny, najważniejszy jest cel głosowania!!!
Ważne, żeby Bebe zdobyła tytuł Blogera Roku 2011 !!

Bo Bebe jest moja - i mi zależy
Bo Bebeluszek jest vitaliowy jak najbardziej i każdej z nas powinno zależeć.
Bo jej para-ochudzeniowy blog powinien być znany znacznie szerzej!
Bo Bebeluch jest nieodrodną, choć nieślubną córką Vitalii.

Bo TU zaczynała pisać, w październiku 2008 roku.
Pisała, jak my tu prawie wszystkie i wszyscy, o odchudzaniu, o dietach, o kompulsach. Również o sporcie odchudzającym, o dolegliwościach, jakie się przy niektórych dietach pojawiają, o chorobach, które nieumiejętne dietowanie i odchudzanie może wywołać.
Tu zaczęła pisać o Wiewiórze i o Bułce.
Tu, właśnie tu, od września 2009 roku, na vitaliowym forum zaczęła rywalizować w Milionerach. Brała zresztą udział w szalonych, extremalnych Milionerskich Zawodach, w parze razem z Adador, milionerskie wariatki spalały wtedy po ponad 2 tysiace kalorii dziennie. Dziennie!!! Przez kilka tygodni!!!

Bebe jest bez wątpienia vitaliowa jak najbardziej.
Jest taka jak my, z umysłem pokręconym od odchudzania.
A ponieważ jest vitaliowa - to my, ludzie będący na Vitalii, powinniśmy ją poprzeć.



Owszem, teraz Bebeluszek pisze już nie do końca na Vitalii. Zaczyna pisać, a potem się przelinkowuje na blogspota.  (ach, właśnie dlatego uważam Bebe za troszeczkę własne dzieło. To ja ją uczyłam ładnego linkowania do swojego osobistego miejsca!).
Ale przecież ona nie chciała stąd odchodzić, nie chciała zmieniać miejsca swojego pisania !!!
To Vitalia swoimi działaniami sprzed półtora ponad roku, to spowodowała. Pamiętacie zapewne wojenkę o dziwne zmiany w regulaminie. To wtedy pojawił się strach, pojawiła się niepewność. O własność intelektualną, o wiersze, opowiadania, fotografie, obrazki, które userzy zamieszczają na stronach Vitalii. Obawa, że ktoś kiedyś, przez 99 lat, może sobie uzurpować prawo do naszej twórczości. Wątpliwości zostały wyjaśnione, choć chyba nie do końca.
To wtedy zniknęła nieodżałowana dla mnie Joanna, to wtedy definitywnie odeszła Pani_Baleronowa, i to wtedy oddaliła się Bebe. Pisze gdzie indziej, gdzie zapisy regulaminowe dokładnie stwierdzają, że napisane jest własnością piszącego.


Bebe teraz pisze trochę inaczej. Mniej o odchudzaniu, bardziej o stanie odchudzonego umysłu. Pisze o Wiewiórze, Yam-yamowie, świecie, o małym kosmonaucie, o relacjach między oddalonymi ludźmi. O tak, znacznie mniej o jedzeniu i o niejedzeniu.
Pamiętam, jak Bebe vitaliowo chudła. Jak się rozeszła z Czerwoną Sukienką, która była ukochaną, a stała się za dużą.
Pamiętam, jak chorobowo Bebe zaczęła być znowu większa i większa.
A teraz Bebeluszek jest konstans. Bez jojo. Owszem, ten konstans jest większy niż z czasów rozstania z Czerwona Sukienką. Ale to dlatego, że odchudzanie i zaczyna się i kończy się w głowie. Nie zawsze najlepsze są minima wagowe. Trzeba słuchać swojego ciała i czasem zrezygnować ze ślicznej smukłości na rzecz stanu, w którym ciało wreszcie czuje się zdrowe. Bebe potrafiła.

Blog Bebeluszka powinien być liczniej czytany, powinien się przebić przez blogi inne ku szerszemu gronu czytaczy. Żeby pokazać innym dziwne strony pogoni za piękną sylwetką oraz że odchudzanie ciała nie zmienia nam umysłu. Przez odchudzanie nie stajemy się gorsze.
Bo to wciąż blog odchudzaczki. I jednocześnie normalnej osoby. Bez anoreksji. Bez rzygania. Bez promowania proana.
Blog młodej kobiety, która była gruba. Blog kobiety, która schudła i to się odbiło na zdrowiu, niezawinienie. Blog kogoś, kto świadomie pozwolił sobie być trochę większy niż normy i komu jest z tym nareszcie wygodnie.
Jednocześnie jest to blog, gdzie słowo i słowotwórstwo kwitnie wybujałym kwieciem. Zaludniony istotami jakże podobnymi ludziom, ale inaczej odbieranymi z powodu nazw. Miejsce, gdzie umysł przez Bebelucha prowadzony, sam dokonuje odkryć.

Przeczytajcie kilka blogowych wpisów na LINK . Zanurzcie się w ten dziwny świat, gdzie ludzie są dobrzy, bo złych nie ma.
A potem głosujecie!!! Wysyłajcie, do cholery, te esemesy!!!

EDYCJA WTORKOWA
KONIEC
KONIEC
KONIEC
uprzejmie prosimy już NIE esemesować





Ja też wyślę. Ręka mi pewnie od tego uschnie. Odpadnie. I namówię synalka. I namówię Pana i Władcę. Albo własnopalcowo z ich telefonów wyślę. I siostrę namówię.
Nosz skandal!! Ja i esemesy?! Psiakostka, zwariowałam dla Bebe.
Została ostatnia doba! No już!!! Już, biegusiem, do klawiatur telefonicznych!!
Ostatnie godziny!!!




Ps.
Dla trollików, które pisały, że to żenujące żebractwo, tak o sms-y prosić i że należy polecieć ze skargą do organizatora konkursu - polecam podstronę organizatora 
Do vitaliowych moderów pamiętnikowych - Vitalii też powinno na tym zależeć. Wygrana Bebe to w jakiś sposób promocja mądrego chudnięcia


5 lutego 2012 , Komentarze (20)

no bo kto ma mi robić doooobrze, jak sobie sama nie?....

Wierni oraz niewierni czytacze mojego pamiętnika pamiętają zapewne, że w czasie greckiego żeglowania jestem namiętną wielbicielką kawy, parzonej na grecką modłę. Greek coffee sweet. Gorąca, cholernie mocna, słodka i pylista. Sączona przy zacienionym stoliku, przy rozpalonej promenadzie, najchętniej z szerokim widokiem na morze.

Kawę pijam tylko w Grecji. Codziennie. Namiętnie. Po dwie naraz, albo i po trzy. Bywa że po cztery. Zdarzyło się kilka razy 5 kaw jednego posiedzenia, och, dłuższego trochę.
W Polsce kawę pijam okazjonalnie. 2 razy do roku. Albo w ogóle.
Och, pijałam kilka lat temu. Beżowego lub czerwonego Davidoffa. Ale tylko z Sheridan'sem. Potem więcej było likieru niż kawy. Zrezygnowałam. Za drogo wychodziła mi ta impreza. A poza tym Sheridan's solo jest smaczniejszy.

4 lata temu nauczyłam się parzyć porządną kawę po grecku. Przywiozłam sobie potrzebne utensylia, tygielki, podejrzałam kilka razy zaplecze kuchenne na Cykladach. Kumpel, od lat kelnerujący w Grecji, tłumaczył dla mnie swojego kolegę z kuchni, który mi objaśniał. No i przemocą się wepchnęłam do takiej jednej greckiej knajpki w Poznaniu, znaczy do kuchni.
Kiedyś próbowałam mielić kawę ręcznym żarnowym młynkiem. Ale nie do końca uzyskiwałam efekt. Ta kawa musi być zmielona na pył, chyba jeszcze drobniejszy niż nasza mąka wrocławska.
2 lata temu zdradzono mi kuchenną kawową grecką tajemnicę. To powinna być kawa Papagalos, jedna z tańszych, z papugą, najlepiej zielona torebka, choć czerwona też nie jest zła.


No i co z tego? Ta kawa parzona w osobistej kuchni nie smakuje mi jak tamta?
Bywa, jesienią otwieram paczuszkę Papagalosa, robię jedną kawę, za kilka dni drugą, a potem zapominam, nie ciągnie mnie i wiosna pyrgam zwietrzałe opakowanie do kosza.


MOŻE WŁAŚNIE COŚ SIĘ ZMIENIŁO
Bo jest zimna zima.
A ja się nie mogę ruszać.
Jest mi zimno na ciele i na duszy.
Nie mogę się rozgrzać wysiłkiem, w grę żadne sporty nie wchodzą - żadna siłownia, żadne kijkowanie, żadne wielogodzinne spacery.
Kota dostaję od wymuszonego bezruchu!!!! Te cholerne ostrogi piętowe unieruchomiły mnie bólem!!

Szukałam innego sposobu na ogrzanie duszy.
Znalazłam
Z czeluści szafki wyciągnęłam greckie kubaski. Wybrałam ten bielusieńki z grecką flagą, pofałdowaną wiatrem.
Nalewam do niego mleka, troszkę spieniam malutką mleczną trzepaczką.
A w tygielku, tym większym, teflonowym, zaparzam greek coffee very sweet. Ponad 2 łyżeczki cukru wsypuję - a zasadniczo cukier używam raz na rok, albo wcale, albo jako przyprawę. Zaparzam zgodnie z wyspiarską tradycją, czekając i czyhając, aż się pianka na obrzeżach tygielka gwałtownie podniesie.
A potem, absolutnie niezgodnie z czymkolwiek greckim, przelewam całość tygielka na spienione mleko.
Rany! Ten zapach!
Grzeję ręce o gorący kubek. Palcami wodzę po niebieskich paskach flagi. Całą skórą, nie tylko nosem, wdycham ten zapach. Zmykam oczy - słyszę szum morza. Otwieram oczy i oglądam ostatnioletnie greckie zdjęcia.
Takie jak te:

to w kanale Korynckim


trochę buja i wieje


a w porcie morze jak zielona zupa


orgie kolorów na tle oślepiającego nieba


greckie koty mnie kochają, nawet obce i bezpańskie


wodoloty są bardzo rzadkie


zasłona z babskich pareo


ulubiona miejscówka na czas płynięcia, uwielbiam spać na prażącym słońcu - jak każda jaszczurka


nurkować też uwielbiam


i leniwie leżeć i pozwalać unosić się  wodzie też lubię


i letnie miniówy też lubię (i tam mogę!) nosić


i miewam guuupie letnie pomysły, przyznam się, że w tym roku miałam jeden z głupszych - nocą wdrapałam się na to urwisko po trzęsieniu ziemii, co nad miastem góruje .. nie, nie byłam sama .. a na pewno nie byłam nieskalanie trzeźwa . . nikt z nas nie był


to samotność o świcie, tam też miewam poranną bezsenność, przedświtową
 . . załoga śpi, kurort śpi, a wschodzące słońce i plaże są tylko dla mnie


to też samotny przed-świt, wyszłam polować na chmury


w jednym z portów było za mało słupków i za mało slotów prądowych - ale przecież (jak to w reklamie mówi AntonioBe.) "Polak potraaafi!"


UWIELBIAM tamto słońce


szkółka żeglarska dla bardzo małych dzieci, koło portu Kerkyra, Korfu


tu, w tym malutkim porcie, mieliśmy pożegnalną kolację



oglądam te zdjęcie, oglądam .. .  i przez chwilę nie jest mi zimno.



Ps kawowe
Dzisiaj otworzyłam drugą paczkę Papagalosa. A to znaczy, że sama, osobiście, już jedną wypiłam.
Codziennie, odkąd są te mrozy, wypijam kawę. Bywa, że dwie.
Smakuje. Pachnie. Jest ciepła. Jest gęsta.
I jest mi tak doooobrze.


Ps vitaliowe
Nie spada. Waga nie spada.
Bo nie mam okazji porządnie się wyspać.
Wczorajszej nocy odbywałam intensywne manewry interpersonalne, podchody damsko-męskie i zawody międzypłciowe. Wielobój prawie.
A na przykład nocy dzisiejszej o 4:17 budziłam telefonicznie synowąinspe. Bo wstawali, ona i Stasiek. Świtem polecieli na Fuerteventurę, na Kanary.
Już tam są.


3 lutego 2012 , Komentarze (26)

Baja miała rację, spanie odchudza

2 noce spania na proszkach
i dziś na wadze od wieków nie widziane 58,4

tabletki biorę, bo byłam na fotograficznym spacerze
bo Wisłą płynął śryż i częściowo zamarzał
a i nie mogłam sobie tego darować !!!

i chodziłam mostami i marzłam
i chodziłam zamarźniętymi plażami i nogi już mnie bolały, okropnie nierówny i twardy i sztywny jest zamarźnięty piasek
i chodziłam w cieplutkich butach na płaskim, a moje ostrogi bardzo tego nie lubią

ale WARTO BYŁO!
mam piękne zdjęcia grubej kry wiszącej w powietrzu i zdjęcia zamarźniętego wiatru



i potem musiałam brać tabletki
i na ból i na sen
(hihi, nauczona doświadczeniem sprzed 2 tygodni - biorę PÓŁ dawki i obsesyjnie pilnuję, by osobiste kompy były już wyłączone)

w dzień liczę kcale, wszystkie-wszyściutkie
wieczorami śpię, nie podjadam i nie podpijam

i to waga to widzi !!!!!

ps.
zdjęcia jeszcze obrabiam, potem pokażę kilka

31 stycznia 2012 , Komentarze (23)

kręcę się jak bączek poniżej 60
kręcę się jak bączek powyżej 58,5

pilnuję każdej kalorii wkładanej i wlewanej do paszczy
wiem, że likendowo było za dużo
ale przecież cały poprzedni tydzień było grzecznie ...

chciałabym znowu na rower !
machnąć od niechcenia przed snem 25 kilometrów
pojechać na całe popołudnie i przejechać 50 km
albo wycieczkę całodniowa zrobić i dumnie meldować przejechaną setkę

ehhhhhhhhh...
teraz za zizizimno


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.