no bo kto ma mi robić doooobrze, jak sobie sama nie?....
Wierni oraz niewierni czytacze mojego pamiętnika pamiętają zapewne, że w czasie greckiego żeglowania jestem namiętną wielbicielką kawy, parzonej na grecką modłę. Greek coffee sweet. Gorąca, cholernie mocna, słodka i pylista. Sączona przy zacienionym stoliku, przy rozpalonej promenadzie, najchętniej z szerokim widokiem na morze.
Kawę pijam tylko w Grecji. Codziennie. Namiętnie. Po dwie naraz, albo i po trzy. Bywa że po cztery. Zdarzyło się kilka razy 5 kaw jednego posiedzenia, och, dłuższego trochę.
W Polsce kawę pijam okazjonalnie. 2 razy do roku. Albo w ogóle.
Och, pijałam kilka lat temu. Beżowego lub czerwonego Davidoffa. Ale tylko z Sheridan'sem. Potem więcej było likieru niż kawy. Zrezygnowałam. Za drogo wychodziła mi ta impreza. A poza tym Sheridan's solo jest smaczniejszy.
4 lata temu nauczyłam się parzyć porządną kawę po grecku. Przywiozłam sobie potrzebne utensylia, tygielki, podejrzałam kilka razy zaplecze kuchenne na Cykladach. Kumpel, od lat kelnerujący w Grecji, tłumaczył dla mnie swojego kolegę z kuchni, który mi objaśniał. No i przemocą się wepchnęłam do takiej jednej greckiej knajpki w Poznaniu, znaczy do kuchni.
Kiedyś próbowałam mielić kawę ręcznym żarnowym młynkiem. Ale nie do końca uzyskiwałam efekt. Ta kawa musi być zmielona na pył, chyba jeszcze drobniejszy niż nasza mąka wrocławska.
2 lata temu zdradzono mi kuchenną kawową grecką tajemnicę. To powinna być kawa Papagalos, jedna z tańszych, z papugą, najlepiej zielona torebka, choć czerwona też nie jest zła.
No i co z tego? Ta kawa parzona w osobistej kuchni nie smakuje mi jak tamta?
Bywa, jesienią otwieram paczuszkę Papagalosa, robię jedną kawę, za kilka dni drugą, a potem zapominam, nie ciągnie mnie i wiosna pyrgam zwietrzałe opakowanie do kosza.
MOŻE WŁAŚNIE COŚ SIĘ ZMIENIŁOBo jest zimna zima.
A ja się nie mogę ruszać.
Jest mi zimno na ciele i na duszy.
Nie mogę się rozgrzać wysiłkiem, w grę żadne sporty nie wchodzą - żadna siłownia, żadne kijkowanie, żadne wielogodzinne spacery.
Kota dostaję od wymuszonego bezruchu!!!! Te cholerne ostrogi piętowe unieruchomiły mnie bólem!!
Szukałam innego sposobu na ogrzanie duszy.
Znalazłam
Z czeluści szafki wyciągnęłam greckie kubaski. Wybrałam ten bielusieńki z grecką flagą, pofałdowaną wiatrem.
Nalewam do niego mleka, troszkę spieniam malutką mleczną trzepaczką.
A w tygielku, tym większym, teflonowym, zaparzam greek coffee very sweet. Ponad 2 łyżeczki cukru wsypuję - a zasadniczo cukier używam raz na rok, albo wcale, albo jako przyprawę. Zaparzam zgodnie z wyspiarską tradycją, czekając i czyhając, aż się pianka na obrzeżach tygielka gwałtownie podniesie.
A potem, absolutnie niezgodnie z czymkolwiek greckim, przelewam całość tygielka na spienione mleko.
Rany! Ten zapach!
Grzeję ręce o gorący kubek. Palcami wodzę po niebieskich paskach flagi. Całą skórą, nie tylko nosem, wdycham ten zapach. Zmykam oczy - słyszę szum morza. Otwieram oczy i oglądam ostatnioletnie greckie zdjęcia.
Takie jak te:
to w kanale Korynckim
trochę buja i wieje
a w porcie morze jak zielona zupa
orgie kolorów na tle oślepiającego nieba
greckie koty mnie kochają, nawet obce i bezpańskie
wodoloty są bardzo rzadkie
zasłona z babskich pareo
ulubiona miejscówka na czas płynięcia, uwielbiam spać na prażącym słońcu - jak każda jaszczurka
nurkować też uwielbiam
i leniwie leżeć i pozwalać unosić się wodzie też lubię
i letnie miniówy też lubię (i tam mogę!) nosić
i miewam guuupie letnie pomysły, przyznam się, że w tym roku miałam jeden z głupszych - nocą wdrapałam się na to urwisko po trzęsieniu ziemii, co nad miastem góruje .. nie, nie byłam sama .. a na pewno nie byłam nieskalanie trzeźwa . . nikt z nas nie był
to samotność o świcie, tam też miewam poranną bezsenność, przedświtową
. . załoga śpi, kurort śpi, a wschodzące słońce i plaże są tylko dla mnie
to też samotny przed-świt, wyszłam polować na chmury
w jednym z portów było za mało słupków i za mało slotów prądowych - ale przecież (jak to w reklamie mówi AntonioBe.) "Polak potraaafi!"
UWIELBIAM tamto słońce
szkółka żeglarska dla bardzo małych dzieci, koło portu Kerkyra, Korfu
tu, w tym malutkim porcie, mieliśmy pożegnalną kolację
oglądam te zdjęcie, oglądam .. . i przez chwilę nie jest mi zimno.
Ps kawoweDzisiaj otworzyłam drugą paczkę Papagalosa. A to znaczy, że sama, osobiście, już jedną wypiłam.Codziennie, odkąd są te mrozy, wypijam kawę. Bywa, że dwie.Smakuje. Pachnie. Jest ciepła. Jest gęsta.I jest mi tak doooobrze.Ps vitalioweNie spada. Waga nie spada.Bo nie mam okazji porządnie się wyspać.Wczorajszej nocy odbywałam intensywne manewry interpersonalne, podchody damsko-męskie i zawody międzypłciowe. Wielobój prawie.A na przykład nocy dzisiejszej o 4:17 budziłam telefonicznie synowąinspe. Bo wstawali, ona i Stasiek. Świtem polecieli na Fuerteventurę, na Kanary.
Już tam są.