Och, może niezupełnie goła dupa na wiatraku Raczej goły półdupek na Wiatraku .. nie, też nie tak
Powinno być: świecenie gołym pośladkiem na Wiatraku, czyli na rondzie Wiatraczna (ale hyhyhy, goła dupa na wiatraku lepiej brzmi)
Bredzę, wiem.
Ale stało się mi coś, co mi uzmysłowiło, że Vitalia jest mi już niepotrzebna.
To znaczy, niepotrzebna mi jest do odchudzania.
Bo ja już jestem odchudzona na stałe, ja już jestem konstans.
Wieloletni. Hyh, , kilkuletni.
Uzmysłowił mi to dzisiaj bardzo dobitnie mój goły pośladek na Wiatraku.
Wracałam właśnie z ostatniej barkowej rehabilitacji. Przesiadkę akurat miałam na Wiatraku. I mi się nagle zizizimno w tyłek zrobiło. Znaczy po jednej stronie, znaczy zimno w jeden pośladek. Jakbym tam miała gołe. Obróciłam się dyskretnie na przystanku, jakbym po telefon sięgała do kieszeni pod płaszczem, jakbym butka musiała awaryjnie zawiązać. Rany! Mam goły pośladek!!! Spodnie mi pękły czy co??? Tak publicznie??
Istotnie, w domu się okazało, że pękły, że przetarły mi się do imentu ukochane dżinsy. Od tylnej strony prawa nogawka trzyma się "szortów" na kilku nitkach.
Hehe, że też tego wcześniej nie zauważyłam, że już przesiane są.
Oczywiście, portki natychmiast poszły weeek! Oczywiście, wyciągnęłam z szafy następne, prawie nówki Levisy, podobny model, ten sam rozmiar, 30/30.
I zaczęłam dumać.
Pierwszy raz od niepamiętnych, młodzieżowych czasów, spodnie rozpadły się na człowieku czyli na mnie.
Ale to znaczy, że nosiłam te same spodnie długo, ze 3 lata co najmniej.
A to jednocześnie znaczy, że OD TRZECH LAT TRZYMAM TEN SAM ROZMIAR.
Owszem, czasem mi jest "ciasno w gaciach", a czasem czuję się jak patyk w powiewających liściach. Ale to wciąż jest ten sam rozmiar!
Owszem, w wakacje świadomie pozwalam sobie na przytycie. Powtarzam - świadomie! Jem te cudowne potrawy kuchni greckiej z błogością. I mając świadomość, że nawet jak mi pójdzie w cycki, to po powrocie zgubię przybytek.
Owszem, zawsze mnie przybywa w oba narodowe kulinarne święta. Trochę tego nie lubię, ale w końcu 2 razy do roku mogę sobie pozwolić na smakowite rozpasanie. Ani kutii, ani sernika, ani karpia, ani klusek z przesłodkim makiem, ani tłuściutkich mazurków czy wędzonych domowo szynek nie jem przecież cotygodniowo.
Więc jestem w wiecznej pogoni za wagą 53.
Więc jestem w wiecznej pogoni za stabilnym 55 kilo. Czasami widziałam te 55. Z ogonkiem.
Ale jednocześnie zatrzymuję się przy 59.
Jedyny wzrost powyżej 60 kilo (a dobijałam już do 62) w ostatnich latach był podczas brania kretyńskich szkodliwych tabletek na rozkurczenie barkowych przykurczów. Odpracowałam wtedy wszystkich możliwe skutki uboczne poza krwawieniem z przewodu pokarmowego.
Przyszłam na vitalię z wagą około 64 kilo, w trakcie jojo nie do powstrzymania. Przyszłam, bo tu znalazłam kalkulator jedzeniowy. I przez ponad rok skrupulatnie zapisywałam każdą pochłoniętą kalorię. Uczą się jednocześnie reakcji własnego ciała na różne pokarmy. Obserwując sama siebie jak obiekt pod mikroskopem. I płynąc z vitaliową grupą wpoprzek Kanału La Manche.
Już kalorii liczyć nie muszę. Już mam to w oczach, tego kalorycznego rentgena. Już smakiem rozpoznaje, gdy kalorii jest za dużo.
Utrzymuję się wagowo pomiędzy 55 z ogonem a 59.
Rozmiar też mam wciąż ten sam, najchętniej nosiłabym coś pomiędzy 38 a 40, zresztą to zależy od marki, fasonu, a nie tylko od wagi.
Vitalia jako portal dla odchudzających się nie jest mi już do niczego potrzebna.
Mogłabym się stad wypisać, nie?
No nie ! Właśnie że nie!
Ona teraz zaspokaja całkiem inne moje potrzeby.
To miejsce sportowej rywalizacji, ale takiej bez wyścigu szczurów i bez parcia na sukces. Tu się liczy współpraca. I to, na ile się wygra samemu ze sobą. Tu z tego miejsca chciałam serdecznie pozdrowić Szalonych Milionerów Kalorycznych oraz Wariatów Rowerowych. Gdyby nie Wy, to nie wiem, czy by mi się chciało aż tak bardzo.
Tu mi podano pomocną rękę oraz ramię do wypłakiwania, gdy mnie dopadł kłopot z synalkiem. Nie spodziewałam się takiej pomocy. Tu ja pomogłam komuś spokojniej oczekiwać na śmierć bliskiej osoby. Tu poznałam bliżej bardzo specjalne osoby, bliskie mej duszy i memu umysłowi. Tu nawiązałam wiele ciekawych znajomości i kilka przyjaźni. Z vitalijkami i Rodzynkiem jadłam, jak to wypada odchudzaczom, przesłodkie torty - penisowy, biustowy i dakłasa.
Tu toczyłam Święte Vitaliowe Wojny. Reagowałam wtedy jak ogier bojowy dźgnięty ostrogą. Doskonale mi te wojny robiły na stan umysłu, pod pokrywką wciąż mi wrzało. Troche mi żal tamtych wojennych zdarzeń, bo teraz co najwyżej pyskówka jednodobowa się na forum zdarzy. I co najwyżej do pamiętnika troll jakiś zajrzy i gówniany ślad zostawi. Tylko troll, a nie zakamieniały wróg, zdolny do robienia świństw i krzywdy, zdolny do samoorganizacji z innymi wrogami. Cudne czasy, ale to se ne wrati.
Bywają dni, gdy w porannym pospiechu nie zajrzę na strony informacyjne, na zawodowe portale, ale miedzy sikaniem a nakładaniem tapety posiedzę za długą chwilę vitaliowo, czytając wpisy ulubionych vitalijek.
A poza tym, Vitalia mi dobrze robi na samoocenę. Owszem, wciąż walczę, by nie być wielka. Odchudzam się, żeby nie przytyć. Ale, prawdę mówiąc, to ja już jestem odchudzona. I miło mi słyszeć od społeczności vitalijek komplementy w tej materii. I w rywalizacji sportowej nie jestem najgorsza, ach, powiedziałabym, że raczej znajduję się w górnych 10 procentach. I widzę, że ci, którzy ze mną rywalizują, to widzą. I jest mi przyjemnie.
Przy okazji PODSUMOWANIE ROCZNE
Zaczynałam z wagą 58,3.
Kończę z wagą 58,5
Konstans, jak w mordę strzelił !
Spalonych milionersko kalorii mam na liczniku 200 306 kcali. Tak, tak, sportowo spaliłam ponad 200 tysięcy kilokalorii! Bardzo dużo. Najwięcej, odkąd intensywnie trenuję. W przyszłym roku na pewno nie będzie tyle, bo z przyczyn niezależnych nie używam obecnie siłowni.
Rowerowo.
Stacjonarne rowery siłowniowe - 521,01 km.
Rower w terenie, czyli Wiatr We Włosach - 4851,1 km
Razem to jest 5371,11 km.
Aczkolwiek jest bardzo prawdopodobne, że jutro do krawcowej, co mi sukienkę sylwestrową skraca, po odbiór pojadę rowerem
Moja Pomarańczowa Błyskawica już nie jest niedorosła, ona już jest Lady Błyskawica. Przejechała pode mną ponad 18 tysięcy kilometrów od nowości, w tym roku stuknęła nam wspólna osiemnastka.
Od Czarownic na Rowerach dostałam w tym roku 2 złote medale, 2 srebrne medale i jeden medal brązowy. I bardzo mi próżność łechtało, że stawiały sobie mnie za wzór.
U rowerowej Dior jestem obecnie na 9 lub 10 miejcu, a zaczynałam od 19. Postęp jest.
... więc, póki co, z v. nie znikam.