Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816529
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 stycznia 2012 , Komentarze (7)

już dni kilka perfekcyjne i konsekwentne i stanowcze MŻ jest

nawet wczoraj - mimo Staśka od 18

nawet dzisiaj - Stasiek je, ja prawie nie

 

nie, żebym była glodna, ale odczuwam to leciutkie i wspaniałe ssanie w dolnej częsci brzucha

no i najadam sie byle czym, w sensie, że niewiele we mnie wejdzie

to jeden z tych natychmiastowych efektów rygorystycznego przestrzegania mojej MŻ - niemal dostrzegalnie zmniejsza mi się jednorazowa pojemność żołądka

 

(co prawda Pan i Władca wlazl przed godziną do kuchni i robi osobistego pomysłu leczo, ale przewidująco poprosiłam, żeby doładował więcej papryki . . . ja za papryką nie przepadam, więc mam nadzieję, że mnie mniej będzie ciągnęło)

 

 

efekty na wadze są, owszem

pozytywne, owszem

ale nie powiem na razie, jakie

bo jeszcze w nie nie uwierzyłam

 

 

ps

miał być rower, bo w łikendy nie mam rehabilitacji, co mi cały wolny czas zabrała

ale jak nocą sypnęło!!! jak się zrobiła biała zadymka!!!

na taką pogodę to ja najchętniej  .  . patrzę przez szyby

 

12 stycznia 2012 , Komentarze (56)

1

mam za wysoką wagę, wciąż krąży między 59,1 a 58,5

jak dla mnie - nie do przyjęcia !

położywszy uszy po sobie, przesuwam vitaliowy pasek ku górze

 

wystartowałam przedwczoraj z rygorystycznym MŻ

ale to był falstart, bo choć cały dzień byłam grzeczna, to po odjeździe córki, wieczorem, złapała mnie chandra, i łzy wylewałam do pożeranego na zimno dużego słoika gulaszu Pudliszek, chciwie żarłam na zimno, na żywca, łyżką zupową, bez chlebka, jeszcze miałam tyle samoopanowania, że wierzchni tłuszcz wywaliłam do zlewu

ale wczoraj już cały dzień perfekcyjnie

mam nadzieje, że jutro też tak będzie i pojutrze i popojutrze i popopojutrze i ....

(Pan i Władca już nie jest Gotującą Matką Polką, i na szczęście, bo za smacznie gotuje, trudno mi było wytrzymać nie jeść)

 



2

Czy już wszystkie wyjazdy na dłużej mojego młodszego dziecka będą miały nerwową oprawę?

Przypominam czytającym, że w zeszłym roku na kilka dni przed wyjazdem okradziono ją ze wszystkiego i do Danii, samolotem, z kotem, poleciała na książeczkę żeglarską i świadectwo maturalne ze zdjęciem.

Nie, w tym roku jej nie okradziono.

Ale.... ! miała milionpięćsetstodziewięćset SzalenieWażnychSpraw, większość na ostatnią dobę


samolot z Gdańska jest po 6 rano i ma dwie możliwości dojazdu tam:

- albo 17:38 z centralnego expres, w Gdańsku koło północy, nocny N3 co 40 minut, wszystko na luzie i w luxusie

- albo 19:57 z centralnego, przesiadka w Łodzi Widzewie, czekanie tylko 20 minut, ale przecież pierwszy się może spóźnić, w Gdańsku Wrzeszczu koło w pół do piątej rano, potem drugi autobus dzienny, lotnisko niby blisko, ale teoretycznie dojedzie do lotniska na chwilę przed zamknięciem bramek


kilka minut po 17 dziecko wkroczyło do domu wciąż niezdecydowane, którym pociągiem zacząć podróż .. że się jeszcze musi wykąpać, że musiała przecież od serca pogadać z Mariną, że ... że ...

lekko sykliwym i słodziutkim głosem powiedziałam, że jeśli się zdecyduje na późniejszy pociąg i on się spóźni, to o 6 rano będzie siedziała na zadupnym dworcu w centrum Polski, a nie siadała do samolotu do Malmo

jeszcze z książką wchodziła do wanny, jeszcze szykowała sobie mazidła - ale potem chyba wyobraźnia nie dała jej spokoju

i nagle z łazienki słychać ryk godny łoszy w rui - mamo, dzwoń po taksówkę, ma być za 10 minut !!!!


Dopiero teraz zaczęły mi się trząść ręce

gdzie ja mam kartę taxówkową, wrzucić kanapki do torby, to się nie chce zmieścić, taxi pod dom poproszę za 10 minut, zasilacz do komóry i zasilacz do laptopa wsadzić do podręcznego, nie susz włosów, weź ręcznik do taksówki, popchaj tu kolanem, to się suwak dosunie, no! pchaj!, masz 30 zł na coś do picia, zamknę swoimi kluczami, nie, nie podjeżdżaj, już zbiegamy do taksówki, jedź na centralny, peron 1 - to do męża, panie, jedź!!! mamy 9 minut na dojazd, jak to się nie da??!, do cholery, po coś są te buspasy, błagam szybciej, a Ty wycieraj te włosy, tu ma pan lukę, proszę docisnąć ten pedał, o zobacz, na tych światłach stoi też tata, panie taxiarz, ja tu już panu dam forsę, reszty nie trzeba, tylko jak najbliżej niech pan stanie wejścia do pierwszego peronu, jak to się nie da, pan na pewno wie, gdzie i jak, na dół!! rany, nie stukaj tak tą walizą, gdzie ten peron??! prawo?, lewo?, prawo!... o rany, na obu torach stoją, to ten!!!! konduktorka się do drzwi schyla, żeby syczek uruchomić!!!! rany!!! torbę podręczną łapię na wyciągnięte ręce i (specjalnie) łomocąc i waląc głośno obcasami (nowe butki,nowe fleki) po żelaznych ruchomych schodach pędzę w dół . . . efekt natychmiastowy, pół peronu łebki jak na śrubach obraca zgodnie i synchronicznie w kierunku łomotu, mam bardzo dobre obcasy!!!! konduktorka też, zaskoczona zastygła na te upragnione 30 sekund, dobiegłam i dysząc i bardzo uprzejmie i z promiennym uśmiechem pytam, czy to pociąg do Gdańska i czy można kartą płacić, oczy oczekujących się ode mnie nie odrywają, teraz dopiero dobiega córczę, oddaje mi ręcznik z mokrych włosów i wskakuje do drzwi, konduktorka jej podaje podręczną, bo ja w prawym ręku przez ten bark całkiem nie mam siły, zamyka syczkiem drzwi i w tym momencie drugimi schodami ruchomymi zbiega/zjeżdża ojciec dziecka, stukam jej rozpaczliwie w szybę, otwórz! otwórz!!, łby oczekujących twardo oglądają przedstawienie, konduktorka pokrzykuje o odsuniecie się od torów, i jeszcze się dotknęli palcami !......


zdjęłam paltocik, szalik, torbę oddałam i pochylona, oparta ramionami o kolana, dyszałam, ledwo się trzymając na nogach



Na górze schodów ruchomych odwróciłam się i z uśmiechem godnym gwiazdy filmowej pomachałam wszystkim wciąż wpatrzonym łebkom na śrubkach, co se będę frajdy żałować?

9 stycznia 2012 , Komentarze (21)

znowu drgnęło !
waga drgnęła !
tylko, że cholera jedna, nie w tę stronę, co powinna



a poza tym mi SMUTNO !
córczę dzisiaj wyjeżdża
ma w Danii 2 ważne egzaminy, a potem prosto z Kobenhagen leci do Barcelony, na ponad 3 miesięczne praktyki
miała lecieć przez Polskę, ale znalazłyśmy tańsze bezpośrednie połączenia, przebukowałysmy
znaczy sama znalazłam, ale teraz mi smutno
i pierwszy raz zaczynam się o nią bać
jednak ta Dania to było jakoś w zasięgu ręki, znaczy samochodu
a teraz Barcelona, a potem Sewilla, to prawie drugi koniec świata
jakby coś, jakby cokolwiek - to rodzice mogą nie zdążyć przybiec dziecku na ratunek...
okropne uczucie !

8 stycznia 2012 , Komentarze (16)

tak sobie wdzięcznie i prawie pełną piersią śpiewałam rotę dzisiaj nocą w osobistej kuchni
osobista PIEŚŃ TRIUMFALNA !

bo ... wykańczałam Winiarskiego !
nie będzie mnie więcej kusił !!!
nie będzie mi dodawał smacznych kalorii, suczysyn, taka jego mać !!!


bo to na SWÓJ sylwestrowy bal dzieciątka kupiły 2 duże słoje ukochanego Winiarskiego
bo chciały PODROBIĆ moją NAJPIĘKNIEJSZĄ_NAJSMACZNIEJSZĄ sałatkę, z kartofelków w mundurkach gotowanych i potem krojonych, z krojonego ananasa, z wiórków tarkowych z bardzo twardego sera, z majonezika i z zerowego jogurtu
powinny kupić niecały jeden słoik, kupiły za dużo i potem zostało


więc dzisiaj prawie nocą parówkę na zimno maczałam w Ukochanym Winiarskim, gęsto, prawie kapało, i marzyłam, żeby już jutro Go nie było
i jadłam
jadłam .... mniam !
a wczoraj pasztetową ze Staśkiem też jadłam, on z keczupem, ja z Winiarskim


udało się!!!!
niemalże mam świderki majonezowe, z uszu wychodzące, takie błeeee......
ale słoik pusty i radośnie odstawiony do szklanych surowców wtórnych


jutro już nie ma Ukochanego Majoneziku, nie ma Umiłowanego Kalorycznego Zdrajcy
zjadłam go! i Go nie ma !
nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!
nie będzie mnie więcej Winiarski kusił!



ps. vitaliowe
o sobotnim poranku 10 deko poniżej paska
sport był, a jakże!!!, zimowy rower, ponad 17 km z wywrotką
bo ten krawężnik to jakiś złośliwy kretyn był, widziałam go wzdłuż, a on się nagle ustawił w poprzek
nosz, kretyn!
tylko se pazurka złamałam i dłoń stłukłam
już nocą, 5 godzin po, NIC nie boli

6 stycznia 2012 , Komentarze (11)

się udało !

waga dzisiejsza PASKOWA

i to o świtaniu

 

 

 

... co prawda jest Stasiek, więc będę częściej w kuchni

... co prawda to ostatni łikend, gdy wszystkie dzieci w domu, więc Pan i Władca zamienił się w Gotującą Matkę Polkę, więc będzie oszałamiająco smacznie

... co prawda w zakamarku lodówy odkryłam Tłuściutkiego Winiarskiego, więc będzie kusiło

 

ale teraz się napawam !

4 stycznia 2012 , Komentarze (56)

 ... tak na marginesie dyskusyjki na FB o tym, czy wiek można zgadnąć od tyłu osobnika lub czy też tylko w twarzy są widoczne przeżyte lata

 ... jakaś gra skojarzeń mi się zrobiła

... szukałam

i odnalazłam na archiwalnym dysku pewno zdjęcie, pochodzi sprzed ponad 4 lat


 

Popatrzcie uważnie na te półnagie gracje. . . No co??! Przecież wszystkie są śliczne i zgrabne i mają piękne włosy, a każda jest inna - czyli gracje to są !

Blondynka S

Blondynka A

Czarna R

Jasnoruda A

Ruda T


Czy patrząc na nie, można określić wiek?

Ile lat ma najstarsza, a ile najmłodsza?

Która to jest najstarsza, a która najmłodsza?

Czy można zgadnąć, które z nich były grube, wręcz otyłe i schudły?

Czy na którejś widać nadmiar skóry pozostały po otyłości?

Zadam też forumowe popularne pytanie - na ile kilo wyglądają?

Ile kilo waży najcięższa, a ile najlżejsza?

Czy patrząc na klęczące sylwetki można określić wzrost dziewczyn?

Która jest najwyższa, która najniższa?

Czy patrząc na sfotografowaną celowo goliznę, można określić poziom wykształcenia modelek, albo choćby poziom inteligencji?

I dyscyplina dodatkowa - czy ja jestem na tym zdjęciu?

 

Dla najtrafniejszych zgadywaczy nie mam, oczywiście, żadnej nagrody.

Mogę przesłać co najwyżej wirtualny uścisk dłoni.

Ale przecież satysfakcja piechotą nie chadza.

 

 

 



 

A poza tym vitaliowo

Miałam już od wczoraj wrócić rygorystycznie do MŻ.

Nawet chałkę jadłam grzecznie, dwie kromy na sucho, popijane mlekiem, w ramach śniadania.

Ale potem pokonało mnie ARCYDZIEŁO. Własne, cholera. W sensie, że własnymi ręcamy(!) zrobione. Pachnące ślinkolecąco.

Kurę mi przynieśli, duuużą. Nie lubię przyrządzać dropów w całości, wolę same nóżęta, nawet z udami. Ale co się miała zmarnować? Wygarnęłam z lodówy i przed-zamrażalnika pozostałości poświąteczne. Dwie spore garście niezjedzonego maku z bakaliami, a mak (ten do łazanek) jest u mnie zawsze bardzo bogaty i luxusowy. I jeszcze jabłka kwaśniutkie, co nie weszły do barszczu, złota reneta chyba. I reszta słoika miodu, duży ten słoik, ale się w nim łyżka umazana makiem zanurzyła i się już do niczego nie nadawał.

Córczę kurę miłośnie wymasowało, pośmiertny piling jej zrobiło odrobiną soli, żadnych przypraw. Do środka kurze naładowałyśmy wszystkiego, niech ma, mak słodki, jabłuszka, makowe orzechy gatunków trzech i migdały, i suszone morele ze śliwkami suszonymi siekane, i duże rodzynki sułtańskie, i krojone jabłko kandyzowane i zapach migdałowy .. no, to wszystko, co w maku kluskowym siedzieć powinno. No i oczywiście miód żywcem. Związałyśmy białą nitką kostki kurzych nóżek razem z kuperkiem, żeby nic ze środka nie wyciekło. Pod nią położyłyśmy cieniutkie plasterki jabłka, coby jej było równo i miękko. Na wierzchu kura została otulona pierzyną z grubo krojonych jabłek, polana dla lepkości miodową patoką.

I sru! do pieca.

Już w czasie pieczenia pachniało ładnie. A jak piekarnik otwierałam, żeby kurę jeszcze dodatkową pszczelą słodkością oblać, to aż się oblizywałam.

A potem wszyscy jedli, nie bacząc na poparzane właśnie usta, palce i języki. Ja też jadłam. Też niestety łapczywie.

Duża kura znikła w jedno popołudnie i jeden wieczór. Łącznie z nadzieniem i przysmażonymi kwaśnymi jabłkami. Kot tak się nażarł chrząstek i miękkich kostek, że nie miał siły wskakiwać na swoje krzesło. Kazał się podsadzać.

Ach, a miała być ta kura dwudniowa.

Już sobie zamówili taką samą na Wielkanoc.

 


Dzisiaj na wadze tyle samo, co wczoraj. Wrrrr, miało maleć, takie było zamierzenie.

No cóż, pokonało mnie arcydzieło.

Więc waga wciąż powyżej paskowa. Uroczyście, z ręką na sercu obiecuję, że jeśli nie spadnie do piątku, to się wagopaskowo ujawnię.

 

 

 

3 stycznia 2012 , Komentarze (24)

to jest zima??? to jest styczeń ????
łeeeee, to tylko pogodowa kpina!

nigdy w życiu nie rowerowałam w styczniu, a teraz tak
dzisiaj o 15:30 na moim zaokiennym zwisającym termometrze było 11 stopni

PARANOJA

ale wykorzystuję aurę, ile mogę
wczoraj 11,45 km
dzisiaj 17,6 km



fotki z dzisiejszego wieczornego rowerowania po mieście, było mi BOSSSSKO !

Zamek Królewski i katedry Starówki z mostu Śląsko-Dąbrowskiego


widok na fiołkowy Pałac z tegoż samego mostu


powidoki świateł samochodowych na Wisłostradzie


fiołkowosrebrzysta choinka przed Zamkiem



biało-czerwona choinka przed pałacem prezydenckim
(acha, czarna dziura pokrzyżowa wciąż jest pusta, cudnie!)




ps vitaliowe
moja waga absolutly nie nadaje się do upublicznienia
jest powyżejpaskowa
za dużo powyżej paskowa

.. w końcu wysikam i wysram (uczciwszy uszy) ten grudniowy nadmiar !

30 grudnia 2011 , Komentarze (29)

Och, może niezupełnie goła dupa na wiatraku

Raczej goły półdupek na Wiatraku .. nie, też nie tak

Powinno być: świecenie gołym pośladkiem na Wiatraku, czyli na rondzie Wiatraczna (ale hyhyhy, goła dupa na wiatraku lepiej brzmi)

 

Bredzę, wiem.

Ale stało się mi coś, co mi uzmysłowiło, że Vitalia jest mi już niepotrzebna.

To znaczy, niepotrzebna mi jest do odchudzania.

Bo ja już jestem odchudzona na stałe, ja już jestem konstans.

Wieloletni. Hyh, , kilkuletni.

 

Uzmysłowił mi to dzisiaj bardzo dobitnie mój goły pośladek na Wiatraku.

Wracałam właśnie z ostatniej barkowej rehabilitacji. Przesiadkę akurat miałam na Wiatraku. I mi się nagle zizizimno w tyłek zrobiło. Znaczy po jednej stronie, znaczy zimno w jeden pośladek. Jakbym tam miała gołe. Obróciłam się dyskretnie na przystanku, jakbym po telefon sięgała do kieszeni pod płaszczem, jakbym butka musiała awaryjnie zawiązać. Rany! Mam goły pośladek!!! Spodnie mi pękły czy co??? Tak publicznie??

 

Istotnie, w domu się okazało, że pękły, że przetarły mi się do imentu ukochane dżinsy. Od tylnej strony prawa nogawka trzyma się "szortów" na kilku nitkach.

Hehe, że też tego wcześniej nie zauważyłam, że już przesiane są.

Oczywiście, portki natychmiast poszły weeek! Oczywiście, wyciągnęłam z szafy następne, prawie nówki Levisy, podobny model, ten sam rozmiar, 30/30.

I zaczęłam dumać.

 

 

Pierwszy raz od niepamiętnych, młodzieżowych czasów, spodnie rozpadły się na człowieku czyli na mnie.

Ale to znaczy, że nosiłam te same spodnie długo, ze 3 lata co najmniej.

A to jednocześnie znaczy, że OD TRZECH LAT TRZYMAM TEN SAM ROZMIAR.

Owszem, czasem mi jest "ciasno w gaciach", a czasem czuję się jak patyk w powiewających liściach. Ale to wciąż jest ten sam rozmiar!

Owszem, w wakacje świadomie pozwalam sobie na przytycie. Powtarzam - świadomie! Jem te cudowne potrawy kuchni greckiej z błogością. I mając świadomość, że nawet jak mi pójdzie w cycki, to po powrocie zgubię przybytek.

Owszem, zawsze mnie przybywa w oba narodowe kulinarne święta. Trochę tego nie lubię, ale w końcu 2 razy do roku mogę sobie pozwolić na smakowite rozpasanie. Ani kutii, ani sernika, ani karpia, ani klusek z przesłodkim makiem, ani tłuściutkich mazurków czy wędzonych domowo szynek nie jem przecież cotygodniowo.


Więc jestem w wiecznej pogoni za wagą 53.

Więc jestem w wiecznej pogoni za stabilnym 55 kilo. Czasami widziałam te 55. Z ogonkiem.

Ale jednocześnie zatrzymuję się przy 59.

Jedyny wzrost powyżej 60 kilo (a dobijałam już do 62) w ostatnich latach był podczas brania kretyńskich szkodliwych tabletek na rozkurczenie barkowych przykurczów. Odpracowałam wtedy wszystkich możliwe skutki uboczne poza krwawieniem z przewodu pokarmowego.

Przyszłam na vitalię z wagą około 64 kilo, w trakcie jojo nie do powstrzymania. Przyszłam, bo tu znalazłam kalkulator jedzeniowy. I przez ponad rok skrupulatnie zapisywałam każdą pochłoniętą kalorię. Uczą się jednocześnie reakcji własnego ciała na różne pokarmy. Obserwując sama siebie jak obiekt pod mikroskopem. I płynąc z vitaliową grupą wpoprzek Kanału La Manche.

Już kalorii liczyć nie muszę. Już mam to w oczach, tego kalorycznego rentgena. Już smakiem rozpoznaje, gdy kalorii jest za dużo.

Utrzymuję się wagowo pomiędzy 55 z ogonem a 59.

Rozmiar też mam wciąż ten sam, najchętniej nosiłabym coś pomiędzy 38 a 40, zresztą to zależy od marki, fasonu, a nie tylko od wagi.

 

Vitalia jako portal dla odchudzających się nie jest mi już do niczego potrzebna.

Mogłabym się stad wypisać, nie?

 

No nie ! Właśnie że nie!

 

Ona teraz zaspokaja całkiem inne moje potrzeby.

To miejsce sportowej rywalizacji, ale takiej bez wyścigu szczurów i bez parcia na sukces. Tu się liczy współpraca. I to, na ile się wygra samemu ze sobą. Tu z tego miejsca chciałam serdecznie pozdrowić Szalonych Milionerów Kalorycznych oraz Wariatów Rowerowych. Gdyby nie Wy, to nie wiem, czy by mi się chciało aż tak bardzo.

Tu mi podano pomocną rękę oraz ramię do wypłakiwania, gdy mnie dopadł kłopot z synalkiem. Nie spodziewałam się takiej pomocy. Tu ja pomogłam komuś spokojniej oczekiwać na śmierć bliskiej osoby. Tu poznałam bliżej bardzo specjalne osoby, bliskie mej duszy i memu umysłowi. Tu nawiązałam wiele ciekawych znajomości i kilka przyjaźni. Z vitalijkami i Rodzynkiem jadłam, jak to wypada odchudzaczom, przesłodkie torty - penisowy, biustowy i dakłasa.

Tu toczyłam Święte Vitaliowe Wojny. Reagowałam wtedy jak ogier bojowy dźgnięty ostrogą. Doskonale mi te wojny robiły na stan umysłu, pod pokrywką wciąż mi wrzało. Troche mi żal tamtych wojennych zdarzeń, bo teraz co najwyżej pyskówka jednodobowa się na forum zdarzy. I co najwyżej do pamiętnika troll jakiś zajrzy i gówniany ślad zostawi. Tylko troll, a nie zakamieniały wróg, zdolny do robienia świństw i krzywdy, zdolny do samoorganizacji z innymi wrogami. Cudne czasy, ale to se ne wrati.

Bywają dni, gdy w porannym pospiechu nie zajrzę na strony informacyjne, na zawodowe portale, ale miedzy sikaniem a nakładaniem tapety posiedzę za długą chwilę vitaliowo, czytając wpisy ulubionych vitalijek.

A poza tym, Vitalia mi dobrze robi na samoocenę. Owszem, wciąż walczę, by nie być wielka. Odchudzam się, żeby nie przytyć. Ale, prawdę mówiąc, to ja już jestem odchudzona. I miło mi słyszeć od społeczności vitalijek komplementy w tej materii. I w rywalizacji sportowej nie jestem najgorsza, ach, powiedziałabym, że raczej znajduję się w górnych 10 procentach. I widzę, że ci, którzy ze mną rywalizują, to widzą. I jest mi przyjemnie.

 

 


 

Przy okazji PODSUMOWANIE ROCZNE

 


Zaczynałam z wagą 58,3.

Kończę z wagą 58,5

Konstans, jak w mordę strzelił !

 

Spalonych milionersko kalorii mam na liczniku 200 306 kcali. Tak, tak, sportowo spaliłam ponad 200 tysięcy kilokalorii! Bardzo dużo. Najwięcej, odkąd intensywnie trenuję. W przyszłym roku na pewno nie będzie tyle, bo z przyczyn niezależnych nie używam obecnie siłowni.

 

Rowerowo.

Stacjonarne rowery siłowniowe - 521,01 km.

Rower w terenie, czyli Wiatr We Włosach - 4851,1 km

Razem to jest 5371,11 km.

Aczkolwiek jest bardzo prawdopodobne, że jutro do krawcowej, co mi sukienkę sylwestrową skraca, po odbiór pojadę rowerem

Moja Pomarańczowa Błyskawica już nie jest niedorosła, ona już jest Lady Błyskawica. Przejechała pode mną ponad 18 tysięcy kilometrów od nowości, w tym roku stuknęła nam wspólna osiemnastka.

Od Czarownic na Rowerach dostałam w tym roku 2 złote medale, 2 srebrne medale i jeden medal brązowy. I bardzo mi próżność łechtało, że stawiały sobie mnie za wzór.

U rowerowej Dior jestem obecnie na 9 lub 10 miejcu, a zaczynałam od 19. Postęp jest.

 

 

 

... więc, póki co, z v. nie znikam.

29 grudnia 2011 , Komentarze (13)

trudno, niech i tak będzie
bo to moje "za dużo" to wciąż jest OK
w ukochane dżinsy wciąż sie mieszczę, mogę w nich siedzieć nawet
gdy na rehabilitacji paraduję w obcisłych leggin'sach i obcisłej koszulce, ciągle za mną latają męskie oczy
bo Pan i Władca wciąż mruczy zachwycony

więc co się mam przejmować poświątecznym kilogramem czy nawet dwoma?

27 grudnia 2011 , Komentarze (14)

drugie dzień świąt był słodki, mega-słodki, słodyczowy, słodziutki, nawet drinki były na słodko, te likiery, te nalewki...
jedyna nie-slodka przekąska - to orzechy makadamia, pieruńsko twarda skorupa; żeby otworzyć, musi być nadcięta maszynowo, laubzegą chyba


dzisiaj na wadze też słodko, wysoko słodko

nic to
w dżinsy się mieszczę, na siedząco też, i mogę oddychać

reszta nieważna


ps
jeżdziłam rowerem w drugi dzień świąt, tu dowód


grudniowe szaleństwo nienormalnej pogody

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.