Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816639
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 listopada 2011 , Komentarze (14)

mozolnie bardzo odrabiam skutki jedniodniowego szaleństwa paszczowego

 

jak to jest, że o półtora kilo można wagę podnieść radośnie i bezproblemowo w ciągu zalwdwie 24 godzin,

ale żeby stracić te półtora kilo, to ho! ho! ho! - trzeba być perfekcyjnym dzień po dniu, dzień po dniu . . już trzecia doba tej grzeczności, a ja mam za soba dopiero odrobienie dopiero połowy cholernej nadwyżki

 

a jutro piątek i powinnam pasek vitaliowy uaktualniać moją średnią z ostatniego tygodnia, nosz szlag!

uaktualnię go chyba w kierunku Himalajów, a nie depresji na Żuławach, wrrr!

8 listopada 2011 , Komentarze (19)

nosz szlag by to !

wystarczy jeden dzień mega-żarcia w stresie
wystarczy jedna doba bezustannego poruszania paszczą

... by wagowo stracić to, to przed 3 tygodnie osiągnęłam

nosz k&^%$ !


a poza tym mam doła, finansowego
mamy
i to już nie jest zabawne

5 listopada 2011 , Komentarze (26)

grzeczna jedzeniowo
grzeczna rowerowo
w ogóle, jakaś jestem dziwnie grzeczna


ale na widok na wadze wymamrotałam dzisiaj:
- A kysz, siło nieczysta! Zgiń! Przepadnij! A kysz!


bo wczoraj 57,3 a dzisiaj 57,1
jak nic, to działanie siły nieczystej

3 listopada 2011 , Komentarze (17)

- w dzień byłam grzeczna, kulinarnie, jadłam dobre i proste rzeczy, i niewiele, i głodna nie byłam, trochę za mną chodziły lody, ale jakoś bez przekonania ...
- sportowo to tak sobie, w dzień na rower nie wyszłam, bo mnie mokrość powietrza zniechęciła, a wieczorem moi panowie pojechali sami, wariaci, nie dość, że mokro i wilgotno, to jeszcze ciemno ...

- za to nocą ... już umyta, trochę śpiąca i z książką pod pachą, do kuchni zajrzałam, miałam się napić tylko i światło zgasić . .. . a skończyło się na dwóch kromach białej buły z grubym masłem i połowie opakowania almette szczypiorkowego, ten serek to łyżką jadłam, żeby nie tracić czasu na smarowanie . . zgroza! .. . poszłam spać z pełnym brzuchem!


skutki nocnego jedzenia ?
żadne !
obecnie waga ma dla mnie chyba "dni dobroci dla zwierząt"
albo jest po prostu pobłażliwa
albo nagradza wcześniejsze grzeczności
albo po prostu mnie lubi

56,8 w przedświcie
56,7 w pół godziny po wstaniu


1 listopada 2011 , Komentarze (21)

to się głośno pochwalę
ZMIENIEŁAM WAGĘ PASKOWĄ

56,8 kg


30 października 2011 , Komentarze (25)

a więc, aby ZAHAMOWAĆ ponad tygodniowy lawinowy spadek wagi, należy:

- ugotować smaczny, tłusty i bogaty bigos, taki z jałowcem, wołowiną z rosołu, kurzą nogą i kaczymi żołądkami i wędzonymi śliwkami . . ma byc taki, by wciąż i wciąż pojawiała się chec wypróbowania, czy aby naprawde tak doskonale wyszedł
- należy jeść śniadania, spore . .  ze dwa dziennie
- kupić kubełek ulubionych lodów i je zjeść samodzielnie, można nie na raz, ale w ciągu dwóch dni dobrze jest je zjeść do konca
- drinki, jezeli pić, to słodkie jak ulepek i wysokoprocentowe
- wieczorami nie żałować sobie dopychania sie kanapeczkami, przekąszać ogóreczkami konserwowymi i marynowanymi grzybkami, doskonale zaostrzaja apetyt
- na mieście, gdy w brzuszku kruczy, uzupełnić niedobory pokarmowe sutą bułą drożdżową, z grubą warstwą lukru, podobno lukier jest zdrowy .. a może nawet dwie buły? tak slodko pachną, ze żal byłoby nie...
- przynajmniej dwa razy dziennie poczuc się tak porządnie błogo napełnionym
- o poranku budzić się z jeszcze pełnym brzuszkiem
- czekoladę kupić "dla domu" i potem nikomu w domu nie dać
- jeść codziennie słodkie jogurty, dosypywac do nich dla gęstości kupne musli, bo musli podobno zdrowe jest
- mieć wnuczka na łikend i celebrować z nim wspólne posiłki, takie specjalnie wnuczkowe dania to smaczne są

...  pewnie każda z nas mogłaby podac swój własny, super działający sposób na cudowne i natychmiastowe zahamowanie wagowego spadku
TEN JEST MÓJ, OSOBISTY, DOPIERO CO WYRÓBOWANY, DZIAŁA BEZ ZARZUTU, POLECAM !


waga wciąż poniżejpaskowa, ale niewiele,
bo nieubłagalnie skrada się w kierunku paskowej granicy,
jak to skradanie zatrzymać?
JAK - gdy przyszedł na mnie czas zajadania smutków
?

27 października 2011 , Komentarze (27)

lawinowy jest spadek, z czego się bardzo cieszę

dzisiaj ustaliło się ostatecznie na 56,2 kg

ale mignęło mi także 55 z ogonem ! daję słowo !!

rozumiem, że lawinowy kiedyś się zatrzyma, a pewnie i nawet odbije w górę

ale na razie jest mi taaaaak przyjemnieeeee ........

 

 

w ostrogach też jest

i to już nie jest przyjemne


ostatnio wciąż myślę o Małej Syrence Andersena i o tym co jej przepowiedziała czarownica, że "przy każdym kroku będzie czuła ból, jakby chodziła po spiczastych szydłach i ostrych nożach"

w zeszłym roku przeszłam na własnych nogach, z kijami w łapkach, prawie pół tysiąca kilometrów

w tym roku chodziłam tylko do połowy maja, ciut ponad 50 km mam za sobą

i koniec

w maju, tak mi się wtedy wydawało, na warszawskim odtworzonym bruku i w cieniutkich tenisówkach, odbiłam sobie stopy, koło pięt .. .  musiałam biegać, zasuwać, a nierówny bruk wciąż mnie przez podeszwy urażał, miałam modne butki, taka ich kurza melodia!!

wydawało mi się, że jak każdy uraz, po jakimś czasie przejdzie, odbicie stopy to nie jest jakieś ciężkie uszkodzenie przecież, nawet odbicie obu stóp, guuupi niefart i tyle!

bolały stopy, nie chodziłam z kijami... zarowerkowo za Staśkiem tylko biegałam, ale z myślą, że to konieczne poświęcenie i niech już się nauczy porządnie jeździć

na rowerze te miejsca pod piętą są nieużywane, stopy nie bolą, co za cudowny sport!

ale co miałam dzień, gdy go spędzałam truchtając 8 godzin międzyrzędowo i na obcasach, to potem następnego dnia, przy każdym kroku, te myśli o nogach Małej Syrenki

poskarżyłam się  we wrześniu ortopedzie, jak byłam ze swoim ramieniem, przy okazji, kazał kupić "podkładki jak pod ostrogi piętowe"

ostrogi ??? ja???? co za frajer! niemożliwe!

zlekceważyłam


ale od tygodnia KAŻDY mój krok okupiony jest bólem

KAŻDY

czyli zasadniczo nie mogę chodzić

 

zimowo nie będzie siłowni, nie będzie bieżni, nie będzie orbiego i nie będzie wioślarza

 

oczywiście, oczytałam się już na temat zapalenia rozcięgna podeszwowego i samej ostrogi

proszę, nawet RTG mam 


ale wdzięczna bardzo będę za wszelkie domowe i nawet (!) znachorskie sposoby, jak.. .. no nie, nie jak wyleczyć, ale jak ulżyć sobie w bólu

niech boli choć trochę mniej !

niech ja się mogę ruszać !

niech znowu piechotą mijam przystanki ze śpiewem na ustach, a nie czekam, żeby 3 przecznice kabanem przejechać!


po raz pierwszy proszę na V. o pomoc

 

 

26 października 2011 , Komentarze (9)

pomrukuję z zadowolenia
z powodu widoku na wadze
trzeci dzień pod rząd poniżej 57
a dokładniej, to dzisiaj 56,6
popodskakiwałam na szklanej i wciąż było tyle samo


konsekwencja, drogie panie i drodzy panowie, to jest to !
konsekwencja i samokontrola i przewidywanie - one przynoszą, w dłuższych okresach czasu, pozytywne i oczekiwane efekty!!!


... nawet jeśli zgrzeszę, to ten grzech jest pod kontrolą, bo jeden kitekat, obgryzany przez pół wieczoru po kęsie, a nie 3 naraz
.... jeśli sobie powiem, że tylko pół porcji zasmażanych buraczków, to (z bólem chciwego buraczkowo serca) namawiam do jedzenia jarzynek innych, ostatnio namówiłam antywarzywowego synalka i tak mu zasmakowały, że zamówił sobie jeszcze jedną porcję na dziś wieczór
... jeśli rano zjem za dużo, bo za smaczne było, to pamiętam o tym cały dzień, i staram się jeśc mniej, i nie w sensie wyrzutów sumienia, tylko świadomego ponoszenia kosztów
... bo przewidująco, mam w lodówce zawsze jakieś-coś zapychające, a nie wielokaloryczne, kolbę kukurydzy, fasolke szparagową, melona, jabłka do krojenia w plasterki, pomidory i sałatę . ..  jak mam ssanie i parcie na żarcie, to jem to małokaloryczne .. (hehe, staram się, a to parcie na slodkie sprzed paru dni, ta chcica, to takie coś sie zdarza raz do roku albo dwa albo wcale, to zjawisko było naprawdę ewenementem)


idę się zważyć jeszcze raz, dla przyjemności !
wolę ponapasać oczy widokiem mniamuśnych cyferek niż paszczę tym, co tak zabójczo pachnie z kuchni

24 października 2011 , Komentarze (51)

Źle... właściwie nie źle, tylko nieswojo się czułam od świtu. Brzuszek mnie pobolewał, jakbym się czymś struła. Ale nie bardzo mocno, ot takie skurcze co jakiś czas.


Późnym rankiem poszłam do gina, bo to czas na kontrolę. Powiedział, że jeszcze nie, jeszcze mi nie da skierowania do szpitala. Że jeszcze ponad miesiąc. Że mam muchy w nosie.

Narzekałam, że się źle czuję. Byłam pierwszy raz od początku - jęcząca.

Uległ. Dał skierowanie. Z fochem w nosie, że pewnie za 2 tygodnie będzie musiał wypisywać mi nowe.


Wróciłam do domu, jak to dobrze, że dziś zajęć na uczelni nie mam.

Pojechałam, autobusami ponad godzinę, na drugi kraniec miasta, mieliśmy tam obiecane nadstawki do naszych biurek, tych wziętych na kredyt dla młodych małżeństw. Były! Hura! Zapłaciłam, załatwiłam przewiezienie jutro z rana.

A potem stałam na przystanku, marzłam i brzuch mnie coraz bardziej bolał. Skurcze coraz częściej. I bardzo się bałam, że mnie (uczciwszy uszy) sraczka dopadnie gdzieś publicznie. Nie siedziałam na ławce, tylko chodziłam, bóle próbowałam opanować dreptaniem. Dreszcze miałam, z zimna i z nawracających skórczów.


Do domu dotarłam na ostatnich nogach. Trzęsąca się. Biegiem na sedes.

I nic. Znaczy nie nic, ale to nawet nie kupa, a kupka.

Rozkurczyć ten skurczony brzuch ! Hektolitry rumianku i no-spa.. hmm, nie pamiętam, może pabialgina...

Dlaczego jestem sama, tak okropnie mnie boli? Czym ja się zatrułam? I czy już nie może to ze mnie wylecieć ? Sąsiadów o tej porze nie ma w domu, nikogo o pomoc nie mam jak poprosić.

Ratunku? coraz bardziej boli i coraz częściej


Po 15 wrócił Marchewek z zajęć na uczelni.

Przerażony, otulił mnie kocem i zawinął się na pięcie i poleciał. Do automatu telefonicznego w wieżowcach.


Karetka była za 10 minut.

Pielęgniarzom wystarczył jeden rzut oka na moją boleśnie skurczoną pozycję i na mój balonikowy brzuszek. Do szpitala, natychmiast. Gdzie Pani ma skierowanie?

Protestowałam, że to przecież niemożliwe, że rano lekarz mówił, że to jeszcze ponad miesiąc. Że ja nie chce, że to tylko zatrucie i że szpital niepotrzebny.

Znieśli mnie to jedno piętro, Marchewkowi ręce się trzęsły.


Karetka jechała Trasą, gładziutko. A jak skręcała, to skurcze całkiem ustały. Zaczęłam żartować z pielęgniarzami. Poprosiłam, by choć na trochę włączyli syrenę, bo jeszcze nigdy nie jechałam wyjącym pojazdem. Śmieli się i włączyli. Co prawda Marchewek mówił co innego, że owszem, żartowałam, ale że chwilami odlatywałam, byłam splątana.


Pod wejście szpitalne zajechałam z fasonem, 2 pielęgniarzy czekało. Ale ja nie chciałam iść, bo mnie już przestało boleć, żadnych skurczy.

Niemalże siłą zanieśli, a pobladła, poszarzała twarz Marchewka została za drzwiami.

Na stół, badanie. Popłoch. Dlaczego pani nie przyjechała wcześniej, rano? Przecież byłam rano u lekarza prowadzącego! Przecież upierał się, że jeszcze ponad miesiąc czasu mamy. I mówiłam mu rano o objawach, powiedział, że to nic. No to dlaczego potem pani do nas nie przyjechała, wcześniej, jak bardzo bolało. Nie rozpoznała pani objawów?

Do cholery, skąd miałam wiedzieć??? Jestem pierwszy raz w ciąży i pierwszy raz rodzę!!! Jak miałam rozpoznać, że to już, jeśli doświadczony położnik zapewniam mnie, że jeszcze nie.


Skurcze prawie ustały. Niebezpieczeństwo. Mi spada ciśnienie. Natychmiast na stół. Narkoza. Cięcie.

O 16:30 wyjęli mi z brzucha synka. Wybudzili na moment, powiedzieli, że ok., że 9 punktów Agar i że przywieziono mnie w ostatniej chwili. Dla dziecka i dla mnie.

Potem dwie doby byłam nieobecna.

 

 

 

 Mój syn kończy dziś dwadzieścia siedem lat.

23 października 2011 , Komentarze (5)

rowerowo
piątek 22,64 km
sobota 35,49 km
niedziela 35,32 km

jedzeniowo
piątek grzeczny bardzo
sobota popłynięta, bo takich cudnych schabowych jak robi Pan i Władca grzechem byłoby nie jeść, i jeszcze całe kartofelki dla mnie zostawili, bo oni suzament do kupy jedza tłuczone .. no a jak już sobie pełnowymiarowym obiadem rozepchałam brzuszek, to potem wołał wciąż o napełnianie...
niedziela grzeczna i rozsądna bardzo

wagowo
piątek 57,1
sobota 57,2
niedziela 57,9
teraz czuję się lżej niż rano


jutro mam specjalny dzień

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.