Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1819905
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 października 2011 , Komentarze (18)

bo wczoraj znowu miałam parcie na słodkie
ALE JAKIE !
znowu niepohamowane !
nie do zastopowania i nie do zastąpienia !!
znaczy, żadne zamienniki w grę nie wchodziły

oczywiście, czekolada moja pochłonięta do końca
3 kawałki czekolady z nadzieniem jogurtowotruskawkowym, dzieciom bezwstydnie wyżerane
1/3 słoika dżemu pomarańczowego
kakao gęste i słodkie i gorące
słodzone herbaty . . . . ludzie!? od 74 roku nie słodzę herbat !
rodzynki podwędzane
kandyzowane wiśnie, rany, ale dobre!
pajda chleba z prawdziwym masłem, posypana cukrem
późnym wieczorem dzieci, razem z koleżanką, z przerażeniem i obrzydzeniem i zafascynowaniem patrzyły, jak dorwałam się do dużego pudełka "Marmolady Wieloowocowej Twardej" i żarłam żywcem, łyżką zupową, nieopanowanie...
a na deser miód typu patoka z suszoną żurawiną
i jeszcze w nocy wstałam, po kieliszeczek gęstego i przesłodkiego likieru kawowego


......
a rano, świtem jeszcze, jak ze mnie chlustnęło !!!!
2 dni za wcześnie
babodni w pełnej krasie


rzadko, z raz do roku albo dwa albo w ogóle, zdarza mi się mieć taki okres, że:
- przed mam spuchnięte piersi jak balony, ze swędzącą skórą
- dzień przed robią mi się wypryski na twarzy jak nieszczęśliwej nastolatce z trądzikiem
- na kilka dni naprzód mam parcie na słodkie, albo na słone, albo na kwaśne
- i zachowuję się jak klasyczna jędza, albo płaczę, albo jestem megazłośliwa albo megierowo czepialska

no to właśnie się akurat trafiło
dół brzucha tak okropnie boli, skręca
mam kłopoty z widzeniem obwodowym
i mdli mnie na zapach jedzenia
i na rower nie pójdę, choć trafiła się dziś pogoda niemokra


czasem nie lubię mojej kobiecej fizjologii
tylko czasem


waga :
niecała szklanka nad pasek, o świcie
przed śniadaniem, które w siebie wmusiłam po 13, błeee, ponad 2 szklanki poniżejpaskowo



19 października 2011 , Komentarze (13)

napisałam, dałam 2 zdjęcia, ktoś juz komentował
i nagle nie mam wpisu !!!!

co go zjadło !
?

tutaj, pod tym linkiem 
baaaaardzo uprzejmie i baaaardzo uniżenie prosimy odpowiednie władze vitaliosymetrii o wyjasnienie sprawy dzisiejszych pożartych wpisów


a teraz mi kolezanki przesyłaja info, że jak chcą komentowac wpis, to im sie pokazuje informacja, ze nie mam jeszcze pamiętnika

OJ, CHYBA OSTRE ZWARCIE W VITALIOWYCH OBWODACH


EDIT:
wpis już jest , poniżej

19 października 2011 , Komentarze (1)

nie chce mi sie wiele pisać, więc krótko będzie


wczoraj zgrzeszyłam sałatką jarzynową i dwoma paskami czekolady
- sałatka była oczywiście z Panem Majonezem Winiarskim, jeszcze połowa została w słoiku, ale upchałam go w kącie lodówki, zasłoniłam słoikiem z ogórkami i sałatą i starannie omijam myślami
- a czekoladę to nie ja kupiłam!!!!, nie moja wina!!!! to Pan i Władca samodzielnie się ulitował nade mną.... i tak dobrze, że nie kupił z nadzieniem jogurtowotruskawkowym tylko zwykłą wysokomleczną -  nie zjem na jeden raz, tylko będę rozsądnie (hehe) dawkować

poza tym rower codzienny
poza tym conocne koszmary senne
poza tym emocjonalne zawirowania z synalkiem
poza tym przeziębione córczęcie

poza tym i mimo wszystko waga idealniepaskowa
czyli 57,2




2 małe obrazki z codziennego wczesnowieczornego rowerowania

celowe graffiti na budynku... Instytutu Ociemniałych, cudne


zachód słońca nad Siekierkowskim,
oj, brakowało mi statywu, ale urzekły mnie zmienne kolory nieba

16 października 2011 , Komentarze (20)

owszem, chcica była kosmiczna, ale moja grzeczność...



sobotni rower na 2 razy
w południe jeździłam komunikacyjnie, elektrośmieci, dziadkowie, sklep (nie)dlaidiotów, cośtamcośtam
popołudniowo jeździłam sportowo, wracając pod wiatr, zmarzłam


jak należy, po rowerze jarzynki i białko, czyli kolba kukurydzy i jajo z mikrofali i serek wiejski
ale, choć nie byłam już głodna, to MNIE NOSIŁO !!!
do kuchni i z powrotem
ale nic nie pasowało
próbowałam się zapchać suszonymi żurawinami skubanymi po jednej
zwykle skutkuje, tym razem nie
wyjadłam duże rodzynki z musli, to też nie to
3 kubasy herbaty, wiśniowa, z dzikiej róży i grzaniec śliwkowy też nie pomogły ...
rany!? co mi jest ?

i dopiero, gdy się przyłapałam w zamyśleniu i zastanowieniu z łyżką w garści nad otwartym słoikiem miodu - to mnie olśniło
po prostu JA MAM CHCICĘ NA SŁODKIE !!!
taką prostą i niepohamowaną potrzebę na cukry proste
taka daaaaaaawno nie odczuwaną


Pan i Władca akurat był wyszedł do sklepu
trzymałam w ręku telefon i sama ze sobą walczyłam, jakby Dawid i Goliat we mnie sobie plac boju urządzili
kubki smakowe z pomocą wyobraźni już czuły ten smak na podniebieniu, tę tłustość_słodkość_kwaśność, tę konsystencję
może by kupił ?...

... nie zadzwoniłam
ale jak wrócił, to się rzuciłam na niego, pytając chciwie, czy nie wpadł może na pomysł i nie kupił czekolady wedlowskiej, nadziewanej jogurtowotruskawkowo, albo może chociaż lodów jogurtowowiśniowych, albo ... czegokolwiek słodkiego
musiała mi ślinka po kiełkach spływać z zachłanności, bo spojrzenie, jakim mnie obrzucił, warte było mistrzostwa świata


..... ..... .....
po godzinie.. albo dwóch.... postanowiłam sobie wynagrodzić brak słodkiego, bo wciąż miałam ślinotok na samą myśl o słodkim i kubki smakowe wciąż pracowały pełną parą
zrobiłam sobie kanapkę, ops...! KANAPĘ z pasztetową i powoli jadłam z ogórkami konserwowanymi krakusa .. .  a co tam, zjem drugą, bo skoro nie ma słodkiego!...
i tak stałam jak Lotowa żona, z już ukrojoną pajdą w ręku, z pasztetową na nożu . . a Dawid z Goliatem znowu harce wewnątrz mnie odprawiali
(teraz będzie starotestamentowo)
I rzekł im pan i całemu to światu oznajmił, a oni, oręż odkładając, posłuszni mu byli - to nie głód, nie potrzeba prawdziwa, jeno płochość i brak konsekwencji. Idź kobieto, słodyczy szukać u męża swego. I napełnił pan niewiastę słodkim smutkiem i kazał jej nóż ostry odłożyć. Co też uczyniła. A w sercu lekkość poczuła i już nie miała chcicy więcej.

znaczy chcicy na słodkie już nie
ale na inne (rzeczy) to i owszem



dziś rano waga nagrodziła mój jedzeniowy heroizm
trzeci raz od powrotu z Jońskiego - poniżej 57
i to 57 nawet nie mignęło na wyświetlaczu

56,8


14 października 2011 , Komentarze (14)

nic ciekawego nie opowiem, wpadłam tylko po to, by się bezwstydnie pochwalić !

otóż
już drugi dzień na wadze 57,1
i to pomimo wczorajszej kolacji powitalnej dla córczęcia, żurek mi wyszedł straszliwie smaczny, jadłam!, a gar zupy dwudniowy wyszedł cały w godzin 6, jeszcze po północy przychodzili oboje do kuchni i wypili zupkę do dna


tygodniowa średnia 57,2
średnia z 10 dni 57,2
ZMIENIAM PASEK !!!

a co ? jakaś nagroda mi się należy!

12 października 2011 , Komentarze (9)

Dokładam do kuferka moich perełkowych wspomnień trzy wczesnojesienne obrazki, wszystkie na literkę Ż.

 

Ż jak Żaglówka

Jeszcze zielono było, jeszcze złota jesień nie ozłociła wszystkiego. Ale już nie lato, już lekka szarość w powietrzu, już chłodek wieczorny i mgły od działek ciągnące nocami. A ja akurat bardzo zatęskniłam za łopotem żagla przy zmianie kierunku, za rozpalonym niebem, za uderzeniami fal o dziób i za trzeszczeniem wszystkich spoin jachtu.

A miałam tylko RWwW, czyli Rowerowy Wiatr we Włosach.

Akurat rowerem wracałam, popołudniem nie za późnym, jechałam ścieżką wzdłuż Wisły. I na Powiślu, na wysokości Starej Pragi z zaskoczenia aż mnie z roweru zdmuchnęło. Bo oto ukazał się mym spragnionym oczom widok, tak bardzo niespotykany na stołecznych wodach wiślanych.

Żaglówka

Prawdziwa

Jak biały motyl nad wodą.

Z rozłożonymi, odrobinę wydętymi skrzydłami, ops! żaglami.


Przez chwilę mniej tęskniłam za morzami greckimi.

 

 

Ż jak Żwawy bardzo śmieciarz

Czy zwracacie uwagę na ludzi, opróżniających miejskie kosze na śmieci? Podjeżdża furgonetka, wyskakuje pan albo dwóch. I rękoma, czasem pomagając sobie brzuchem albo nogą, do wora foliowego przesypuje zawartość beja, i rzuca na pakę furgonetki. I samochodzik jedzie powoli dalej, a pan albo panów dwóch zmęczonym krokiem kierują się ku następnym koszom. Omija się takie obrazki oczami, prawda? Pamięć niechętnie zagotowuje szczegóły takiego obrazka, kolor furgonetki, wyświechtanych, czasem ubrudzonych, ubranek służbowych, logo firmy?

Ale, gdy coś nas zaskoczy?....

Stałam na przystanku pod Teatrem Powszechnym. Ciepło było. Od strony fabryki Wedla zalatywał zapach rozgrzanej czekolady. I od tej samej strony nadbiegł ... hmmm? nadtruchtał ?... przypodskakiwał ?... nie wiem, jak to nazwać. Ale rozbudzone oczy chłonęły każdy szczegół. Furgonetka granatowa, napisy i logo pomarańczowe. I roztańczony śmieciarz. Gruberobocze rękawice, owszem. Spodenki, też owszem, firmowe ogrodniczki, już trochę dniem przybrudzone. A górą absolutnie nieprofesjonalna koszulka bez rękawów, odsłaniała pełne mięśnie i opaloną skórę. I butki sportowe na nogach. I opaska frotte na czole i białe słuchawki w uszach. I w rytm słyszalnej dla siebie muzy - przeskakiwał żywopłocik, dla czystej radości skakania, aż trzy razy. I roztańczonym krokiem prawie_podbiegł do kosza, zawartość przerzucił do foli, zaraz to samo z drugim zrobił. I potem dwie folie do dwóch rak, znowu skok przez żywopłocik, a dłoniach wydawało się, miał dwie sztangietki, truchtając ćwiczył pół_podnoszenie ciężarków. Rzucił obie folie na pakę, poklepał furgonetkę po tylnych światłach, jak ulubione zwierzę. Furgonetka ruszyła, a on żwawiutko, długim krokiem, biegł po chodniku w stronę następnego przystanku na Grochowskiej.

Śmiały się do niego oczy. Nie tylko moje.

 



Żubr jak Żywy

Jeżdżę tamtędy od lat.. hmmmm.. .. sześciu? ośmiu? Najszersza w Warszawie ścieżka rowerowa, jedna z najstarszych i wciąż w bardzo dobrym stanie. Od buławy w Wilanowie do Powsina. Pamiętam przy niej, gdy była taka moda, multum ogródków piwnych. Pamiętam, jak się budowały nowe osiedla. Pamiętam ją zalaną przy okazji wielkiej powodzi i że buty rowerowe zamoczyłam, tak woda była wysoko. Rowerową knajpkę przy niej, już na wysokości Powsina, też pamiętam, od lat kilku stoi przed nią milionpięćsetstodziewięćset stojaków rowerowych. Widziałam, co przy niej stoi. Widziałam, ale nie zauważałam. Patrzyłam, ale chyba nie do końca widziałam.

Jeżdżę tam tylko w jedną stronę, wracam inną trasą. Fanaberia taka. Bo mi się nie podoba stan nawierzchni w drugą stronę. Zasadniczo świadomie widzę to, co naprzeciw.

Jechałam przed zmierzchem, szarówką, już powietrze przedwieczornie gęstniało. I nagle spojrzałam prosto w oczy Żubra. Żywy?!?! Żywy Żubr w stolicy? Bo patrzy się jak żywy!!

Przy okazji porządków jesiennych ktoś przestawił knajpianą maskotkę na drugą stronę ścieżki. Maskotkę do piwa Żubr. W pamięci odszukałam, że był latem napis kredą "nie bądź łosiem, wstąp na żubra".

A że akurat spojrzenie plastikowych oczu wypadło dokładnie na poziomie mojego zamyślonego rowerowo wzroku...


 

 

 

 


Ps vitaliowo-ruchowo

Sporo padało ostatnio i było zimno. Nie jeździłam! W miarę możliwości nie jeżdżę po zimnej mokrości.

Dzisiaj 8 stopni cieplej, przedpołudniem słońce jak drut. Tylko wiatr okropny, wiekowe topole przyginał prawie do ziemi, oburzone szumiały.

Ale się nastawiłam, że koło 16 wyjdę, wyjadę. Choć na troszeczkę, choć na 20 km.

I właśnie lunęło. Nie pada, a leje. Po ulicy pędzą szkwały. Na trawniki padają krople wielkości dorodnego gradu.

Tyle z moich dobrych chęci.

 



Ps vitaliowo wagowo

Już wczoraj się chciałam pochwalić, ale czasu na vitalię nie miałam.

Otóż pomimo dwóch dni podjadania, po kanapeczkach nocnych, po cieście drożdżowo-bakaliowym, co synalek przywiózł i podstępnie zostawił, po dwóch łyżkach jego osobistej Nutelki (kradzione nie tuczy! hihi) - w poniedziałek na wadze zobaczyłam NIECAŁĄ wagę paskową. Czyli nawet najedzona, przejedzona i pobolewającym brzuszkiem - wagowo jestem OK.

A dzisiaj !? Dzisiaj mocno poniżejpaskowo !!!!

Mignęło o poranku 56,9.

Mrugnęło szklankę w dół, wróciło

Zeszłam. Pomruczałam z zadowoleniem. Weszłam jeszcze raz.

56,8. Podskoczyłam.

Stabilne 56,8

 


Jak się trend utrzyma do końca tygodnia, to zmienię pasek

Mam cichutką nadzieję, że się utrzyma.

Co prawda w czwartek w nocy córczę przylatuje z Dani na studencką przerwę jesienną, ale nie zażyczyła sobie na powitanie ciasta ani pachnącego wniebogłosy mięcha. Tylko żurek sexualny. Znaczy się żurek z jajami i kiełbasą.

 

8 października 2011 , Komentarze (12)

o meteorologów mi chodzi, nie o sondaże przedwyborcze !!!
po dwóch dniach bez roweru - na dziś się nastawiłam
na wp.pl i na GWpogodynka prognoza pogody stabilna, słońce, wiatr i zimno
słońce !!! miało być słońce!

a za oknem ? no cóż .. każdy widzi .. nawet kot z tarasu po pół godzinie wrócił
deszcz...

NIE JEŻDŻĘ PO MOKROŚCI  !
ale tak okropniście brak mi rowerowego wiatru we włosach



vitaliowo
waga stabilna, dolne okolice 57
gdym głodna (a bywa, bywa, zwłaszcza popołudniami...), gotuję sobie gar żółtej fasolki szparagowej .. i powoli skubię po jednej fasolce, bez masełka, bez bułeczki, takie fasolki sote
albo robię półmisek sałatki, 2 wielkie pomidory, kilka posiekanych liści sałaty, kilka porwanych listków świeżej bazylii, łyżeczka greckiej oliwy i cieniutkie płatki, wiórki prawie, twardego owczego sera, skończył mi się przywieziony oscypek, to kupiłam wczoraj Pecorino Romano, jem powoli, skubię, powoli i po trochu, pomidory dają brzuszkowi objętość, a ser mi smaku
albo połówkę melona miodowego łyżką powoli wyjadam, przegryzając kawałkami plastra szynki

staram się , by jedzenie, nawet niedużych ilości, trwało długo, by to nie było takie szybkie danie, szast-prast, zjadła i nie ma i jeszcze by chciała!  . ..  o nie! . . bo zauważyłam, że jak jem dłużej, to sytość starcza na dłużej i wydaje mi się, że zjadłam więcej





ach, ten deszcz


7 października 2011 , Komentarze (7)

me stany są wciąż poniżejpaskowe
acz nie tak spektakularne jak 2 dni temu, już nie jest poniżej 57
nic to, spoko, przeczekam


czasu jakby brak
różne życiowe zawirowania znowu nabierają obrzydliwego tempa
trzeszczą rzeczy, które trzeszczeć nie powinny
grożą  trochę zawaleniem budowle, co opoką były i być powinny
nic to, spoko, przeczekam
kask założę budowlany i rozłożę nad głową parasolkę w gwiazdki



demony wewnętrzne i osobiste potfory adrenalinowe spokojnie śpią, nie obudziły ich nawet ostatnie "deszcze niespokojne" co to potargały sad


5 października 2011 , Komentarze (13)

te wszystkie wyrazy kojarzą mi się  (estetycznie i akustycznie) z niestabilnością, nietrwałością, bujaniem, zamieszaniem, takie - raz z tej strony, raz z tamtej . . .

zupełnie jak moja waga, niezdecydowana panienka o szklanym cielsku i ze szklanym oczkiem
ta durna i ulubiona kretynka, co sama już nie wie, co mi pokazać; raz lubi mnie denerwować, innym razem jęzora wrednego wywali z satysfakcją, czasem łaskawie konstansa zaordynuje, z rzadka jest normalna



uprzejmie informuję zacne grono szanownych moich czytaczy i czytaczek, żem dzisiaj na wadze zobaczyła poniżej 57 kilo
pierwszy raz od powrotu z Grecji
56,8

i nawet NIE jestem głodna



tak trzymać ! ! !
tak trzymać !!
tak trzymać !
tak trzymać
tak trzymać...
tak trzymać . . .

3 października 2011 , Komentarze (12)

bo to nie moja wina !


zaciskałam zęby ?  zaciskałam !
starałam się ?  bardzo się starałam !
nie jadłam nadprogramowo ? heh, deseru nawet połowę zostawiłam .. .
nie przekroczyłam limitu kalorycznego ? ani o pół kalorii !!!
nie spuchałam !
ruszałam się ? owszem, ruszałam się z zapałem i zadowoleniem !
w sobotę rowerowałam 2 razy, ze Staśkiem, a wieczorem sama,
w niedziele promenowałam po oraz wokół Stadionu, bo był dzień otwarty,
wielokrotnie i z zapałem oddawałam się akrobatyce damsko-męskiej

w ogóle byłam grzeczna ! BARDZO !!!
oczekiwałam przynajmniej konstansa


a doczekałam się ...  takiego wała !!!!



nie upublicznię mojej wagi, absolutnie
ale w dżinsach mi ciasnawo, niewygodnie....
NIE BAWIĘ SIĘ ! ZABIERAM ZABAWKI I IDĘ NA SWOJE PODWÓRKO !

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.