- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Grupy
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1816602 |
Komentarzy: | 19150 |
Założony: | 16 marca 2009 |
Ostatni wpis: | 15 lutego 2019 |
kobieta, 62 lat, Warszawa
158 cm, 63.10 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
każdego dnia dziękuję . . . że cię mam
zadziwiające meandry odchudzania
To jest wina MatkiSpółkującej !!! (będzie długo,
bo to zapis ciężkiej walki)
Lata temu upasłam się niby niepostrzeżenie. Gdy byłam zdolna do myślenia, to za największych winowajców uznałam dwa "posiłki". Potrafiłam przesiedzieć nad papierową Wyborczą kilka godzin, czytając od deski do deski i jedząc przy tym śniadanie. Jedząc. I jedząc. Bywało, że 3/4 bochenka chleba znikało, bo kanapki zawsze robiłam dobre. Drugim winowajcą były podwójne słodkie. Pierwsze to nadziewane jabłkowo pierniczki w czekoladzie. Nie-codziennie. Za to codziennie, albo i 2 razy dziennie, w dni robocze tylko, były kupowane przy córczęcej szkole rodzynki w czekoladzie, otwarta paczuszka w kieszeni, co chwila sięgałam. Zanim po odprowadzeniu dziecka do domu dotarłam - w kieszeni wymacywałam ostatnie, najmniejsze.
Przez czas z depresją nie jadłam NIC słodkiego. Potem przestało mnie ciągnąć. Czasami tylko stawałam w alejce ze słodkim w sklepie, wpatrywałam się jak sroka w gnat w zielone opakowanie moich pierniczków i wąchałam chciwie słodkie zapachy.
Wciąż lubię słodkie. Lubię lody, czasem kupuję sama, czasem Pan i Władca. Ale nie zjadam już całego kubełka na raz. Raz na rok kupuję sobie pierniczki, albo rzadziej, bo rzadko kuszą. Lubię ciasta świąteczne, ale przez czas, kiedy ich nie ma, nie umieram z tęsknoty. Nie słodzę herbaty. Nie piję soków z cukrem. Nie piję pepsi ani coli z cukrem. Owszem, raz do roku obżeram się pączkami, ale dlaczego nie? (co prawda zawsze mama przynosiła tłustoczwartkowe pączki od Bliklego, w tym roku mam smutne wspomnienia i przykre skojarzenia, wiec może w ogóle nie zjem ani jednego pączka). Staśkowi potrafię zjeść pół Horalka, ale incydentalnie. Gdy Pan i Władca kupi jogurtową nadziewaną truskawkami czekoladę, oczywiście, pożeram łapczywie połowę, ale drugą połowę starannie chowam i o niej zapominam.
Słodycze nie stanowią treści mojego myślenia. Nie zastanawiam się gorączkowo, czy utyję od gałki lodów czy kostki czekolady. Nie odczuwam tęsknoty codziennej za słodkim. Nie wyszukuję na wystawach ulubionych opakowań. Nie wściekam się na dietę, że słodkiego zabrania. Nie mam po zjedzeniu słodkiego wyrzutów sumienia.
(choć przyznam się, że od 2005 roku nie kupiłam ani razu milkowych rodzynek w czekoladzie . . . tak na wszelki wypadek, wolę nie drażnić licha)
***************************************
Matka ze spółką się zawzięła od kilku miesięcy na rzeźbienie swego boskiego ciała. I na pilnowanie pożywienia. Kibicuję jej. Na ostatnim portrecie autorstwa Haanyzki widać, jak ślicznie schudła jej buzia. Niestety, Matula ma taką pracę, że codziennie jest nowe słodkie. Ale też się zawzięła - ogłosiła luty miesiącem "NO SZOKO, czyli zero słodyczy, w tym wszelakich ciast, ciasteczek, żelków, wafelków, tortów, bombonierek, krówek i ciagutek słodyczowych wszelakich".
Niebacznie i szybko rzuciłam, że skoro słodkie dla mnie nie stanowi problemu, to się przyłączam. Równie szybko i niebacznie Matka odpisała, że to bardzo dobrze, że będę jej pilnować.
Więc postawiłam sobie w głowie barierę, że w lutym NIC słodkiego.
O ja nieszczęsna, co ja narobiłam.!?!?!
Co ja sobie narobiłam ?!?!?!
Zakazany owoc . . oj tak, to zadziałał ten mechanizm, na pewno!
Nagle się okazało, że wszędzie czyhają pokusy!!! W niespodziewanych miejscach wystawiają perfidne gadzie łby i kuszą!!!! Śledzą każdy mój krok i tylko wypatrują okazji...
Pojechałam po soczewki dla córczecia, jakieś podobno specjalne. Na Wiatraka, znaczy na rondo Wiatraczna. Warszawianki, a na pewno Prażanki wiedzą, że w starych pawilonach po północnej stronie są najlepsze na świecie rurki z kremem. Ja też wiem, mam je w pamięci od najwcześniejszego dzieciństwa. Przechodziłam koło tych rurek. Normalnie bym sobie kupiła, albo nie. Bez zastanawiania. A teraz?! Przechodzę raz, zauważam. Idę dalej, kupuję soczewki, wracam koło rurek. Nie mogę!!... Obiecałam. Przechodzę. Przy światłach zawracam, przechodzę koło rurek znowu. Nie mogę! Chce mi się!!! Zawracam. I znowu. I znowu.
Paradowałam wte i wewte wzdłuż pawilonu ponad 10 minut. W końcu brzuch mnie rozbolał, z tego bólu mdłości.
Po drodze do domu zakupki, niewielkie, tylko dla mnie, od zeszłego piątku jestem słomianą wdową. Naprzeciwko lad z pieczywem są regały z cukierkami na wagę. Rany, przechodzę tamtędy prawie codziennie od kilku lat i nic. A dzisiaj??? Oko mi samo poleciało, i znalazło! Krówki!!!! Krówki!!! . . . takie same, jak zawsze u mamy w szafce i na stole były. To znajome klasyczne opakowania. Może kupię choć 5 sztuk? Nie wolno, obiecałam! Jednej krówki na wagę nie sprzedadzą, hmmm . . . może zwinę? Rany, takie myśli same zawstydzają. Ale mi się chce, nie wolno, chce, nie wolno, chce, nie wolno. Może jestem przewrażliwiona, może naprawdę zachowywałam się podejrzanie, ale odeszłam stamtąd natychmiast, gdy pojawił się ochroniarz. Może przechodził przypadkiem, a może zaalarmowany przez personel. Znowu mdłości i skręt kiszek, aż do bólu. Takie żółciutkie papierki . . . .
Wieczorem przyszła nowa sąsiadka. Z przeprosinami za miesiące hałaśliwego remontu. Z ostrzeżeniem, że w sobotę będzie parapetówka. W ramach nawiązania dobrosąsiedzkich stosunków przyniosła wziątkę. Złote kulki produkcji austriackiego Guntzu. Czekoladki z nadzieniem truflowym o smaku latte machiatto. Wzięłam, z martwą twarzą i bólem brzucha i nagłą gonitwą myśli. Ja sama i przeciw mnie 6 złocistych kulek. I żadnych już sił na obronę. Przecież normalnie odłożyłabym do szafki i potem podała gościom, albo córczeciu, jak przejazdem będzie, albo synalkowi, gdy siedzi nad projektem, albo sama zjadłabym jedną, by wypróbować smak. Albo i nie. A teraz boli mnie brzuch, mam gonitwę myśli i najchętniej pożarłabym wszystkie !!!
W nerwach i chcicy zjadłam za dużą kolację, dużo za dużą, jakbym była w trzech osobach. Kubasów picia nie zliczę. I wciąż myśli ku złotym kulkom lecą. I pojawia się ochota na upicie się, żeby nie myśleć. I ulubiony serial nie ciekawi, bo myśli wciąż ku słodkiemu. W każdej przerwie na reklamę jestem w kuchni i trzymam pudełko.
Ja nie mogę mieć barier!!!
Gdy ich nie ma, to ich przestrzegam, jakby były. Ale gdy są, budzą we mnie wewnętrzny sprzeciw i natychmiastową chęć połamania, zburzenia, przekroczenia.
Jestem chora, gdy mam bariery.
MatkoSpółkujaca, przepraszam.
Ja się wypisuję z NO SZOKO.
Sorry.
Nie mogę.
O północy zjadłam jedną złocistą kulkę. PYCHA !
Otworzyłam zaraz drugą.
Popatrzyłam.
I zapakowałam z powrotem.
Przecież mnie słodkie nie ciągnie.
Rano sprawdziłam szafkę. 5 złotych mniamuśnych kulek leży sobie spokojnie i nie kusi. W sklepie byłam, krówki obojętnie minęłam. Śniadanie zagryzałam ogórkami konserwowymi. Deser? A cóż to jest deser?
MatuluSpzoo, przepraszam.
casting gaciowy oraz regulaminowe rozważania
opanowałam ten rozkapryszony aptetyt !
och, nareszcie!
Nareszcie jestem wyspana !
Po 2 dobach bez snu, schylonej nad robotą wymagająca i skupienia i biegania, i lutowania i machania 10metrowymi kablami, po nabawieniu się odcisków od zdejmowaczki do osłon z przewodów, po jedzeniu we czworo wspólnego posiłku na brzegu stołu montażowego, po kłótniach i wspólnym śmiechu, ( a gdy reszta poszła spać na chwilę) po załadowywaniu dwóch samochodów towarem i narzędziami po sam dach . .. po 2 godzinach snu w fotelu . . po wyprawieniu facetów na inwestycję, po ostatniej rehabilitacji, gdzie prawie zasnęłam podczas ćwiczeń na UGULu, po tym jak mi gazeta ze śpiącej ręki wpadła do kąpieli wirowej . . po wyprawieniu młodszego dziecka na deskę do Francji, po ogarnięciu pobojowiska, jakie po tej pilnej robocie pozostało, po przeczytaniu jednego rozdziału książki, po napisaniu kilku komentarzy na vit i kilku postów na forum Masowym - NARESZCIE POSZŁAM SPAĆ !
Spałam prawie ciągiem przez 17 godzin. Piszę "prawie", bo w nocy rozmawiałam przez telefon z Panem i Władcą, a nad ranem robiłam przelew pilny dla dziecka i w południe telefonem przyjaciółka mamy mnie obudziła, że zmarł jej wieloletni partner. Ale tak naprawdę dobudziła mnie sąsiadka, przed 14, która przyszła pożyczyć klucz do odkręcania akumulatora samochodowego.
JESTEM WYSPANA, jestem niezmęczona . . . bosz, jakie to cudowne uczucie !
Jak prosto jest nie doceniać zdrowego snu po wyczerpaniu. Trzeba się maxymalnie zmęczyć i znużyć, żeby sen docenić.
I już inaczej patrzę na świat.
Już mnie drobnostki nie wkurzają. Już łagodniej patrzę na brak wychowania i na głupotę. A przeciwności losu wiem że pokonam śpiewająco.
Moja szklana waga też pochwala długi zdrowy sen. Wagowynik dzisiejszy mniejszy o 1,2 kg od wczorajszego. Ale waga wciąż nie do upublicznienia, bo ordynarnie wysokiego poziomu spadło.
W ramach dodawania poprawnych wizerunkowo zdjęć - daję jedno, robione podczas wczorajszej Rowerowej Masy Krytycznej. Ja nie pojechałam, raz, że dla mnie za zimno, a dwa, że spałam. Ale są rowerzyści twardsi, wczoraj przez miasto jechało 77 rowerów.
ps 1
Co do wczorajszego wpisu, to jak rany nie spodziewałam się takiego pospolitego ruszenia. Jak po rehabilitacji na moment kompa odpaliłam, to było z 15 komentów, a jak dzisiaj popołudniem się podniosłam, to już wisiało na głównej. A zapalczywość niektórych komentów aż zatyka.
Co do meritum - to jaką inną klątwę mogłabym rzucić na osobę z odchudzającego portalu Vitalii? Skoro jest tutaj, to brzydkie grubnięcie na pewno jest czymś niechcianym. Jakbym miała niespodziewanego wroga na forum Masy Krytycznej, to bym serdecznie rzuciła klątwę przebicia obu dętek w znacznym oddaleniu od cywilizacji. Jakby mi ktoś niepotrzebnie robił koło pióra na szczurzym forum, to bym mu życzyłam żeby się rasowe zwierzątko sparzyło ze śniadym. Kierowcy tira życzyłabym zepsucia wspomagania w kierownicy. Właścicielce tarasu popękania terakoty. Badylarzowi pomoru pomidorów. I tak dalej... Na tym polega siła klątwy, że grozi negatywem w czymś najbardziej istotnym.
I nieważne, czy się w moc rzucania klątw wierzy czy też traktuje jako zabobon. Ważna jest intencja.
Co do śmiania się z otyłości to (prawdopodobnie z braku snu i zmęczenia) przesadziłam. Ja się z grubych nie śmieję, zresztą nigdy takiego zjawiska nie widziałam, żeby się "śmiano". Zauważałam na widok chorobliwej otyłości co najwyżej spojrzenia pełne niesmaku i zdegustowane kręcenie głową. Ale na forum, jak czasem zajrzę, to młode osoby opisują takie zjawiska w szkole i na uczelni, jakby były prawdziwe. Nie wiem, może dla nich są.
Jeśli mi ktoś próbuje zrobić krzywdę, to dlaczego miałabym temu komuś chwilowo nie życzyć źle?
ps2
A teraz idę wykonywać pracę społecznie-użyteczną. (czy ktoś jeszcze pamięta takie określenie?) Sąsiad Darek stukał. Idziemy razem odśnieżać, to czego służby miejskie nie odśnieżyły. Po ciemku, niewidoczni dla przechodniów. Jak ci z Klubu Niewidzialnej Ręki dawno temu.
ps 3
Zakręcawki to taki rodzaj łącznika do linek i przewodów, składa się z części zakładanej na przewód nr 2, drugiej części na przewód nr 1 i mosiężnej, bardzo błyszczącej tulejki między nimi. Jak się potem obie części główne dokręci, to wewnątrz mosiężna tuleja się odkształca i łączy całość w monolit. Co ważniejsze, połączenie jest i bryzgoszczelne i iskrobezpieczne. To ważne, bo urządzenia które robiliśmy, stoją na terenie petrochemii orlenowskiej i musza spełniać wymagania dla strefy zetzero. Ja wczorajszej nocy założyłam 124 części nr 1, 124 części nr 2, potem 124 tulejki, potem 124 razy dokręcanie.
Śniły mi się zakręcawki, te wewnętrzne mosiężne tulejki, deszczem błyszczącym na mnie spadały.
Synalkowi zapewne śniły się skimery. On wlutowywał czujniki do ich wnętrza. O 4 nad ranem zaczął głośno śpiewać, tenorem bohaterskim prosto z operetki : Skimery!!! Wszędzie widzę skimery. Panie, zabierz to ode mnie, bo wszędzie widzę skiiiiiimeeeryyy!