Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816567
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 maja 2011 , Komentarze (12)

waga - pozytywnie

mignęło 55,9

się ustabilizowało na 56,0

 

 

aura - sucho!

temperatura - zachęcająco

kaloryfery od wczorajszego popołudnia ciepłe, no i od  razu na zewnątrz przyjemniej, o późnym poranku całe 13 stopni

kaloryfery ogrzewają świat ?

 

 

dusza i serce - niedobrze

opancerzenie pomaga tylko na trochę, nocne potfory czyhają tuż za progiem

a ponadto:

księżycowe jeziora obcości

przepastne otchłanie pychy

pył pustyni samotności

czyli ciche dni  zamieniły się w ciche tygodnie, źle mi z tym

 

 

zdrowie - bardzo tak sobie

prawe bark i łokieć bolą non-stop, nie bardzo mocno, ale spać na prawym boku nie dam rady

brzuszek czuję cały czas

hihi, ale przynajmniej nie mam trądziku młodzieńczego na twarzy!

 

 

sportowo - do kitu

może dzisiaj zdążę jakieś drobne patyki, ale od popołudnia łikend Staśkowy

 

 

komputerowo - też do kitu

laptop reinstalowany wciąż odmawia połączenia się z wybraną wi-fi

a w grze miecz Arturowy okazał się być trochę za słaby na współczesne potwory, zabijalo mnie przez cały wieczór, zabijało, zabijało...

nic to - zawziętość i trening czynią mistrza

5 maja 2011 , Komentarze (11)

wszystko przez to cholerne zimno!!!!!

moje ciało i moja dusza już się nastawiły na wiosnę i obecne temperatury oraz aura zniechęcają mnie do czegokolwiek

mam chwilowy odruch ślimaka chowającego się do skorupy

żadnego roweru!, żadnych patyków! żadnych kcali dla Mulionerów!

nawet wyjęłam jesienny płaszcz z szafy i cieplutki mięciutki czerwony szaliczek i ... i.... i rękawiczki

 

i mam głoda na węglowodany i na słodkie, wszystko z powodu zimna!

wczoraj zafundowałam sobie dzień bułeczkowy, bo tak cudnie mi zapachniała mini-wrocławska porankiem w sklepie, jeszcze kajzerki . .. ach, wszystko z prawdziwym masłem i z solą.... tylko tym się odżywiałam cały dzień . . jeszcze jedna kromeczka, jeszcze przylepka, jeszcze kanapeczka przy kolacji Stasia... i przed snem też

przed słodkościami się obroniłam, 2 paluszki wafelkowe zjedzone ze Stasiem się prawie nie liczą, nie jestem słodyczową ascetką!

trudno, potrzebowałam

dziś na wadze widok tylko paskowy

dzis jak na razie tylko jabłko i kapusta kiszona, pieczywo mnie nie ciągnie w ogóle, może małą porcję musli z mlekiem na obiadek zjem

 

 

 

usprawiedliwiam się współ_aktywistkom_sportowym

owszem, w zeszłym roku o tej porze miałam o ponad 150 km więcej na liczniku rowerowym i około 100 km więcej przepatykowanych

ale to nie moja wina!!! to warunki zewnętrzne się zmieniły! i czas mi się skurczył !

A.

aura

Zima, owszem, w zeszłym roku była długa, długo śniegi leżały. Ale jak już się skończyła, to uczciwie!!! Nie było takich dlugich i częstych i intensywnych załamań pogody jak tegorocznie. A ja nie uprawiam sportów na zewnątrz, gdy za zimno. Bo nie!

B.

obowiązku babciowe

W zeszłym roku Stasia tylko zaprowadzałam lub przyprowadzałam z przedszkola. W drogę tam lub z powrotem brałam patyki i szłam. Rowerować mogłam codziennie.

W tym roku 2 dni w tygodniu albo i wiecej mam wyrwane z aktywności sportowej. Bo wożę Staśka na zajęcia. 6 godzin przepada za każdym razem co najmniej. No i całe łikendy zajęte, gdy akurat Staś jest u nas. Synalka nie ma. Córczęcia nie ma. Nie moge się wyrwać nawet na 3 godziny na przejażdżkę.

Wiem, robię to, co powinna uczciwa babcia. Pomagam mojej synowej in-spe w zastępstwie synalka.

Ale trochę jestem już tym znużona.

 

 

 

dla pocieszenia otworzyłam sobie osobiste tabelki excela

siedzę i się wgapiam w wykresy/kolorki i banan napaszczowy mi rośnie

biorąc pod uwagę i święta i różne inne fluktuacje, to tegoroczna średnia marcowo-kwietniowa jest o półtora kilo mniejsza, centymetry też mniejsze są

owszem, chandra pogodowa mnie naszła, ale obiektywnie rzecz biorąc, to nie mam powodu jej mieć

 

4 maja 2011 , Komentarze (11)

na wadze znowu spadek

spadeczek

spadeczunio

znowu - 10 deko w dół

 

nie roweruję, nie chodze z patykami

za zimno

wczoraj zacinający zimny deszcz, potem deszcz ze śniegiem, a w końcu snieg, który na dachach i na drzewach zalegał

w domu zimno, sweter, grube bajowe spodnie (jak dobrze, że mi się zadziały w szafie przy zamianie zimowej odzieży na wiosenną), zawinięta w szale, tęsknię za staromodnymi bamboszami, może w nich stopy by nie marzły ?

 

a gdy w necie wieczorem przeczytałam, że intercity zderzył się z drzewem, które na tory upadło pod ciężarem majowego śniegu - to się odwróciłam tyłem do świata i do tivi i zasnęłam w opakowaniu

3 maja 2011 , Komentarze (12)

wczoraj roweru nie było, dziś roweru nie będzie, jutro to jeszcze nie wiem

za zimno

rowerowanie ma być przyjemne !

gdy za zimno - to przyjemne nie jest

(przeczytałam własnie o rowerowej wyprawie mirabilis, ja bym zawróciła z tego zimna, poza tym ja nie zachwalałam "wiatru w, hihi, uszach")

 

 

poza tym wczoraj na imprezie nadużyłam

procentów oraz serów różnistych

procenty czuję jeszcze w głowie, wirują

sery zaś czuję w jelitach, trąbią mi na zakrętach w dół przewodu pokarmowego

 

 

na wadze mniej

10 deko mniej

wracam do grania; hydra ma 4 łby i na razie na żaden z nich nie spuściłam ani dzwonu ani żelaznej klatki... a ona pluje zielonym jadem... ciężko będzie... za to już mam 3 części miecza! . . oj, mogłabym tak dłuuugo...

2 maja 2011 , Komentarze (12)

zgodnie z obietnicą daną samej sobie - zmieniam pasek

w kierunku rośnięcia, niestety

mam ugruntowany poświąteczny kilogram na +

ale nie mam żadnego centymetra na +, nigdzie na całym człowieku

 

 

jeśli dzisiaj zdążę pójść na rower, to będzie ÓSMY dzień z rzędu

i to mimo mało przyjemnej aury w ostatnich dniach

bo uwielbiam rowerowanie!!!

 

 

mamy dzisiaj zaplanowaną elegancką imprezę w eleganckiej dzielnicy z bardzo eleganckimi i światowymi gośćmi

miało być garden party, ale chyba z racji temperatury więcej będzie party niż gardenu

przymierzyłam strój, który miałam na sobie na rocznicy ślubu rodziców, jeszcze przed świętami - pasuje idealnie! zmienię tylko butki i dodatki i będę pasujaca do otoczenia

 

 

 

i wszystko byłoby bardzo ok, gdyby nie nocne demony i osobisty potfór adrenalinowy, zbyt często znowu mnie ciemną porą odwiedzają

nie wrzeszczę głośno, gdy koszmarem ze snu wyrwą

pilnuję serca, by się z piersi nie wyrwało

zmieniam mokrą od potu koszulkę

i potem leżę bezsennie, suchymi oczami przepatrując okołopoduszkową ciemność

 

30 kwietnia 2011 , Komentarze (13)

jeżdżę codziennie, w czwartek prawie 60 km; w piątek ponad 20, ale szybciorem; dzisiaj lajtowo ponad 30

z kijami jakoś mi nie po drodze, nie mam za dużo okazji

 

jem nie za dużo, nie chodzę pełna spać

wręcz przeciwnie, chodzę spać głodna, mam żołądkową i jelitową ssącą cząrną dziurę w sobie, święta rozepchały mi znowu układ pokarmowy

 

piję dużo - znowu mam fazę na kwaskowate herbatki z ciemnych owoców

piję sporo - procentowo

wszystko pod kontrolą

 

waga poświąteczna spadła już jeden przybrany kilogram,

drugi przybrany kilogram wczepił sie we mnie pazurami, i, cholernik, trzyma rozpaczliwie

no nic, będę cierpliwie odczepiała po jednym pazurku, poooowooooli i do skutku

 

28 kwietnia 2011 , Komentarze (17)

o to nawet w lepszym stanie niż się obawiałam

... bo wszyscy, na których mi zależało - pamiętali

... bo mnie ogrzała niespodziewana ilość życzeń, tu, na fb, skypem, na stareńkim gg też, maile i jedna prawdziwa pocztowa koperta z kartką z karminową różą

... rozbawiły mnie do mokrości w oczach esemesy i ememesy z zabawnymi obrazkami

... bo otuliła mnie ciepłą miękkością rozmowa telefonicza z jedną taką bydgoską wariatką, siedziałam na skwerku, w popołudniowym słoneczku, gadałam i gadałam, a ciepły wiatr mi bujał i dzwonił panterkowymi kolczykami, nogą bujałam panterkową szpilkę i było mi przez dłuższą chwilę taaak dobrze

... bo Staś powiedział, że ma dzisiaj najładniejszą babcię ze wszystkich babć przyprowadzajacych dzieci na judo i bo podobny komplement, acz w bardziej męskich slowach, usłyszałam od znajomego faceta w warzywniaku

... bo były truskawki do szampana, więc znieczulanie wieczorne było eleganckie i na poziomie

... bo...

 

ps vitaliowo

szklana wago_strażniczka zjadła nowe baterie i zadowolona - działa

dziś pokazała równiutki kilogram ponad pasek (czyli 56,8), no i nie mam już wypuconego brzuszka, znaczy jest jeszcze wypucony, ale znacznie mniej

daję sobie czas do najbliższego poniedziałkowego Wióro_ważenia, może uda mi się tegoroczne świąteczne przybranie zrzucić szybciorem

jeśli nie, to w poniedziałek, po Wióro_ważeniu, przesunę paseczek w znienawidzoną stronę

 

ps też vitaliowe

rowerowe czarownice przyznały mi brązowy medal za akcję do_wielkanocną, za 511 i pół kilometra

o, ten medal :

26 kwietnia 2011 , Komentarze (49)

Z bólem serca zgodziłam się, by ona zawładnęła nim całym i do końca.

To ten kochanek z głębi serca. Ten wieloletni. Ten, z którym się na Vitalii żegnałam się publicznie i oficjalnie prawie dwa lata temu. Ten, do którego na Vitalii listy miłosne pisałam.

Tak, tak!! Mój wieloletni zgubny kochanek. Majonezik Winiarski. Mój tłuściutki! Mój pyszny! Mój przesmaczny! Mój śniący się ustom nocami!

Przecież musiał być duży słoik na święta!!!! Do żółtej sałatki i do jajek na twardo. Kupiłam. I zostało teraz jeszcze 1/3 słoika. Więc łyżką zupową dziś popołudniem wyjadałam, do kajzerki i do polędwicy łososiowej.... I wieczorem znowu chciałam go lizać, grzesznie i zgubnie.... Sięgnęłam w kącik lodówki. Wyjęłam słoik.

... prawie PUSTY!....

W środku były nędzarne resztki mojego tłuściutkiego Ukochanego. Córczę zjadło go do dwóch ostatnich jajek na twardo.

Skandal!!! Skandal??? Nie, nie skandal!!!

Poszłam i ucałowałam córczęcy pyszczek. I powiedziałam, że już nigdy ma się nie wahać i że nie ma być jej głupio wyjadać do końca, bo że niby ja bardziej lubię i mi się należy.

Ona jest młodsza. Ona łatwiej gubi nieestetyczne skutki obcowania ..... naszym wspólnym kochankiem. Od dziś on bardziej jej niż mój!

Oddałam kochanka-nałóg w godne ręce!

 

 

 

A poza tym właśnie zaczyna się ZŁY DZIEŃ.

Wiem, że nie będzie dobry.

Już go całego tak zaplanowałam, żeby nie myśleć  ... nie myśleć .. żeby nie bolało ... nie myśleć! W dzień będzie ganianie i za-robienie, aż do mdłości z wysiłku i do skórczów łydek. I do upadku ciała. Bolenie oddala myślenie. Otoczenie się fizjologicznym bólem pomaga, ćwiczyłam to ponad 4 lata.

Wieczorem, po położeniu Staśka, zapodam sobie odlot. Alkoholowy lub proszeczkowy, zobaczymy. Zależnie od nastroju i stanu duszy. Też, żeby nie myśleć. Żeby nie bolało.

 

W czwartek rano obadam, czy przeżyłam w przyzwoitym stanie.

26 kwietnia 2011 , Komentarze (11)

i mnie NIE stresuje

wyczerpały jej się baterie, grzeczna dziewczynka, doskonale wybrała moment!

a ja się do kupna nowych na razie śpieszyc nie będę

 

 

swój poświąteczny wzrost wagowy oceniam na półtora do dwóch kilogramów

po spódniczkach oceniam

w sobotę i niedzielny poranek mialam na sobie ołówkową czerwoną nr 38

w niedzielne popołudnie i część poniedziałku zapinałam się niełatwo w grafitową tulipanową nr 40

nigdzie indziej się nie powiększyłam, tylko w obrębie od przepony do podbrzusza i tylko z przodu

innymi słowy - wywaliło mi okropnie brzuch, jest pełny, bolesny, obrzmiały i wygląda jak piłka do ręcznej wsadzona pod skórę

i czemu pokarało mnie za żarcie, a nie pochwaliło za codzienny ruch????? no, czemu ??? przecież w sobotę po postnym obiedzie patykowałam, w niedzielę o poranku rowerowałam, miedzy porannym a popołudniowym przyjęciem patyki, nocą niedzielną marsze deszczowe odwaliłam, w poniedziałek 55 km rowerowe....

 

zaczynam snuć rozważania oraz podstępne plany, jak uniknąć żarcia wielkanocnego w przyszłym roku, może jakis wyjazd daleko, może złamac nogę....

 

ps

starsze dziecko wyjechało dzisiaj świtem z powrotem do Danii

 

23 kwietnia 2011 , Komentarze (17)

waga w porze cywilizowanej, nie o świcie - 55,5 kg

JESZCZE 55,5 kg

jeszcze - bo teraz nadeszły 3 dni, z których 2 będą jedzone

więc mamroczę osobistą mantrę pod nosem:

- nie jeść za dużo

- siadać daleko od deserów

- nie jeść za dużo

- sękacz jest dla wszystkich, nie tylko dla mnie

- nie jeść za dużo

- 2 jajka na raz starczą, nie trzeba trzech

- nie jeść za dużo

- nie jeść za duzo

- nie jeść za dużo.......

 

a poza tym to cudowne obudzić się rano w męskich ramionach i wcale nie musieć wstawać

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.