Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816768
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 maja 2011 , Komentarze (24)

a zwłaszcza na takim jednym zwierzaczku

(no.... skoro człowiek to myśląca małpka...)

zatem ja mówię STOP experymentowi na sobie !!!

mam dosyć!

 

 

bo:

przez tydzień spaliłam sportowo prawie 9,5 (dziewięć i pół) tysiąca kcali

przejechałam ponad 360 km rowerem

chodziłam też z kijami i raz biegałam zarowerkowo

tyłek mam poobijany, mimo żelowego siodła

i pięty od chodzenia mnie pobolewają

 

 

I NIC !!!!!

WAGA NIE RAEGUJE

WAGA MA TO W NOSIE !!!

waga ma tendencję rosnącą, do cholery!!!

niby nic, po 10 deko prawie-co-dziennie

(ale wciąż średnia 7 i 10 dniowa jest paskowa)

 

 

obwody, owszem, mam wrażenie, że się zmniejszają

ale nie o to mi chodzi !!!!

bo, niestety, moje wewnętrzne zwierzątko uważa, że waga w kilogramach jest ważniejsza, ..... nie, nie to, żeby bardziej miarodajna.... ale bardziej istotna dla samoświadomości i samopostrzegania

 

przez najbliższe 3 dni na rowerze będe kręciła tylko drobne pitu-pitu, po 20, może 30 km

 

 

 

coś jeszcze miałam napisać, ale wena ode mnie kurcgalopkiem sobie odbiegła

21 maja 2011 , Komentarze (14)

czyli taka mała paranoja:

 

bo mnie przybyło na wadze, a miało spadać

 

bo dziennie tłukę po kilkadziesiąt (29,31,18,60,71) kilometrów na rowerze i (standartowo) jem niewiele, a efektów oczekiwanych nie widać

 

bo namiętnie jem szparagi (bo krótki sezon), a znowu spuchnięta się obudziłam, dłoni w kułaki nie mogłam zacisnąć.... a podobno szparagi moczopędne są

 

bo wczoraj płakałam w trakcie jazdy rowerowej, a rower zawsze to dla mnie było oderwanie i nirwana

 

bo mam katar bez kataru, nos zakitowany, a nic nie leci . .. nie, nie mam alergii

 

 

 

bo dołek nie mija

wczorajszej nocy odwiedziły mnie nocne demony

dzisiejszej nocy to był już pełnowymiarowy koszmar

po proszki jeszcze nie sięgam, ale chciałabym którejś nocy się wyspać, tak naprawdę wyspać, bez alarmów, które wciąż wszczyna mój osobisty potfór adrenalinowy

 

 

 

co do wagi, to sobie pod nosem mamroczę mantrę, że to mi mięśnie rowerowe rosną, a nie tłuszczyku przybywa

19 maja 2011 , Komentarze (30)

waga się na mnie zawzięła

56,4

56,6

56,2

56,5

56,4

spadeczek jakiś pokazałabyś, cholero jedna!!!!

 

jak ona sie zawzięła,to ja też się zawezmę  . . . hmmmm?... zawziemę ? zawziemię?...

gramatyka nieważna, semantyka ważna

ponieważ jeść mniej już chyba nie można, a wieczornego %% dodawania kalorycznego nie zamierzam sobie odmawiać - to znowu stawiam na wysiłek

zawzinam się, na dziś i jutro, przynajmniej tyle, może i na łikend:

patyki powrotne od staśkowego przedszkola - były, zaliczone 7,34 km

rower w planie dłuuugi (edit wieczorny, ponad 60 km przejechane, słońce mnie złapało nareszcie)

jutro rower w planie też, i też dłuuuugi

w sobotę rowerem do rodziców na rancho, o ile pogoda dopisze

w niedzielę .. jej, nie wiem jeszcze, ale też coś wymyślę

 

 

niektóre dołki są bardziej upierdliwe od innych

ten nie jest jakoś szczególnie głęboki

ale okropnie smutny

płaczę wciąż

17 maja 2011 , Komentarze (14)

dołek i niefarciki

ja wiedziałam, ze właśnie w tych dniach będzie dołek

przygotowywałam się

otulałam się bzowym zapachem i otaczałam małżową skorupką

ale

i tak trafiło

 

 

na szczęście tylko ciało i serce i torchę dusza cierpią

to tylko dołek, a nie dół

póki co - psychika zdrowa, tylko zdołowana ciutkę

 

 

samotność akurat w te ważne, nie_docenione i zapomniane dni

pewna rocznica

słomiana wdową jestem na troszkę

uda w dalszym ciagu z zakwasami, ale zaciskam zęby i rowerem po 30 km dziennie z bólem robię

ciężkie texty do napisania na zamówienie, jeden już napisałam, placząc i smarkając w tysiąc chusteczek

wąż w kieszeni rozdziawił paszczę i syyyyczyyy

spuchłam, o tyle dobrze, ze tylko objętościowo, wagowo nie bardzo, pudzianowe uda nie mieszczą mi się w nogawkach dżinsów, paski od wszystkiego w napuczony bebech sie wpijają, pierścionka zaręczynowego na palec nie wsunę, oczka w wałeczkach spuchniętych, zmarszczki śmiechowe mniejsze

siły nie mam, by odłamac koce szparagom, a taka miałam na nie ochotę! .. . umrę z głodu

wyję nad książkami, nie, nie czytuję romansów, kazdy text o stosunkach międzyludzkich wyciska mi łzy

tęsknię

jednoczesnie przydeptuje skowyczące serce

zapijam robaka

źle mi

i udaję, że nie czekam na telefon

acha, jeszcze mam odrosty

i obcięłam sobie nożyczkami fryzjerskimi grzywke na cito, gdym na rower wychodziła .. . pochlastać sie idzie, co ja narobiłam?!

 

i jeszcze jakis szczurosyn ukr... nie!, tu potrzeba lepszego słowa! .. . zapierdolił mi wycieraczkę spod drzwi .. . wcale nie była nowa!

 

 

 

przejdzie mi.... ja wiem.... ale do piatku lub do soboty nie będę normalna

 

ps vitaliowe

waga okołopaskowa, ten kilogram poświąteczny wciąż sie trzyma

zajmę sie nim, jak mi rozum wróci

15 maja 2011 , Komentarze (9)

ale dzisiaj pobiłam jeden ze swoich rekordów :

bo bieganie z koszmarnymi zakwasami od biegania to ....

brak mi słów . . . ostatnie 15 minut z 55 -  drobiłam, nie mogłam normalnie ani truchtać ani chodzić, Stasiek mi odjeżdżał spod chroniącej dłoni, horrorek

 

 

następny trucht za_rowerowy dopiero za 2, a może nawet 3 tygodnie

 

 

waga 56,6 kg

palce paróweczkowo spuchnięte, nie wiem, czemu

14 maja 2011 , Komentarze (4)

dzisiaj hoduję na własnej piersi nowe rowerowe pokolenie

Stasiek zasuwa na rowerze z patykiem, a ja za nim gonię z ozorem wywalonym

przed południem 40 minut, po południu 45

ZAŁAPAŁ, o co chodzi!!!!!!

po pierwszych 100 metrach dzisiaj zaczął sam jechać, a ja biegłam obok i tylko rękę wyciagałam do patyka i tylko czasami podtrzymywałam i prostowałam

już po 200, po 300 metrów przejeżdża, po nierównym też

startować całkiem nie umie

a zatrzymuje się - zeskakując z roweru

 

 

druga tura jeżdżenia, popołudniowa, niemalże mnie zabiła

upał prawie i bieg ze stałą prędkością, odcinek ponad 4 km . . to nie dla mnie!!!!!

ja wiem, co robię, że od lat nie BIEGAM, ja mądra jestem!!!!

tylko... że czasem trzeba, czasem należy

 

a potem jola na paszczy czerwona, oblewana na przemian zimnym i goracym potem, publicznie dogorywa na ławce w Skaryszewskim

 

 

ps. vitaliowo

niestety, kłopoty gastryczne wciaż są

na wadze 56,5

dla mnie to - aż

13 maja 2011 , Komentarze (9)

waga dzisiaj trochę urośnięta (na chwilę, jak mniemam)

ale usprawiedliwiona

problemiki gastryczne i "nieskuteczne" wizyty w wc

ach, i jeszcze zupa fasolowa, mniam!, Haanyzka świadkiem, że gotowałam

 

 

ale wczoraj zakupy_mega_marketowe zrobiłam w najnowszych spodniach, co to mnie córczę namówiło na kupienie prawie_rurek

zmieściłam się, dooopka ślicznie opięta i uda też, sama się sobie w lustrze spodobałam

co prawda spodnie na razie są wybitnie w wersji stojącej, ale i czas siedzący w samochodzie wytrzymałam, droga w te i wewte na te zakupy . .

rany, dzieci nie ma, a my półtora wózka przytargaliśmy

 

 

aktywność sportowa wzorowa

do dzisiaj

to rowerowe km:

poniedziałek 9.05                 31,92   
wt                 53,78   
śr                 88,84   
czwa                 27,71   

a dzisiaj od rana pogoda bardzo ... hmmmm. ... zmienna

5:30 deszcz, ulewa

o 8 wiatr przegania chmury i suszy chodniki

o 9:10 sucho i wietrznie

o 9:22 ulewa

o 11 z minutami sucho

o wpół do pierwszej ulewa

teraz mokro i wieje ....

trzy razy sie zbierałam, raz na rower i dwa razy na kije

ale jednak nie, chromolę! jak ja nie cierpię wiatru i mokrosci razem!

dzisiaj z aktywności to będzie tylko dźwiganie torbiszcza Staśkowego na pobyt kilkudniowy

trudno

 

 

acha, nie podoba mi się marazm i rozlazłość Ciechanowa na Mulionerach

jak Wy nie jedziecie, to ja i tak pojadę, GDZIEKOLWIEK

bo nie zamierzam, nie mogę!, a ten wybrany łikend zostać w domu

11 maja 2011 , Komentarze (17)

moja własna Baleronowa leży na parapecie balkonu

służy jako dawkowana oszczędnie lektuta, gdy wychodzę na zewnetrze zapalić papierosa

kartki jej troche zżółkły pod wpływem ostatnio palącego słońca

bo ten balkon to od południa jest

 

 

Baleronowa leży na balkonie a ja pół-leżę na tapczanie

na tapczanie leży leń i leniwie naciska pilotowe guziczki

 

leniu, idź sobie na rower! masz troche luzu czasowego, no idź!

sio! a sio z domu i pobliża lodówki !

Baleronową do plecaczka i jedź w plener !

leniu, leniu... ja cię proszę....

 

 

ale leń jest oporny bardzo

może kopnąć go w zadek ?

 

 

 

ps vitaliowe

o późnym poranku widok w szklanym oczku: 56,2 kg

9 maja 2011 , Komentarze (20)

Sobota na diecie. Tak jakoś, samo wyszło, nawet się pilnować nie musiałam.

W sobotę za Staśkiem ganiałam. On na rowerze z patykiem i bez bocznych kółek. Ja za nim ze zgrozą w oczach i wywalonym do kolan jęzorem. Ten dzieciak nie ma za grosz poczucia równowagi!!! Jak worek kartofli przewala się dokładnie na tę stronę rowerka, na którą go ściąga grawitacja. W ogóle nie czuje siły odśrodkowej, nie odczuwa potrzeby kontrowania grawitacji, kontrolowania własnego ciała.

Oj, dłuuuuga droga jeszcze przed nami!!....

 

A jego ojciec, czyli mój synalek, to się nauczył na dwukołowcu prawie natychmiast. I uciekał mi, żebym go za kij nie trzymała.

No i już wiem, czemu synowa_in_spe żaliła się, że Staś nie lubi i nie umie jeździć na hulajnodze. Z jego brakiem czucia grawitacji? Hihi, że on w ogóle sprawnie chodzi?...

No nic, w sobotę ponad 2,6 km przebiegliśmy/przejechaliśmy.

 

 

Niedziela NIE na diecie. Ale taka miała być.

Mojego taty imienimy, wiec umyśliłam, że z prawnukiem na rowerze się do niego przelecę. Niestety, nie przewidziałam, że będzie czekała wyżerka na słodko. Co prawda nie było bliklowych pączków, ale ten śmietanowiec z wisienkami. Ach?.. co za smak.

I jeszcze w domu na kolację Pan i Władca zrobił polędwiczki wieprzowe z patelni. Miałam jeszcze na tyle samoopanowania, że zajadałam mięsko bez kartofli, tylko z pomidorkami. Kartofelki im oddałam. Wszystkie.

Do dziadka i z powrotem drogą zdatną dla dziecięcego rowerka to jest ponad 5 km. Oboje wróciliśmy uchetani. Stasiek się w łydkę walnął i buczał, ale na propozycję przykręcenia z powrotem bocznych kółek zareagował wzgardliwym oburzeniem.

Lubię taka zawziętość.

 

Wieczorem niespodziewana aktywność ruchowa.

Mamę Stasia zablokował korek pod Sochaczewem, a mówiłam, że PKP lepsze niż PKS!!! Przynajmniej na czas jest i korki mu niestraszne. A my bez samochodu. A Stasiek u nas. A już wieczór. A jutro przedszkole.

Koniec końców bardzo późnym wieczorem siedziałam ze Staśkiem na klatce schodowej pod drzwiami ich mieszkania. Dziecko na schodach zjadło jogurt. I przysypiało mi na kolanach. Za drzwiami miauczał ich kot. Miauczał i wył. A mama Stasia biegła piechotą od Złotych Tarasów na Nowolipki.

 

Za to potem!.....

Zupełnie jak w zeszłym roku czyli PATYKOWA BABCIA PRZEZ CENTRUM MIASTA SZŁA. Przez Starówkę, Krakowskie, Nowy Świat i Poniatowskiego.

Tylko że była prawie 10 w nocy. Nocne życie. Huczące muzyką i rytmem wejścia do klubów. Pełne kawiarniane ogródki. Tłum niemieszczący się w Świętej Annie. Turyści, spacerowicze. Dama zionąca ogniem i klaun puszczający stada baniek. Studenci tańczący przy dźwiękach gitar. Pokrzyżowe nawiedzone upiory, stadkiem wyjące i zawodzące przed pałacem prezydenckim. Multimedialny pokaz na frontonie PANu, nad głową Kopernika. Marsz ulicą, nie chodnikiem, bo na letnie łikendy ten trakt jest niekomunikacyjny. Drugi kijkujący na moście. Saska Kępa pachnąca oszalałymi bzami.

Szłam, szłam, a muzyka w uszach mi grała. Niektóre kawałki musowo prowokowały do majtania pośladkami. Szłam i rosłam. Z dumy, z zadowolenia, od mijanych spojrzeń, od ciepłej nocy. Bezprzyczynowa i bezrefleksyjna radość.

 

Bolą mnie pięty. Przeszłam bardzo szybko ponad 7 km.

Może spaliłam te kolejne porcje śmietanowca?

 

Waga poniedziałkowa łaskawa.

56,3   56,2   56,3

Wczoraj było więcej.

Już tylko pół kilograma nadmiaru świątecznego mi (na mnie?) pozostało.

6 maja 2011 , Komentarze (16)

owszem, miałam bujną czuprynę wszędzie dookoła głowy

owszem, makijaż świeży, nałożony 3 godziny wcześniej

owszem, sweterek szary otulał mi wklęsłość w pasie, a dobra bielizna unosiła biust ku słońcu

owszem, jedno piwo lśnilo mi w oczach

ale takiego efektu się w życiu nie spodziewałam!

 

 

wracaliśmy ze Staśkiem po zajęciach judo

moje osobiste torbiszcze, to duże

staśkowy plecak z klapkami i wodą i judoką

moje torbiszcze wściekle rózowe z laptopem

staśkowa duża torba z ciuchami na cały łikend

duuuuużo tego bagażu

objazd był, bo juwenalia, i długo czekaliśmy na kabana, tłok, szturm do drzwi otwartych

potem tylko jedno wolne miejsce, więc posadziłam Staśka i dałam mu do trzymania na kolanach wszystko poza osobistą torebką

a panienka w wieku mojego córczęcia ustapiła nam drugie miejsce obok - ja wstanę, jak postoję to może urosnę, pani niech usiądzie razem z synkiem i zabierze mu z kolan te wszystkie torby

 

 

RANY!!!!!

".... niech pani usiądzie RAZEM Z SYNKIEM" !!!!!!!!!!

 

 

nie wyprowadziłam jej z błędu

że to wnuczek

 

od przystanku do domu szłam tanecznym krokiem, nieważny ciężar pakunków i zmęczony Stasiek, ciągnięty za rękę

w domu cały czas się uśmiechałam, to taki rodzaj uśmiechu, co go sobie można zawiązać za uszami, dookoła głowy

mam nadzieję na spokojny sen

 

 

 

ps vitaliowo

sportu nie było

ale ganiałam przez ponad godzinę wte i we-wte po Krakowskim Przedmieściu i sprawdzałam dzialanie karty wifi upartego laptopa  na okolicznych sieciach

dietetycznie ok, nawet to pół paluszka princepolo nie naruszyło tegp okeya

nie mam apetytu, nie mam głoda

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.