- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Grupy
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1817015 |
Komentarzy: | 19150 |
Założony: | 16 marca 2009 |
Ostatni wpis: | 15 lutego 2019 |
kobieta, 62 lat, Warszawa
158 cm, 63.10 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
będę prawdomówna i się przyznam
niespodziewanie drogocenne skutki wyuzdanych
tańców
po pierwsze, wspomnieniowo
(bo ja kocham tańczyć)
No więc lat temu kilka właśnie na takiej imprezie zaszalałam na całego. Jakiś chwilowy stresik mnie odpuścił, jakieś hamulce popękały, jakieś barierki duchowe przeskoczyłam. Nadużyłam nadzwyczajnie procentów, ale nie ze skutkami rzygownymi. Ach nie! Skutki były absolutnie inne. Wywołałam albowiem skandal obyczajowy. Tańcami! ( hehe, jeszcze pół roku później dobiegały mnie skandalu echa, hehe, haha). Bo nie tylko tańcami z Markiem narozrabiałam, ale też obściskiwaniem się z Basią, wprost to macanki były, szpagatami, pokazywaniem majtek pod zadartą sukienką, zbiorowym błyskaniem udami. Bosz . . .. . i to dorośli ludzie.
;-)))
Ale zabawa była przednia!
O! proszę! Impreza była w pierwszej połowie grudnia, a to są fragmenty korespondencji mailowej z marca roku następnego
>Ale nie spodziewałam się, że mogę kogokolwiek urazić wygłupami z Basią. >Wciąż będę twierdzić, że to nic złego, gdy dwie kobiety tańczą tak bardzo >razem. Zwłaszcza, gdy tańczących facetów wciąż brakuje, a ochoty do >tańczenia nie. I nie pokazywałam majtek, tylko uda. To jedyne, czym wciąż >mogę się pochwalić.
> I ogólnie przestań pisać takie rzeczy, że się będziesz zachowywać itp.
> No pewnie, że się zachowuj, bo nie każdy jest taki wyluzowany jak ty.
> Zona Marka chirurga na przykład obraziła się na niego za te pląsy z
> tobą. Wcale jej się to nie podobało. I nie obchodziło mnie to wtedy.... a teraz żałuję że jej pokazałam wasze > zdjęcia, bo ona to wzięła strasznie poważnie, chociaż to były wygłupy...
po drugie, okropnie i boleśnie i brutalnie
Ostatni tydzień z mamą był KOSZMARNY. W poniedziałek rano krwotok i dzień cały na izbie przyjęć. We wtorek w sumie 6 godzin w szpitalu, mama od nocy krwawi leniwie, , kroplówki - płyny, 2 worki z krwią, ops, nie z krwią, tylko z koncentratem czerwonych krwinek. Na dłoniach ma 2 wenflony, w łokciu też coś. W środę rano radosna jak skowronek, morfologia dobra, wypis na własne życzenie, bo trzeba jechać na konsultacje przedoperacyjną na Ursynów. Prawie śpiączka w samochodzie, Ursynów odmawia przyjęcia na cito. Mama do mnie do domu, bo przecież ani nie może być sama ani się na swoje 3 piętro za nic nie wdrapie. Moje 8 schodków urasta do rangi Everestu. Zmęczenie i płacz ulgi wieczorem, że jest u mnie, że ma wszystko, że ma opiekę, że nic nie musi sama koło siebie robić. Nawracające wymioty nocą. Kał z krwią w czwartek rano, potem już sączenia nie ma. Ale wymiotów coraz więcej, nic prócz kleiku ryżowego się nie wchłania. Odbiałczenie. Mama mówi, gdzie ma przygotowane dokumenty dotyczące własności grobu rodzinnego i skąd jej przywieźć trumienne czarne buty ze srebrną klamerką. Bezwstydnie się pobeczałam, gdy siedziałam oparta o drzwi i podsłuchiwałam szeptu: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego .. i choćbym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę .. boś ty jest przy mnie. A potem się porzygałam, gdy szorowałam mamie protezy zębowe, przez ostatnie 4 czy 5 dni nieczyszczone. Wieczorem nawrót wielogodzinnych bóli, plasterki z narkotykiem nie pomagają, tramal nie pomaga, kodeina usypia tylko na godzinę. Tak jak w środę uciekała ze szpitala, to teraz, w czwartek, pół nocy głośno domaga się zawiezienia gdziekolwiek. Pojawia się zwarzona krew w wymiotach.
Ruszamy wszelkie kontakty. Teść przyjaciela mężowego jest akurat w Szikago, poza tym nie jest ordynatorem już 4 lata, emerytura. Może gdyby był tutaj?.. Ciotka Heńka, najbogatsza z rodziny, za forsę sobie robi wszystkie zabiegi. Jej partner miał leczonego raka żołądka, może oni coś. Po 3 godzinach dzwoni pan Wiktor, że go z ulicy na Bródno do szpitala przewieźli z krwawieniem i że to absolutnie nie było za forsę. Teść przyjaciela w nocy dzwoni, że jakakolwiek informacja dopiero po 13 dnia następnego.
Sprzątałam u mamy po 1 w nocy, a potem po 5 rano. Jęczy z bólu. Nie potrafię pomóc. NIE można już teraz powtórzyć dawki. Boli mnie jej ból
po trzecie, niemożliwy zbieg okoliczności
O 6 rano Pan i Władca włącza lapka, ma dużo liczenia dzisiaj. Mimochodem przechodząc proszę by wstukał nasz najbliższy szpital i czy ma chirurgię miękka, niekoniecznie onkologiczną. Za chwile wracam, każę kliknąć w góglowy drugi link. Może tam pojedziemy? Mam skierowanie, ale taxi, samochodem czy karetką? Czy karetka zawiezie nas tam, gdzie chcemy?
Pan i Władca przewija stronę do dołu.
Co??????
Ej, zatrzymaj, stop!, wróć do góry! zobacz, czy to ??? czy to ten facet?
No, toż to przecież Marek?!
Jaki marek!? To ten mój wspaniały tancerz!
No toż mówię, że Marek. Ten "no i co, doktorku"
Ty, patrz, co to za oddział! Mają też zabiegi onkologiczne!
Ale nie jest ordynatorem, i to już tyle lat, tylko kierownikiem!
Z trudnością czekamy do 7, do tej cywilizowanej godziny. Danka złapana komórkowo w drodze do pracy, aż na stację przydrożną zjechała. To jej przyjaciel bliski, mój nie, nie mam do niego telefonu. Ona go szuka. I fart znowu niemożliwy. Jest na urlopie, ale codziennie po 7 rano zwisa za oknem, bo tylko tam ma zasięg, i stamtąd kontroluje swoje miejsce pracy. Telefony, telefony, esemesy, czytanie opisu tomografii i kolonoskopii i opinii kardiologa.
Po 6 rano zobaczyliśmy mojego skandalizującego partnera od wyuzdanych tańców na ekranie lapka jako faceta na stanowisku. O 13 mama leżała już na oddziale, dostawała nawadniające kroplówki i za godzinę miano ją przewieźć na gastroskopię, by sprawdzić przyczyny krwi w wymiotach. Dzisiaj nawadnianie, jutro przetoczenie krwi. Na poniedziałek-wtorek przewidziana (być może) resekcja zajętego kawałka jelita.
7 godzin zamiast 5 tygodni.
po czwarte, radośnie
A potem szłam ulicą, w słuchawkach grzmiała mi muzyka, która puszczałam, gdy chodziłam z kijami. Na rehabilitacje stóp wkroczyłam, ach, wefrunęłam (hmmm wfrunęłam?), skandalicznie spóźniona, 5 godzin. Moja terapeutka, pani Ania aż się rozjaśniła na mój widok, ach, ale ja pani nie znam, ta moja pacjentka to wciąż była zmęczoną, zgaszona i smutna, kim pani jest, i skąd ten uśmiech? - hehe, zapytała, więc trajkotałam radośnie przez cały czas fonoforezy!
Wracałam tańcząc. W rytm muzyki kręciłam biodrami. Ach, każda z nas zna ten taneczny krok !
Na rower wieczorem wskoczyłam, żeby pojechać do świętej Barbary i odebrać wycinki histopatologii i zawieźć do szpitala. I nawet to, co przeczytałam, mnie nie zmogło. Owszem, to na 100% nowotwory i na 85% złośliwe. Nieważne, mama już jest w dobrych rękach.
Zawiozłam dokumenty. Do domu wracałam okrężną drogą. Śpiewałam pod nosem. A potem z radości, z ulgi - wokół mojej dzielnicy kręciłam kolejne kółeczka.
po piąte, nie do końca radośnie
Zadzwonił po 22 Marek. Długa rozmowa, analizy, oceny. Nie jest dobrze, znaczy rokowania nie są dobre. Wrzodziejąca również górna część układu pokarmowego.
Ale jaka to ulga dla mnie, że już sama swoim małym rozumkiem nie muszę podejmować decyzji, nie muszę rozważać, co najpierw, co lepsze, czytać medycznych elaboratów, napisanych jak nie po polsku, żeby wiedzieć, żeby mieć wiedzę do decyzji.
Teraz ktoś życzliwy i obeznany z materią może mi przedstawić alternatywy i wskazać lepszy wybór. Oszem, to ja (wciąż) podejmę decyzję, ale już się w niewiedzy nie będę miotać. No i to, że mama pod specjalistyczną opieką. Że nie trzeba będzie z nią wędrować od Annasza do Kajfasza, wszystko w jednym miejscu.
ps vitaliowe
sobotnim rankiem zobaczyłam na wadze 57,2 kg
najniższa waga tego roku!
bezwstydnie mignęło nawet 56 z ogonem, ale tylko mignęło
zresetowałam się, okazało sie że w doskonałym
momencie
źle się dzieje w księstwie duńskim