Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1817015
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 lipca 2012 , Komentarze (18)

we wszystkich dziedzinach

ważę mniej
roweruję
uprawiam sex w upalne noce
z mamą lepiej, znacznie lepiej
i jeszcze zadzwonili z Centrum Onkologii, że już miejsce czeka
i kukurydza pyszna
i morele też pyszne, z których sok po dloniach spływa
i koktajle jagodowe, piję je w ilościach na litry, a nie na szklanki


jutro może wstawie foty, teraz brak czasu - bo "starych nie ma, chata wolna, oj! bedzie bal, oj! bedzie bal..."
choc powinno być - młodych nie ma, chata wolna

26 lipca 2012 , Komentarze (15)

wróciłam wczoraj późną nocą z relaksacyjnej jazdy rowerowej
w domu obłędne zapachy kulinarne
Pan i Władca ugotował kiełbaski w polewce piwno-cebulowej, do tego kartofle w grubych talarkach
zjadłam
potem jeszcze jadłam
potem podjadałam
potem po kąsku, za każdym razem miał być ostatni
potem sos piwny ukradkiem chłeptałam


dzisiaj na wadze UWAGA 59,4
a ja wcale nie mam wyrzutów sumienia
tylko brzuch mam wielki, może nie jak stąd do Ameryki, ale na pewno jak stąd-dotąd


ps.
rzeczywiście, coś jest nie halo z ojczystą edukacją
jakim cudem piętnastolatka może mieć na świadectwie gimnazjalnym czerwony pasek, jeżeli ma kłopoty z używaniem arytmetyki w zakresie czterech podstawowych działań oraz nie potrafi poprawnie odmieniać rzeczowników przez przypadki, napisała, że "nikt mi nie zazdrości (uwaga) zmarszczKÓW"

25 lipca 2012 , Komentarze (12)

1.
źle się dzień zaczął - od okołoświtowych koszmarów sennych, takich z zimnymi potami i odwiedzinami nocnego potfora adrenalinowego


2.
widok na wadze też do doopy
bo za smaczny chlebek kupuję
muszę znaleźć jakiś gorszy


3.
podeszwy na rehabilitacji płonęły żywym ogniem


(proszę ciąg dalszy wpisu potraktowac jako nieobowiązkowy . .. to jest pisanie bardziej dla mnie niż pod publike, mnie pisanie oczyszcza, pomaga wyrzucic stresy na zewnątrz)

4.
a jak weszłam na mamy salę...
(w nocy wyrwała sobie wszystkie wkłucia, wenflony, cewnik, natychmiast do domu szła, sie wywaliła, szafke wywalila na siebie, podrapała i poszczypała pielegniarki i salowe)
wchodzę i widzę: łóżko z podniesionymi barierkami, a ona szczeliną koło stóp myk i juz gotowa do wstawiania
i zarzeka się, że od miesiecy nie wymiotowała, że jest silna jak koń i że idzie do domu, sama na swoje 3 piętro wejdzie, że upiecze nam ciasto i że sie położy spać
i że tu jej głowa nie dotknie poduszki
do bicia (mnie) po głowie i po twarzy sie brała, znaczy groziła, zarzucała spisek mnie i siostrze, razem z całym szpitalem, by na niej robić medyczne experymenty
bosz!!!
troche sie uspokoiła, gdy ja czesałam, dłuuugo, dłuuuugo
i nagle znowu osielski upór, że sama do ubikacji, że natychmiast . . odczepiłam worek z odżywką od sufitu i przełożyłam na kija samotocznego, siegam po papier do dupy, a mama już w drzwiach, sama, dzielnie zasuwa, trzymając sie poręczy wzdłużściennej, jeszcze na korytarzu rozpina pampersa, oczywiście, już z kupą, cieknie po nogach, na sedes zwaliła się jak worek kartofli.
do sali po ręcznik, slekroza moja!, WRÓĆ! do sali znowu po pampersa
czekam  .. czekam ... słyszę, jak opuszczają mamę płynne i prawie stałe produkty przemiany materii, potem próbuję ją podnieść, cala umazana i przelewa się przez ręce
dobrze, że jestem juz na bosaka i bez moich bielusieńkich letnich bermudów, zaciągam ją pod prysznic, cholera, nie ma mydła, jakbym znowu myła przy studni obesrane roczne dziecko
zaczyna mi sie obsuwać po ścianie ta kobieta, co pół godziny temu zarzekała, ze jest silna jak koń, dotargałam do leżanki, pędem po wózek, obtarłam, założyłam nowego pampersa, cudem mi z rak nie wyleciala, gdy sadzałam na wózek
i pcham ten majdan przed sobą, mamę krzywo siedzącą na wózku i kija z kroplówką, bardzo brakuje mi trzeciej ręki lub drugiej mnie
ale do polożenia jej na łózko wezwałam pana Pawła, sanitariusz silny jak tur i tą wielką salową
a potem moja parada po korytarzu szpitalnym w samych gaciach, bo oczywiście moje bermudy zostały w łazience
jeszcze było obrażenie sie na cały świat pod tytułem - nie jem obiadu, bo to trucizny i "na złość wam odmroże sobie uszy"
a potem zmeczona przysnęła
na 6 godzin prawie
teraz jest u mamy siostra, wymieniamy sie
rozmawialam przez telefon z pielęgniarką i poddałam pomysł, że gdy znów mamę ogarnie chęć ucieczki, to wsadzic ją na wózek i pojeździc, albo pozwolic zrobić trochę kroków samodzielnie, żeby zmęczyć, żeby sie znowu uspokoiła
choc siostra mówi, że jest teraz łagodna i że chce spać



jeszcze 4 dni do zakończenia wzmacniania przedoperacyjnego!
jeszcze 4 dni!!

23 lipca 2012 , Komentarze (8)

waga poniedziałkowa - 57,9 - i ok!
waga niedzielna - 58,5 - nie okej było, ale dobrze wiedziałam dlaczego . .  bo sobota była za smaczna
zaktualizowałam pasek na 58 bez ogona

rowerowanie łikendowe i po:
sobota niecałe 58 km
niedziela prawie 41 km
poniedziałek prawie 36 km
(dzis byłam tak zmęczona, że na ściezce wzdłuż Siekierkowskiej o mało co nie zasnęłam w trakcie jazdy)

prognozy na resztę tygodnia - mam nadzieje na wieksze dystanse, bo zapowiadaja powrót upałów, a to jest to, co jaszczurki lubią najbardziej



mama w szpitalu, pod DOSKONAŁĄ opieką
od dzisiaj dożywianie pozajelitowe, czyli w kroplówce taka biała masa odzywki, o konsystencji rzadkiej śmietany
niestety, ma spuchnięte ręce od łokci i nogi od połowy ud
dzisiaj znowu przez chwile było migotanie przedsionków
w opłucnej pojawiła sie woda, niedużo, ale to niedobry znak

siedziałam z tata na przystankowej ławce, on sie rozkleił - że to jak kostki domina, wciąż nowe układy zaczynaja szwankować



dobranoc

21 lipca 2012 , Komentarze (40)

po pierwsze, wspomnieniowo

(bo ja kocham tańczyć)


Lat temu kilkanaście dołączyliśmy towarzysko do pewnego, dłużej się znającego grona. Nie są to kontakty bardzo ścisłe, nie są przyjacielskie, ale regularnie, 2 razy do roku spotykamy się na tańcująco-jedzących-gadanych imprezach. Ludzie ciekawi, zawsze jest o czym gadać. Zaznaczam! To nasi rówieśnicy, albo starsi lat kilka, czasem na przyczepkę trafi się osoba młoda bardzo - a przyjęcia są ZAWSZE z naciskiem na TAŃCUJĄCE.

to ja, ta za krótko obcięta, ta tyłem

No więc lat temu kilka właśnie na takiej imprezie zaszalałam na całego. Jakiś chwilowy stresik mnie odpuścił, jakieś hamulce popękały, jakieś barierki duchowe przeskoczyłam. Nadużyłam nadzwyczajnie procentów, ale nie ze skutkami rzygownymi. Ach nie! Skutki były absolutnie inne. Wywołałam albowiem skandal obyczajowy. Tańcami! ( hehe, jeszcze pół roku później dobiegały mnie skandalu echa, hehe, haha). Bo nie tylko tańcami z Markiem narozrabiałam, ale też obściskiwaniem się z Basią, wprost to macanki były, szpagatami, pokazywaniem majtek pod zadartą sukienką, zbiorowym błyskaniem udami. Bosz . . ..  . i to dorośli ludzie.

;-)))


Ale zabawa była przednia!

O! proszę! Impreza była w pierwszej połowie grudnia, a to są fragmenty korespondencji mailowej z marca roku następnego

>Ale nie spodziewałam się, że mogę kogokolwiek urazić wygłupami z Basią. >Wciąż będę twierdzić, że to nic złego, gdy dwie kobiety tańczą tak bardzo >razem. Zwłaszcza, gdy tańczących facetów wciąż brakuje, a ochoty do >tańczenia nie. I nie pokazywałam majtek, tylko uda. To jedyne, czym wciąż >mogę się pochwalić.

>   I ogólnie przestań pisać takie rzeczy, że się będziesz zachowywać itp.
> No pewnie, że się zachowuj, bo nie każdy jest taki wyluzowany jak ty.
> Zona Marka chirurga na przykład obraziła się na niego za te pląsy z
> tobą. Wcale jej się to nie podobało. I nie obchodziło mnie to wtedy.... a teraz żałuję że jej pokazałam wasze                                   > zdjęcia, bo ona to wzięła strasznie poważnie, chociaż to były wygłupy...


 

po drugie, okropnie i boleśnie i brutalnie

Ostatni tydzień z mamą był KOSZMARNY. W poniedziałek rano krwotok i dzień cały na izbie przyjęć. We wtorek w sumie 6 godzin w szpitalu, mama od nocy krwawi leniwie, , kroplówki - płyny, 2 worki z krwią, ops, nie z krwią, tylko z koncentratem czerwonych krwinek. Na dłoniach ma 2 wenflony, w łokciu też coś. W środę rano radosna jak skowronek, morfologia dobra, wypis na własne życzenie, bo trzeba jechać na konsultacje przedoperacyjną na Ursynów. Prawie śpiączka w samochodzie, Ursynów odmawia przyjęcia na cito. Mama do mnie do domu, bo przecież ani nie może być sama ani się na swoje 3 piętro za nic nie wdrapie. Moje 8 schodków urasta do rangi Everestu. Zmęczenie i płacz ulgi wieczorem, że jest u mnie, że ma wszystko, że ma opiekę, że nic nie musi sama koło siebie robić. Nawracające wymioty nocą. Kał z krwią w czwartek rano, potem już sączenia nie ma. Ale wymiotów coraz więcej, nic prócz kleiku ryżowego się nie wchłania. Odbiałczenie. Mama mówi, gdzie ma przygotowane dokumenty dotyczące własności grobu rodzinnego i skąd jej przywieźć trumienne czarne buty ze srebrną klamerką. Bezwstydnie się pobeczałam, gdy siedziałam oparta o drzwi i podsłuchiwałam szeptu: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego .. i choćbym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę .. boś ty jest przy mnie. A potem się porzygałam, gdy szorowałam mamie protezy zębowe, przez ostatnie 4 czy 5 dni nieczyszczone. Wieczorem nawrót wielogodzinnych bóli, plasterki z narkotykiem nie pomagają, tramal nie pomaga, kodeina usypia tylko na godzinę. Tak jak w środę uciekała ze szpitala, to teraz, w czwartek, pół nocy głośno domaga się zawiezienia gdziekolwiek. Pojawia się zwarzona krew w wymiotach.

Ruszamy wszelkie kontakty. Teść przyjaciela mężowego jest akurat w Szikago, poza tym nie jest ordynatorem już 4 lata, emerytura. Może gdyby był tutaj?.. Ciotka Heńka, najbogatsza z rodziny, za forsę sobie robi wszystkie zabiegi. Jej partner miał leczonego raka żołądka, może oni coś. Po 3 godzinach dzwoni pan Wiktor, że go z ulicy na Bródno do szpitala przewieźli z krwawieniem i że to absolutnie nie było za forsę. Teść przyjaciela w nocy dzwoni, że jakakolwiek informacja dopiero po 13 dnia następnego.

Sprzątałam u mamy po 1 w nocy, a potem po 5 rano. Jęczy z bólu. Nie potrafię pomóc. NIE można już teraz powtórzyć dawki. Boli mnie jej ból

 

 

po trzecie, niemożliwy zbieg okoliczności

O 6 rano Pan i Władca włącza lapka, ma dużo liczenia dzisiaj. Mimochodem przechodząc proszę by wstukał nasz najbliższy szpital i czy ma chirurgię miękka, niekoniecznie onkologiczną. Za chwile wracam, każę kliknąć w góglowy drugi link. Może tam pojedziemy? Mam skierowanie, ale taxi, samochodem czy karetką? Czy karetka zawiezie nas tam, gdzie chcemy?

Pan i Władca przewija stronę do dołu.

Co??????

Ej, zatrzymaj, stop!, wróć do góry! zobacz, czy to ??? czy to ten facet?

No, toż to przecież Marek?!

Jaki marek!? To ten mój wspaniały tancerz!

No toż mówię, że Marek. Ten "no i co, doktorku"

Ty, patrz, co to za oddział! Mają też zabiegi onkologiczne!

Ale nie jest ordynatorem, i to już tyle lat, tylko kierownikiem!

 

Z trudnością czekamy do 7, do tej cywilizowanej godziny. Danka złapana komórkowo w drodze do pracy, aż na stację przydrożną zjechała. To jej przyjaciel bliski, mój nie, nie mam do niego telefonu. Ona go szuka. I fart znowu niemożliwy. Jest na urlopie, ale codziennie po 7 rano zwisa za oknem, bo tylko tam ma zasięg, i stamtąd kontroluje swoje miejsce pracy. Telefony, telefony, esemesy, czytanie opisu tomografii i kolonoskopii i opinii kardiologa.

 

Po 6 rano zobaczyliśmy mojego skandalizującego partnera od wyuzdanych tańców na ekranie lapka jako faceta na stanowisku. O 13 mama leżała już na oddziale, dostawała nawadniające kroplówki i za godzinę miano ją przewieźć na gastroskopię, by sprawdzić przyczyny krwi w wymiotach. Dzisiaj nawadnianie, jutro przetoczenie krwi. Na poniedziałek-wtorek przewidziana (być może) resekcja zajętego kawałka jelita.

7 godzin zamiast 5 tygodni.

 

 

 

po czwarte, radośnie

A potem szłam ulicą, w słuchawkach grzmiała mi muzyka, która puszczałam, gdy chodziłam z kijami. Na rehabilitacje stóp wkroczyłam, ach, wefrunęłam (hmmm wfrunęłam?), skandalicznie spóźniona, 5 godzin. Moja terapeutka, pani Ania aż się rozjaśniła na mój widok, ach, ale ja pani nie znam, ta moja pacjentka to wciąż była zmęczoną, zgaszona i smutna, kim pani jest, i skąd ten uśmiech? -  hehe, zapytała, więc trajkotałam radośnie przez cały czas fonoforezy!

Wracałam tańcząc. W rytm muzyki kręciłam biodrami. Ach, każda z nas zna ten taneczny krok !

Na rower wieczorem wskoczyłam, żeby pojechać do świętej Barbary i odebrać wycinki histopatologii i zawieźć do szpitala. I nawet to, co przeczytałam, mnie nie zmogło. Owszem, to na 100% nowotwory i na 85% złośliwe. Nieważne, mama już jest w dobrych rękach.

Zawiozłam dokumenty. Do domu wracałam okrężną drogą. Śpiewałam pod nosem. A potem z radości, z ulgi - wokół mojej dzielnicy kręciłam kolejne kółeczka.

 

po piąte, nie do końca radośnie

Zadzwonił po 22 Marek. Długa rozmowa, analizy, oceny. Nie jest dobrze, znaczy rokowania nie są dobre. Wrzodziejąca również górna część układu pokarmowego.

Ale jaka to ulga dla mnie, że już sama swoim małym rozumkiem nie muszę podejmować decyzji, nie muszę rozważać, co najpierw, co lepsze, czytać medycznych elaboratów, napisanych jak nie po polsku, żeby wiedzieć, żeby mieć wiedzę do decyzji.

Teraz ktoś życzliwy i obeznany z materią może mi przedstawić alternatywy i wskazać lepszy wybór. Oszem, to ja (wciąż) podejmę decyzję, ale już się w niewiedzy nie będę miotać. No i to, że mama pod specjalistyczną opieką. Że nie trzeba będzie z nią wędrować od Annasza do Kajfasza, wszystko w jednym miejscu.

 

 



ps vitaliowe

sobotnim rankiem zobaczyłam na wadze 57,2 kg

najniższa waga tego roku!

bezwstydnie mignęło nawet 56 z ogonem, ale tylko mignęło

20 lipca 2012 , Komentarze (7)

waga piątkowa 57,5
stresowe szczuplenie w pełnym rozkwicie

mięśnie mi płaczą z tęsknoty za rowerem

18 lipca 2012 , Komentarze (11)

nie są dobre, bo mama....

jedyne "dobro" to brak czasu na jedzenie i na momenty, gdy się zastanawiałabym, czy czegoś nie przekąsić
wczoraj i dziś waga poniżejpaskowa
wczoraj 57,8
dzisiaj 57,9

wolałabym mieć inne powody do szczuplenia !

16 lipca 2012 , Komentarze (15)

wyjazd na przedłużony łikend był cudowny!
piekne widoki na zalew, gwiazdy i błyskawice, białe żagle na jeziorze, piękna sylwetka mostu nad Zalewem, długie wspólne przebywanie w łózku, balkon o świcie, 2 razy nieprzerwany sen po 8 godzin, drinkujące wieczory w barze, twórcza wena do pisania, spacery po nabrzeżu, 2 długie spacery po lesnych wykrotach, obserwowanie pary jastrzębi nad bagnem, komary i pajęczyny, ucieczka od gniazda szerszeni w opuszczonej budce lęgowej, zarośla jagodowe i jagody w ilościach łapczywie dwuręcznych, sute regularne posiłki, muzyka i łagodność,
NAPRAWDĘ się zresetowałam
zapomniałam o kłopotach


potrzebne mi to bardzo było
i pożyteczne się okazało

jeszcze poniedziałkowy świt był ok, mężczyzna u mego boku wciąż staje (nomen omen) na wysokości zadania . .  hehe, albo i więcej

ale . ..  od rzeczywistości nie da się uciec na długo
moja mama po 9 dzisiaj miała krwotok z jelita
wyskoczyłam z domu, jak stałam
dopiero teraz wróciłam, jest 21:17
jest stabilna
ale to nie był łatwy dzień

bardzo się przydała ta energia, którą się łikendowo naładowałam


ps vitaliowe
się zważyłam wczoraj, po powrocie
i natychmiast wyrzuciłam ten widok z pamięci
dzisiaj się nie zważyłam, nie zdążyłam
cały dzień o pół jagodzianki i ćwiartce mineralnej
dopiero po powrocie 2 kromki nieduże z masłem i parówka i ogórki konserwowe do wypęku
idę do wanny

11 lipca 2012 , Komentarze (24)

znaczy . . .  eeee . .
nie wiem tak naprawdę, jak się dzieje w księstwie czy państwie - to tylko cytat, a i to nie wiem, czy poprawnie pamiętam

to źle się dzieje u mnie:
parcie na żarcie
parcie na słodkie
niespanie nocne
może przedokresowo a może stresowo
a najpewniej to i to

czasu brak
rowerowo marnie
dzisiaj wieczorem poradnia bólu z mamą, za tydzień chirurg onkolog
Staśka dostałam na tydzień niespodziewanie
rehabilitacja ostrogowa codziennie, ostatnio ponad tydzień był przyzwoity, prawie bezbólowy, ale od ranka dzisiejszego boli i boli, jakby odwet za niebolenie brało

waga niestety nie do upublicznienia



ps dla Zoyki
Tyyyyyy, a nie mogłabym powybierać ?
żeby być jednocześnie odchudzonym i być jednocześnie bezzmarszczkowym?


10 lipca 2012 , Komentarze (12)

na wadze OKROPNE 59,1 kg
a wczoraj było śliczne poniżejpaskowe 58,1
nie.... nie utyłam !
kulinarnie grzeczna jestem niesłychanie
ja tylko spuchłam - ale JAK?! MEGA!

na palce to nie tylko pierścionków nie wcisnę, ale mam wrażenie, że zaraz mi paznokcie znikną skórą miękką otulone
stopy mi się nie mieszczą w sandałkach miejskich

za to na buzi jestem ŚLICZNA
anie jednej zmarszczki, znikły nawet śmiechowe
i biust mi niepokojąco wypełnił stanik, jeszcze się nie wylewa, ale niewiele brakuje



a poza tym - standart
roweruję
sama (to najbardziej lubię) i ze Staśkiem (zaliczył pierwsze przebicie dętki)




w parku, koło rosarium, codziennie można spotkać wiewiórki 2, wygladają jak matka z córką
obie ciekawskie, obie biegają za ludźmi i za psami, wskakują na rowery, obie odpoczywającym na ławkach zagladają do torebek, raz widzieliśmy, jak jedna wąchała zawartość piwnej puszki w ręku chłopaka . . . no i obie są pozerkami, reagują na aparat fotograficzny, ustawiając się i pozując
nosz, wiewiórki od upału zwariowały


nad Wisłą, na starym-odnowionym kompleksie basenowym odbywają się nocne imprezy, często tam zajeżdżam, gdy z wieczornego rowerowania wracam


a to nocne niebo, sprzed półtorej doby
po północy było, jak się rozgromiło, rozmruczało, rozbłyskało !!!
kanonada trwała z godzinę, cudna i groźna !
bossssko!
a deszcz też popadał - potem i krótko

chwilami jaśniej niż w słoneczny dzień

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.