Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1819759
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 grudnia 2010 , Komentarze (36)

tylko że nie spalam żadnych kalorii ani nie liczę

bo mi cholerna rzeczywistość skrzeczy, okropnie głośno!

 

w drugi dzień świąt nie zjadłam prawie nic, bo cóż to jest na dobę całą jeden plasterek gruby schabu i jedno suche ciasteczko z wisienką?

za to potem na wielkiej imprezie wypiłam chyba cysternę.... %%% oczywizda

 

chorować, nie odchorowałam

ale następny dzień jakoś mi sam przeleciał na regeneracji, na leżącej regeneracji, zaznaczam

do niczego innego nie byłam zdolna

 

a potem dziecko mi okradli

córczę młodsze

ze wszystkiego, w tym wszystkim miesci się i dowód osobisty i paszport i karty do kont i telefon i nowiutkie duńskie dokumenty i wszystkie klucze, od tu i od tam

a ma bilet samolotowy na 4 stycznia dla siebie i kota, a na pokład bez dowodu/paszportu nie wpuszczą, a 6 stycznia zaczynają się w HandelSkolle egzamiy

awaryjna wymiana zamków

załatwianie

awanturki

MASAKRA

 

pamiętam z dzisiejszych posiłków kilka malutkich miseczek kapusty z grochem i jedną kanapkę z wędliną i jeden plasterek cienki zeschniętego makowca i przylepkę od buły drożdżowej i wiem, że nie było nic absolutnie więcej

 

 

brzuch mnie boli po świętach, z przejadania sie na zmianę z niejedzeniem

kuruję sie ziółkami

waga z lekka oszalała

sob 57,6 (po wigilii)

ndz 57,4 (po proszonym obiedzie oraz proszonej kolacji)

pon 56,9 (po niejedzeniu i alkoholowej imprezie)

wt 58,4 (po wieczornym leczeniu kapustą z grochem i grzybami, inna rzecz, że wazyłam sie około 5 rano, gdy dziecko do domu dotarło zaplakane .... może o stałej porze byłoby znacznie mniej... nieważne)

 

z nowej siłowni, znaczy z nowego karnetu, na razie zrezygnowalam, mam teraz ważniejsze sprawy oraz Staśka na 2 dni

 

 

nie wiem, czy jeszcze w tym roku napiszę, sorry

25 grudnia 2010 , Komentarze (23)

da się przybrac na wadze półtora kilo w dwa dni !
bo w końcu od czego są Święta?

nic mi nie zmąci radości
bo 
przeżyłam najpiękniejszą Wigilię od 15 lat

4 pokolenia przy jednym stole
dyskusje polityczne, owszem, ale bezpieczne - o Dziadku Piłsudskim, o I wojnie światowej i o powodach wstępowania do partii w latach 60tych, reformacji i kościele anglikańskim
Stasiek kwiczący z radości nad wielkim lego
80latek wędrujący za niebieskim sznurkiem po całym mieszkaniu, bo prezent powiązany, zaczęło się od anteny, potem kabel koncentryczny, a na końcu czekał na dziadka wypasiony plazmowy tivi, popłakał się z radości
Pan i Władca ukradkiem zapamiętał, co mówiłam na Cykladach i kupił mi rzecz wymarzoną, goniłam go z piskiem po całym domu, żeby się na szyję rzucić i wycałować z radości
oboje potomstwo uradowane, uśmiechnięte
a potem akrobatyka dwuosobowa przy blasku lampek choinkowych

nie jestem zadowolona - jestem prawie szczęśliwa
a już myślałam, że to stan dla mnie niedostępny

ps
rutyna robi swoje
drugi raz w życiu miałam całą wigilię przygotowaną z wyprzedzeniem
i po 12 w poludnie poszłam sobie na spacer po pustym mieście, ot tak, żeby się jeszcze zabieganym jeszcze ludziom poprzyglądać
do empiku trafiłam i długo stałam nad koszmarnie drogim komputerowym podręcznikiem, o zaawansowanych rozwiązaniach w W7, tuliłam tomiszcze, odchodziłam i wracałam, wąchałam kartki, zgrzytałam zębami nad ceną... w końcu kupiłam, no bo od czego jest wigilia, jak nie od sprawiania wszystkim przyjemności, także sobie ?!

cały czas chodzę tanecznym krokiem

23 grudnia 2010 , Komentarze (10)

no po prostu SIĘ NIE DA zrobić smacznej kapusty wigilijnej bez konkretnego próbowania

a u nas są kapusty dwie, z grzybami jedna, a druga z grochem

obie MUSIAŁAM kosztowac w trakcie przyrządzania

 

brzuszek mam kapuściano wydęty, taka śliczna piłeczka !

 

waga ponadpaskowa

ma do bycia nadpaskowego święte prawo

 

wygospodarowałam czas na ostatnią siłownię, robotę po rodzinie porozdzielałam

22 grudnia 2010 , Komentarze (12)

Poniedziałek

- waga poranna 57 i zero

- siłownia, dużo, prawie 23 km w nogach na sprzęcie różnistym, 1284 kcale spalone, tegoroczny rekord kaloryczny siłowniowy

- szorowanie każdej klepeczki wzdłuż słojów, do końca, czyli 3/2 podłogi (poprawiam, oczywiście chodziło o pozostałe 2/3), godzin kilka na kolanach, skończyłam 6 minut po północy, uff

- na jedzenie długie czasu nie było, z tego co pamiętam, to rano pół papai i kanapeczka i mleko, na siłowni baton energetyczny, po powrocie pomidor i feta, kolacja z kurczaka w miodzie i duszonych owocach egzotycznych, nie ja robiłam ten drób, została mi kolacja pod dziób podetknięta z nakazem pochłonięcia

 

 

Wtorek

- waga poranna idealnie paskowa, malusieńki spadeczek od wczoraj

- siłownia, też dużo czasu, ale osiągi gorsze, 1152 kcale tylko i tylko 21 km; wytłumaczył mi instruktor, że nawet w treningu wytrzymałościowym/kondycyjnym ważne są dni bez robienia czegokolwiek

- miało być jedzenie takie jak wczoraj, niewielkie ... i było .... do 21 wieczorem

(Już tłumaczę. Pan i Władca z synalkiem byli na Wigilii dla naszych pracowników. Przywieźli stamtąd duuuży pojemnik tradycyjnej sałatki jarzynowej, takiej byle jakiej, kupionej w jakiejś powiatowej garmażerce. Przez dwoje zamkniętych drzwi wyczułam ten zapach!!! Z własnym widelcem w garści pobiegłam. Majonez!!! Jajka!!! Jarzynki gotowane!! Majonez!!! Groszek!! Moi panowie patrzyli przerażeni - a ja sałatkę wciągałam i mlaskałam z łapczywości i mruczałam z rozkoszy podniebienia.

A nocą doprawiłam suszonymi morelami i jabłkami kandyzowanymi. Wygotowanymi, hehe. Bo skończyłam robić suty i bogaty kompot wigilijny, doprawiałam, odcedzałam. Normalnie żal było wyrzucać te wygotowane. Jadłam i jadłam, skubałam, wyszukiwałam co większe kawałki. I w efekcie po raz pierwszy od chyba pół roku, od Cyklad, poszłam spać z brzuchem bolącym z przejedzenia. I obolałym od środka. Ta nagle dostarczona masa jarzynek i owocków trąbi mi na zakrętach jelitowych.)

- odśnieżania nie było, trudno, ja jestem przedświąteczna Matka-Polka i mam po kokardkę osobistej roboty w domu

 

 

Środa

To właśnie jest to POZYTYWNE ZASKOCZENIE!!!

- waga poranna 56,7... .!?!?!!? od wczoraj w dół!?!!? mimo wszystko w dół ?!?!!

- siłowni dzisiaj nie będzie

- co do odśnieżania, to jeszcze nie wiem . .. . ale chyba będzie i to bez względu, czy będzie padać świeży śnieg! albowiem dostałam dzisiaj prezent przed_spod_choinkowy, dostałam osobistą łopatę do śniegu!!! taką śliczną! czarną i błyszczącą i z metalowym okuciem! pierwszą moją własną!

- mam nadzieję, że przeżarcia dzisiaj nie będzie, bo raz - to już nie ma sałatki...  buuuu... buuu , a dwa - dzisiaj w planach przed_wigilijnych kapusty dwie, z tradycji dwóch domów pochodzące, najpierw oddzielne duszenie kiszonej i świeżej, potem częściowe mieszanie, potem 2 smaki, z grochem i z prawdziwkami... jakoś nie czuję głodu kapuścianego

- z porządków zostały mi dwie przeciwstawne roboty: półki z książkami, te u góry, pod sufitem oraz drzwiczki szafek kuchennych, te przy podłodze

 

 

Czwartek

- co mi powie waga czwartkowa?

20 grudnia 2010 , Komentarze (24)

proszę, ja nie znam Was wszystkich, więc sobie linkę po-przesyłajcie

MUZYKUJĄCE RENIFERY, KAŻDEGO POKLIKAJ

 

osobistym zwierzakom, reniferom, zaprzegniętym do sanek, muzyczkę puśćcie

sądzę, iż dostaną na ostatniej prostej ostrego szfungu

 

 

moje osobiste potomstwo zna tę muzyczkę

własnie usłyszałam text Starszego do Młodszej : chodź, idziemy z domu, jak skaczą po dachu renifery i ta muzyczka leci, to ona nas zaraz zacznie zaganiać do roboty, a te porzadki i mielenie maku.... ja cie.... i będzie warczeć

 

bo u mnie te renifery wczesniej od kolęd przychodzą od 2006 roku

20 grudnia 2010 , Komentarze (9)

zajęte, jak sygnał telefoniczny

buu . . . buuuu... buuu . .. jak dźwięk w słuchawce

 

doba mi się przedświątecznie skróciła a jeszcze dostałam jednego laptopa do przystosowania dla użytkownika, biegam kurcgalopkiem między stołem z podręcznikiem i lapkiem a akurat robioną czynnością przedświąteczną

bo mi sie nagle okazało, że zamiast Wigilii najbliższo_rodzinnej będzie Wigilia wielko_rodzinna, bywa... i specjalnie nie narzekam, bo to może ostatnie takie spotkanie w pełnym składzie

 

barszcz juz mam, do butelek dzisiaj rozleję i na balkon

karp sprawiony, oczyszczony, podzielony na porcyjki i zamrożony, do wyjęcia w Wigilię rano

porządki w toku

zakupy wszystkie! zrobione

nie pisuję, mało czytam, zmęczona jestem

 

waga opornie, ale współpracuje, 10 deko ponad paskiem

 

a na siłownię dzisiaj i tak pójdę!!!!

chromolę robotę, najwyżej będzie nie do końca zrobiona, nieperfekcyjna

18 grudnia 2010 , Komentarze (14)

Po raz pierwszy usłyszałam ją w lipcu albo w sierpniu. Jadąc na rowerze i cykając słuchawkami w poszukiwaniu radia bez reklam. Muzyczka w stylu międzywojnia. I cudny głos. Spodobało mi się bardzo od pierwszego kopa.

... od razu miałam skojarzenie z wielkimi divami operowymi, mimo iż śpiewa muzykę popularną.  

...z tymi Wielkimi Divami, które i miały na czym usiąść i czym oddychać, przy czym to drugie było ważniejsze, w końcu skądś ten głos musi sie wydobywać

CARO EMERAld - a night like this

... był jakiś wywiad, rozmowa, chłopaki z trójki albo z koloru, mówili między sobą, że ją widzieli i że zaskoczyła ich (cytuję) aparatem głosowym

i owszem, teledysk widziałam

(ale to nie to samo, co na żywca!!)

 

wróciłam dzisiaj dopiero wczesną nocą z peregrynacji międzymarketowych, obładowana mikołajowo i zamarźnięta, gorąca herbata, kajzerka, mięsko, pomidor, kukurydza, mleko. ...

siedzę w kuchni i bardzo powoli przeżuwam nibykolację, ze zmęczenia szczęki mi nie chcą gryźć, a taka jestem głodna!

 

I nagle słyszę ten głos. Biegnę do nowego tivi, a tam koncert z okazji iloślecia PR. I śpiewa ta dziewczyna. Od razu słyszę, że na żywca śpiewa. I patrzę i oczom niemalże nie wierzę.

Usiadłam...

Jak to możliwe, by współczesna rozrywkowa piosenkarka miała takie kształty?! Te wszystkie młode damskie ryczywoły są szczupłe, zgrabne, chude, wygimnastykowane, taneczne.

A tu stoi (nie tańczy, nie wygina się, tylko stoi) przed mikrofonem młoda kobieta. Kobieta, a nie dziewczyna. O pełnej figurze. Acha, co tam! Napiszę, co widzę. O figurze młodej orki. Gładka, ślicznie umalowana twarz bez ani jednej zmarszczki, ale za to z drugim podbródkiem. Nad_obfity biust. Cudna suknia na całym człowieku, a nie półnagie ciałko. Pulchne ramiona, taaakie mięciutkie. Biodra wielkości Argentyny. Pudzianowe niemalże uda. I podrygujące pod brzoskwiniowymi falbanami drobne szczupłe kostki stóp.

I TEN WSPANIAŁY, CUDNY GŁOS.

Bo ona ŚPIEWA. 

Nie - powywa. Nie - wykonuje przeboje. Nie.... ehhhh

ŚPIEWA i ciałem i duszą.

 

Siedziałam zasłuchana, uśmiechnięta, nucąca pod nosem. A szczęką opadniętą z podziwu robiłam dziury w osobistej podłodze.

Caro, ja Cię proszę, Ty nie śmiej schudnąć. Nigdy. Ty mi śpiewaj tym słodkim głosem, głosem jak dzwon, przez najbliższe lata.

 

..... a potem była jeszcze Sting. Roztopiłam się całkiem



PS vitaliowe

Co do poprzedniego wpisu, to ja się na wagę nie obraziłam.

Po prostu stwierdziłam fakt, że ona nie współpracuje. Ale jestem tak zajęta i tak rozrywana,  że nawet nie mam czasu się martwić czy cieszyć porannym widokiem na wadze. Jest jak jest. I tyle.

Nie mam czasu myśleć. Nie mam czasu układać zdań. Nie mam czasu się zastanawiać nad rzeczywistością.

Teraz wylazłam z wanny i podśpiewuję piosenkę Caro. Dlatego napisałam.

Jest za piętnaście druga. Cholercia, 4 noc z kolei, gdy zamiaruję wcześniej iść spać. ... zamiaruję...

17 grudnia 2010 , Komentarze (13)

poza tym, żem wczoraj kaloryczny rekord na siłowni zrobiła, prawie 1200 kcali wypocone, wybiezniowane, wyrowerowane, wyciezarkowane, wyorbiterkowane

i

poza tym, że waga nie bardzo chce współpracować

16 grudnia 2010 , Komentarze (24)

zjadłam okropne ZUOOO

samo zło

i co?

 

no i nico!

 

Wczoraj, przy okazji piechotowo-metrowo-tramwajowo-autobusowych wielogodzinnych miejskich peregrynacji, w Arkadii dopadł mnie GŁÓD. Wielki Głód. Potężny. Fizycznie mnie skręcało, kurcze w jelitach, takie burczenie, że chyba wszyscy obok słyszeli.

 

Uległam. Poszłam na górny poziom do zbiorowej korytodajni. Zgrzeszyłam. Okropnie  zgrzeszyłam. Kupiłam albowiem śmieciowe jedzenie. I to gdzie?? W tym, co to dla jedzeniowych extremistów uchodzi za wcielenie jedzeniowego szatana.

Do Makdonalda poszłam....

 

Bo ja kocham frytki makdonaldowe!!! W czasach mojej "świetności" udało mi sie kiedyś zjeść 7 dużych porcji.. Niejako na raz, bo czekaliśmy w Maku pod Częstochową na reperację samochodu, kawalkadą wtedy jechalismy i czekać trzeba było.

No więc wczoraj kupiłam sobie frytki. Najmniejszą porcję. Jadłam powolutku, baaaardzooo poooowooooolutku. Każdą jedną frytką delektowałam się oddzielnie.

Czułam prawie każdą drobinkę soli, każdą kuleczkę tłuszczu spływającą w dół przełykiem. Rozgryzałam chrupiącą i tlustą skórkę, by sie dostać do mięciutkiego kartofelkowego miąższu.

... ach, niemalże mistyczne przeżycie....

 

No i mnie ZUOOO NIE pokarało!

(rymnęło mi się, hehe)

Dzisiaj na wadze constans powyżej_paskowy. Ale (jeszcze) akceptowalny.

 

Śnieg pada. Tuszę, iż nocą będzie odśnieżanie Niewidzialnej Ręki.

 

Córczę dzisiaj przylatuje. Nie będę jej domowym jedzonkiem tuczyła. Wręcz przeciwnie! Raczej będę ją odchudzała. Bo się jej wszędzie zaokrągliło na studenckim śmieciowym jedzeniu, ciągle najłatwiejsze makarony i sosy oraz pachnące lukrem drożdżówki w śniadaniowej stołówce na kampusie. A i współspacza ma takiego, co chętnie gotuje tłuściutkie bałkańskie potrawy. Więc już zapowiedziała, że poza Wigilią to ona się przyłącza do mojej MŻ.

 

A poza tym siłownia. Dzisiaj się mamy ścigać zdalaczynnie z Wiktorianką, która z nas więcej kcali na siłowni jednorazowo straci. Jej jest łatwiej, bo trochę ode mnie jest większa. I dychę młodsza. Ale to tylko oznacza, że ja się muszę więcej postarać. I bardzo dobrze.

15 grudnia 2010 , Komentarze (23)

O dzisiejszym poranku waga pokazała focha i nie chce współpracować. Gooopia jest !!!
Całe 20 deko ponad paskiem.
SKĄD to, ja się pytam ? 
Z tych ponad 1000 kcali wczoraj spalonych ????
A może z melona, co? Za słodki był?

To ja też strzelam focha. Idę sobie na cały dzień !

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.