Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1817104
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lipca 2013 , Komentarze (5)

późnym porankiem na wadze 58,7 kg
HA !!!!
HA !


kupione i zorganizowane wszystko
zaczynam pakowanie

zdaje się, że mi gdzieś sie zadział kostium z pianki, taki do długotrwałego snurkowania, w żadnym pudełku z rzeczami do pływania nie ma . .. .
odpłynął ?

9 lipca 2013 , Komentarze (12)

a ja szybuję z głową w chmurach i pełnymi chaustami piję powietrze jak bąbelkowe drinki

- bo na wadze 59,2
i to pomimo pół kilo czereśni zeżartych łapczywie wieczorem

- bo opomiarowałam sie dla vitalii, i zaraz potem radośnie skróciłam pasek,
ach, mam już tylko 30% tłuszczu zamiast posiadanych ostatnio 31

- bo Pan i Władca nabył w niedzielę nowe volvo, xc70 cross country, cudny i mocarny pojazd, napęd 4-kołowy AWD, zupełnie inaczej trzyma się drogi niż poprzednie volwiaczki, wrócił do domu spod Suwałk po 23, zbiegłam na podwórko, usiadłam za kierownicą, potem usiadłam na swoim miejscu, pogłaskałam tapicerkę .. .  a potem byłam wożona po najbliższych mostach, estakadach, trasach przelotowych, miodzio!

- bo zachwycający mrok mnie wczoraj ogarnął, gdy po Ursynowie rowerem jeździłam, wielki mrok, niski, skrzydlaty, warczący, na chwilę objął mnie skrzydłami . .  w pełnym słońcu samolot przelatuje dokładnie na linii promieni słonecznych  ... taki przypadek zdarzył mi się 3 czy 4 raz w życiu, zawsze wtedy czuję wzruszenie

- bo na rowerze wczoraj jeździłam, rowerem pojechałam na drugi kraniec Warszaway, "trochę" naokoło, po klapki na greckie żwirkowate plaże i wybrzeża, 52 i pół kilometra

- bo mam już zrobioną część depilacji, tę nogową, i pedikiur też, i nożne pazurki dają po oczach intensywną ciemną różowością, jutro z rana druga wizyta w salonie

- bo gdy ścieliłam łóżko, to z tyłu objęły mnie ciepłe ramiona, a rozmarzony głos natarczywie szeptał, że koniecznie musimy sprawdzić, czy za 10 lat, w wieku powyżej sześćdziesiątki, kochanie się będzie równie wspaniałe

 - bo czereśnie są przepyszne, i morelki, i maliny, bo niedługo będę jadła greckie brzoskwinie, nektaryny i śliwy i melony

- bo tak bardzo się cieszę, że za kilka dni będę słyszeć szum fal i łopot żagla, a w rozmigotanym morzu widzieć będę oczy uśmiechniętych bogów

7 lipca 2013 , Komentarze (16)

TO jest bardzo przyjemne !

TO jest znacznie lepsze !

 

TO jest znacznie lepsze, niż chłopaki i mężczyźni skupieni (czasem) wokół mnie.

 

TO jest lepsze, niż fotka, na której się sobie bardzo podobam.

 

Obrazoburczo napiszę, że TO przez chwilę wydawało się lepsze niż Masowe Rowerowanie. Ta szaleńcza jazda z tyłu Masy, gdy trzeba dziury w kolumnie nadganiać i gdy rowery mkną tak prędko, że są jedynie powidokiem w oczach miasta.

 

TO jest lepsze niż roześmiany królewski ambasador u mego boku. A tak! Był taki! Ambasador Królestwa Danii Steen Hommel. Hłe, hłe. Siedział koło mnie po ostatniej Rowerowej Masie Krytycznej i śmiał się i razem ze wszystkimi robił głupie miny do obiektywu fotografów. (ambasador to ten w czerwonej koszulce i bez kamizelki Zabezpieczenia)

 

Ba! TO jest nawet lepsze, niż chwila wzruszenia, gdy mijane budynki pozdrawiały przejeżdżającą Masę.

 

I przyznam się, że TO było nawet lepsze, niż zadawanie szyku na bardzo oficjalnym i szalenie eleganckim garden party. Miałam na sobie taką sukienkę w kropki jak Pritty Women na meczu polo, i kapelutek biały z rondem i koronkowe rękawiczki-mitenki. Jeden z przyjaciół gospodarzy wypominał mi, że gdy się ostatni raz widzieliśmy, to sobie przeze mnie rozpękł rzepkę w kolanie i w gipsie chodził. Ja nic takiego nie pamiętam. A jego żona na to, że przecież tańczył ze mną rock'n'rolla i że wszyscy goście weselni nas podziwiali .. . ?????  . . . Litości, to było przecież 26 lat temu!!

 

TO jest nawet lepsze niż uczciwy, dwudniowy szoping, jednego dnia 8 godzin, drugiego ponad 4. I zadowolenie ze wszystkich zakupowych wyborów.

 

 

 

Wszystkie doznania przebiło jednak TO.

TO - to wynik na wadze.

Pierwszy raz od 130 dni, od czasu, gdy moja waga poszybowała ku niebiosom - w piątek rano średnia z ostatnich 10 dni oraz średnia z ostatniego tygodnia wyniosły poniżej 60 kilo. NARESZCIE !

A w niedzielę rano niespodziewany bonus od wagi, ona mnie znowu kocha. Wchodzę i oczom nie wierzę! Podskakuję, zeskakuję, wchodzę jeszcze raz. Pienia anielskie w uszach! Na wadze 58,8.

Wspaniałe skutki stosowania konsekwencji.

 


 

Wsadzę jeszcze do dzisiejszego wpisu kilka innych Masowych fotek, bo nie wiem, czy zdążę tu jeszcze zajrzeć przed Cykladami.

Więc tak:

Rowery bywają bardzo różne, oprócz zwykłych poziomych widać czasem przedziwne konstrukcje.


 Czy to właściwy podział ról w parze?


Najmłodszy uczestnik czerwcowej Masy


Coraz częściej pomiędzy rowerami znajdują się biegacze, niektórzy już rozpoznawani po sylwetce




 

 

ps.

obiecuję dziś klub jutro wstawić tabelunię do Wiatru we Włosach

naprawdę obiecuję!

tylko że jestem tak zajęta przedwyjazdowo, że nawet nie mam czasu żeby kichnąć

27 czerwca 2013 , Komentarze (7)

spadków wagowych dalszych brak

zaparła się waga-kretynka zadnimi łapami, osielsko
zaparła się i ani kroczku dalej
zupełnie jak "no pasaran!"

za to wygląda, jakby mi się obwody kurczyły
po ubraniach widzę, nie po centymetrze


a może w tym roku, wyjątkowo, na greckich morzach schudnę ?

26 czerwca 2013 , Komentarze (15)

Śpieszę donieść, że na forum Mulionerów Spalających Kalorie zostałam za jednodniowe spalenie 3836 kcali uhonorowana wierszem. D.Panienka tak się przejęła moim osiągnięciem, że osobiście wiersz o mnie napisała.
... no dobrze, wierszyk

Mam nadzieję, że mnie D.Panna nie utłucze, żem jej twórczość wywlokła na szersze, publiczne niejako, łono


"Jola na rowerze"

Jedzie Jola na rowerze
Wiatr jej włos rozwiewa
Mknie przed siebie,  na przejażdżkę,
Mija bloki, drzewa.

Mija w parku dzieci z piłką,
Dzwoni raźno dzwonkiem.
Mknie przed siebie i się ściga
Z spóźnionym skowronkiem.

Mija łąki i jeziora,
Mknie przy rzece Wiśle
Zejść z roweru jest jej szkoda,
Choć siodełko ciśnie

Słońce praży z całej mocy
Jola niezrażona
Jedzie ciągle, do roweru
Potem przyklejona

Dla wzmocnienia i relaksu
Żuje siemię lniane
Nie wie Jola, że już mija
Piękne Zakopane

Chyba czas wycieczkę skrócić,
Bo w dom Mąż stęskniony
Już szykuje pyszne drinki
Dla zmęczonej Żony


wzruszyłam się prawie na mokro, czytając to po raz pierwszy



ps vitaliowo....
no jak ma być, jak mam w sobie i bób i czereśnie ?....

24 czerwca 2013 , Komentarze (40)

Maciupeńkie wczesne śniadanie. Ach, jak ja nie cierpię wczesnych śniadań !!! Mdli mnie od posiłku wkładanego na siłę do ust.

10:20. Przejazd rowerowego klubu Gianta spod Koszyka Narodowego do Wawra na festyn wawrowy i ZDMu. (ja to niebieskie spodenki i różowiasta bluzeczka na ramiączkach)









Kumple skorzystali chyba ze wszystkich atrakcji, fotel bezwładnościowy, obracany samochód, sprawdzanie czasu reakcji w widzeniu obwodowym. Tu właśnie dwóch z nich wisi do góry nogami.

Potem był pokaz ratunkowej straży pożarnej, z normalnego samochodu zrobili kabriolet.

Okropnie silne są te narzędzia do uwalniania zakleszczonych ofiar wypadków samochodowych.

Potem fotki na pamiątkę i zaraz każde samo w swoją stronę. Ja mam ponad 70 km do firmy, 2 kilo towaru tam na mnie czeka. Kumple się ze mnie śmieją, że jestem asekurantka, że droga moja cały czas będzie biegła w odległości około 10 km od kolei terespolskiej.No to co że asekurantka. Za to plany skrystalizowały mi się nagle WIELKIE !!

Niech się śmieją. Mam wygodny plecak. Jest boskie słońce i cudny upał. Nic, tylko kręcić. Na wyjeździe z Warszawy mam 17 km na liczniku.

28 km. Głodna jestem, w brzuchu burczy. I jakieś plamki w oczach. Najbliższa stacja benzynowa. Mineralna i niebieski izotonik z lodówki, biały kitkat pożarty natychmiast. Wodą ze ściany twarz i ręce obmyłam.

46 km. Posiadłość, gdzie łikendowo siedzi siostra i tata. "Ach, jakaś ty buraczkowa na twarzy!" Rzut w lustro, no, rzeczywiście. Głowa i szyja pod wodę ze studni, na leżak posiedzieć ociekającą. Słodki kompot z rabarbaru. Wielkie pajdy chleba z prawdziwym masłem. Pierwsza - z cukrem, dostarczenie energii. Druga - z solą, na ubytek soli mineralnych. Jeszcze raz kompot, uzupełnienie bidonów wodą z lodówki. Truskawki i poziomki z krzaka.

65 km, stacja benzynowa. Zimna mineralna i dropsy nim2, bo mnie ssie i absmak robi się w paszczy.

75 km, obiecany, poporcjowany towar wisi na drzwiach. Psiakostka, ciężki i niewygodny się zrobił zapakowany plecak. Zimny prysznic. Odpoczynek na trawniku na huśtawce. Komary tną na potęgę, mimo iż środek dnia. Uciekam.

88 km, przymusowy postój, kij mi się wkręcił w szprychy. Cholera, na plaster było robić tyle ścieżek rowerowych wzdłuż głównych szos biegnących przez wsie/ulicówki - jeżeli nikt potem tego nie utrzymuje w stanie zadowalającym????

104 km, znowu do siostry. Głowa i szyja pod studzienną wodę. Truskawy z krzaka, kompot z rabarbaru. Powtórka pajd z masłem, cukrem i solą. Tata się zbiera na busa do Warszawy i podejrzewa, że już zostanę na noc. Albo, że jeśli pojadę, to pewnie w Dębem, gdzie się szosa z kolejką krzyżują, do pociągu przeskoczę. I że na pewno nie przejadę tyle, ile zamierzam.

Szwagrowi zostawiłam większość towaru, bo wypchany plecak obciera mi ramiona. Zostawiłam tylko minimum, to co muszę juro nocą na poczcie głównej nadać. Tata do busa, a ja do najbliższej stacji benzynowej. Następny izotonik, przy okazji kilka dropsów do kieszeni, żeby uzupełniać energię bez zatrzymywania się.

112 km, mijam Dębe. W głowie nawet najmniejszej myśli, żeby zrezygnować.

Słońce ku horyzontowi. Na styku z wylotówką na Lublin zmieniam przeciwsłoneczne okulary na zwykłe, zapalam lampkę na plecaku, migającą lampkę pod siodełkiem i jedną z białych na kierownicy. No i schodzę ostatecznie ze ścieżki rowerowej na jezdnię.

Na rondzie Wiatraczna mam 136 km na liczniku. Ale wieczór taki piękny!!! I tak blisko rowerowego cudu. Zapalam wszystkie możliwe lampki, nakładam na łydki opaski odblaskowe. Wiem, że jestem zmęczona. Wiem, choć tego nie czuję. Wiem więc, że prawdopodobnie mój czas reakcji będzie zwolniony. Więc wole się cała świecić i kierowców samochodów ostrzegawczo od-błyskać.

Robię duże kółko wokół Saskiej Kępy i Kamionka. Przejeżdżam wokół Koszyka Narodowego, gdzie właśnie śpiewa MacCartney. Jeszcze wstąpiam? ... wtępywam?.. ach, wstępuję! do syna po moją sprężynę do zapinania roweru. Jeszcze do znajomej budy po zimne cytrynowe piwo.

Między synem a budą przeskoczyło na 150.

Przed wejściem do domu na liczniku

151,28 km

8 godzin i 40 minut na siodełku
Prędkość średnia powyżej 17 km/h

 

Mam mocno, zbyt mocno, opalone ramiona. Widać czerwone między białymi śladami od ramiączek stanika, od ramiączek koszulki i od troczków plecaka.

Leżenie w wannie ze szklanką lodowatego prawie-piwa cudownie koi i odpręża. Jeszcze doczekałam słyszanego z mojego dachu "Hey, Jude" i fajerwerków wiankowych.

 

 

Następnego dnia byłam zmęczona, owszem.

Ale nie mam ani jednego urazu. Nie mam nigdzie ani jednego zakwasu.

Unoszę się na ziemią na cudownie miękkim obłoku dumy i samozadowolenia.

 

Waga niedzielna i poniedziałkowa - poniżejpaskowa.

21 czerwca 2013 , Komentarze (6)

opomiarowałam się
wpisałam nowe cyferki do vitaliowej tabelki
odrobinę mnie mniej w brzuchu, talii i biodrach
a moja excelowa tabelka udowodniła mi, że spadek o kilogram jest zjawiskiem ustabilizowanym

na vitaliowym pasku było 61,1
na vitaliowym pasku jest 60,2
(bo taka jest moja średnia waga z ostatniego tygodnia oraz z ostatnich 10 dni)

a waga dzisiejsza poranna to 59,9


wczoraj nie jeździłam
wczoraj ponad 6 godzin reanimowałam firmowy serwer
więc pewnie dzisiaj pojeżdżę
na razie czekam, aż mi znieczulenie z polowy paszczy zejdzie, bo u dentysty przymusowo byłam

19 czerwca 2013 , Komentarze (7)

niedziela

pojechałam daleko, okrążyłam stolicę kawałek od praskiej północy, potem Północnym, przez daleką Chomiczówkę aż na Bemowo, a potem jezdniami serwisowymi autostrady A2 za Ursus, do Węzła Konotopa, Zachodnia Obwodnica i Południowa Obwodnica w końcowej budowie, ale na świeżym asfalcie można się nieźle rozpędzić, na płaskim tegoroczny rekord prędkości po płaskim 37 km/h

do Węzła Okęcie Cargo, na jezdnię serwisową do Wirażowej

a tam tłumy, prawie 1/3 tego, co było przy ostatnim powrocie naszego poprzedniego prezydenta

też ich dostojnik zwabił

premier Japonii w ichnim rządowym samolocie miał w Warszawie międzylądowanie. WIELKIE BYDLĘ, wielkości chmury.

A jak ryknęło na rozgrzewkę silników, jak dało czadu głosem i mocą i wiatrem i spalinami, to ludziom stojącym na nowej Wirażowej rowery przewracało, ludzkie sylwetki pochylało. Cudowny grzmiący śmierdzący podmuch samolotowego odrzutu

To linki do profesjonalnych zdjęć Wielkiego Bydlęcia.

link 1

link 2, fotki Młodego Szakala  

naprawdę, cztery silniki i wielkość robią duże wrażenie

A tu jedno foto moje, już szedł w powietrze

 

Wracam do domu po ponad 70 kilometrach, a tam czeka młoda kapustka z koperkiem, duszone kurki w śmietanie i góra umytych czereśni. Moje przydeptane łakomstwo tylko na to czekało....

Nosz!!!!! Jak kulą w płot. Wszak prosiłam, wszak tłumaczyłam !!!

To nie! Pan i Władca się uparł i mnie pasie!!!

 

 

poniedziałek

klienci walą drzwiami i oknami

telefon rozgrzany do czerwoności

opętanie czy co ?

dopiero późnym popołudniem wolny czas na rower

30 km

 

 

 

wtorek

zasadniczo mogłabym powtórzyć wpis wczorajszy

+ jeszcze wysyłanie paczek po uprzednim tkwieniu w korku

Na rower dopiero po 19, jazda po Centrum, drobne pitu-pitu, ledwo 24 km

 

 

 

Środa

Przedźwigane w paczkach i workach 110 kilo.

Ale za to po 16 już mogłam popedałować. Gorąco, resztki dzisiejszego upału wciąż siedzą w ulicach.

Jak ja kocham gorąco na rowerze!!!! Nareszcie jest mi dobrze!

Dziś też wielkie bydlę widziałam. Na czółku miała, bo to dama była, udźwig - uwaga! - 16 ton. Pracowała. Od razu mi się skojarzyło Bydlę Wielkie z Okęcia. Ciekawe, czy by go udźwignęła.

Suwnica bramowa na składowisku węgla przy Żeraniu.

48 km

W drodze powrotnej cross nad brzegiem Wisły, z 8 km. Błoto chwilami do połowy szprych. Cud, że przejechałam suchymi pedałami. Ale niewiele brakowało, bym w błocku umorusała nówki różowiaste butki. Na szczęście tylko kilka chlapnięć, mniej niż palców u rąk.

Rower obsycha przed drzwiami."ak się wysusy, to się wyklusy"

 

 

O wadze nic motywującego nie mogę napisać.

Jak spadło kilogram "od paska" tak dalej już nie chce spadać.


To jak dziecięca gra, kto kogo przetrzyma.

Liczę kalorie. Pilnuję paszczy.

Spalam dziennie od 660 do 1500 kcali na rowerze, w tygodniu około 5 tysięcy.

Waga udaje, że niczego nie zauważa.

16 czerwca 2013 , Komentarze (60)

Imieniny miałam. Wczoraj. Mogłam sobie zażyczyć WSZYSTKIEGO.
I co? Prawie szansy nie wykorzystałam. Mogłam chcieć następny pierdzionek z brylantem, albo futro z polarnego niedźwiedzia przed kominkiem....
To nie! Odezwały się we mnie geny i hormony rasowej blondynki. Różowości pragnące. To one wybrały prezenty.

Buty na rower, specjalnie na lato, na upały, z plastikowej siatki, lżejsze niż sandały. Różowiaste wstawki posiadają.
I bluzkę na rower, odblaskową, z tkaniny fru-fru. Tfu! To znaczy dry-fit. To taka, co się każdą najmniejszą drobinkę potu natychmiast wypycha na zewnątrz. A po deszczu schnie błyskawicznie. Albo jeszcze szybciej. Oczywiście - różową.





waga ? - nie powiem !
albowiem uroczysta kolacja też była.
ach, te szparagi w maśle, posypane tartym twardym jajkiem i parmezanez, ach...
żeby to tylko jedna porcja była, ach..

15 czerwca 2013 , Komentarze (14)

no bo jeśli jestem obecna na ekranie przez co najmniej 1/13 czasu trwania całego filmu - to chyba się aktorką nazwać mogę, ne?
co prawda najczęściej widoczne są moje gołe nogi i pupa w szerokich szortach, ale nie ma co za dużo od życia wymagac, przeciez nie każda aktorka musi grac . . twarzą !
film z wczorajszej "Godziny dla Roweru"

(ihhhhhhhhhh, daję normalny LINK , vitalii się zepsuła funkcja dodawania filmów z jutuba)


a poza tym, pilnuję paszczy
a poza tym, korzystam z nareszcie ciepłoty i jeżdżę, jeżdżę!
środa, wieczorkiem po mieście 36,25 km
czwartek, popołudniowe i wieczorne testowanie Południowej Obwodnicy Warszawy, z węzła Konotopa musiałam zawracać, bo na expresówkę S-2 rowerom wjeżdżać nie wolno, 58,,8 km
piątek, Godzina dla Roweru, a potem odprowadzanie sie z kumplami pod domy, 33 km

pilnowanie paszczy i ruch codzienny powolutku dają efekty
nie bujam sie już od 61 do prawie 62
waga stabilniejsza
czwartek 59,8 kg
piątek 60,1 kg (ach, ta młoda kapustka nocą...)
sobota 59,9 kg


kilka zdjęć, zrzuty z kamery







i zbiorowe foto na zakończenie




© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.