Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816852
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 czerwca 2013 , Komentarze (6)

witaj, dawno nie widziany i tak bardzo wytęskniony widoku na wadze
tak się cieszę, że wróciłeś
59,8

12 czerwca 2013 , Komentarze (7)

przedwczoraj 60,9
wczoraj 60,9
dzisiaj 60,1

ale mignęło mi 59,9, daję słowo !

więc, jak mniemam, konsekwencja w pilnowaniu paszczy zaczyna działać
cudowne uczucie - budzić się z płaskim brzuszkiem


a za oknem wreszcie lato !
och! nawet upały zapowiadają !
może wreszcie będę się mogła wyjaszczurzyć, wygrzać na słońcu....

10 czerwca 2013 , Komentarze (6)

Rowerowe Święto Cykliczne
Miasto sparaliżowane monsunową ulewą, zalane metro, jezioro na alei Armii Krajowej ma 2 metry głebokości - a my wciąż na rowerach i wciąż jedziemy.



przemoczony ambasador Danii z 2 córkami w wózku i ochroniarzem


tu ja, jeszcze ZANIM zaczęło padać





vitaliowo
waga zaczarowana
w przedświcie 61,2
przed śniadaniem 60,9
bezprzyczynowo ciutkę urosło
kalorie skrupulatnie liczę ...
trzymam się postanowień ...

kiedyś to się MUSI przełamać

9 czerwca 2013 , Komentarze (5)

piątek - 50,3 km na rowerze
sobota - 32,9 km na rowerze
niedziela - też się zapowiada nieźle, bo dzisiaj Święto Cykliczne

waga dzisiejsza, 9 czerwca, 60,5 kg

mniej niż wczoraj
o ciutkę

8 czerwca 2013 , Komentarze (8)

Po kilkutygodniowych perturbacjach tegoroczny rejs po Cykladach chyba jest ustalony. Wczoraj wysłane zostały dane załogi, w poniedziałek (chyba!!) pójdzie przelew zaliczki.
Bosze!... znowu czuć kołysanie pokładu pod opalającym się ciałem, znowu słuchać szumu rozcinanej dziobem wody!!!! Jeszcze miesiąc i kilka dni.


Waga, niestety, okopała się na "z góry upatrzonych pozycjach" i za cholerę nie chce opadać. Wciąż stany okołopaskowe.
Mam miesiąc czasu na dostosowanie się co mojej cykladzkiej garderoby, a ona o te 4-5 kilo szczuplejsza jest. Przecież nie będę latała i nowych ubrań nie będę kupowała, zakupy są taaakie nuuudneee.
Wolę się dopasować do szortów, miniówek i topów, które noszę tylko tam, na morzu i na wyspach.
Trzeba wyciągnąć jakieś wnioski z ostatnich miesięcy i podjąć bolesne, stanowcze kroki. Oj, ale będzie mnie bolała własna samowola. Piszczeć będzie.


czas START
waga dzisiejsza 60,7 kg

mimo wczorajszej młodej kapustki z koperkiem, co mi wciąż siedzą w brzuszku

6 czerwca 2013 , Komentarze (12)

Tak bardzo cię proszę, wróć do mnie. Tak bardzo się za tobą stęskniłam. Tak bardzo mi ciebie brakuje. Tak mi smutno bez ciebie.

Robię wiele rzeczy, żebyś wrócić raczył. Utrzymuję ciało w sprawności. Nie przejadam się, nie żrę słodkiego, nie żrę bez opamiętania. Wciąż wyglądam atrakcyjnie i zachęcająco.

 

Gdy już do mnie wrócisz, to będę się jeszcze bardziej starała. Nie tylko siebie będę ćwiczyła, ale też ciebie. Pogonię cię bacikiem, aż dech będziesz tracił, aż oczy ze zmęczenia będą ci mgłą zachodzić.

I jeść ci nie dam za wiele. Tylko jarzynki, nowalijki. I trochę mięska, odrobinę tłuszczyku. Nic rozpustnego. Makaronom razem pomachamy na do widzenia. Chlebek tylko raz dziennie. Na deser jedynie owocki, ewentualnie z mlekiem. A wszystko, absolutnie wszystko, w ilościach niewielkich.

 

Tylko wróć wreszcie do mnie. Wróć ty, co odszedłeś.

Wróć, mój ulubiony, mój wymarzony, mój wytęskniony. Mój ukochany PoniżejSześćdziesięcioKilogramowy Widoku na Wadze.

2 czerwca 2013 , Komentarze (29)

piątkowo jechałam z Warszawską Rowerową Masą Krytyczną
jako wolontariusz zabezpieczenia
czyli najpierw jadę z przodu kolumny, potem staję na skrzyżowaniu, torach albo pasach, blokuję przejazdu własną "piersiom", rozmawiam z przechodniami, kierowcami, mija mnie cała kolumna, potem zbliżają się radiowóz i "zbierający" rowerzyści
wtedy siadam na rower i lewym pasem mknę znowu na początek kolumny, gwiżdżąc i dzwoniąc i wrzeszcząc co jakiś czas "leeeeewa woooolna!"

kolumna jedzie z prędkością 10-12-max 15 km/h
zabezpieczenie w trakcie gonienia, żeby dognać czoło, musi pedałować z co najmniej 25 km/h, a jeszcze lepiej powyżej 30-tki

na Odrowąża, wzdłuż muru cmentarza Bródna, goniąc peleton - miałam "zdarzenie drogowe"
oh!
mam 34 na liczniku i nagle 8 metrów przede mną wywraca się młody ojciec rodziny, co to dzieciątko miał w foteliku, popijał wodę i mu się nogawka wkręciła do łańcucha i/albo podskoczył na dziurze
HAMOWAŁAM
HAMOWAŁAM !!!!!
hamulcami wszystkimi i duchem całym
siodełkiem własnym dostałam po nerach
o rany!
WYHAMOWAŁAM !!!!
wywrotka! na przewrócony rower z dzieckiem!
dziecko maleńkie oponą dotknęłam, nie uderzyłam !!!, kurzem ulicznym z opony przedramię mu leciutko ubrudziłam
pół centymetra dalej i byłby dziecięcy wrzask z bólu
a tak, dziecko, leżąc w foteliku na ziemi, podnosiło na natychmiastowe zbiegowisko zaspane i niecnierozumiejące oczka
mnie podnosili, dziecko podnosili, rower z tatuśkiem podnosili, rowerzyści z obok, i dwójka ratowników medycznych natychmiast podjechała
NIKOMU nic się nie stało, obejrzeli dziecko, spytali mnie
w momencie dotknięcia dziecka oponą i upadku na asfalt moja prędkość była praktycznie zerowa
ale za to adrenalina KOSMICZNA
aż się trzęsłam


dopiero po kilku kilometrach zauważyłam rozciętą z przodu łydkę, od kolana do kostki
chyba błotnikiem, nie wiem
nie boli
adrenalina

dobrze, że temu maleństwu NIC



FOTKI Z MASY
czoło kolumny


ja w czole kolumny, przed rolkarzami w białym


ten tatusiek z TYM śpiącym dzieckiem



 *   *   *   *   *
sobotę praktycznie przeleżałam, od hamującego przeciążenia bolało mnie całe ciało
pojechałam rowerem tylko kilka kilometrów z mężem, na łąkę pod Żeraniem, zbierał polne kwiaty dla swojej mamy

niedzieli pół przeleżałam
drugie pół na rancho sprzątałyśmy z siostrą letnie sukienki po mamie, ubrania działkowe ... mnie zatrzymało przy 3 ofoliowanych klepsydrach, co to wisiały tu, we wsi rodzinnej mamy ... siostra się rozpłakała przy szufladce pod lustrem tremo, grzebienie mamine z wyłamanymi zębami tam były


 *   *   *   *   *
waga kretynka
sobie bezprzyczynowo ubzdurała

kalorie liczę
wchłaniam w limicie
się ruszam
kretynka, jak nic!



 *   *   *   *   *
od jutra, od poniedziałku do najbliższego piątku jestem warszawskim instruktorem jazdy
 rowerem po jezdni, w centrum, w ruchu ulicznym, w szczycie porannym i popołudniowym
trzymajcie kciuki za moich podopiecznych


29 maja 2013 , Komentarze (9)

zdrowie ok
interesa nieźle
pogoda wyładniała
zaraz wychodzę na rower
wyspana jestem
przedwieczornie być może spotkam 2 vitalijki
pachnie wielki bukiet, co go od synalka dostała pół godziny przed północą, gdy się dzień matki kończył

wydawałoby sie, że świat jest piękny
hłe, hłe, świat może i taki jest
ale moja waga nie
wciąż w strefie okropnej, okopała się jak pod Verdun czy inna Sommą

27 maja 2013 , Komentarze (9)

A wydawało mi się, że mam.
Różnicę miedzy zimową truskawką z Hiszpanii a naszą czerwcową, z gruntu, rozróżniam nawet węchem. Natychmiast odróżniam dobre białe wino od złego. Rozpoznam swojego ulubionego szampana, choćbym nie widziała butelki. Rozróżniam smak szczęśliwych jajek z kur szczęśliwych od jaj przemysłowych, dwójek czy trójek. Lubię dobrą wodę mineralną. Stanowczo wolę prawdziwe (i niestety, drogie) wędliny, takie, gdzie ze 100 kilo mięsa wychodzi około 70 kilo wędlin, a nie 180. Podrobionego oscypka, znaczy się z mleka krówskiego, ugryzłszy - wypluję. Ser feta uznaję tylko grecki, prawdziwy. Kupuję na Le Targu jarzynki rządkowe. Przynajmniej raz tygodniu nabywam chleb prawdziwy, na zakwasie. Ze wsi, gdy jestem, przywożę prawdziwe mleko. Po dobrą pasztetową ch
odzę zawsze do jednej budy na jednym targowisku.

Bo lubię prawdziwe jedzenie. Znam jego "lepszy" smak.

 

Ale dzisiaj poległam......

Kupiłam prawdziwe banany. Znaczy nie takie sklepowe, co to na plantacji zrywają przemysłowo, potem do kontenerowca do chłodni z tlenkiem etylu i potem żółciejące w dojrzewalni. Szarpnęłam się na 4 maciupkie banany, zerwane przedwczoraj, dojrzałe zerwane, samolotem dziś rano przyleciane. Cena, ach! jakby były złocone, 65 złotych za kilogram.

Ugryzłam . . .. . i NIC. No, prawie nic. Za taką cenę mogło być większe zaskoczenie!! Ten bananek ma wyczuwalną strukturę, nie jest jednolitą i bezpostaciową mączystą słodkością. Ale w smaku prawie taki sam. Dziwne wrażenie. Jest słodki jak lekko przejrzałe banany z dojrzewalni, co już w sklepie swoje odleżały. Jednocześnie ma jędrność banana, świeżo do sklepu przywiezionego, takiego, co ma jeszcze oba koniuszki zielonkawe, za to jest pozbawiony niedojrzałej cierpkości, szorstkości na języku.

Myślałam, że się moje podniebienie zachwyci, że będę smakować, może nawet rozkoszować się niespotykanym smakiem. Że wpadnę w smakową euforię.

Ale moje podniebienie okazało się być bananowo plebejskie. Nic wyrafinowania.

wstyd

 

 

                   *                     *                      *                      *                  *

Z innych spraw - waga w stanach okropnych. Usprawiedliwiona połikendowo. Pan i Władca, zachwycony obecnością córki, z zapałem odgrywa rolę Gotującej Matki-Polki. Karkóweczka w sosie mu się udała, że palce lizać. A buła drożdżowa! A młode kartofelki z koperkiem! Nosz, nie dam rady odmawiać. Naprawdę, uwielbiam dobre jedzenie.

 


Rowerowo ok.

W przerwach między padaniem mokrości z nieba - jeżdżę.

W sobotę brałam udział w rowerowym Rajdzie na Autyzm. 31 kilometrów.


       na tym drugim zdjęciu jestem na froncie, niebieskie gatki, białe butki i koszulka, czerwone łydki i rękawy


W niedzielę najpierw jeździłam z dziadkiem i wnukiem, czyli z moim mężem i ze Staśkiem po okolicznych parkach, zatrzymując się na chyba wszystkich placach zabaw. Potem odstawiłam ich na obiad do domu, a sama jeszcze pobrykałam w mżawce. Gdy mi deszcz przemoczył bluzę nad tyłkiem, zawróciłam. 28 kilometrów.


Dzisiaj, po spotkaniu z przyjacielem 8 lat nie widzianym, całe popołudnie miałam jeździć. Plany taaaaaakie miałam!

Ale leje tak, że nawet ptaki milczą. Równą ławą, jednostajnie, z nieba spadają ciężarne krople.

 

24 maja 2013 , Komentarze (27)

bo "nocne polaków rozmowy" - takie do 4 rano, do fioletowiejącego nieba, do świtu od drugiej strony, o przyjaźni, demografii, zawodach życiowych, o urodzie niektórych naszych polityków, zadowoleniu z życia i z dokonanych wyborów, o potrzebie bycia przyzwoitym oraz o powieszeniu lustra w szafie.....
chyba się starzeję, bo po takiej nocy budzę się ledwie żywa, wymięta i wymiętoszona, z oczami szopa pracza, z mega chrypą i bolącymi mięśniami
a przecież kiedyś mogłam kilka nocy pod rząd przegadać, a w dzień prezentować sobą wulkan energii i promienną sylwetkę

gdzie, do cholery, jest ta młodość????
uciekła, kiedy nie patrzyłam?
uciekła, kiedy byłam zajęta życiem???

JA NIE CHCĘ, ŻEBY TAK BYŁO !!!
bo, jak pisała Gurua Chmielewska, "dusza wciąż młoda, gdy kadłub przywiędły"



ps.
waga wciąż uparta
a ja wciąż uparcie liczę kalorie
spalanie rowerowe trochę mi w tym roku nie wychodzi, głownie z racji mało zachęcającej aury .. bosz! jak ja bym chciała, żeby już były upały!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.