Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1819905
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 września 2009 , Komentarze (1)

Fajny wynik. Do wyjścia na rower koło 16 zassane 836 kcali. A jak skończyłam rowerowanie, to na liczniku świeciło się 819 kcali. To tak, jakbym spaliła wszystko, co zjadłam. Czyli dziś już teraz mogę jeść do woli?......

No dobrze, żartowałam. 


Na rowerze zrobiłam 55 i pół kilo. Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo spaliły mi się te wczorajsze, najpyszniejsze, najsłodsze, naj... winogronka na świecie. Szkoda tylko, że nie mogłam się porządnie rozpędzić, cholernik wiatr wiał mi prosto w paszczę.


Punkt widokowy przy pasie odejścia Okęcia, jak dojeżdżałam, to straszliwie warczało. Właśnie lądował McDonnell Douglas MDD-11, wersja transportowa dla UPS. Miałam wrażenie, że mu nie starczy pasa lądowania, mimo iż stawał na 3-3. Jesuuuuu, jaka straszliwie wielka maszyna. A te 3 silniki odrzutowe to mają gargantuiczną moc i dudnienie czuć we wszystkich kościach żebrowych. Ale frajda!!!!



Jest 23:39, a ja pracuję. Oglądam w sieci strony z chińskim węglem aktywnym i porównuję właściwości. Odbiło mi?

Nie. Nie.

Będę to robić, aż mi nos opadnie na klawerkę. Aż będę zasypiać na siedząco.


....

I tak w nocy źle śpię. Wróciły koszmary. Budzę się zlana potem, z łomotem serca. Zasnąć nie mogę. Na telefonie gram w węża z wyłączonym dźwiękiem...

22 września 2009 , Komentarze (1)

Spadł mi nagle dzisiaj wnuczkowy obowiązek i na pedałowanie miałam mało czasu.Więc jak siadłam na rower, to wybrałam sobie krótsza trasę, ale za to z małą ilością skrzyżowań, krawężników, podjazdów.

Zasuwałam jak motorynka. Zrobiłam ponad 27 km z średnią prędkością 19,5 km/h. Udało mi się ponad minutę jechać na płaskim z ponad trzydziestokilometrową prędkością.Spaliłam 414 kcali.

Uda mnie pieką od większego niż codzień wysiłku.


Pochłanianie kalorii pod kontrolą. Ścisłą.

Znaczy, było pod kontrolą do przed-chwilą. Przyszedł Pan i Władca i przyniósł całą torbę słodziutkich winogron bezpestkowych.....

21 września 2009 , Komentarze (1)

Obudził się znowu mój osobisty wąż finansowy w kieszeni. Kąsa, cholera.

Jedyny dobry skutek jego obecności - to nerwowy węzełek w miejscu układu trawiennego. Jakoś niegłodnam.

Rower popołudniową porą. Nie wyszłabym wcale, ale wróciła córka ze szkoły, z tym swoim... i mieli maślane oczy.... No, co im będę żałowała?....


Zrobiłam prawie 44 kilo, spaliłam 651 kcali.

Przez cały dzień zassane 1126 kcali.

 

 

Edit: po kąpieli, wymoczeniu, wypluskaniu, wymuskaniu...

Drugi dzień bez %. Trochę mnie ssie. I nie wiem, czy do jedzenia czy do drinka?....

Acha, wtedy stopa po upadku mnie bolała. Się okazało, dzisiaj zobaczyłam, że bo mam na niej, jakoś od spodu i od zewnątrz i w środku - siniaka giganta fioletowego. Jakim cudem w grubych najkach on się zrobił?....

20 września 2009 , Komentarze (1)

Zawsze z radością odkrywam i wciąż na nowo - że łóżko służy nie tylko do spania. Na przykład do ... hmmm... gimnastyki też.

 

Drugi dzień z rzędu zostałam przez Pana i Władcę wyprowadzona na spacer. Krótszy niż wczoraj, zrobiliśmy po Lesie Kabackim tylko 4 i pół kiloska. Ciepło. Tłumy ludzi korzystają z ciepłego łikendu, być może już ostatni taki pogodny....

 

Wieczorem wybrałam się na rower. Spotkałam tylko 5 czy 6 rowerów. Reszta zapada w zimowy sen, czy co??? Może zimno przednocne zniechęca... a przecież wystarczy założyć rękawiczki i długie spodnie- tak, jak ja dzisiaj.

Przejechałam ponad 30 km.

 

Pożeram właśnie drugie półkilo węgierek. Nie mogę się oderwać od tego smaku.

Drinka dziś nie piję, oj nie!!!! ŻADNEGO.

Głupio się czuję, ale mało bardzo dziś jadłam, a wcale nie jestem głodna....

 

 

 

ps

jeszcze mi trochę brakuje do pobicia rekordu rowerowego z 2004 roku

 

 

20 września 2009 , Komentarze (3)

W piątek rower późnym popołudniem.

Miałam upadek-wypadek. Prędkość, zjazd, zakręt piasek rozsypany na zakręcie, hamowanie. Razem dały wywrotkę. Przyglebiłam, aż Matka Ziemia jęknęła. Obtarłam się z kurzu. Wodą z bidonu obmyłam skaleczenia. I pojechałam dalej, bo mi żal było słonecznego popołudnia. Zrobiłam ponad 52 kilometry.

Ale do domu dojeżdżałam juz ogłupiała z bólu.

Chyba zrobię sobie przymusową przerwę. Na kurację potłuczeń, siniaków, startego łokcia i skaleczeń na kolanach.

 

Sobota bez roweru.

Rano obudziłam się obolała okropnie. Cała prawa strona ciała mnie boli. Ramię. Biodro. Żeberka, dwa tylko. Udo. Kolano pokaleczone w czterech miejscach. Łydka. Stopa. Cholera, dlaczego mnie boli stopa?

Zostałam wyprowadzona na spacer. Za dnia. Przez męża. Długi spacer. Tylko smyczki brakowało. Ale byłam TAKA SZCZĘŚLIWA.... ponad 10 km drogami leśnymi, ścieżkami dydaktycznymi, cmentarz Palmiry, wrzosy, 4 grzyby, droga brukowana kocimi łbami, lasy sosnowe świetliste, mrowisko, łąki, laski, bagniska...

Jakiś film z Hanksem wieczorem, kolacja tłuściutka, drinki jeden za drugim. Piekę schab na jutro, znowu użyłam wiedźmich ziół i po domu rozchodzą się smakowite zapachy. Wagę wsunęłam głęboko po kaloryfer.


18 września 2009 , Komentarze (5)

Waga jak podskoczyła ociupinkę kilka dni temu - tak dalej wisi w podskoku. Owszem, to prawie 2 kilo w dół od powrotu z mniam-jedzonego greckiego rejsu.... Owszem, miałam zjazd w dół jakiś czas temu. Ale to za mało!!!... A gdy waga stoi albo pooowoooli pełznie w górę, to ogarnia zniechęcenie.


Ja po prostu już nie mogę!.....

Nie mogę mniej jeść, bo robię się koszmarnie głodna. Boli mnie głód na całej długości, a mój układ trawienny nie może być poddawany bólowi, bo mi wróci.... W tym miesiącu tylko raz przekroczyłam 2000 kcali, a to też tylko o jakieś nędzne rupie.

Nie mogę więcej jeździć na rowerze, bo mnie boli. Kości tyłka od siedzenia. Stawy całych nóg od wielogodzinnego kręcenia. Mięśnie ud, mięśnie karku, stawy dłoni...

I po prostu nie mam czasu, nie wygospodaruję go więcej na aktywność fizyczną.

Ograniczyłam alkohol, dowóz pustych kalorii. Nie piję w dzień. Wieczorem tylko 2 lub 3 drinki, a i to też nie codziennie.


Już więcej nie potrafię się ograniczyć....

A szklana waga kpi sobie z moich wysiłków. Kpi. Pokazuje jęzor. Nie kocha mnie. Wpędza w złe samopoczucie....


do dupy...

17 września 2009 , Komentarze (2)

Ranek był niezły. Interesujący. Z noszeniem na rękach, co prawda tylko w celach erotycznych, ale zawsze to coś!

A potem głupie zdarzenie, telefon od starego znajomego, który nie wiedział, co mówi..... ani o kim mówi....wszystko mi znowu wróciło... Ku$^&*(()!!!

Cholera, depresja czai się za każdym narożnikiem.


Całą siłę woli musiałam zużytkować, by się ruszyć z domu. Przedwieczorne 39,61 km rowerem.

Niewiele jedzenia, tylko 1132 kcale zassane. A na rowerze spaliłam 585.

Zobaczymy wagę jutro

16 września 2009 , Komentarze (2)

Wczoraj zassałam 1796 kcali, a na rowerze spaliłam tylko 675.

No i dzisiaj rano szklana waga pokazała mi jęzorka. Złośliwe bydlę.


Więc dzisiaj każdemu kęsowi najpierw się dokładnie przyglądam, obwąchuję, zastanawiam się... Na razie (godz. 20:45) mam zassane 1005 kcali. Ale już się najadłam po powrocie z roweru. Ach, jeżdżąc dziś - spaliłam 799 kcali, przejechałam 54,7 km


Może jutro będzie lepiej....



do pobicia rekordu rowerowego z 2004 roku zostało mi jeszcze 410 km

niech jak najdłużej utrzyma się nie-mokra pogoda !!!



15 września 2009 , Komentarze (2)

Czy 1 deko do góry to się liczy w ogóle???? Na pasku nie będę zmieniać. Wystarczy, że się odcisnęło, ten wzrost, w moich szarych komóreczkach, tych, co mi jeszcze pozostały.


Dzień z papierzaną robotą. Co część zrobiłam, to mi donoszono nowe. Co zrobiłam wszystko, to sama sobie znajdowałam nowe. O 15 warczałam.

I gdy już chciałam na rower, to się pożarli, synalek i mama mojego wnuczka. "Kto ma dzisiaj Stasia odebrać z przedszkola i dlaczego ja?" We mnie rykoszetem walnęło.

Zanim dokopałam jednemu i drugiemu, to się zmrok zrobił. Jeszcze zakupy, jeszcze podjadanie, jeszcze wizyta u teściowej, jeszcze apteka.... Kiedy wreszcie JA????


Więc rower dzisiaj był nocny. Późnowieczorny i nocny. I lotniskowy, na dawnej Wirażowej przy cargo Okęcie stałam i podziwiałam oświetlone pasy i samoloty, startujące i lądujące.

Wiecie, że ja nie wierzę w latanie? Znaczy fizykę znam i rozumiem zjawisko. Samolotami z dużą radością fruwam. Ale cały czas wiem, iż to przecież NIEMOŻLIWE....


Zrobiłam rowerem prawie 47 km.
Okropnie tęsknie za poprzednim moim siodełkiem rowerowym, za moją kanapą. Ona była dobierana na wtedy moje 78 kg. I gdy schudłam, to była jak łóżko wodne dla moich kości do siedzenia. A teraz to mnie boli, zadek mnie boli, tyłek, uczciwszy uszy, mnie boli.....

acha, dzisiaj zassałam za dużo, by się przyznawać. Najpierw poranny głód na tłuste. A popołudniem Pan i Władca usmażył kotlety mielone. ON to robi  SPECJALNIE !......

14 września 2009 , Komentarze (3)

Z dużą satysfakcją patrzyłam dziś rano na wyświetlacz mojej szklanej wagi. Jest mnie mniej. Mniej niż przedwczoraj. Mniej niż wczoraj. Nawet wykonałam kilka podskoków na wadze, żeby całym ciężarem opaść. I nic.

Nie wydawałam okrzyków radości. Nie wołałam rodzinnej publiki, by podziwiali. Sama sobie dałam nagrodę - słodką jak grzech, mocną jak piekło i cudownie pylistą kawę po grecku.


Za dużo dziś pochłaniałam tłustego. Ale od południa miałam takiego na to głoda .... Wolałam mu troszeczkę ulec, kontrolowanie ulec, niż w nocy obudzić się przed lodówką z pustym słoikiem po majonezie w łapce.


Przed wieczorem i wieczorem rower, przejechałam 37 km. Dwa razy złapałam zająca i jechałam bardzo szybko. Raz 4 km, a drugi raz koło 6. Tego drugiego to potem na stromym podjeździe wyprzedziłam. Otworzył z zaskoku paszczę. Czy naprawdę nigdy nie robił za rowerowego zająca dla kobiety?

Nieważne.


Spaliłam 542 kcale.

Zassałam na razie 1230 kcale.

Ale wieczór jeszcze młody. Przewiduję, że jeszcze....

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.