Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1817427
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 września 2009 , Komentarze (1)

Dzień kurczakowo-rowerowy. Naprawdę!!! Od świtu marynuję uda kurczęce w różnych wiedźmich ingrediencjach. Potem obsuszanie i posypywanie egzotycznymi przyprawami. A potem do piekarnika.

Po odpowiednim czasie wyłączam piekarnik i robię sosik, też dalekowschodnio egzotyczny. A potem na rower. Bo sosik z mięskiem rodzina potrafi sobie chyba połączyć. I kartofelki obrać. Albo ugotować makaron. Albo ryż. Albo kuskus. Albo cokolwiek.


Objechałam większy kawałek świata, niż zakładałam. Prawie 59 km. Gdy do domu podjeżdżałam, to stałam na pedałach. Bo mnie tak straszliwie bolały kości, te do siedzenia.


Gorąca kąpiel. Drink. A potem drugi.

Oglądam siatkówkowy mecz. Facet mojej córki uzmysłowił mi, że to trzeba oglądać, bo gramy o złoto i że to pierwszy raz.

Może ja jestem stara. Może ja mam sklerozę. Ale?.... Ale!?!? Chyba kiedyś mieliśmy "złotka". Damską drużynę. Siatkówkową. Czy one to nie wywalczyły złota? damskie złoto się nie liczy?!?! rzadko zdarzają się chwile, gdy popieram feminizm


Może pościelić już łóżko?...


12 września 2009 , Komentarze (4)

No i jak się mogłam zważyć rano  (na czczo!) - jeżeli dostałam śniadanie do łóżka???? No jak?????

Świeża, gorąca jeszcze chałka, prawdziwe masło i miód i dżem. Jak mogłam odmówić??? Jak mogłam nie zjeść?.... Śniadanie przyprawione pocałunkami i głaskaniem.

Pożarłam....


Ponieważ dzień się rozpoczął od słodkiego grzechu - beztrosko i zupełną świadomością grzeszyłam dalej. I słodko i masełkowo. Popołudniem nastąpiło uwieńczenie rozpusty. Leżeliśmy z wnuczkiem przed tivi i z jednej miski wyjadaliśmy kangusy.

Wieczorową porą przejechałam 38 i pół km, spaliłam 564 kcali. To nie ja jadę na rowerze, tylko rower jedzie mną. Gładko i miękko, sam niemalże omija wyboje. Rewelka !

Wieczorem 3 maluśkie kanapki z wędliną. Jeszcze mi zostały śliwki, będę jadła aż mi się przejedzą.

Bez alkoholu. Gdyby nie ta lampka wina wczoraj od dzieci, to by już była druga doba....

11 września 2009 , Komentarze (1)

wpis dotyczy piątku, 11 września, jakoś przed północą czasu mi zabrakło

poranek ... nie codzień święto.... waga ociupinkę w górę.... niedużo, nawet nie pół kilo, ale wystarczająco, by mi zepsuć humor.


Rower w serwisie, więc może tak przejrzeć ciuchy letnie na zimowe, za duże na dobre?.... Textylny sen, textylne wariactwo. Jeden przepastny grubaśny sweter ma dziurę, jeden elegancki dzianinowy żakiet w granatowych miejscach zrudział, jedna koszulka polo na szmatki. Więcej szkód nie ma. Za to mam następne dobre dżinsy i spódnicę na zimę (sprzed 3 lat ? teraz jak znalazł).


Przed 19 odebrałam rower rower z serwisu, oczywiste, że musiałam go natychmiast wypróbować. O koszcie naprawy wolę nie mówić, tylna i przednia zębatki wymienione, przednia z korbami pedałów, nowy łańcuch, 2 kółka w przerzutce, klocki hamulcowe tylne, linki do hamulców i przerzutek, centrowanie kół i jeszcze dzisiaj dzwonił serwisant, że support się rozleci lada chwila i zaleca wymianę.... Wąż w kieszeni dostał, uczciwszy uszy, pierdolca.

Gdy tylko wjechałam na dłuższa prostą.... słuchawki na uszy, ROZPĘDZIŁAM SIĘ, 
i gdy nikt nie słyszał
i gdy nikt nie widział
pełną piersią ryczałam "... nas nie dogoniat, nas nie dogoniat !"

Potem jechałam tą świeżo położoną jezdnią i czułam, że pęknę z nadmiaru uczuć. Radość, że ta maszyna wreszcie tak pięknie jeździ. Satysfakcję, gdy wyprzedzałam wszystko co się ruszało jednośladowego. Ulgę, że mogę nacisnąć mocno pedały, a rower przyspiesza jak rakieta i nic nie zgrzyta, nie przeskakuje. Metafizyczny i niemal namacalnie fizjologiczny dreszcz rozkoszy i zadowolenia.


Mimo późnej pory przejechałam prawie 39 km. Nieważny był wiatr, chwilami prosto w paszczę. Nieważne muchy. Nieważne wieczorne pijaczki. Pędziłam jak... no, nie wiem, jak.

 

 

ODCHUDZANIE, ops, powinno być SZCZUPLENIE

9 - 1380 kcal zassane, spalone rowerowo 794

 

10 - 1339 kcal zassane, łącznie z drinkami, spalone na rowerze w dwóch ratach około 700

 

11 - 1137 kcali zassane, łącznie z czerwonym winem od potomstwa, spalone 570 kcali; mniej spalam, bo sprawniej, więc krócej jeżdżę, muszę wydłużyć trasy



kolejne kilometry do pobicia rekordu z 2004

10 września 2009 , Skomentuj

w 2004 roku zrobiłam w ciągu sezonu rowerowego 1857 kilometrów

w tym roku chcę przejechac więcej, zostało mi jeszcze do zrobienia ponad 700


dzisiajszym przedpołudniem przejechałam 24, a przedwieczornie 23 kilometry

mój pomarańczowo błyszczący rower zostawiłam w serwisie, trudno, jazda na nim stała się niebezpieczna

... a wąż w kieszeni niech się gryzie we własny ogon !!! posiadanie niepołamanych nóg, rak i żeber jest ważniejsze

 

 

10 września 2009 , Skomentuj

Jak to miło o poranku wejść na wagę i zobaczyć taki łechczący serce i umysł wynik. Ważę dzisiejszym świtem 56,7 kg. Tak, tak, poniżej 57. Jeżeli się ta słodka tendencja utrzyma?......

Paska na razie nie zmieniam, grupowe ważenie czarownic rowerowych odbywa się w łikendy.

 

Dziś też zalatany dzień, znowu będzie mi brakło czasu na jedzenie, a potem będę tak zmęczona, że nie będę miała ochoty na jedzenie. Oby!!!

9 września 2009 , Komentarze (2)

Podniosłam rankiem żaluzje, słońce świeci jak dzikie. Wyprawiłam Pana i Władcę w kolejną podróż. Potomstwo, pieszczotliwie napiszę - syneczek, córeczka i wnuczek - jeszcze śpi.... cisza...

Koło otwartego na oścież balkonu stoi moja szklana waga i łapie słoneczne promyki i puszcza zajączki i zachęca... Wpełzłam na nią. Bez-nadziei, bo dzisiaj nocą dojadałam odrobinkę i jeszcze wczoraj zaczął mi się okres... Więc wpełzłam.... i zobaczyłam malutką tendencję spadkową. Kota obudziłam okrzykami radości, popatrzył się z wyrzutem.

 

Zaszalałam - no bo czemu nie, jeżeli waga mnie słonecznie kocha?... Zrobiłam sobie kawę po grecku, strasznie słodką i mocną i pylistą. Zjadłam i śliwki i jabłka i pół gruszki po wnuczku.....

 

Co będzie dalej z tak cudownie rozpoczętym dniem? Słońce kusi. A robota mruga z monitora. Co wygra?

 

 

 

... edit o 20:30

Udało mi się połączyć przyjemne z pożytecznym. Zapakowałam do plecaka mnóstwo rzeczy i papierów. Rowerem pojechałam do biura rachunkowego, do salonu Ery, do Galerii Mokotów na moment, do ubezpieczyciela z gotówką w zębach, do serwisu rowerowego wybrać części. A telefon ma słuchawki nie tylko do słuchania muzyki, więc i z kontrahentem.... Jak zawsze najważniejsza okazała się organizacja. Rower mogę nawet przywiązać przed Eleą i zrobić zakupy w drodze powrotnej.

Ufff, rozpisałam się, podjadając kromę ciemnego chleba z ziarenkami i pożerając wielkiego pomidora. A miałam napisać tylko, że popołudniem przejechałam 53 kilometry i 360 metrów i że spaliłam przy tym 794 kcale.

8 września 2009 , Komentarze (2)

W ciągu dnia zassane 1420 kcali, i mleko, i zboże, o owoce, duuuuużo, i warzywka gotowane, i kawałek kiełbasy i sera, i sok.... znaczy - zbilansowana dieta.

 

Na rowerze zrobione ponad 60 kilometrów. A pojechałam tylko na drugi kraniec miasta załatwić ubezpieczenie samochodu. Wyszłam i to słońce mnie tak zachęcająco pieściło, zagrzewało w zakamarkach szyi i na czubkach uszu.

Więc pojechałam naokoło Warszawy. Cała trasa wyglądała tak: Saska Kępa, most Syreny, park saski z grobem Nieznanego Żołnierza, przez Wolę, Górczewska, tam załatwiałam sprawy "służbowe", potem nie wiem jak, znalazłam się przy Lazurowej, tunelami do Włoch, Łopuszańska, Okęcie, wiadukt przy cargo i Poleczki, Ursynów na durch, las Kabacki północnym brzegiem, Powsin, Wilanów, dalekie Stegny, trasa i most siekierkowskie, przez Gocław do domu. Jakiś zmotoryzowany cham chciał mnie zepchnąć z ulicy, chciał, żebym jechała rowerem po ciemku po nierównym chodniku. No, zupełnie cham niemyty. Przecież jechałam prosto, nie zygzakując, blisko prawej krawędzi, oświetlona wszelkimi możliwymi lampkami. Wrrrrrr, dawno takiej wiązanki nie puściłam publicznie.

 

Licznik mi mówi, że spaliłam 892 kcale.

 

Wprost czuję, jak mi komórki tłuszczowe na brzuszku zdychają z głodu.

7 września 2009 , Skomentuj

wczoraj był 6 września niedziela

Ciąg dalszy roboty w "domu i zagrodzie". Przy podcinaniu konara rajskiej jabłonki rozpłakałam się z piekącego bólu ramion. Dobrze, że nikt nie widział, chwilowa słabość.

Skończyliśmy po 19, jeszcze chwile postałam pod wrzącym prysznicem i w drogę. Kot nie cierpi jeździć po ciemku, wył mi smutno prawie całą drogę; no, zwinął się w kłębek na dnie skrzynki i miauczał i prosił, żeby to okropieństwo się już skończyło. Wychylał się na całą kocią szyję tylko, gdy przejeżdżaliśmy przez jakąś miejscowość i były lampy..

Rozpakowałam, coś zjadłam, napisałam artykulik, wyłączyłam laptopa.

Potem mam czarną dziurę. Padłam w opakowaniu, teoretycznie, by się jeszcze w tivi pogapić.... Podobno Pan i Władca częściowo mnie rozbierał kolo północy.

 

A to dzisiaj, 7 września poniedziałek

Spałam do budzika. Żadnych koszmarów, żadnych niepokojów przedświtowych. Dwa dni ciężkiej harówy na świeżym powietrzu wreszcie mnie zmęczyło. Przecież ja wczoraj poszłam spać bez kropli alkoholu ! Byłam tak padnięta wieczorem, że nawet mi się nie chciało.

 

 

W sobotę zassane 2100 kcali z małym ogonkiem, daję słowo, że spaliłam to wszystko i jeszcze więcej.

W niedzielę zassane tylko 1400, spalone na pewno więcej

 

Podobno chudnie się o 1 kilo od niedoboru siedmiu tysięcy kcali, przez ostatnie dwa dni zrobiłam chyba milowy krok w tym kierunku.

 

Dzisiaj mocno powyżej 53 km na rowerze. Miło się jechało, odcinek 12 km ma od łikendu nowiutką, gładziutka nawierzchnię. A opony przyjemnie szeleszczą na takim świeżym asfalcie.

Nie żrę....

5 września 2009 , Komentarze (3)

dwie góry gałęzi spalone

trzy pokosy trawnikowe zrzucone na kupę. ach, to już jest prawdziwy stóg, bo wyższy niż ja. jeszcze jeden pokos mi został, leży koło skrzynek kompostowych, ale się zrobiło ciemno i nie widzę, czy widłami nagarniam zgniłe sianko czy może własną nogę. na jutro zostało

ognisko iskrami sięgało gwiazd

orzech przycięty, jeden żywopłot przycięty, odrosty dzikiego wina z dąbka i z jarzębiny odcięte, świeże gałęzie i konary ułożone do wysychania

kretowiska z jednego trawnika rozgrabione, na jutro został mi trawnik drugi, ten większy

kotek stoczył głośną i fukającą walkę z sąsiadem, oba "prawieczarne", nie można było rozróżnić, czyj ogon bardziej szczotkowobutelkowy

przedźwigałam się przy tym sianie, coś mi strzeliło nisko w kręgosłupie i teraz mnie boli, przewidująco wzięłam ze sobą jakieś smierdzące smarowidło

w paluszkach mam kolce, z akacji dwa i niezliczoną ilość z ostu, bo nie widząc - złapałam pełną garścią

głodna jestem nieziemsko

4 września 2009 , Komentarze (1)

Jadła zassane dzisiaj 1095 kcali. Wszystko lekkie, owockowe, jarzynkowe, parę kanapek bez mięska.

Na rowerze tylko 36,8 km.

Wyjeżdżam na 2 dni. Do ciężkiej ogrodowej roboty. Szkoda, że to daleko od ścieżek rowerowych, ale pewnie i tak nie miałabym siły.....

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.