Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1819763
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 listopada 2009 , Komentarze (2)

dzisiaj, 18 listopada
przeszłam z kijami 8 km752 m w 100 minut, plus/minus 3minuty
spaliłam marszowo ponad 360 kcali, + nieokreśloną bliżej ilość kcali za kijki
w sumie już mam zaliczone 31,49 km
chodzę coraz szybciej, zaczynałam od prędkości 5,16, teraz zasuwam z 5,25 km/h

SZKODA TYLKO, ŻE  CHADZAM SAMA, nikt się nie chce dopisywać na vitaliowym forum o Nordic Walking

 

 

właśnie kończę robotę przy mężowskim laptopie

jutro już będzie mógł korzystać

zastało mi na dzisaj jeszcze ustawienie poczty firmowej na laptopie i przesyłanie poczty do niego z serwera firmowego

na jutro, albo na kiedyś-tam, zostawiłam poprawienie flaszgeta i zintegrowanie go z powłoką oraz instal GG, bułka z masłem

18 listopada 2009 , Komentarze (3)

skończyłam 26-cio godzinną robotę na cito przy padniętym nagle i potężnie mężowskim laptopie
zostały mi do instalki jeszcze jakieś drobne rupie w postaci skypa, antybota, antyspy, zamykanie portów wdcw, zabezpieczenia przed infekcją z pendrajwów, sterowniki do drukarek i odbieranie neta przez kartę z komórki
ale już nie daje rady, oczy mam zapuchnięte ze zmęczenia
i niewyspanam koszmarnie.... bo jak się nad ranem zeszłej nocy położyłam na chwilę, to prąd w całej dzielnicy mrugał i mrugał... a fax sie głośno restartowal i restartował.... co 1o czy 15 minut.... tyle z mojego spania było

więc tylko lekuchno sie umyje i luli

16 listopada 2009 , Komentarze (4)

a TUTAJ  moja zawziętość i upartość i osielstwo próbuje kontynuować program naprawczy

chodzę z kijkami, aż mnie pobolewają wierzchy stóp i stawy barkowe, bo z kilometra na kilometr te kijki coraz cięższe i cięższe....

16 listopada 2009 , Komentarze (5)

bo robię program naprawczy
bo nawet dzień z kolacją i piciem z przyjaciołmi był tylko 1800 kcali, a zrobiłam tego samego dnia na kijkach ponad 5 km
bo sie pilnuję

a dzisiaj waga mi wykonała kosmiczny niemalże skok
jak żywe i zlosliwe bydlę

piep%%$^% to!

15 listopada 2009 , Komentarze (6)

.... jeszcze sobie muszę poukładać w głowie.... wyjaśnić sobie dogłębnie

 

Jest mi wciąż zimno, dlatego trochę więcej jem niż latem. Organizm podstępnie wykorzystuje każdy nadmiarowy erg energii. Jesienią więcej jestem w domu, nie ciągnie mnie na zewnątrz. Więc bliżej do lodówki, pojemnika z chlebem, spiżarki. Gdy za oknem niebo równo i szaro zaciągnięte, wraca moja stłumiona miłość do smacznego pieczywa. Skończyło się przyjemne i bardzo kaloriospalające jeżdżenie na rowerze. Karty open na basen i siłownię nie razie mieć nie będę.

 

Czyli - ach, jakie to było proste, hłe, hłe, hle - już wiem, czemu się mnie robi więcej.

Więcej jem. Mniej się ruszam. I to tyle.

... no, Ameryki to ja nie odkryłam. No i do takich wniosków nie dochodzę po raz pierwszy. A za każdym razem odczuwam zaskoczenie, że to jednak prawda.

 

Znalazłam dostępną mi aktywność fizyczną.

Po pierwsze. Zaczęłam chodzić z kijkami. W lecie z wyżyn siodełka rowerowego patrzyłam na kijkowców z głębokim niesmakiem i politowaniem. A teraz sama... brrr. No, nie do końca mi to chodzenie pasuje, ale staram się tak skanalizować moją wściekłość i zawziętość, żeby się przekształciła w kijkowy napęd.

Po drugie. Zamówię hulahopa. Przecież kiedyś kręciłam i to nawet z figurami. Jestem w trakcie wyboru jak najbardziej optymalnej obręczy.

 

 

Ps. Dzisiaj po raz pierwszy od ponad 5 lat miałam dobry sen. Przygodowy, wyraziste postacie, w beżach, bieli i błękitach. Trochę sensacji, trochę akrobatyki powietrznej, jakaś walka na miecze. Taki przyjemny sen. I gdy przed świtem wstałam po picie, to wróciłam do łóżka i znowu z przyjemnością zanurzyłam się w ten sen. Otulił mnie zapach mojego męża, odprężyłam się, przykryłam po czubek nosa.... sen pzyszedł, ciąg dalszy tego samego.

Wstałam uśmiechnięta i wypoczęta.

14 listopada 2009 , Komentarze (3)

druga doba programu naprawczego

wczoraj, czwartek,  pochłonięte około 1600 kcali, razem z %, mniam, mniam

spalone na kijkach ponad 800

BILANS - ZADOWALAJĄCY

 

dzisiaj

zassane około 1200

kijków nie było,

bo jak właśnie wracałam z poczty i marketu i przemyśliwałam, żeby wyjść..... zadzwonił Pan i Władca i do kina zaprosił

DO KINA, A NIE NA FILM.... takiej okazji nie mogłam przepuścić

ale BILANS dnia - ogólnie i kalorycznie zadowalający

 

 

jutro, żeby ją pogięło, sobota rodzinno-domowa

urwę się na kijki?

urwę się na kijki!!!!!!!!!!

 

ps

kijki to nordic walking, wolę swojsko brzmiące nazwy

 

 

 

 

13 listopada 2009 , Komentarze (4)

to nie tylko kilkudniowe wahanie
to nie te"normalne" skoki w górę i w dół
to.... nie będę się oszukiwać

moje spodnie ukochane, te typu "druga skóra", zrobiły się na mnie ciasnawe w udach, nie mogę w nich wygodnie długo siedzieć !!!!!

ogłaszam strategiczny odwrót - przytyło mi się 1 kilo
zaraz zmienię pasek

ma ktoś na podorędziu narzędzie do strzelania w łeb? może być nawet proca

12 listopada 2009 , Komentarze (4)


... rozumiem i umiem fizykę, aerodynamikę, mechanikę, dynamikę i te takie innne. Uwielbiam latać. Zwłaszcza starty wprowadzają mnie w nastrój niemalże euforyczny i chichotliwy. A moim ulubionym celem wycieczek rowerowych jest pas podejścia na Okęciu. Mogę tam stać godzinami, z samolotami nisko schodzącymi do siadania. A jak przelatuje wielki nad głową, to podskakuję z wyciągniętymi łapkami i bezwstydnie wrzeszczę publicznie, taka frajda!

Ale z drugiej strony samolot to takie bydlę z metalu. Z żelaza. Jest CIĘŻKI, do cholerki. CIĘŻKI!!! Więc NIE MOŻE LATAĆ. Nie może. No, nie może....

To niemożliwe.

Czary albo cóś.....

Kocham latanie, ale cały czas jest we mnie przekonanie, że to jakiś humbug....

 

Tak samo jest z kaloriami w alkoholu.

Wszystkie tabele, poradniki, fora jednym głosem mówią, że alkohol jest wysokokaloryczny. Sama wiosną doświadczyłam kaloryczności alkoholu. Przy diecie około 800-100 kcali i wysiłku prawie codziennym (siłownia, rower, basen, sauna) spalającym ponad 800 kcali - chudłam poooowoooliiii. Bo codziennie "wypijałam" około 800 kcali. Gdybym nie piła dużo i codziennie - schudłabym w 2 miesiące, a nie w 5. Rozumiem to, fakty do mnie przemawiają. Ale NIE WIERZĘ!

No bo jak to możliwe, żeby coś o konsystencji i przeźroczystości wody mogło spowodować wystawanie brzucha, falujących oponek, masywnego karku czy drugiego podbródka????

Na tak zwany "chłopski rozum" - niemożliwe! Woda? Wooda? Zamienia się w tłuszcz???? Znowu humbug! Rzewne jaja ktoś sobie robi....

 

... te takie nocne przemyślenia to dlatego, że chyba będę musiała pasek zmienić mój pasek wagowy. Na in plus.

(.... i wydaje mi się, że to z nadmiaru alkoholicznych kalorii przy jesiennym braku aktywności fizycznej...). Nic, tylko sobie w łeb palnąć.

 

Cholera

Cholera!

cholera

cholera....

8 listopada 2009 , Komentarze (7)

Już jestem w domu. Ciałem. Bo duch został mi tam gdzieś... między przyjaciółmi.


Piątek - jest u nas w domu tylko jeden przyjaciel, największy, najstarszy, nasz skiper na rejsach cykladzkich. Razem piliśmy dwójniak i zajadaliśmy się moją kapustą z grzybami i rodzynkami. Potem dobił Pan i Władca i oni się przerzucili na ballantajnsa, a ja grzecznie popijałam drinki z bolsa. I jeszcze jakieś prace przy kompie i jeszcze coś tam...  nie pamiętam.  .....jako ostatnia gasiłam światło, była 2:05.....


Sobota poranek... christosie, jak boli głowa, mnie i skipera. Mój miły się wczoraj oszczędzał, bo robi za drajwera.

Droga do Poznania, skiper dogorywa z tyłu. Koło 14 już wszyscy jesteśmy niczym ptaszęta, no, te, skowronki. Na miejscu odurzająco pachnąca i dziwnie wyglądająca szarlotka i hektolitry białego wina. No, niektórzy faceci łoją piwo. Jest nas jedenaścioro.

Godzinny spacer o zmierzchu na poznańską Starówkę, potem spaceru ciąg dalszy po Starówce. Potem knajpa z kuchnią grecką. Przemiłe kelnerki, smaczne żarełko. Po tym naszym pływaniu wszyscy jesteśmy fanami kuchni grackiej. Pochłonęłam 4 dalmiaczki w sosie gryzącym i musakę. Alkoholu nie liczę.  Z greckich piw - nie mieli Amstela, był tylko Mythos. I trzy kawy po grecku łyknęłam, słoooodkie. Mnie i koleżankę młody Grek uczył na zapleczu robić w odpowiedni sposób kawę po grecku. I tak się pięknie przy tym giął nad palnikami. Uczta dla nozdrzy i dla oczu.

Powrót taksówkami. Ponad pięć godzin picia, gadania, oglądania zdjęć tegorocznych, dowcipów, wspomnień.

Śpimy pokotem, jak śledzie. Zupełnie jak na łódce, gdy jest wymiana załóg. Bo wtedy na jachcie dziesięcioosobowym jest nas co najmniej osiemnaścioro.


Niedziela. Jakoś nikt nie miał ochoty na poranne wstawanie.... oj, łepki bolą, światło razi oczy. Lekkie śniadanie, nie-drajwerzy po kliniku. We 3 samochody na targi, akurat dzisiaj jest ostatni dzień. Targi Żeglarstwa i Sportów Wodnych BOATSHOW. Mniam, mniam!!, ponad 3 godziny łażenia i podziwu w oczach.

Powrót do domu. Po drodze gospodyni skierowała nas na zakup Rogali Marcjańskich. Pyszne, ale zdołałam wcisnąć tylko 1/4. W domu znowu gadanie, wspominanie, zdjęcia. I przepyszny bigos. I jeszcze jeden mały klinik.


W samochodzie posypiałam.

Teraz przez dwa dni będę trzeźwieć.

I przez tyle samo nie wchodzę na wagę. Ot, tak. Dla zdrowia psychicznego.


Choć czym ja się martwię?!?!?!  Moje koleżanki z rejsów są w wieku od 24 do 43 lat. Ja jestem najstarsza.

I NAJSZCZUPLEJSZA.


HA!

Tyle mojego.



6 listopada 2009 , Komentarze (4)

miałam pić dopiero od jutra
poniewaz część tych wyjazdowych-wspominających zjechała do nas - piję już teraz
znaczy.... pijemy i wspominamy razem
jutro przedpołudniowo przemieszczamy sie do Poznania
by tam dalej pić i wspominac.... greecee, cyklady, lato, słońce.. i takie inne wspaniałości
uprzejmie informuje o zaprzestaniu liczenia kalorii na na dni kilka

do zabaczenia w poniedziałek.... albo we wtorek
albo nie wiem, kiedy

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.