...
... piątek: 63,8 kg , sobota: 63,2 kg :)) niedziela: 64,3 kg (ważenie poza domem)
Kobieta
Kiedy ma 5 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi księżniczkę.
Kiedy ma 10 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi Kopciuszka
Kiedy ma 15 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi obrzydliwą siostrę przyrodnią Kopciuszka:
"Mamo, przecie¨ tak nie mogę pójść do szkoły!"
Kiedy ma 20 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za
niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 30 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale uważa, że teraz nie ma czasu, żeby się o to troszczyć i mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 40 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale mówi, że jest przynajmniej czysta i mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 50 lat:
Ogląda się w lustrze i mówi: "Jestem sobą" i idzie wszędzie.
Kiedy ma 60 lat:
Patrzy na siebie i wspomina wszystkich ludzi, którzy już nie mogą na Siebie spoglądać w lustrze. Wychodzi z domu i zdobywa Świat.
Kiedy ma 70 lat:
Patrzy na siebie i widzi mądrość, radość i umiejętności. Wychodzi z domu i cieszy się życiem.
Kiedy ma 80 lat:
Nie troszczy się o patrzenie w lustro. Po prostu zakłada liliowy kapelusz i wychodzi z domu, żeby czerpać radość i przyjemność ze Świata.
Może wszystkie powinnyśmy dużo wcześniej założyć taki liliowy kapelusz...
... cel tygodniowy nie został osiągnięty...
... ale malutki spadek jest - 63,7 kg :) chyba na pocieszenie...
... zmieniłam sobie dzień oficjalnego ważenia - z czwartku na sobotę... może po weekendowych imprezach, które się znów szykują, waga będzie miała te dwa dni więcej na dojście do siebie ;/ brak efektów okropnie mnie zniechęca do dietkowania :/
... 64,4 kg...
... wygląda na to, że w tym tygodniu zamiast spadku wagi zaliczę wzrost :/
... kolejne pomiary...
... poniedziałek: 64,7 kg :/ wtorek: 64,7 kg :(
... przedłużyłam dietę na kolejny miesiąc... zastanawiałam się nad siłą błonnika, bo głód mi doskwiera... i od paru dni męczą zaparcia... ale tego by chyba Tomek nie wytrzymał... na razie zostałam przy smacznie dopasowanej...
... a poza tym... z rzeczy dość niepokojących - paznokcie mi się strasznie łamią... i jestem bardzo słaba... zawroty głowy mam po kilka razy dziennie... liczę na to, że te problemy są przejściowe...
... naga /prawie/ prawda...
... skończyłam dzisiaj 32 lata... w związku z tym jutro pewnie znów waga wróci do poziomu wyjściowej, bo było ciasto i parę innych grzeszków, ale co tam... poważny wiek... aż trudno w to uwierzyć ;) to dziwne... nie robi on na mnie takiego wrażenia jak w dniu 29. urodzin... ale troszeczkę "przytłacza"... może czas zacząć czuć się staro...
... wynik porannego ważenia: 63,9 kg :) z przodu wyglądam naprawdę dobrze, ale z tyłu - masakra...
... 64,1 kg...
... za kilka dni kończy się miesiąc na diecie smacznie dopasowanej... jak na razie schudłam na niej ok. 1,5 kg... dobrze, że cokolwiek spadło, bo w tym czasie byłam na dwóch weselach i zaliczyłam kilka rodzinnych imprezek :) w poniedziałek przedłużę abonament na kolejny miesiąc, bo jeszcze sporo wylewa mi się nad spodenkami...
... głodna...
... czuję głód... głód, głód... zjadłbym konia z kopytami, gdybym mógł... głód, głód... ucho słonia, starą teczkę, a na deser wielką beczkę, czuję głód...
... o tak :/ poprzednio (czyli trzy lata temu) było pod tym względem o niebo lepiej... teraz niby na koniec większości posiłków czuję się całkiem syta, ale po godzince już myślę o jedzeniu... może tak powinno być, skoro ilość dostarczanych do organizmu kalorii jest dużo mniejsza niż jego zapotrzebowanie... nie wiem... chyba faktycznie to święta prawda, że im dłużej się człowiek odchudza, tym trudniej mu się trzymać diety... a co będzie w przyszłym tygodniu - nie mam pojęcia i aż się boję o tym myśleć... widziałam w nowym planie posiłków, że dzienny limit kalorii spadł z 1600 na 1200... drastycznie... bym powiedziała :/
... piątek - waga: 64,3 kg :/ po wczorajszym chipsowym szaleństwie :/ biust: 89 cm, pod biustem: 75, talia: 76, pępek: 86,5, boczki: 92,5, tyłek: 102 :) minimalnie mniejsze :) i zawartość tłuszczu w organizmie: 29% :)
... czwartek - trzecie oficjalne ważenie :)
... 64 kg :) czyli kolejny etap chudnięcia zaliczony :) znów zapomniałam się zmierzyć w strategicznych miejscach...
... jeżeli nic się nie zmieni...
... będę tutaj tylko dopisywać wyniki codziennego ważenia... no chyba żeby się wydarzyło coś ciekawego ;)
... poniedziałek: 65,7 kg, wtorek: 64,2 kg :) środa: 64 kg :))
:)
... wczoraj było pysznie :) i pod względem zabawy :) i jedzonka :) wynik porannego ważenia: 66,5 kg (!) znów dwa kroki do tyłu :/ a imprez nie koniec...