... nadal czasu brak...
... ponieważ w poniedziałki wychodzę z domu przed 6:30 i z rana nie pamiętam, żeby się zważyć, teraz mój dzień oficjalnego ważenia to niedziela; dzisiejsza waga: 64,4 kg :)
... jeżeli chodzi o mnie, to z dnia na dzień jestem coraz bardziej zmęczona i poddenerwowana tym, że z niczym się nie wyrabiam... dom leży odłogiem... ja wszędzie biegam... wciąż jestem nieprzytomna z niewyspania... podziwiam Was za to, że sobie tak świetnie radzicie ze wszystkimi obowiązkami... na szczęście noga mniej więcej w porządku - ból stopy, opuchlizna i zaczerwienienie zeszły; tylko w kolanach mi ciągle strzela i kiedy kucam, czuję jakieś takie dziwne ciągnięcie... wydaje mi się, że to wynik przebywania na diecie matki karmiącej... muszę chyba bardziej o siebie zadbać... w ogóle czuję się zaniedbana... i patrząc na swoją twarz mam wrażenie, że przybyło mi z dziesięć lat :/
... dzisiaj rano Danielek skończył siedem miesięcy :) niedawno zaczął siedzieć, a teraz już, jak znajdzie jakieś oparcie dla nóżek, stoi :) ostatnio mieliśmy straszne problemy z jedzeniem... Maluch nie chciał ani mleka, ani kaszek, ani obiadków... ani nawet jabłuszka... ale wszystko (odpukać) powoli dochodzi do normy :) ząbków nadal nie ma, więc może to o nie chodziło...
... unieruchomiona...
... od wczoraj jestem na zwolnieniu lekarskim z nakazem oszczędzania nogi - niby zapalenie jakiegoś stawu w stopie... i bez tego polecenia ograniczałam przemieszczanie się do koniecznego minimum... noga bolała mnie już ze dwa tygodnie, ale do pracy kuśtykałam ile dałam rady... a w środę ledwo się doczłapałam do domu z przystanku... i nie było wyjścia... co za pech... za tydzień sprawdzian kompetencji, a ja uczę w tym roku tylko dwie szóste klasy :/ niby uczniowie już powinni wszystko umieć, a przynajmniej nauczyli się tego, co mieli się nauczyć... ale miałam jeszcze raz powtórzyć z nimi najważniejsze rzeczy...
... dzisiaj Tomek jest w pracy, a do mnie przyjechała mama, żeby zająć się Danielkiem... więc mogę zrobić wpis... bo tak na co dzień to nie mam kompletnie na to czasu...
... mój Synek już umie siedzieć :) i stać podtrzymywany pod paszki :) specjalnie upuszcza przedmioty, a potem ich szuka :) majstruje przy czym się tylko da :) kiedy chce się z nami bawić, zaczepia i zaśmiewa się do rozpuku :) waży 8 770g :) i ma ponad 74 cm!
... a ja dzisiaj rano ważyłam 64,4 kg :)
... idzie wiosna :)
... chyba :) moja waga schodzi już poniżej 65 kg ... nie wiem sama, czy chcę chudnąć bardziej... obmierzyłam się - w biodrach mam 102 cm (było 107), w talii - 77 (wcześniej 80)... tylko te moje nieszczęsne boczki... no i wystający brzuszek... tam tłuszcz się nieproporcjonalnie wylewa... reszta jest ok :)
... przepracowałam już miesiąc :)
... momentami jestem padnięta i odliczam czas do wakacji :/ chociaż w pracy ogólnie nie jest najgorzej :) Danielek jest kochanym maleństwem :) coraz ładniej sobie siedzi, ciągle próbuje pełzać, ale na razie to tylko powód złości, bo jest nieskuteczny; je już zupki z mięskiem i pije mleczko z kleikiem wieczorem... cieszy się, kiedy jest chwalony :) można wymieniać bez końca ;)
... ostatnio ważę około 65 kg :) wczoraj było 65,2 kg, dzisiaj zapomniałam stanąć na wadze...
... dzięki Dziewczyny :) po raz kolejny :)
... za to, że mnie rozumiecie :)
... Tomkowi skończył się już urlop, więc od jutra Danielkiem dwa-trzy razy w tygodniu będą się zajmować Babcie - o moją Mamę się nie martwię, a druga... lepiej nie będę pisać więcej, bo tylko bardziej się denerwuję :/ ostatnio "wypisanie się" mi nie pomaga :/ wręcz przeciwnie :/ a poza tym dobrze - i w szkole, i w domu :) tylko ten ciągły brak czasu...
... poranna waga: 65,7 kg :)
... szczyt!
... i o kim może być wpis opatrzony takim tytułem? o nikim innym!
... wczoraj po powrocie z pracy zastałam Tomka doprowadzonego do białości /piszę oględnie, on użył innego słowa na określenie swojego stanu/ długo musiałam się dopytywać, o co chodzi... w końcu mi powiedział... jego mamunia tak go nastroiła - była po raz kolejny, żeby się oswajać z wnukiem... oczywiście Danielek był cały czas noszony na rękach, a w trakcie przemawiała do niego w ten sposób: "o, jaki jesteś ładniutki, babcia do razu mówiła, że trzeba dać butlę, a to nie wiedzieli co zrobić... głupi... teraz tak cię ponoszę, bo oni to... nie będę cię kładła na tej macie, bo tylko cię tam kładą... syneczku (!)... drap, drap... ślicznie drapiesz... babcia nie będzie miała problemu, najwyżej rodzice" itd itp... i do Tomka "zobaczysz, że wypadnie z tego łóżeczka... a czemu to, a czemu tamto... jak ty go nosisz, jak karmisz... noś go, czemu go kładziesz..."
... aj...
... na wadze z powrotem 66 kg :( jem w biegu, pomijam posiłki, bo tak wychodzi... a na przerwach najprościej sięgnąć po słodycze :/
... nie mam czasu praktycznie na nic...
... dziś na wadze 65,3 kg :)
... pół godziny temu ściągnęłam mleko... nie opłacało się już kłaść do łóżka, więc pomyślałam, że spokojnie zjem śniadanie i wpadnę tu na chwilkę... bo ciągle nie mam czasu, by zrobić jakiś wpis... najogólniej jest w porządku... ciągle tylko z kładzeniem Maluszka jest problem :( chociaż przez weekend nie było tak źle :/
... brakuje mi chwili na oddech... bardzo... nie mam jak pozaglądać do
moich Ulubionych Vitalijek :( tylko czasami udaje mi się "ukraść"
minutkę, kiedy np Tomek kąpie Danielka... nie mam też czasu na
przygotowanie lekcji i mam wrażenie, że zanudzam dzieciaki na śmierć :/
... z pamiętnika mamy, która wróciła do pracy...
... dzisiejsza waga: 65,8 kg...
... dni mijają w zastraszającym tempie - wstaję rano i dosłownie zaraz trzeba się kłaść spać wieczorem... w pracy w porządku, jeszcze gdyby dzieciom chciało się uczyć, byłoby super :) poniedziałek miałam trudny, bo wstawałam przed szóstą i nie widziałam się rano z Maluszkiem... gdybym nie zwolniła się z rady, w ogóle bym się z nim nie widziała :/ wczoraj i przedwczoraj już lepiej, bo o bardziej ludzkich godzinach zaczynałam pracę :) dzisiaj też mam na trzynastą :) trzy godziny :) więc wyjdę z domu około wpół do dwunastej, a wrócę po siedemnastej... nie jest źle :)
... jak mój powrót do pracy znosi Danielek? ogólnie jest grzeczny, ale mamy okropne problemy z zasypianiem... pada po półgodzinnej histerii :( zaczęło się w poniedziałek - może dlatego, że jak się zbudził rano, mnie nie było i nie wiedział, co się dzieje... a teraz mu się wydaje, że jak zaśnie, znów zniknę :( w poniedziałek wieczorem szlochał mi na rękach bardzo długo... samo zbliżenie się do jego pokoju jeszcze nasilało płacz... nie dawało się go utulić... w końcu zaczęłam mu tłumaczyć, że byłam w pracy i powiedziałam: "Jutro, jak się obudzisz, będę"... momentalnie się uspokoił, przytulił i zasnął... a niby takie małe to niczego nie rozumie...
... to już jutro...
... czuję się tak, jakbym pierwszy raz w życiu miała iść do pracy... plan lekcji mam całkiem niezły - można by powiedzieć super, gdyby nie poniedziałek, kiedy lekcje zaczynam od ósmej, czyli wyjście z domu przed siódmą... pozostałe dni zadziwiająco fajne :) jeżeli będę miała chwilkę, później dokończę ten wpis...
... trzymajcie kciuki :)