... 67 kg się utrzymuje :/
... dokładnie 67,1 kg :/ niestety... pozostaje się przyjrzeć temu, co jem... może i tym razem to coś da...
8:00 - kromka ciemnego chleba z nasionkami, margaryną, plastrem szynki gotowanej i ketchupem + herbata (3/4 łyżeczki cukru) + garść chipsów
10:20 - pół kromki z serkiem z chrzanem + spora porcja sałatki warzywnej + kawałek ciasta orzechowego + herbata z 2 łyżeczkami miodu
12:00 - duży jogurt naturalny + gruszka + herbata z cukrem + wafel ryżowy z mleczną czekoladą (obrzydliwie słodki)
14:20 - talerz grochówki z kiełbasą + słodzona herbata + garść paluszków pełnoziarnistych + góra sałatki warzywnej
17:00 - znów sałatka + pół kromki z plastrem kotleta mielonego z musztardą + 2 słodzone herbaty
20:00 - garść paluszków + 2 słodzone herbaty
... coś mi się zdaje, że to nie wszystko, ale nie mogę sobie nawet przypomnieć, co jeszcze pochłonęłam :/
... zwolnienie...
... Danieluś chory - biedaczek :( kaszle jak stary gruźlik :( myślałam, że przetrwamy jakoś i tym razem bez antybiotyku, ale dzisiaj, po przekaszlanej nocy złamałam się i zrealizowałam receptę wypisaną przez Pana Doktora na wszelki wypadek :( nie cierpię sama podejmować decyzji w takich sprawach :/ nigdy nie jestem pewna, czy zrobiłam dobrze...
... i brutalne sprowadzenie na ziemię...
... chyba dla równowagi - żebym tak ciągle w obłokach nie bujała ;)
... zaczęło się od tego, że nieoczekiwanie okazało się, że dostaliśmy jednak masę sponsorowanych przez miasto godzin terapii z jakiegoś tam projektu, na które wcześniej raczej za bardzo nie liczyliśmy - super wiadomość - Bóg czuwa :D (ze trzy tysiące "w kieszeni" - tak na oko) mamy 15 bezpłatnych godzin z logopedą, 15 bezpłatnych godzin integracji sensorycznej, darmowe szkolenie dla rodziców nt. radzenia sobie z zachowaniami trudnymi i 12 bezpłatnych godzin nieszczęsnych zajęć grupowych muzyczno-ruchowych z elementami plastycznymi...
... no i właśnie wczoraj byłam z Danielkiem na pierwszych zajęciach grupowych... istna porażka... bunt... o siedzeniu w kole nawet nie ma co wspominać... słuchanie pani prowadzącej nie interesowało Danielka w ogóle... ale jak by mogło interesować, skoro zajęcia odbywały się w sali z hamakiem... a on uwielbia bujanie i nie mógł się wybujać (a hamak w zasięgu ręki... o naturo złośliwa!)
... tylko zabawy z chustą Malucha zaciekawiły... i bieganie... ale na jego własnych zasadach... także otrzymałam reprymendę i poradę, by zacząć stosować nagrody w formie jakiegoś dobrego jedzenia...
... i tak się zastanawiam, czy tylko ja widzę w takich metodach tresurę zwierząt? czy tylko we mnie to budzi sprzeciw? czy człowieka z dysfunkcjami nie można traktować jak człowieka? wyraźnie powiedziałam, że nie stosujemy takich nagród, więc pani prowadząca zaproponowała wychodzenie z sali, kiedy Daniel nie będzie chciał uczestniczyć w zajęciach - podejrzewam, że jeżeli wyjdzie, to szczęśliwy oddali się w stronę szatni i nie zachęci go to w żaden sposób do powrotu - muszę z nią to przedyskutować, bo ostatnio byłam zbyt wzburzona tym właśnie w moim odczuciu odczłowieczonym podejściem do niepełnosprawnego... i tak ją chyba uraziłam stwierdzeniem, że moje Dziecko się nudziło i dlatego nie brało udziału w zabawach... gdy powiedziałam, że Mały jest ruchliwy, usłyszałam, że przecież pójdzie do szkoły za dwa lata, a czterolatek już powinien siedzieć grzecznie... ludzie drodzy... to szmat czasu... i to chyba dotyczy dzieci w tzw. normie... i ta norma jest elastyczna... i on moim zdaniem ma się tego tam uczyć... albo ja czegoś nie rozumiem... nawet w zwyczajnej szkole mamy obowiązek dostosowywać pracę do potrzeb i możliwości dziecka :/
... a... i moja waga: 67 kg...
... cuda się dzieją :)
... wczoraj rano odprowadziłam Danielka do przedszkola; kiedy weszliśmy do szatni, była tam już dziewczynka z jego grupy - siedziała na ławeczce... Danielek usiadł na drugim końcu... i od tego momentu czułam się jak we śnie... dzieci się do siebie uśmiechały, powolutku przysuwały się coraz bliżej i na koniec dały sobie buziaka :) nie jedno drugiemu - zrobiły to razem :) czyżby pierwsza synowa? to już?
... życie...
... waga nadal w górę :/ dzisiaj
67,6 kg... wieczorem w ubraniu od kilku dni widzę prawie 70! to moja najwyższa waga w życiu poza ciążą :/ ale trudno... zauważyłam, że chudnę, kiedy jestem nieszczęśliwa/zmęczona/przybita... a nabieram "ciałka", kiedy jest dobrze i wszystko się układa... nawet mimo zredukowania słodyczy do ilości śladowych :/ a ciągnie mnie do nich jak nigdy...
... jestem szczęśliwa :)
... w rozpoczynającym się roku szkolnym mam 12 godzin... w tym 7 w ramach pomocy psychologiczno-pedagogicznej :) cieszę się na to bardzo :) czuję, że będę mogła faktycznie pomóc dzieciakom :) oczywiście troszkę się boję, bo to coś, czego jeszcze nie robiłam :) ogólnie jednak nie będzie źle :) jedynym problemem mogą być finanse, bo zarobię znacznie mniej niż do tej pory... w związku z tym musieliśmy zmniejszyć Danielkowi liczbę godzin terapii z 6 tygodniowo do 4 :/ co zrobić... może z czasem uda się zorganizować coś więcej :) także obniżenie wymiaru godzin, które zapowiadało się jako katastrofa, okazało się w ogólnym rozrachunku miłą niespodzianką :)
... a Danielek został wczoraj wychwalony i przez Panie Terapeutki, i przez swoją Wychowawczynię, i przez Panią Dyrektor :) bawi się z dziećmi :) i są to zabawy symboliczne! dzieci go lubią :) nie sprawia problemów :) je wszystko - nawet surówki :) (oczywiście bez glutenu, mleka i cukru) powtarza coraz więcej :) mówi "daj", "cze(ść)", "moja mama", "miś", "ko(ł)o", nazywa wszystkie zwierzątka za pomocą wyrazów dźwiękonaśladowczych :) dobrze śpi :) histerii praktycznie nie ma :) od ubiegłego roku minęła po prostu cała epoka :)
... jedynie moja waga mnie martwi :/ 67 kg na dziś :/ mimo radykalnego ograniczenia słodyczy... niestety całkowicie nie dałam rady się z nimi pożegnać :/ przynajmniej na chwilę obecną...
... tfu, tfu, tfu :)
... żeby nie zapeszyć ;) mowa Danielka rusza :) Maluch zrobił mi najpiękniejszy prezent urodzinowy ze wszystkich, jakie kiedykolwiek dostałam :) w dniu moich urodzin na zajęciach z Panią Logopedą mówił pierwsze dwusylabowe słowa (mata, jama, tama itp.) :D co prawda w domu nie chciał ich powtarzać, ale to chyba z powodu zjedzenia dość dużej dawki glutenu (pięć słusznych faworków)
... dzisiejsza waga: 66,5 kg... drugi dzień bez słodyczy - jest ciężko :/
... już czas...
... 67,6 :/
... muszę podjąć tę męską decyzję - koniec ze słodyczami!
... tylko jak wytrwać... :/
... dlaczego ja tak tyję?
... dziś rano na wadze miałam już 67,2 kg :/ nie wiem, co się dzieje...
... jeżeli chodzi o wesele, to mogłoby być super, gdyby nie ta moja noga (pytałyście, co się stało - przechodząc koło łóżka, zaczepiłam nogą o nogę mebla, a dokładniej ona znalazła się pomiędzy moim najmniejszym palcem a kolejnym :/ mały palec odgiął mi się o jakieś 45 stopni i nie wrócił do pozycji wyjściowej bardzo długo :/) - tak więc po kilku spokojnych tańcach spuchł mi ten palec okropnie - but zaczął uwierać, a noga okropnie boleć :( także przed północą zmuszeni byliśmy opuścić imprezę i udać się do pokoju hotelowego... no trudno :/ za to ze swojego wyglądu byłam bardzo zadowolona :) zrezygnowałam z paska w ogóle, miałam za to długi łańcuch ze srebrnych kwiatków, który radośnie dyndał na mojej piersi :) pomalowałam paznokcie kobaltowym lakierem, lekko się umalowałam... zostałam uczesana zwyczajnie (bob) i wszystko razem naprawdę nieźle wyglądało :) szkoda, że nie dane mi się było wybawić, ale cóż... nie można mieć wszystkiego :)
... dziękuję za pomoc, Dziewczyny :)
... na Was zawsze można liczyć :D strój na jutro skompletowany - niebieska sukienka z białymi butami - mogę spać spokojnie :) Mama doradziła mi jeszcze to wściekle malinowe wdzianko na wierzch zamiast płaszczyka - beż faktycznie do niczego by mi teraz nie pasował - posłuchałam,co mi się nieczęsto zdarza ;) ponieważ Danielek już śpi, musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby sfotografować to, co wyszło (wcześniej robiłam zdjęcia w lustrze szafy w jego pokoju)
... tak wygląda mój jutrzejszy strój :) co o nim sądzicie? ja jestem zadowolona :) boję się tylko, że noga będzie mi dokuczać, ale cieszę się, że mimo wszystko założę tę sukienkę :) ile to kobieta musi wycierpieć dla urody ;) (faktycznie, pasek jakoś chyba przeszkadza... zrobiłam więc zdjęcie bez niego... sama nie wiem, jak lepiej... i torebka taka ni z gruszki ni z pietruszki... ale ona musi zostać, bo nie mam innej)