... czas wracać do "normalności"...
... i po wakacjach... dzisiaj po południu rada... pojutrze rozpoczęcie roku szkolnego...
... poniedziałek: 64,1 kg... znów wizyty w kibelku brak :/ wtorek: 64,4 kg (b/z)
... dziękuję :*
... Kochana Grotko14, żałuję, że nie mogę wejść do Twojego pamiętnika i Cię poznać... już dawno nie przeczytałam ani nie usłyszałam czegoś, co dałoby mi tyle sił i nadziei :) czuję, że mogłabym góry przenosić :))
... sobota: 63,8 kg :))) (oficjalne ważenie w końcu zaliczone!) niedziela: 63,8 kg :)
... pierwszy krok...
... na drodze do akceptacji własnego wyglądu...
... doprowadziłam włosy do jako takiego ładu - pasemka zatarły troszkę odrosty, kosmetyczne strzyżenie zwalczyło rozdwojone końcówki :) jedynie długość nadal mnie nie satysfakcjonuje... długo będę musiała czekać, aż włosy odrosną... ale poczekam :) jutro kolejne oficjalne ważenie... jeżeli znów nie zaliczę tygodnia, to się chyba naprawdę poddam :/ jak doskonale rozumiem teraz, że brak jakichkolwiek sukcesów to brak motywacji...
... pokochać...
... bardzo mądre słowa - pokochać (swoje niedoskonałości)... w teorii dobrze to znam i całkowicie zgadzam się z tym, że to jedyna droga do zadowolenia z siebie, ale znacznie gorzej z praktyką... są takie dni, kiedy mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że lubię swoje ciało... ale one stanowią znikomy procent mojego życia :/ zwykle bardzo nie lubię tego, co widać w poprzednim wpisie :/ miałam nadzieję, że kiedy schudnę, a dieta mi w tym pomoże, problem zniknie... wydawało mi się, że wybrałam odpowiedni moment, bo mam czas na przygotowywanie posiłków i pilnowanie pór ich spożywania... ale chyba się myliłam... w tygodniu, który się zaczyna znów będą imprezy i wyjazdy, podczas których nie jestem w stanie trzymać się diety... wczoraj zastanawiałam się nad przejściem na dietę stabilizującą, bo dotarło do mnie to, że sama się oszukuję, skoro na siedem dni w tygodniu - diety przestrzegam trzy dni :/ za tydzień do pracy... podejrzewam, że wtedy to już w ogóle będę jadła nieregularnie i "byle co"... więc może faktycznie pokochać to, co jest, założyć, że lepiej nie będzie... i żyć czym innym... ale jak? ... ja tylko chcę wrócić do swojego dawnego wyglądu...
... wtorek: 64,2 kg :) środa: 63,7 kg :) czwartek: 64,1 kg, piątek: 63,9 kg :)
... porównanie sylwetki...
... z początku diety (zdjęcia na następnej stronie) i obecnej (zdjęcia poniżej)... nie wypada dobrze - w każdej bieliźnie to tak wygląda - niezależnie od rozmiaru :/
... a sama jestem sobie winna :( jak tylko zobaczę spadek, zaczynam podjadać różne smaczne rzeczy spoza planu... we wtorek osiągnęłam wagę, którą powinnam mieć jutro i co... obżerałam się ciastem, chipsami i czym popadło... i efekty są :( kolejny powrót do punktu wyjścia :/ do tego dzisiaj znów mamy wesele, jutro imprezkę u Teściów, a popojutrze rocznicę Szwagierki :/ w czasie trwania diety (jak dotąd sześć tygodni) byliśmy na trzech weselach, grillu i kilku innych imprezach rodzinnych (większość urodzin, imienin i rocznic wypada w czasie wakacji)... a jeszcze nie koniec... i jak tu dbać o linię :/
... piątek: 63,8 kg :/ sobota: 64,8 kg :( niedziela: 64,5 kg, poniedziałek: 64,8 kg :/
... przyjdzie chyba zwariować...
... w domu od trzech dni temperatura przekracza 30 stopni :/ w nocy spada do 25 :/ o tym, co się dzieje na zewnątrz, nie wspomnę... najbliższe dwa tygodnie mają być podobne, więc ja się poddaję :/ nie dość, że ciągle jestem głodna, nie chudnę jakoś zadowalająco, to jeszcze nie mam czym oddychać :/
... poniedziałek: 63,6 kg, wtorek: 63,3 kg :) środa: 63,4 kg, czwartek: 63,9 kg :/
... i wzrost...
... niedziela: 64,3 kg :/
... zastój...
... znów niezaliczony tydzień... waga identyczna jak ostatnio: 63,7 kg...
... zawsze myślałam, że jestem gruszką...
... bo tłuszcz gromadzi mi się w okolicach tyłka, a tu nie... do opisu gruszki pasują tylko bryczesy z tłuszczu na biodrach... reszta się nie zgadza, bo ani masywne nogi, ani mały biust...
... czytając Księgę kobiecych sylwetek trinny&susannah jakoś nie potrafię odnaleźć swojego typu... może kolumna albo lizak, bo mają długie, smukłe nogi... chociaż jak na nie mam za szeroki tyłek... może z natury szczupły rożek... on z kolei nie ma zbyt dużego biustu... nie wiem sama...
... tak bym siebie scharakteryzowała: wzrost, smukłość i proporcje między ramionami a biodrami kolumny, masywne plecy rożka, duży tyłek gruszki, długie i chude odnóża doczepione do kulistego, małego odwłoku - i taki trzynasty typ sylwetki nazwałabym "pająkiem" ;)
... z tego wszystkiego o wadze bym zapomniała - wtorek: 63,9 kg :) środa: 64,3 kg :/ czwartek: 63,8 kg :) piątek: 63,9 kg...
... myślałam, że będzie gorzej ;)
... dzisiaj ważyłam się już w domu - jest 64,2 kg...