... niestety...
... dobrych wieści nie mam... Danielek jest niedożywiony :( dostaliśmy skierowanie na oddział na wszelki wypadek, ale na razie mamy karmić Małego nutramigenem, a w sobotę przyjść go zważyć... zrobić badanie moczu, usg jamy brzusznej i echo serduszka, bo słychać nad nim jakieś szmery :( jeżeli waga nadal będzie stała, szpital nas nie ominie :( co to by było, gdybym nadal karmiła piersią przez kolejne dwa tygodnie... aż strach pomyśleć :/
:(
... no i cóż... Danielek nie przybrał praktycznie nic w ciągu tego tygodnia :( wczoraj ważył równo 3500 g, a tydzień temu 3490... jeszcze lekarka w przychodni się tym jakby zupełnie nie przejęła... nie zleciła żadnych badań... nic... powiedziała tylko, że mam karmić na żądanie... bardziej ją niby zainteresowały zmiany na buźce, ale że to MOŻE być alergia, to ja wiem i bez niej :( umówiliśmy się dzisiaj prywatnie na wizytę do dobrego pediatry... bo jednak państwowo to... szkoda słów...
... a moja waga też w miejscu - 68,1 kg...
... już dobrze :)
... okazuje się, że Tomek też ma już dosyć tych ciągłych zaleceń, rad - musisz zrobić to, musisz zrobić tamto... niestety nie wszyscy potrafią tak wspaniale udzielać rad jak Wy - Vitalijki - kiedy czuje się życzliwość i wsparcie... :/ kontrolowania... i codziennych telefonów z wypytywaniem o wszystko... naprawdę się wczoraj pogodziliśmy :) a dzień miął naszej trójce po prostu milutko :) spokojnie :) wesoło :) Danielek był super grzeczny - jadł i spał po kilka godzin, troszkę się bawił z Tatą :) dał nam zająć się sobą nawzajem :) byliśmy na spacerku :) tego mi było trzeba :)
... a dzisiaj Maluch jest troszkę marudny... idziemy do Lekarza - sprawdzić te jego zmiany na buźce i wagę... troszkę się boję, że znów nic nie przybrał... ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :)
... moja waga wynosiła dziś rano 68,1 kg... chętnie bym trochę tłuszczyku oddała Synkowi :)
... a tak jakoś...
... dzisiejsza waga: 68,2 kg... czyli dokładnie tyle samo co w zeszły poniedziałek :)
... z Mężem trochę pogadaliśmy... wyszła następna sprawa... chodzi o chrzciny - umówiliśmy się z księdzem na 26 października (wtedy do Polski przyjedzie mój Brat, który będzie chrzestnym Danielka)... po chrzcie zaplanowaliśmy obiad w restauracji, żeby było po prostu lżej - głównie mnie... wybraliśmy elegancką restaurację, ale wcale nie taką strasznie drogą... to może wybierzcie inną, żeby było taniej... kilkakrotnie powracająca jak bumerang rozmowa... wcześniej to samo było z terminem... że może na początku października byłoby lepiej... ale dobra... kiedy powiedziałam, że bez chrzestnego chrzest się nie odbędzie, dyskusje się skończyły... dobrze... kilka dni temu zaplanowaliśmy, że obiad z okazji chrztu będzie się składał z zupy, drugiego dania i deseru... i w porządku... i wczoraj po pracy Tomek mi mówi, że jego Mama ma dobry pomysł - po co zamawiać zupę, lepiej dodatkowe drugie na dokładkę... i może różne potrawy, to każdy sobie wybierze, co chce... o nie! będzie zupa, będzie to samo dla wszystkich i koniec!
... między nami już całkiem znośnie... Tomek twierdzi, że źle zrozumiałam jego intencje... akurat... ale stara się załagodzić sytuację i otacza mnie ciepłem i czułością... pomimo że ja nie ukrywam, że mam do niego żal i nie odwzajemniam okazywanych uczuć... na razie nie jestem w stanie...
... tyle żali na dziś... musiałam to z siebie wyrzucić... nie cierpię, kiedy traktuje się mnie jak dziecko i próbuje wywierać presję... niby to doradzając...
...
... dzisiejsza waga: 68,5 kg... Mama skutecznie mnie wczoraj rozpieściła jedzeniowo :)
... od porodu minął równo miesiąc, a czas przed wydaje mi się już tak odległy, jakby to było wieki temu... moje doświadczenie mówi, że ciąża jest faktycznie dla kobiety czasem wyjątkowym i pięknym - kiedy jest się rozpieszczaną, zauważaną, będącą w centrum zainteresowania... wiem - sprawdziłam :) a pojawienie się dziecka rzeczywiście nadaje życiu sens :) mimo wszelkich trudności, które teraz przeżywam, nie chciałabym cofnąć czasu do momentu, kiedy Danielka nie było :) to tak ad pewnego wątku na forum vitaljowym sprzed kilku miesięcy...
... ad poprzedniego wpisu - niestety, a może i stety nie jestem matką teresą, żeby ciągle bardziej brać pod uwagę potrzeby innych niż swoje... moim zdaniem spokój karmiącej matki jest ważniejszy niż widzi mi się teściowej... i jej chęć pobawienia się wnuczkiem... miesiąc nie zrobi różnicy... nawet dwa... zwłaszcza, że regularnie bywa u nas... zdecydowanie częściej niż moja Mama... to tak dla jasności...
... może i jestem jakaś dziwna...
... ale nie cieszy mnie jak na razie perspektywa odwiedzania z Dzieckiem kogokolwiek... wczoraj Teściowa zaprosiła nas z Danielkiem na imieninowy obiad do siebie w przyszłym tygodniu, a ja nie chcę iść... powiedziałam Tomkowi kategorycznie, że w gości nigdzie się jak na razie nie wybieram... żadna to dla mnie radość... raczej stres... komisyjne karmienie czy przewijanie jakoś mi nie leży... ja bym chciała mieć troszkę świętego spokoju... kilka dni tylko we trójkę we własnym domu... bez wizytacji Teściów, którzy są u nas co parę dni... jedynym miejscem, które mogłabym odwiedzić z Synkiem, i nie stanowiłoby to dla mnie problemu, jest mój własny rodzinny dom (w którym, tak na marginesie, nie byłam już dwa miesiące)... w związku z tym posprzeczaliśmy się trochę :( Tomek powiedział, że to nienormalne, że Mały jest przy mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę :( zrobił mi w ten sposób ogromną przykrość... przestałam odczuwać zmęczenie, taka się czułam nieszczęśliwa... co z tego, że mnie przeprosił... długo będę te słowa pamiętać... takie są niesprawiedliwe :(
... a dzisiaj jest na służbie - ostatniej przed urlopem... tak jak normalnie nie cierpię takich dni, tak dzisiaj odpoczywam - jest u mnie Mama :) podpowiedziała mi, żeby od razu po karmieniu odkładać Danielka do wózka... i działa... zasypia tam bez większego problemu :) mam też wrażenie, że chyba pokarmu mam więcej, bo Maluch po cycusiu "odlatuje" tak, jak wcześniej po butelce :) i znów mu się troszkę ulewa...
... radosna nowina jest taka, że udało mi się pospać dwie godzinki w dzień :)
... Danielek od wczoraj ma czerwone plamy na buźce... dzisiaj są na tym malutkie krostki... Mama mówi, że to skaza białkowa... w sumie ja jestem alergiczką, więc to chyba całkiem prawdopodobne...
... wynik porannego ważenia: 67,7 kg :)
... niekończący się maraton... mleczny...
... wynik porannego ważenia: 67,8 kg... czyli od dnia porodu straciłam 10 kg :)
... znów jestem wykończona... mało spałam w nocy, wczoraj w dzień nie było się jak położyć...
... od około czwartej nad ranem trwa "walka"... trzy minuty ssania (no w porywach do pięciu), próba odłożenia do wózka... bardzo często nieudana (nasze Dziecko jak tylko poczuje "grunt" pod pleckami, budzi się momentalnie, choćby nie wiem jak mocno spało) i znów ssanie... lub pięć minut snu... i tak w kółko...
... pozdrowionka :)
... dzisiejsza waga: 67,6 kg :) zważyłam się tym razem zupełnie nago - może dlatego ;)
... przejrzałam swoją szafę - tylko jedne spodnie przedciążowe dam radę zapiąć... trudno... dobrze, że chociaż te mi na tyłek włażą, bo na razie nie planuję kupować niczego nowego...
... wczoraj byliśmy na usg bioderek z Danielkiem - Pan Doktor powiedział, że jest z niego bardzo silny facet :) bioderka na siódemkę ;) przy okazji nasz Synek został zważony - w pampersie i body ważył 3640 g... czyli jakby troszkę więcej niż w poniedziałek :) chociaż w sumie nie wiem, ile może ważyć pampers i cienkie ubranko...
... a tu męskie rozmowy :)
...
... dzięki za wsparcie, Babeczki :) już mi lepiej :) faktycznie Mały jest silny, ruchliwy... mało płacze i dość dobrze śpi... będę próbować nadal karmić tylko piersią... i będę kontrolować wagę Kruszynki w domu... na wadze łazienkowej :)
... wczoraj w dzień przystawiałam do piersi Danielka kilkadziesiąt razy... i trudno go było oderwać... jak już nie miałam siły, a on po prostu spał przy piersi, dawałam smoka... tak na marginesie - wycwanił się i wypluwa go sobie najczęściej :) za to w nocy spał po ponad trzy godziny po kilkunastominutowym przystawieniu do piersi :) po kilku dniach w końcu czuję się całkiem wyspana :)
... a... i poranna waga: 68 kg :)
... chudzinka :(
... oczywiście nie ja...
... Danielek... został wczoraj zważony i okazało się, że waży bardzo mało :( tylko 3490 g :(
... kiedy się urodził, ważył 3420, następnego dnia przy wypisie ze szpitala 3280... więc teraz powinien mieć z 3800 :( smutno mi :( boję się o niego :( może już jest niedożywiony... dopiero zaczął jeść tylko z piersi... tyle się namęczyliśmy... a pewnie wszystko skończy się tak, że trzeba będzie i tak i tak dokarmiać go sztucznym mlekiem :( a ja powoli w ogóle stracę pokarm... i jeszcze Tomek jest dzisiaj na służbie... z nim jakoś tak raźniej...
... moja waga w porządku - 68,4 kg...