Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1819833
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 marca 2011 , Komentarze (17)

a czasami punkt widzenia zależy od wyniku ważenia

rzadko, ale tak też czasem zdaża się u mnie

waga środowa 56,4 (normalnie i pozytywne)

waga czwartkowa 57,9 (ku%#*&!, skąd to???)

waga dzisiejsza 56,9 (no i dobrze, że spada, ale dlaczego urosło???)

 

w związku z wczorajszym wynikiem ważenia, w związku z nagłym i absolutnie niezawinionym wzrostem wagi o półtora kilo przez noc - miałam osobistego czwartkowego focha!!!!

na siłownię nie poszłam, bo nie!

na Pana i Władcę nawarczałam, bo... sama nie wiem

na poczcie zrobiłam tornado, bo za wolno kolejka szła

obraziłam sie na vitalię, bo mam za mało komentów

na złość sobie nie piłam pokrzywy

odmówiłam recenzji książki

wolny czas spędzałam w leżeniu, pilnując pilota niczym pies ukochanej kości

nie pozmywałam wieczorem

 

dziś kilogram mniej niż wczoraj i świat nabrał troszkę rumieńców

9 marca 2011 , Komentarze (11)

Od początków muszę zacząć.

Czyli od zębów.

Mam z nimi kłopot od wczesnych nastoletnich lat. Te/ci, co mnie czytaja, pamietaja moją zębową panikę po urazie pańskoskórkowym z Wszystkich Świętych.

W szkole średniej miałam dentyskę-partacza. Dziurka wielkości pół łebka szpilkowego, to nie, rozwiercała ubytek na pół zęba.

Mam/miałam w paszczy całą historię polskiej stomatologii. Plomby amalgamatowe. Potem chemoutwardzalne. Od prawie dwudziestu lat światłoutwardzalne. Oczywiście chemoutwardzalne i światłoutwardzalne już w prywatnych gabinetach. Drogie.

 

Od dzieciństwa kochałam prawdziwą gumę balonową. Przy publicznej bibliotece była buda, warzywniak. Chodziłam do tej biblioteki 3 razy w tygodniu. Za 7 zł można było kupić w warzywniaku prawdziwe amerykańskie gumy balonowe. Donaldy z historyjkami obrazkowymi. Do dziś pamiętam ten zapach i smak!

 

Ale od czasu, jak mi w czasie ciąży z córką guma do żucia wyciągnęła z zębów dwie świeżo zainstalowane plomby, to nie żuję gum. W ogóle. No, może jeden pasek wrigleya na rok. Albo na dwa.

 

We wtorek na staśkowym judo - wysypało się z staśkowego plecaka na judokę kilka pasków gumy. Opakowanie zjadliwie różowe. Nie wiem, co za marka, chyba orbit. I jak je pakowałam... poczułam ten zapamiętany z dzieciństwa zapach. Trudno, uległam.

W czasie zajęć staśkowych zazwyczaj idę albo na spacer Krakowskim albo wchodzę na jedzonko do spelunkopodobnej knajpki Gesslerowej. Idąc do góry Karową, łapczywie przeżuwałam gumę. Koło Bristolu okazało się, że ona jest BALONOWA.

Po kilku nieudanych próbach wróciły dawno zapomniane umiejętności. Balon wewnątrz paszczy. Balon wielki. Balon gryziony. Balon od nosa do brody. Balon pękajacy. Balon flaczejący. Ale jazda!

 

Kupiłam w kiosku Newsweeka i szłam w kierunku knajpki zawzięcie poruszając paszczą. I wydmuchując coraz nowe balony.

Przede mną szedł ciasteczkowy i oczołapny facet. Zdezorientowanym krokiem, może zagubiony turysta.

Odwrócił się z początkiem pytania akurat w momencie, gdy zaczęłam wydmuchiwać wyjątkowo udanego balona. Dużego. Zapytał.. Znaczy nie zdążył zapytać, bo balon z hukiem pękł.

Chyba nie spodziewał się wielkiego balona w ustach statecznie ubranej dojrzałej kobiety. Najpierw podskoczył. A potem pół-kurcgalopkiem przebiegł na drugą stronę Krakowskiego. I wciąż się odwracał.

A ja chichotałam wchodząc do znajomej knajpki. Balonówkę wyplułam przed wejściem.

 

 

 

Vitaliowo

Poranna waga idealnie paskowa.

Dżinsy nierozciągnięte troszkę luźne w pasie.

Na siłowni spalone 1350 kcali, zaparłam się osiołowo zadnimi łapami.

Sauna na rozluźnienie mięśni.

Kolacja niewielka, bo zmęczona jestem

8 marca 2011 , Komentarze (11)

na samiutkim środku Krakowskiego Przedmieścia

i to był obcy facet

i ja nie chciałam

naprawdę, niechcący

hihi, ale podskoczył!

 

jutro napiszę

dzis już nie jestem w stanie

tulipany i różowiasty szampan ósmomarcowy mnie zmogły, pa!

 

ps vitaliowe

na pewno jadła nie nadużyłam!

 

ps drugie

drugi szampan, mój ulubiony, schowany w czeluści zamrażalnika

umieram

z % i z bąbelków

8 marca 2011 , Komentarze (6)

ciut, ciutkę ... waga urosła

(wczoraj było poniżej_paskowo!)

56,6  ... TYLKO! tylko tyle urosła!

i to po ogórkowej nocnej

 

bo wróciłam wczoraj po 20, po siłowni spalającej moje ponad 1200 kcali, po urzędo_bieganiu, po awarii u 80-letnich rodziców, obładowana towarem, uchetana i głodna,

Pan i Władca usmażył klasyczne schabowe, bo z głodu bym umarła

mniam!

a potem sobie zażyczył na następny dzień ogórkowej

hehe, po tym schabowym to mógł sobie zażyczyć wszystkiego!

 

zrobiłam gar ogórkowej, super wyszła, kwaśniutka, nie za gęsta, nie za tłusta

no i próbowałam ją, czy jest rzeczywiście pyszniutka

próbowałam

próbowałam

próbowałam....

rzeczywiście, wyjątkowo udana

 

poszłam spać z pełnym brzuszkiem

obudziłam się z prawie z pustym brzuszkiem

bo cóz to jest ta moja ogórkowa ? woda, marchewka cała, woda, marchewka starta, pietruszka starta, duuuużo ogórków - startych, pokrojonych w przeźroczyte krażki, pokrojonych w słupeczki, woda, parę kartofelków, woda, przyprawy, łyżka masła i bulionetka, woda

czyli wiekszość wysikałam

 

dzisiaj siłowni nie będzie

dzisiaj publiczna służba zdrowia

jedna wizyta już odbębniona

za chwilę druga

... ciekawe, swoją drogą, ile mnie jeszcze będą między sobą konowały przerzucać jak gorący kartofel, wciąz od Annasza do Kajfasza

odnoszę wrażenie, że nie potrafią się przyznać do niewiedzy!

 

ps.

nie zna któraś osobiście Grześka Domka?

co prawda jeszcze nie umieram, ale przydałaby mi się konsultacja u niego

ból trwający ponad 4 lata jakoś powinno się dać zdiagnozować!!!

6 marca 2011 , Komentarze (42)

Pojawił się dzisiaj niespodziewanie przede mną.

Natychmiast miał mnie w swojej władzy.

Oddałam mu się z okrzykami zachwytu i radości.

Otoczył mnie silnymi...

Ja go dosiadłam...

 

Jest troszkę za duży dla mnie. Nie do końca mogę go opleść chciwymi nogami. Za mało mnie, by go objąć. Trochę za mocno go czuję i za bardzo czuję jego rozmiar tym miejscem, gdzie nogi się zbiegają.

A te pozycje, których wymaga?... Mniam!

W ogóle jest wymagający. Nieważne.

Caro mio!

 

Każda chwila spędzona z nim to czysta rozkosz. Każdy "seans", a było ich trzy, kończył się spełnieniem, kroplami potu na szyi i pod kolanami, rozjaśnionymi oczami, satysfakcją nieziemską i radosnym głośnym śmiechem.

A ten główny swój ... hmmm... "narząd" ma wspaniały. Sztywny, ciężki, twardy. Wielki.

Już wiem, że będzie moją ulubioną namiętnością przez najbliższe 3 tygodnie.

 

 

Wielki jak mastodont.

Z wielkim i ciężkim kołem zamachowym z litej stali.

Z płynną regulacją obciążenia.

Nowy rower treningowy. Care.

Dla rowerzystów zawodowych.

 

 

Wieczorem piątkowym jakiś wielki i gruby facet wlazł na orbitera i ten się pod nim rozpadł. Został wysłany do spawania. Orbi, nie facet. W sobotę w rzędzie maszyn cardio ziała dziura. A dzisiaj pojawił się nowy sprzęt. Nie nowy orbiter, tylko nowy rower.

Po 4 minutach jazdy pot płynął po mnie całej. Calutkiej. I do piątej minuty nie mogłam dojechać. A na normalnych rowerkach, nawet z programami górskimi - jeżdżę po prawie godzinie.

 

Rąk nie czuję. Nóg nie czuję.

Nie, rękami nie pedałowałam. Ale to rower dla rowerzystów, nie fitnesowy. Więc wymaga uchwytu za kierownicę i mocnego jej trzymania.

Rany, ale się nakręciłam!!!

 

 

 

Vitaliowo:

Sobota na siłowni 1206 kcali + sauna.

Niedziela na siłowni 1257 kcali. Sauny nie było. Bo i ona i piwnica z ringiem dzisiaj służą jako studio foto do zdjęć dla CKM. Po siłowni plączą się makijażystki, chłopaczki od światła, fotograf, 3 modelki fitness i nabity w sobie spaślak pudzianowy.

Dzisiaj waga trochę wyższa. A to za sprawą kinowej Mowy Króla wczoraj. Nie, nie jadłam naczosów. Nie, nie jadłam wisienek i śliwuni w czekoladzie. Przewidująco wzięłam do torebki pół paczki błonnika granexu i powolutku przez cały seans skubaliśmy. Kalorii ma to niewiele, ale siedzi w człowieku. Znaczy we mnie. I wchłania wodę jak gąbka.

 

I tak się cieszę. Nawet najedzona, nawet ze sporą ilością błonnika w sobie - ważę mniej niż 57 kilo. Nie najedzona, o poranku i wysikana, ważę 56. W tych granicach mi się buja. I niech się buja.

Każdego dnia się cieszę, że to nie jest bujanie między 57 i pół a 59.

Dżinsy ciaśniejsze są akurat. Wczoraj w kinie zapomniałam rozpiąć paskowy guzik i się nie udusiłam. Znaczy, nie uciskało mnie. Uda w nogawkach jeszcze nie latają luzem, ale już nogawki obcisłe nie są

.

Dobra była dla mnie ta zima. Nie przybrałam za dużo okołoświątecznie. Siłownia poprawiła mi wytrzymałość i figurę.

 

Oby tak dalej.

Ostatnie kilogramy są najtrudniejsze.

4 marca 2011 , Komentarze (30)

dostałam nagrodę za bez_pączkowy Tłusty Czwartek

poranna waga mnie nagrodziła

56,1 kilo pokazała

 

a druga nagroda to szybki odzew vitaliosymetrii na problem Bebe z linkowaniem do bloga

w wątku forumowym wypowiedział się pracownik vitaliosymetrii

owszem, wytknieto mi kilka błędów....

ale " Na Państwa prośbę łagodzimy tę zasadę. Jeśli linki nie dotyczą konkurencyjnych stron czy działalności, sprzedaży, reklamy nie będą usuwane."

czyli linki Bebe są "reklamami", które nie będa usuwane ?

czy tak to należy rozumieć ?

 

trzecia nagroda to Staśkowe rzucenie mi sie na szyję, żeby go pocieszyć i pożałować i ucałować, bo sie przewrócił w biegu i głową zahamował na brzegu piaskownicy

miękkie dziecięce policzki oblane łzami i ta wiara w dziecięcych oczach, że jak babcia (czyli ja!) ucałuje, to boleć przestanie - po prostu cudnie!


3 marca 2011 , Komentarze (10)

tu napisałam, kliknięcie jest linką

 

Wdzięczna będę za udział w dyskusji, bo chociaż sprawa Bebeluszka jest jednostkowa - to dziwaczna interpretacja podle sformułowanego regulaminu może grozić każdej i każdemu z nas.

 

 

Tu wstawiam tylko zakończenie:

Moje osobiste odczucia są bardzo negatywne. Vitalia robi się pod względem prawnym coraz gorsza. Vitalia robi się coraz bardziej opresyjna.

Dla większości z nas pewnie pozostanie miejscem, gdzie schudłyśmy. Gdzie chudniemy. Gdzie próbujemy chudnać. Gdzie poznałyśmy przyjaciółki i przyjaciół.

 

Ale NIE LUBIMY tego miejsca.

Nie budzi naszej sympatii.

 

Czy władze symetriowo-vitaliowe pomyślały, co by się stało, gdyby powstał podobny komercyjny portal, ale bardziej przyjazny dla userów?....

Wy nie macie naszej sympatii.

 

Nie do was należy nasza lojalność.

Kupujemy wasze usługi. Kupujemy miejsce, gdzie możemy pisać o (ogólnie rzecz biorąc) o naszej walce z nadwagą.

Ale was nie lubimy.

Ja na pewno bym stąd zniknęła, gdyby nie moje vitaliowe przyjaciółki. Nic innego mnie tu nie trzyma!!!

 

 

Przeczytałam teraz ostatnie zdania. I skojarzyłam z regulaminem

"Użytkownikowi nie wolno  (... ) umyślnie wprowadzać w błąd zainteresowanych w sprawach związanych w jakikolwiek sposób z korzystaniem z usług Vitalia.pl."

Ja nie wprowadzam umyślnie w błąd. Ja wyrażam swoje zdanie.

A że jest niepochlebne dla Vitalii?....

 

No cóż, lajf is brutal end full of zasadzkas.

Wiem, na co się narażam. Uważam, że warto.

 

3 marca 2011 , Komentarze (6)

w znaczeniu podwójnym !!!!

ZMIĘSZANE EMOCJE, jak w bondowym drinku

 

1.

no i dobrze vitaliowo !

rano na szklanym oczku zobaczyłam wagę chwilową 56,2

czyli co urosło po sobocie, to sie calkiem poszło pieprz.. tfu! zajączkować

czyli co urosło przeokresowo, to zanikło

paszcza uśmiechnięta i węższe portki na tyłku!

 

2.

no i dobrze bebeluszkowo!!!

cholera, tak naprawdę to NIE-DOBRZE

się zezłosciłam!!!!

durna vitalia!!!!

Bebe usuwa linki

a ja vitalii przyłożę!!! niech ma! niech ją też boli!!!!

jak wrócę ze Staśkiem z przedszkola i zatkam mu głodny dziobek, to siądę do swojego kompa i coś Wam dam do przeczytania

niech se, ta zadufana w sobie vitaliosymetria nie mysli, że ma do wyzysku stado baranow i stado owiec do strzyżenia

 

 

teraz jestem na obcym lapku, ale koło 18 już będę na swoim blaszaku

howg! jak pisywała Bebe

2 marca 2011 , Komentarze (11)

Wstać musiałam przed-świtowo i musiałam być aktywna, sprawna umysłowo i duchowo, wygadana i czujna. Udało mi się z wielkim trudem.

Ja o tej porze nie funkcjonuję! Ja wolę świty oglądać od tyłu!!!

 

Waga poranna bardzo mi się nie podoba. Wypomina mi wczorajsze.... zaraz, co ja piszę??? Od dwóch dni nie grzeszę kalorycznie, to co ta cholera mi wypomina? Co sie czepia ?

... A może ona też nie lubi przed-świtowej pracy? ... Zważę sie za godzinę, rankiem i tak nic nie zjem, błeee.

 

W planach długa siłownia. Mam nadzieję, że dzisiaj nie zużyję całego prądu w sali maszyn cardio. Po siłowni będzie dłuuuuga, leniwa sauna.

 

ach, OTWORZYŁAM NOWY SEZON ROWEROWY - WIATR WE WŁOSACH 2011 .

Adador, leć zapisać swoje kilometry, chyba do Ciebie powinna należeć inauguracja.

1 marca 2011 , Komentarze (14)

Znaczy cofło się to, com sobie sama zrobiła sobotnimi pysznościami oraz pączkami przed_Tłusto_Czwartkowymi...

 

Siłownia wczoraj była. Megaspalająca. Poszło się zajączkować ponad 1400 kcali. I byłoby więcej, ale w sali maszyn cardio padł prąd. Cały. Został tylko wioślarz, on jest mechaniczny i wyświetlacz ma ładowany ruchem ćwiczącego. Cała reszta maszyn stała bezwładna i niema. Po 25 minutach wiosłowania mój tyłek miał dosyć.

 

Waga okołopaskowa, bo cóż to jest  plus/minus 20 czy 30 deko? Nic!

A poza tym ważenie się w bardzo ładnej i super pasującej bieliźnie jest przyjemne. Bo po pierwsze można w rozumku odjąć 20 deko na wagę bielizny. Bo po drugie, należy się ważyć w tej bieliźnie w obecności osobistego faceta. Gdy, zachwycony, bierze na ręce - na wyświetlaczu wagi zanika jakikolwiek wynik.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.