Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 248976
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 22 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 lipca 2021 , Komentarze (3)

Przygotowani na maksa poszliśmy na spotkanie z projektantką w Leroy Merlin. Jeszcze raz obejrzeliśmy wybrane produkty, jeszcze jakaś dyskusja poglądowa. Zaangażowani sprzedawcy biegali dla nas po wiadomości! Gdy przyszła pora spotkania, pani była bardzo zdziwiona i zadowolona naszym przygotowaniem. Poszło szybko, wszystko zostało ustawione  zgodnie z naszymi planami, wyszło super. 😍. Jest nowocześnie, jasno, bez zbędnych ozdobników , ascetycznie nawet, a przez to bardzo klasycznie. Blat będzie z prawdziwego drewna dębowego, trudno, będę olejować. Jedyna ozdobą jest dekor przy baterii prysznicowej, w pastelowych odcieniach szarości, rozmydlonego błękitu i lekkiego beżu. Podłoga w ciemniejszym odcieniu szarości, biała porcelana, szyba  kabiny walki-in srebrna, ujednolicone kształtem baterie, nawet bidetka się zmieściła.  Lustrzane szafki powiększają przestrzeń optycznie. I mocne zdziwienie pani projektant, że remont dopiero od 15 września. To tak jest, gdy ma się do czynienia z ludźmi żądającymi projektu na dziś, bo od jutra remont, którzy przed nią irytują się przy braku zgody na wannę/ prysznic, itp. , itd.  Przesłała nam mailowo wizualizacje łazienki, jest piękna!  Wchodzę co chwila i oglądam! 😉. Dziś miało być chłodniej, miałam zamiar iść na tańce. Po spacerze byłam mokra, zmęczona , o kolejnych ruchach  już nie było co marzyć. Ogarnęłam dziś kuchnię, bo ugotowałam botwinkę, usmażyłam naleśniki,  zdobię je jutro z mięsem, na drugie danie dziś kasza pęczak, klopsy w sosie z boczniaków  + ogórek kiszony. Jeszcze odkurzyłam całe mieszkanie i nastawiłam dwa prania. Mąż po 5 rano mył okna, oboje mięliśmy dziś zadęcie do prac domowych. Po obiedzie padłam, lekkie obniżenie ciśnienia, ciemne chmury, to wszystko zapowiadało deszcz, ale nic z tego. Znów słońce za oknem i moje pesymistyczne myśli o dalszych latach życia. Jak to będzie? Bez wody, bez  deszczu, bez żywności, w skwarze? Aby poprawić sobie nastrój , zajmę się obciążeniem PKP za "jazdę bez trzymanki". 

18 lipca 2021 , Komentarze (4)

Zachwycam się Krakowem, jak zawsze. Tym razem Muzeum Sztuki Japońskiej, wędrówka po Pogórzu i po Dębnikach. Odnowione piękne budynki, Plac Bohaterów Getta przypomina o wojnie, o niszczeniu w imię "czystej krwi". A przecież my, wierzący, jesteśmy potomkami Jezusa, Żyda, tak pogardzanego. Klimat Kazimierza odpowiada mi absolutnie, smakuje jedzenie w Kolanko nr 6, zachwycają widoki  maleńkich domków, sklepików ciupeńkich, które dziś mają ofertę usługową lub gastronomiczną. Mlodzieży bez liku, turystów dużo, szczególnie Włochów. Muzeum Archeologiczne  zwabiło nas pięknym ogrodem, gdzie  pysznią się  hortensje kilku gatunków i jest cień , tak zbawienny w trakcie upału. Potem skok do Domu Mehoffera, gdzie pod rozłożystym drzewem zjedliśmy lody, chłonęliśmy historię miejsca, sąsiadując z  dawnym Domem Literatów, gdzie tuż po wojnie mieszkali wszyscy ocalali, wszyscy sławni. Zwiedziliśmy i sam dom, zachwyceni meblami z epoki. Muzeum Narodowe Czartoryskich jest wyremontowane z klasą, jest piękne , nowoczesne i przyjazne człowiekowi. Imponujące zbiory, w większości zdobyczne w trakcie licznych wojen i bitew toczonych przez Polskę. Wisienką na torcie była oczywiście Ona- Dama z łasiczka. Ma odrębne pomieszczenie, z możliwością kontemplowania jej uroku. Pawilon Józefa Czapskiego, bliżej Błoni, z uroczymi obrazami mistrza, z historią jego życia, jego dokonań. Wielki patriota, szukający prawdy . Znów nowoczesny budynek, nawet korzystanie z toalety staje się przyjemnością. Ogródek  zaprasza na kawę . Dom Matejki imponuje architekturą, same zbiory  skromne. Bez Wawelu nie obyło się , zawsze cieszy podziwianie potęgi narodu i mądrość jego władców. Teraz nie ma o czym i o kim wspominać. Na koniec Ołtarz, bo zasługuje na wielką literę. Był otwierany, widziałam więc i zamknięty i otwarty. Cudo i tyle! Codziennie wychodziliśmy ok. 20.000 kroków, mimo upału dałam radę, z przerwą na prysznic w hotelu. Urok Plantów, Starego Miasta przyciąga jak magnez.  Hotel komfortowy, samo wejście eleganckie i urządzone z rozmachem. W pokoju klimatyzacja, spałam więc doskonale. Jadaliśmy różnie, niezapomniane są smaki Klimatu Południa. Tam atmosfera, tam klasa i tyle.  Przed powrotem do domu zjadłam jeszcze pierogi z malinami  w pierogarni na Św. Gertrudy. Palce lizać x3! Pora o bezradności napisać, a dotyczy ona PKP. Pendolino do Gdyni , odjazd 15:56, staneło ok. godziny drogi do Warszawy z powodu zerwanej sieci. Przez kilka godzin bez klimatyzacji, bez powietrza, bez komunikacji byliśmy. Ani wc ani pić , bo nakręcamy potrzeby, ani pomocy znikąd, bo jakoś tak nieudolnie wszystko szło. Ok. 20 zostaliśmy ewakuowani przez PSP , wychodząc z pociągu po drabinach. Przed 21 podstawiono autokary, zawiozły towarzystwo do Warszawy, tam byliśmy o 22:05. Dwa pojazdy  miały odwieźć nas do Gdyni, odjazd odbył sie o 22;45. W Gdyni byliśmy o 5:05 dnia następnego. Podróż zajęła nam ponad 13 godzin, jechaliśmy przez Ostródę. Elbląg, Malbork, stawaliśmy na stacjach benzynowych no name, z toaletami tak obskurnymi, że strach wejść. telefony padły wszystkim, niektórzy z power bankami dawali znać, co się dzieje, gdzie jesteśmy, jak daleko do stacji końcowej. Zmęczeni, brudni, spoceni dotarlismy do domu, szybko prysznic i spać, spać. Cała sobota  jak po dlugim locie samolotem w inną strefę godzinową i klimatyczną.  I potwierdzili to maszyniści z Pendolino, że 2 dni wcześniej na tej samej trasie także doszło do takiego zdarzenia.  Polska staje się krajem absurdu, nieudacznictwa i bezsilności. Prężenie muskułów przez innymi to po prostu żenada!  Jak zawsze przywiozłam mnóstwo zakładek do książek. Tak m.in. gromadzę wspomnienia. A dziś dalej odpoczywam i nadrabiam stracony czas. Kolejny raz do Krakowa i tak pojadę. 

11 lipca 2021 , Komentarze (7)

Jutro skoro świt wstajemy , pociąg mamy o 6:24. Dziś spędzam dzień w domu, czyszcząc lodówkę, szafki z żywności .  Zaplanowane wszystko jest na 100%. Jeszcze ugotowałam zupę krem z marchwi i kalarepy oraz 1 ziemniaka i garści oregano. W lodówce zero warzyw , cieszę się, bo nie lubię wyrzucania. Najpierw kupuje się, narzekając, że takie drogie, a potem do kosza. Bzdura! Do zupy dodałam trochę Fety i gałkę muszkatołową. Wyszła pyszna, zjedliśmy po miseczce, reszta zamrożona, będzie po powrocie jak znalazł. Niestety w Krakowie zapowiadane są upały i burze z ulewami. Mimo wszystko jakoś przetrwamy, bo Kraków uwielbiam i tyle.  Zabieram tylko letnie ubrania, małą walizkę i tak będzie ok. Dziś ostatni dzień Euro 2020, mąż będzie oglądał, ja poczytam  Tym razem kolejna saga. Autorką jest Edyta Świętek  tytuł sagi to Spacer Aleją Róż, opowieść o czasach powstawania, budowania i krzepnięcia Nowej Huty, o realiach PRL-u, o zmianach w obyczajach na przestrzeni lat. Takie seriale książkowe sa mi bliższe niż te z tv. Z Portugalii nieciekawe wieści w sprawie Covid, teraz już napewno nie ma co się tam wybierać. Dzięki lawendzie na balkonie nie mam much w domu. Podobno one nie znoszą zapachu lawendy, wybrałam więc dobrze. Rano potraktowałam swoje ciało olejkiem awokadowym, lubię takie rytuały łazienkowe, czuję wtedy, że rozpieszczam swoje ciało. Na Vitalii cisza, spokój, tylko nieliczni aktywni. Cóż, wakacje maja swoje prawa. Ja także zostawiam Was na tydzień, dam znać po powrocie. 

9 lipca 2021 , Komentarze (3)

Taka parafraza dziś mnie naszła. Rano o 7 świeciły się jeszcze latarnie, tak było ponuro. Z czasem niewiele się zmieniło, jest duszno, parno i 27 stopni. Cierpię, gdy wychodzę, dlatego też  robię to gdy muszę. Zakupy warzywno - owocowe na Hali Targowej, teraz obżeram się bobem.Dokończyliśmy dziś leczo, zrobiłam porządek w kosmetykach i w butach, przejrzałam przyprawy pod kątem dat, pranie udaje , że schnie. Odebrałam sukienkę od krawcowej poprawiaczki. Niby nic, a mokra jestem jak po kąpieli.  Na przyszły poniedziałek jesteśmy umówieni z projektantką Leroy Marlin, aby dopracować projekt łazienki. W sprawie Lizbony jestem coraz bliższa przełożenia na przyszły rok. Dzisiejsza noc była okropna, ja się po prostu męczę, zero spania, wstaję zmęczona. Marzę o lightowej pogodzie, ale to się nie ziści, niestety.  Do wyjazdu do Krakowa zostały 2 dni, powoli przygotowuję  dom na nasza nieobecność. Żal tylko roślin balkonowych, ale trudno, coś za coś. Ostatnio jadam sporo warzyw, owoce, pije dużo wody, organizm ma więc co wypocić.  Sypiam nago, ale to i tak za gorąco. Na jutro i na niedzielę będzie pieczony drób, jakoś inne mięso nie wchodzi nam.  O jagnięcinie czy baraninie można pomarzyć.  Zbliża się pora moich leków, muszę więc coś przegryźć, narazie!!!

7 lipca 2021 , Komentarze (3)

Dzień za dniem mija, dziś upał był ( huraaa) nieziemski. O 9 rano było w cieniu 27 stopni. Uciekaliśmy z bulwaru, bo tam patelnia. W domu od razu prysznic, człowiek lepi się od potu jak górnik po nocce na przodku. Aktualny stan temperatury, to 21 , i to mi odpowiada. Kwiaty  piją deszcz na balkonie, ja czuję komfort. Dziś zaliczyłam panią podolog, która zrobiła mi doskonały pedicure.  To przed wyjazdem, aby moje stópki miały odporność.  Z rana ćwiczyłam, rozciągałam moje mięśnie górne i dolne, leżałam na akumacie, czyli część dnia dla ciała była.  Na obiad rosół z makaronem i mięso indycze  gotowane. Nie chce się jeść w taką pogodę. Nabyłam kolejną sukienkę letnia. Jest bardzo wdzięczna, w drobny rzucik, a leży jak marzenie. Wczorajszy mecz Włochy - Hiszpania  był podobno wspaniały, tak ocenił mąż, ciesząc się z wygranej Itaniano vero. Dziś urodziny miesiąca, na hali widziałam kurki, można wybrać się do lasu, nawet dla samego chodzenia. Nadal potrzebuję wody jak kania  wiadomo czego. Prawie 3 butelki dziennie wypijam, organizm przyswaja, a ciało  fajnie wygląda.  Jutro będę szykować rzeczy do Krakowa. Najważniejsze są buty, potem dobry humor i optymizm. Zbliża się pora moich lekarstw, żegnam się zatem, do następnego razu. Pozdrawiam was, obojętnie gdzie jesteście.

6 lipca 2021 , Komentarze (3)

Wiem, lato w Polsce jest krótko, przynajmniej tak bywało. Ale i tak nie znoszę upału, pocenia się, zmęczenia, braku snu.  Nie sypiam dobrze, dziś wstałam o 4, wyszłam na balkon, było tak przyjemnie chłodno. Coraz częściej myślę o hamaku na balkonie, tylko mewy aktywne całą dobę są przeszkodą. Odwołałam rezerwację na zwiedzanie okolic Kalisza.  Mąż przypomniał sobie, że 3 sierpnia ma ortopedę, że po tym przegląd samochodu, itd.  Cóż było robić, Paweł ani pisnął..... ! Pozostanie  nam " podróż w nieznane", czyli ad hoc do samochodu i przed siebie.  Tak zawsze chciałam zwiedzać Polskę, tylko ta pogoda!🥵.  Zaniosłam sukienkę wybraną na wesele do krawieckich poprawek, bo chyba coś zrzuciłam z siebie. Będzie sporo zwężona, huraaa!  Były dziś tańce latino solo, i moja ukochana cha-cha.  Czułam się po zajęciach jak po siłowni w saunie. Uwielbiam tańczyć, to nie musi być koniecznie w parach, bo małyżonek mój oporny w sprawie figur. Do tego odpowiednia muzyka niezbędna, a muzykę też wielbię, od klasycznej do  bardziej "wysublimowanych" rodzajów .  Jedzenie w taki upał to koszmar. Dziś dokończyłam wczorajszą mizerię z jogurtem greckim, czosnkiem i koperkiem, zjadłam miseczkę leczo i tyle. Zeszła druga butelka wody, a to raczej nie koniec. Na balkonie nie da rady wysiedzieć, na szczęście spacer był przed południem. Patrząc na świat i na to, co się dzieje, myślę, że tak wygląda początek końca świata.  Zaczęlam czytać książkę pt" Druga żona", thriller psychologiczny, może okazać się ok. Muszę wyszukać jakieś fajne życzenia dla młodej pary, dziś dałam znać chrześniakowi, że będziemy na uroczystości i na weselu.  Planujemy "przemknąć " wśród gości, trochę porozmawiać, dać się zauważyć , i do domu.  Oby nie było takiego upału! To strach wówczas jeść cokolwiek. Dobra, zobaczymy , czas pokaże, nara!

5 lipca 2021 , Komentarze (2)

Dziś miał się rozpocząć montaż nowych drzwi wewnętrznych. Miał , i tyle, bo są urlopy, bo są w niedoczasie, bo brak ludzi. Zamówienie złozyliśmy 27 maja, przewidując wystarczający termin  6 tygodni na dostawę. Po kilkudniowych rozmowach ostatecznie dowiedzieliśmy się, że termin u nas nie jest znany. Dupa i tyle. Chcę się wycofać z umowy, zamówię gdzie indziej  i po remoncie łazienki.  Jutro pojedziemy do punktu przyjmującego zlecenia, aby coś ustalić.  Od czwartku  był syn, nacieszyliśmy się sobą, nagadaliśmy. Nasz wyjazd do Lizbony też pod znakiem zapytania, dodatkowo wybraliśmy Rzym, ostatecznie zadecydujemy w przyszłym tygodniu. Wczoraj byliśmy w lesie, spędziliśmy kilka godzin  wśród zieleni, ja w hamaku z książką. Po powrocie restauracja tajska, bo tak lubimy. Ciężko było z miejscem, w Gdyni dużo ludzi , wszędzie tłok. W sobotę restauracja Santorini, obiad stawiał Panicz w ramach swoich urodzin.  Z powodu upałów sypiam kiepsko, zmęczona jestem szybko, pocę się i co chwila wchodzę pod prysznic. Wilgoć w powietrzu ogromna, sól w domu bryluje się i jest mokra.  Jestem już po terapii, wydrukowałam przed chwilą  ćwiczenia wskazane mi, od jutra będę "prostować" moje ciało. Na dzisiejszy obiad syneczek mój ukochany (!) zażyczył sobie rosół z makaronem i watróbkę drobiową smażoną.  Jak powiedział, tak było ( bo już pojechał), a westchnień i zachwytów  nie było końca!  Moja lawenda za oknem wybujała się zrobiła, pachnie  i dekoruje balkon.  W przyszły poniedziałek będziemy już w Krakowie. Przed wyjazdem mam jeszcze wizytę u podologa, aby wędrówki po grodzie Kraka były  mniej uciążliwe.  Skończyłam czytać Chmielarza "Podpalacz", nadal lubię , teraz zabiorę się za jakąś inna formę literacką.  Tv nie oglądam już absolutnie, a to także z powodu Euro 20, bo moi chłopcy okupowali odbiornik . Zamówiłam kolejny wyjazd wakacyjny, tym razem w rejony Kalisza, aby poznać otoczenie, zabytki i ciekawostki tamtego regionu.  Wyjazd 2 sierpnia, także zatem niedługo.  To narazie tyle, wakacje trwają, co i na Vitalii widać. A ja pozdrawiam. 

29 czerwca 2021 , Komentarze (3)

czerwca.  Jako dziecko zawsze liczyłam dni wakacji, ciesząc się, że te dwa jednakowo długie miesiące jeszcze przede mną. Teraz mam wakacje cały czas, nie nudzę się, bo jest co robić. Tylko pogoda nie dla mnie. Za gorąco. Wczoraj spędziliśmy dzień na działce znajomych, było przyjemnie, chociaż męcząco. Siedzenie cały czas, rozmowy i jedzenie, to dla mnie za gęsto.  Mąż poszedł się wykapać, pokonując 346 stopni w każda stronę.  W okolicach Władysławowa i Rozewia ludzi ogrom. Wróciliśmy ok. 20, oboje zmęczeni, od razu poszliśmy do łóżka. Niedzielny film pt. Najlepsze lata, był świetny. To opowieść o  czwórce przyjaciół, ich losy na przestrzeni lat, wzloty i upadki, piękna przyjaźń, która przetrwała lata mimo zawirowań. I obrazy Rzymu, znane mi, oglądane z radością i nostalgią. Dziś ponownie terapia, co ta kobieta ze mną wyprawia! Jaki ból w nogach, udach, pośladkach. Znów dostałam ćwiczenia, to kolejne. Muszę je wykonywać, bo noce chciałabym przesypiać spokojnie. Dziś upał, po terapii  spacer, zakupy , gotowanie. Na obiad  makaron z pomidorami i surówka z kapusty, kalarepy i koperku. Gotuje się rosół z kury wiejskiej, będzie jutro na obiad i będzie stanowił także bazę dla zupy tajskiej na czwartek.  Jutro fryzjer z samego rana, a potem mam wolne, bez planów.  Dziś zrobiłam przelewy, zmieniłam ustawienia  w banku, przejrzałam co trzeba.  Lawenda za oknem jest coraz piękniejsza, pachnąca i bujna. Nadal chodzę w sukienkach i jest mi z tym dobrze. Czekam na przyjazd syneczka, aby uściskać . Miasto z rana jest takie rześkie, lekki chłodek od morza przyjemnie owiewa twarz, potem nagrzane mury za bardzo grzeją, siedzimy w domu , zasłonięci przed upałem.  Wyjazd do Krakowa coraz bliżej, jeszcze zmiana drzwi po drodze, jeszcze chwilka i powitam gród królewski.  Oj , mam tyle planów na Kraków. Nie mogę się doczekać.  Na Vitalii pusto, cicho, wymiotło wszystkich wakacyjnie. Odpoczywajcie kobitki, póki można. 

27 czerwca 2021 , Komentarze (2)

Wczoraj byliśmy w kinie. Historia o miłości, ogromnej, prawdziwej, ale smutna, bo choroba zagościła w związku. Film zagrany koncertowo, okazywanie uczuć  w sposób dyskretny,ale tak wspaniały, że pomarzyć o takiej miłości, o takim przywiązaniu, uczuciu. To historia dwóch gejów, grają Colin Firth I Stanley Tucci,obaj rewelacyjni, stonowani, klasa sama w sobie. Film nosi tytuł "Supernova". Długo jeszcze, albo i wcale , nie doczekamy się w naszym kraju takiej tolerancji, takiego nie wsadzania nosa w czyjeś życie , takiego traktowania każdego z szacunkiem i bez nienawiści. Po seansie ludzie siedzieli jeszcze  w ciszy, przeżywając oglądane obrazy. Na sali było ok. 20 osób. Sami maniacy , jak my. A dziś kolejny film, tym razem włoski , pt:"Najlepsze lata". Ta częstotliwość odwiedzania X muzy wynika z faktu, że teraz można, a nie wiadomo jak długo. Dziś obudziłam się o 5, zbudziły mnie trele ptasie i głosy mew, które chyba wcale nie śpią. Teraz jest 11 , a ja mam zrobiony już obiad : tarta z boczkiem , cebulą i serem, sałatka z kapusty pekińskiej ,z koperkiem  i ogórkiem konserwowym ( wykorzystanie resztki), owoce z jogurtem greckim. Jutro jedziemy na cały dzień do Rozewia, na działkę znajomych. Zapowiedzieli, abyśmy nic nie brali do jedzenia, ale tak z pustą ręka to nie wypada. Zabiorę owoce do sangrii, samą sangrię kiedyś kupioną w tygodniu hiszpańskim w LIdlu. Będzie jak znalazł na upal. Trochę słodyczy i dobry humor. Mąż cieszy się, bo zamierza brać kąpiel w Bałtyku, ja spasuję, to nie są lata, gdy lubiłam prezentować się w kostiumie kąpielowym. Po terapii mam tyle siniaków, że wyglądam jak pobita. Syn zapowiedział się już we czwartek, co cieszy. Teraz tylko żarełko przygotować, aby nie tracić czasu w kuchni, tylko pobyć z dzieckiem. Wczoraj ćwiczyłam zadane ćwiczenia, w nocy nogi mniej bolały, być może to po rolowaniu  i rozciąganiu. Dziś próbowałam posiedzieć na balkonie, ale jest za chłodno!!!   A, jeszcze wczoraj , wybuch niepohamowanego śmiechy na wiadomość, że Głódź każe się nazywać "ekscelencja sołtys".  Takiego absurdu jeszcze ze strony pasibrzuchów nie było. Oby wreszcie jakoś zakończył się ten idiotyczny taniec kościoła polskiego.   Zaczęłam czytać kolejną książkę Pata Conroy'a, tym razem to " Na południe od Broad". Z TV właściwie całkiem zrezygnowałam, wolę czytać, popatrzeć na zieleń, posłuchać życia miasta.  Moja lawenda zaczyna kwitnąć, lipa na podwórku aromatyzuje całe powietrze, lubię te aromaty lata.  Kolejny raz wywnioskowałam, że ciemne pieczywo nie jest dla mnie.  Za ciężkie, mam okrutne wzdęcia .  Ograniczę pieczywo w ogóle, tak będzie lepiej. 

25 czerwca 2021 , Komentarze (1)

Nadal rozczula mnie widok małych dzieci  ubranych " na galowo" , bo to koniec zajęć w szkole. Dziś widziałam takich sporo, jeszcze z rodzicami, potem będą szły solo po świadectwo. Na 8 szłam na terapię manualną, oj, nacierpiałam się dziś sporo, mam "zadane ćwiczenia", aby mięsień gruszkowaty wreszcie zaczął normalnie funkcjonować, aby blizny na ciele, nawet te sprzed pół wieku, przestały ciągnąć, aby powięzi przy kolanach odciążyć. Człowiek jest tak skonstruowany, że jedno zależy od drugiego, że chory kawałek ciała powoduje powoli chorobę drugiego, obciążonego.  Wczoraj przedeptałam ponad 10km. , byliśmy z mężem na imieninowym obiedzie, wracaliśmy skonani przed deszczem. Na szczęście tylko popadało, bo na południu zawierucha taka, że szkoda ludzi i dobytku .Dziś lekko chłodniej, znów zakupy dla mojego  ukochanego. Hurra!, Udało się, mamy to. W domu jeszcze były przymiarki, coraz większy uśmiech na twarzy, a u mnie ulga, że się udało. Zaczyna się znów cykl filmów włoskich, pierwszy zobaczymy w niedzielę. Kupiłam w sumie bilety na 3 seanse, dwa pozostałe to filmy  spoza Italii.  Po terapii czuję się jak potłuczona, obita, a czeka mnie jeszcze seria ćwiczeń.  Na szczęście one nie trwają długo, a systematyczność jest najważniejsza. Za tydzień zobaczę Panicza, przyjedzie na weekend, aby posmakować rodzicielskiej czułości. W zeszłym roku wyjechaliśmy razem z rana  do lasu znanego nam , zabraliśmy foteliki, wałówkę, picie, książki.  Spędziliśmy kilka ładnych godzin na tzw. łonie natury, w drodze powrotnej jakiś obiad syn chce powtórki. Na szczęście blisko Trójmiasta jest dużo terenów zielonych, lasów, można skorzystać z ich istnienia i spędzić naprawdę fajnie czas. Dziś na obiad ogórkowa , z własnych ogórów ukiszonych. Ciepło jest, nie chce się więcej jeść, a woda schodzi u mnie litrami. Obliczyłam, że zjadam , nie zawsze, najwyżej 2-4 plasterki wędliny na tydzień. Raczej twaróg, napewno pomidory i kiszone ogórki, sporo sałat różnych. A, wczoraj znów kupiłam bób, dla mnie on jest jak dla innych chipsy lub orzeszki. Mogę jeść, jeść i jeszcze raz . Ograniczam ilość bobu przy zakupie, bo wiem, że duża ilość niespecjalnie na mnie działa. Dziś piątek, dla ludzi pracujących początek weekendu, ja mam weekend właściwie codziennie. Dlatego też łapię się czasami na tym, że nie kojarzę, jaki to dzień tygodnia, bo po prostu nie liczę dni( ani lat, jak było w piosence, dawnej piosence).

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.