Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 248759
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 22 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 października 2017 , Komentarze (2)

Wieje, pada, szaro, buro, zimno.  Nawet kolory drzew  za oknem nie cieszą. Znów źle spałam, o 2: 30 siadłam w kuchni z kubkiem mleka z miodem, chwilkę poczytałam, było lepiej.  Dziś zaplanowałam fryzjera, bo włosy mam ciężkie , gdy odrosną to kładą się nieciekawie  i wyglądam jak w kasku.  Udało się, moja fryzjerka była wolna, sprawa załatwiona  w pól godziny.  Przy okazji nasłuchałam się euforii facetów na temat wczorajszego meczu, przewidywań co dalej, krytyki zachowań na boisku typu:" ... i wtedy powinien cofnąć się do tyłu...."  Uszy bolą , gdy takie coś słyszę, ale przecież nie będę zwracać uwagi . Tenże fryzjerczyk za chwilkę wyskoczył na ulicę , słysząc huk spowodowany zderzeniem samochodów. Stał tak w drzwiach otwartych, ja owiewana przeciągiem,  z mokrą głową, aż bałam się myśleć o moim przeziębieniu. Na szczęście moja fryzjerka rozsądna dziewczyna kazała mu po prostu drzwi zamknąć , obojętnie z której strony.  Obraził się chłopina! Ach te baby, prawda? Wracając zaszłam do delikatesów rybnych, aby kupić kilka plastrów łososia wędzonego. Na II śniadanie zamarzyłam sobie chleb z humusem, z łososiem i z rukolą. Zrobiłam, zjedliśmy, było znakomite. Dziś wybieram się na taniec hiszpański,mam nadzieję, że mój katar ( nadal!)  nie będzie az taka przeszkodą. 

8 października 2017 , Komentarze (3)

Pojechaliśmy nad jezioro, bo pogoda taka ładna w mieście. Miał być długi spacer z kijkami, pożegnanie z lasem. Ale tam było o 4 stopnie mniej, zimno, deszczowo. Na szczęście byli znajomi w swoim domku, ciepłym, z kominkiem  rozprowadzającym ciepło. Wprosiliśmy się na kawę, zanieśliśmy kupione po drodze ciasto. Tam cieplutko, gospodarze przemili, rozmowa wartko się toczyła, bez przymusu i wymyślania tematów. Posiedzieliśmy godzinkę, aby nie zanudzić swoim towarzystwem, i poszliśmy na spacer. Wprawdzie nie tak długi jak zamierzaliśmy, pogoda nie pozwoliła na dłużej. Posępność okolicy o tej porze roku, smutek i brak infrastruktury potwierdziły nasze upodobanie do mieszkania w mieście.  Znam coraz więcej osób, które po euforii posiadania domu  za miastem, wracają  z powodu długich dojazdów, braku udogodnień  w okolicy, smutku i szarości  poza sezonem, długich i ciężkich zim. Niedaleko naszej działki inni znajomi postawili dom. Na początku imprezy za imprezami, tłumy gości.  Znudziło się to po 2 latach, teraz muszą namawiać gorąco, aby goście przyjechali.  Sami, nudzą się ze sobą, dom coraz bardziej zaniedbany , z ich cudeńka stał się ciężarem. I tak bywa, gdy decyzja nie została przemyślana. Nie każdy nadaje się do mieszkania za miastem, w domu, o  który trzeba dbać.  Po dzisiejszej wyprawie z ochotą wróciliśmy do domu, do miasta, bo tu jest nasze miejsce. 

7 października 2017 , Komentarze (1)

Jest lepiej proszę państwa, cieszy mnie to niezmiernie. Z tej okazji ruszyłam dziś do centrum handlowego , kupić mężowi obiecany sweterek. Już kiedyś pisałam, że zakupy odzieżowe z moim lubym to naprawdę za karę. On nie wchodzi do sklepu, on tam wbiega, rzuca tylko okiem na lewo, na prawo i wychodzi, bo " nic dla mnie nie ma". Wytrzymałam tak kilka sklepów, potem zaczęłam i ja szukać, cofając chłopa od wyjścia . I nagle okazało się, że są, tylko "schowały się". Potem namawianie na przymiarkę, wybór koloru, " a może gdzie indziej będą jakieś?". No ,zeszło  nam ze 3 godziny, w czasie których musiałam zrobić wykład o tym , jak ubierać się , aby nie wyglądać jak stary pierdziel lub "zrobiony na prowincję". Wrócilismy oboje zadowoleni, na szczęście.  Zrobiłam przed chwilą "gołąbki ala Kasia Bosacka , wczoraj obejrzałam program i zainspirował mnie. Ciekawe jak wyjdą, od siebie dodałam jeszcze pieczarki , czyli kapustę , cebulę i pieczarki podsmażyłam i dodałam tak do mięsa, bez zawijania w kapustę. Oczekuje jutro pogody wystarczającej na dość długi spacer. Tak 6-8 km. byłoby akurat na powrót do zdrowia.

6 października 2017 , Komentarze (7)

Temp. ciała 35,5, czyli nadal osłabienie. Kanar trwa, nadal ropny. Oj, chyba nie uda się tak bez typowego antybiotyku. Dziś wyszłam na chwilkę, aby wymienić książki w bibliotece . Ubrałam się ciepło, ale zmarzłam. Dziś przygotuję sok z marchwi, jabłka i buraka, aby podnieść odporność i chociaż lekko przywrócić równowagę organizmu.  Naleśniki wyszły cudownie. Ciasto zrobiłam przed biblioteka, postało chwilkę, mąka napęczniała, były chrupkie i mięciutkie jednocześnie. A farsz po prostu fantastyczny. Na Wigilię robię zawsze uszka z grzybami, w tym roku dodatkowo zrobię i takie naleśniki. Wieczorem dzwonił syn, pochwalił się, że dostali razem z Niemcami grant na realizacje programu dot. pogranicza polsko- niemieckiego. To już kolejny grant we współpracy z Niemcami, którego beneficjentem jest uczelnia syna. Ach, jesteśmy dumni jak pawie!

5 października 2017 , Komentarze (2)

I co? I narazie dupa. Katar w dalszym ciągu, ropny także, krztuszę się , chociaż śpię lepiej, no trochę lepiej. Wstałam, bo wytrzymać w łóżku już nie mogę. Dziś był rosół na wzmocnienie organizmu, cały dom pachniał. Rosół gotował się powoli, długo , i wyszedł znakomity. Marchewka aż słodka była. Do tego tylko makaron, zielona pietruszka i gotowany kurczak, taki dziś był obiad.  Na jutro chcę zrobić naleśniki z pieczarkami i kiszoną kapustą. Sporo czytam, także kolorowe gazety, których mąż nakupował. Poza tym krzyżówki , muzyka. Dziś kupiłam kolejne bilety na imprezę kulturalną. W tym miesiącu idziemy na dwa koncerty, jeden muzyki klasycznej, oraz do teatru. Co roku sezon jesienny tak się zaczyna, czekam zawsze na informacje o imprezach.  Coraz więcej moich znajomych przechodzi na emeryturę lub planuje zrobić to w najbliższym czasie. Powiększa się zatem grono osób zainteresowanych życiem  dla siebie. Dziś mąż był na wykładzie z UTW  , rzecz dotyczyła zabytków Rzymu. Wrócił zachwycony wykładowcą, jego swoboda wypowiedzi, barwą tejże. Młody człowiek, co cieszy.  A ja nie moge już doczekać się swoich zajęć. 

4 października 2017 , Komentarze (5)

I skończyło się wizytą u lekarz. Zaczęły mnie pobolewać nerki, pora zatem była udać się do konowała. Mój przepisał mi antybiotyk bardzo sprytny, bo będę brała go tylko 3 dni i raz dziennie. A zatem nie trzeba wstawać w nocy, pilnować godzin. Oprócz tego zjadłam kromkę chleba ze świeżo wyciśniętym czosnkiem,, pan doktor polecał jako świetny środek dkażający i antybakteryjny. Zastosowałam się zatem Uprzedziłam w UTW, że w tym tygodniu to nie przyjdę z powodu choroby. Dziś w nocy spałam wreszcie normalnie, tylko raz wstawałam, ale kaszel i ropny katar są nadal. Czytam Oskarżenie Mroza i coraz bardziej przestaje mi się podobać to wszystko. Niby Chyłka to taka świetna prawniczka, postrach w Warszawie, a  daje plamy za plamą, histerycznie się zachowuje, nie ogarnia, itd. Zaczęło mnie to nudzić  i tyle.Wzięłam z półki Kornela Filipowicza i jego " Moja kochana dumna prowincja".  Wracam tym samym do prawdziwej literatury, rozrywka mnie nie bawi, przynajmniej w wydaniu Mroza. Węchu nadal  brak, smak lekko, lekko wraca. Dziś nadal zupa z soczewicy , akurat pasuje, bo chłodno jest. Poza tym cos tam mąz wymyśli, a ja nie jestem wybredna.

2 października 2017 , Komentarze (3)

Słabiutko, bardzo słabiutko. Mam 35,4 stopni ciała. Osłabienie  niestety. A dziś zaczynają się zajęcia  z tańca hiszpańskiego. Przecież nie pójdę taka słaba, spocę się i wrócę do domu jeszcze "chorsza"? No niestety, tak czasem bywa, zamiar nie zawsze pokrywa się z możliwościami.;( Pogoda powoli wraca do "normalności", czyli  zbliżają się chmury, słońce zamglone, słabo już świeci. Z powodu moich dolegliwości straciłam całkowicie zmysły węchu i smaku. Wczoraj gotowałam zupę z soczewicy na pamięć. Mąż musiał  ją doprawić do smaku, bałam się bowiem przesolenia. Dziś ją jadłam i czułam tylko jej ciepło.  To chwilowa niedogodność, mam nadzieję. Pod naszymi oknami hałas, ruch, bo tynkują. Niedługo będziemy mieszkać zasłonięci przed światem. Od razu przypomniały mi się sklepy " za firankami", czyli konsumy, pomysł świata komunistycznego , gdy władza sprzedawała niektóre towary, te szczególnie potrzebne , tylko uprzywilejowanym. To zdaje się wraca, niestety.

1 października 2017 , Komentarze (1)

Już październik, piękny, słoneczny dzień. Jeszcze kwitnie nawłoć , nazywana polską mimozą. To chyba o niej śpiewał Niemen.  Dzień cudnie słoneczny, acz lekko chłodny, bo wieje nad morzem. Na bulwarze tłumy ludzi , gdynianie lubią być aktywni.  Na Bałtyku setki Optymistów z białymi żaglami, chyba jakieś zawody. To mój pierwszy spacer od czwartku, wróciłam do domu mokra  z wysiłku, organizm mocno osłabiony. Wczorajsza noc  była koszmarna, mąż porzucił naszą sypialnię i spał w innym pokoju , to z powodu mojego kaszlu.  Dziś kolejna rocznica śmierci kuzyna, który zmarł nagle   w wieku 55 lat. Faktycznie swoim zachowaniem przyczynił się do tej nagłej śmierci, ale chyba jak wszyscy uważał, że to najgorsze nie dotknie jego.  Mąż z rana pojechał na cmentarz, przywiózł kilka kasztanów. Lubię je ,ich kolor chciałabym mieć na włosach. Wczoraj sama zdejmowałam hybrydę z paznokci. Z powodu kataru nie czuję absolutnie żadnego zapachu, odbyło się zatem bezboleśnie dla mnie, cierpiał mąż. Faceci jakoś wyjątkowo są nieodporni na smród zmywacza do paznokci.  Ponieważ ostatnio podpatrzyłam przy manicure jak zdejmuje się hybrydę  ( akcja obok mnie), to z pieczołowitością  wcierałam oliwkę w dłonie po uprzednim peelingu, masowałam kremem do dłoni i paznokci, nanosiłam odżywkę. Jest nieźle, płytka zdrowa, Maxi krzem, który dawkuję widać też pomaga. Po raz kolejny stwierdziłam, że mój ulubiony kolor lakieru do paznokci, to kolor bezbarwny.

30 września 2017 , Komentarze (2)

To ja ta nędza. Tak wyglądam  z powodu przeziębienia. U mnie jak już, to tak poważnie. Dziś mąż kupił Sulfarinol do nosa i jakiś nowy lek ziołowy wykrztuśny. Twarz mam umęczoną ciągłym wysiłkiem , oczy maleńkie, blada, nie lubię siebie takiej.  Ale nie poddaję się, wstałam, i krzątam się po domu. Zrobiłam  , przepis  z czapy, serniczki z ricotty. Dodałam do masy brzoskwinie z syropu, a spód zrobiłam z  kruszonych herbatników z roztopionym masłem. Serniczki umieściłam w kokilkach do sufletów, jeżeli próba się uda, będę powtarzać. Pogoda dziś przepiękna, ale mogę podziwiać ją jedynie przez okno. Na obiad dziś wołowina  w sosie grzybowym + kiszona kapusta. Taki typowo polski obiad.  Wczoraj otrzymałam maila od koleżanki z pracy, wybiera się na emeryturę, spodziewa się drugiego wnuka / wnuczki. Coraz większe grono znajomych wybiera tę formę bytowania. Nie dziwię się, życie na emeryturze jest spokojne, mieć tylko hobby, jakąś pasję, a czasu nie wystarczy na smutek i zgorzknienie.

29 września 2017 , Komentarze (3)

Zostałam dziś dłużej w łóżku., aby wypocić ten wstrętny katar. Nie znoszę takich niedogodności, bo u mnie to zawsze na całego. Wstałam jednak na II śniadanie,,które tak pieczołowicie przygotował mój mąż.Pycha!. Dziś kończyłam czytać książkę Agnieszki Olejnik pt " A potem przyszła wiosna". Fajna, o wyborach życiowych z perspektywy kobiety i z drugiej strony mężczyzny. O prawdzie, szczerości , bólu, prostocie życia. To nie jest lektura  z najwyższej półki, ale  przecież  takie pozycje czyta się także . Kupiłam także bilety na koncert Mariusza Lubomskiego, który odbędzie się 26 października w Oliwie.  Lubię faceta, śpiewa wyraźnie, mądre teksty, ma niesamowity głos.  Mam jego autograf uzyskany  podczas demonstracji KOD w Gdańsku. W domu hałas z obu stron. Z jednej remont w budynku naprzeciw, z drugiej stawianie rusztowań do naszej kamienicy.  Na szczęście zaczęto od nastej strony, w ten sposób szybciej będziemy mieć okno na świat.  Dziś robię obiad resztkowy. Pomimo piątku będzie mięso, a dokładnie dwa kotlety schabowe, które nam nie smakowały nawet po usmażeniu. Zrobię zapiekankę z kaszy pęczak, kotletów, pieczarek i fasolki  flażolet. Przygotuję także wołowinę, o której pisałam wczoraj. Planuje ponadto uporządkować szuflady w łazience, bo trochę za dużo tam nawkładałam. A poza tym ciepła herbata + syrop z kwiatu bzu, kocyk, książka, muzyka. Musze sie wykurowac do poniedziałku, bo zaczynam taniec hiszpański. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.