Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 248655
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 21 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 lipca 2019 , Komentarze (2)

Tak mogę określić dziś nastrój mój, pogodę za oknem, osiągnięcia dzisiejsze.  W nocy przerwa we śnie, no bo dziś wizyta u rodziców. Poranny spacer jeszcze w miarę  przyjemny, bo bez deszczu, całkiem ciepło, było czym oddychać.  Potem czas obowiązków. Udało się umyć Mamę, zmienić jej ubranie, nakarmić. Mąż w tym czasie sprzątał.  Dobrego słowa nie było, dziękuje także, tyle w odcieniu szarości z domu rodziców.  Telefon i rozmowa z bratem. Umówiliśmy się na czwartek u rodziców, aby porozmawiać z pielęgniarką . Skoro lekarz Mamy potwierdził, że całodobowa opieka jest niezbędna, Ojciec musi wreszcie coś postanowić. Stan aktualny niestety powoduje, że i nas sytuacja przerasta.  ;( Podobno znów idą upały, nie powiem, abym się cieszyła, wolę typowo polskie lato. Jutro może wyskoczymy do lasu, może jakieś grzyby? Sąsiad wczoraj wracał z wiaderkiem prawdziwków.Udało się "złapać" panią endokrynolog, wypisała mi receptę na jakiś zapas, jeżeli uda się dostać. Narazie mam  na tak mniej więcej 40 dni. Podobno sytuacja ma się poprawić, ale kto to wie, za jaki czas? Dziś w aptece zaprzeczono tej nadziei.

22 lipca 2019 , Komentarze (2)

Weekendowy wyjazd nad jezioro do  rodziny. Spotkało się nas sporo, około 20 osób , najmłodszy za tydzień będzie miał rok, najstarszy ma 85 lat. Spotkania w podgrupach, śmiechu dużo, zabawne zdjęcia, wspomnienia, itd.  Do późnej nocy siedzenie, rano wędrówki po lesie, troche grzybów, ogromne przeżycie ze spotkania z klępą i łoszakiem.  Niestety jezioro zanieczyszczone jak ściek, lasy są wspomnieniem po wichurze sprzed 2 lat. Bajka o pięknie tamtejszych stron skończyła się za sprawa człowieka. A 30- 25 lat temu moim marzeniem było posiadanie tam domku. Dziś wracaliśmy z radością do domu.  Już jestem po obiedzie, na który zrobiłam tartę z kurkami i ze szpinakiem. Ciasto kupiłam gotowe, ale pomysł mój. Na jutro gotuję rosół z kaczki  i bitki wieprzowe w sosie grzybowym. To dla rodziców. Wczoraj dzwonił Ojciec, chyba wreszcie dotarło do niego, że naprawdę pomoc jest potrzebna.  Jutro zobaczę , co słyszać w temacie. Dziś brat był u lekarza Mamy, uzyskał potwierdzenie, że dom pomocy byłby wskazany absolutnie. Pogoda wspaniała na pranie, jedno zdejmę za chwilkę, drugie się kręci w pralce. Popołudnie będzie przy nadrabianiu lektury, przy muzyce i może troszkę TV w formie HGTV. Odpoczęłam w ten weekend i z przyjemnościa wróciłam do swoich obowiazków. 

17 lipca 2019 , Komentarze (7)

Dziś je zrobiłam na obiad. Jadamy je saute, z cebulką  startą do środka. Jest wiele szkół jadania placów, z cukrem , dla mnie fuj, ze śmietaną, to chyba wschodni zwyczaj, tak bliższy Rosji, z sosami różnymi. Ja lubię je własnie same, aby nie stracić smaku placka. Ostatnio robiłam je 2 lata temu, jeszcze na działce nad jeziorem, w kuchni polowej, bo po smażeniu  długo trzeba wietrzyć.  Powtórzę to może za 2 lata? Tak mnie dziś naszło, bo mam dzień gospodarczy, a do południa pogoda wahała się w sprawie deszczu.  Wczoraj wizyta u rodziców , pielęgniarka ma być w przyszłym tygodniu. Zaczynam w to wątpić, bo Ojciec  chce , abym posprzątała na jej wizytę , i moim zdaniem w taki sposób próbuje wmanewrować mnie. Wczoraj przywiozłam  górę prania, górę prasowania, które nadawało się także tylko do pralki. Na szczęście   blisko jest pralnia samoobsługowa, bo wniesienie tego do domu oznaczałoby zaczadzenie mieszkania.  Dziś od rana stoję przy desce do prasowania , przejrzałam bieliznę Mamy, część od razu wyrzuciłam, mniejsza część została, uzupełniłam  już braki. Wczoraj także kupiłam poduszkę i jaśka, bezdyskusyjnie przedstawiając Ojcu rachunek. W lodówce rodzice maja przede wszystkim kiełbasę, wędliny, golonkę peklowaną, brak twarogu, sera, zieleniny.  A obiad który przywiozłam, zrobiony specjalnie na wątłe, starcze żołądki, został potraktowany byle jak, ze słowami:"... najlepsze były ogórki." Dziś mąż  na rehabilitacji miał  rozmowę z trenerka o takich sytuacjach. Radziła mi, abym na jakiś czas zostawiła rodziców samych , może w ten sposób docenią  moje starania. Niestety, już tak było, nic nie przyniosło . Taka moja karma.

15 lipca 2019 , Komentarze (3)

czas biegnie nieubłaganie . Jeszcze tylko półtora miesiąca wakacji. Na szczęście nie czeka mnie nowy rok szkolny! Nieraz już tęskniłam do szkoły, najmniej w późnych latach licealnych, gdy znajomości wakacyjne męsko- damskie były ważniejsze.Czas studiów to zupełnie inny świat, jak się wtedy bawiliśmy, ile nocy zarwanych na spotkaniach towarzyskich!  Te wyjazdy na wariata, spanie u kogoś na podłodze, tylko w śpiworze! Ach młodość. Dziś cenię sobie wygodę, porządną łazienkę i solidne łóżko. A propos tego, zaszliśmy dziś do Hotelu Jakubowego w Gdyni, mieszczącego sie przy Placu Kaszubskim. Budynek długo stał nieużywany, a w latach wczesnego komunizmu był tam dom handlowy, z drewnianymi, trzeszczącymi schodami. Remontu zewnętrznego nie było widać, a tu niespodzianka, już gotowe! Recepcjonistka pokazała nam dwa pokoje, naprawdę ładne , solidnie i nowocześnie urządzone, z pięknymi łazienkami. Fajne elementy z bursztynu zdobią hotel. Dużo buduje się w Gdyni, miasto zmienia swoje oblicze .  Mąż rano na rehabilitację  (pomaga, cieszę się!), a ja do Biedronki, szukać pomysłu na obiad dla nas , a przede wszystkim dla rodziców.  Ugotowałam pulpety z indyka w sosie warzywnym, myśląc przede wszystkim o żołądkach starszych.  Do tego pomidorówka na skrzydle indyczym . Muszę pamiętać o takim jedzeniu, które będzie rodzicom  łatwo odgrzać. Pulpety i my zjedliśmy dziś , z kaszą bulgur i ogórkiem kiszonym. Smaczne było!;) Jutro przekonam się, czy zapowiedzi ojca o pielęgniarce środowiskowej  staną się rzeczywistością.  Jadąc jutro zajrzymy do niewielkiej galerii handlowej, aby kupić poduszki dla Mamy, dużą i jaśka. Stare nadają się tylko do wyrzucenia. Popołudniami ćwiczę, bo po wyjeździe drawskim mam brzuch spaślaka. Cóż, dobre żarełko"czyni cuda". 

13 lipca 2019 , Komentarze (3)

Koncert  porywający. To nie  show jak w przypadku Rolling Stonsów, to  prawdziwy koncert był. Ergo Arena pełna, fani ciągnęli już od SKM, od razu można było poznać  dokąd zmierzają. A o 20 zaczęła się muzyka, porywająca, znana bardziej, mniej, ale to brzmienie gitary Knopflera , jego głos, oj. Widzowie  to fani, a zatem dali z siebie wszystko. Klaskała cała sala, śpiewaliśmy razem, spontan wyrwał się pod scenę. Bisy były trzy, ostatni  utwór z filmu "Local hero" powalił na kolana.  Muzycy doskonali, szczególnie skrzypek okazał się multiinstrumentalistą, świetny saksofonista. Bardzo podobały mi się szkockie kawałki. Wracaliśmy pełni wrażeń, naładowani  emocjami. Dysponowaliśmy dodatkowymi dwoma biletami, sprezentowaliśmy je naszemu ortopedzie, jak się okazało także fanowi Knopflera.  A w piątek cały dzień słuchaliśmy Jego muzyki. Dziś  w Gdyni sporo ruchu, szczególnie na niebie. Co chwila latają F-16, straszny hałas czynią i niezbyt przyjemne uczucia.  To w ramach lotniczego pikniku. Na kulinarna ulice Świętojańska nie zdążyliśmy, bo obowiązki zatrzymały nas u rodziców. Dziś zjedli ogórkową z wkładka mięsną z indyka i kurczaka.  Upiekłam także biszkopt z czerwoną porzeczką, zawiozłam jeszcze gorący. Zjedliśmy do kawy. Z zaskoczenia udało się zmienić Mamie bieliznę pościelową, brudną ( oj!)  zabrałam do prania.  Będę musiała ja solidnie  namoczyć w różnych specyfikach.  Ojciec po ostatniej rozmowie wreszcie umówił  pielęgniarkę środowiskową. Oby coś z tego wyszło.Dziś na obiad góra fasolki zielonej, kawałek schabu pieczonego + sos kurkowy ( duszone osobno), na początek mała porcja ogórkowej. Smaczne, domowe i  sezonowe. W przyszłym tygodniu będę chciała zrobić kiszoną kalarepę, kiszonego kalafiora, może już kilka słoi ogórków. Przyszły weekend wybieramy się nad jezioro do rodziny. Kuzynka męża ma urodziny, wujek ma imieniny. Będzie spotkanie w dużym gronie, wspomnienia, śmiechy i mnóstwo rozmów.  Będzie podglądanie żurawi, spacery po lesie, ognisko, wędrówki przed siebie.  Lubię. 

11 lipca 2019 , Komentarze (11)

pogodzie, bo dziś słonecznie, chociaz nadal nie za ciepło. Wczoraj pojechaliśmy do lasu na kurki. Zebraliśmy tak ok. 1 kg, to nie dużo, ale na obiad będzie akurat. Zrobię do schabu , albo schab w kurkach, decyzja zapadnie jutro. W lesie nikogo, pusto, ptaki tylko słychać, chwilkę posiedzieliśmy na skraju , wspominając nasze spacery w te okolice. I nie zatęskniłam do sprzedanej działki. Doszłam do wniosku, że ochota na grzyby nie oznacza posiadania działki letniskowej.  Pop powrocie oczyściłam , co zebrałam, czeka na dalsze przetwarzanie. Dziś wreszcie udało się wyjść nad morze, przeszliśmy kawał drogi, stęsknieni za widokami tak znanymi. Na obiad dziś resztki, bo trochę zupy pomidorowej, dwa krokiety, reszta leczo, sałata lodowa z sosem vinegret. Wyczyszczę lodówkę pod kolejne specjały. Na jutro na obiad będą śledzie w śmietanie, a czeka mnie jeszcze pieczenie schabu, coś dla rodziców na sobotę. W Gdyni w sobotę impreza pn:" kulinarna Świętojańska". Na głównej ulicy centrum wystawiać się będą różne restauracje, bary, cukiernie, oferując przechodniom swoje specjały, za darmo. W Gdyni powstaje coraz więcej miejsc kulinarnych, różnego typu, a taka forma to doskonała reklama dla nich. Dziś wieczorem koncert Marka Knopflera, na który czekam z niecierpliwością. 

9 lipca 2019 , Komentarze (10)

był polski film " Długi deszczowy lipiec".  To film z czasów, gdy nawet najmniejsza rola grana była , doskonale, przez znanych aktorów.  Za oknem dziś aura z tego filmu. Wyszliśmy na chwilkę na halę targową po owoce, zlało nas do gaci! A panicz z Portugalii przysyła zdjęcia ze słońcem i 23 stopnie o 22 godzinie. Niesprawiedliwość. Niech chociaż grzyby bedą po tych deszczach. Narazie tylko kurki u przekupek, a one, przekupki,  są forpocztą wiadomości o grzybach.  Wobec braku możliwości zwiedzania świata, zajęłam się kuchennymi sprawami. Na jutro zrobiłam krokiety z mięsem indyczym, tym z rosołu, upiekłam biszkopt , aby zajadać sie nim do owoców, zrobiłam sos vinegret z musztardą francuską., na zapas. Rodzicom zawiozłam jedzenie, znów rozmowa z ojcem o konieczności pomocy zewnętrznej spaliła na panewce. Mężowi udało się odkurzyć, gdy zajęłam mamę  rozmową. Więcej nie wyszło. Na obiad reszta pieczonego udźca indyczego, kopytka i surówka z kapusty. Chyba czas pomyśleć o zaprawach. Jak co roku będzie przecier pomidorowy, trochę powideł, może ogórki kiszone, może kapusta kiszona. Z pewnością buraki.  Chcę ususzyć w suszarce trochę pietruszki . Jej cena jest  niesamowita, z pewnościa nie spadnie.  Czytam książkę pt." Żelazna orchidea", Marka Jankowskiego. To wspomnienia chłopca, który przeżył wojnę w Wolnym Mieście Gdańsk. Książka zaczyna się spływem  Drwęca , czyli powtarza się coś, co zauważyłam. Czytam o miejscach, w których niedawno byłam, bardzo często tak mam.  Właściciel pensjonatu Lantaarn, Belg z pochodzenia, nie wiedział, że Gdańsk został doszczętnie spalony przez przyjaciół Rosjan. Ci po zachodniej stronie Europy mięli więcej szczęścia , to nadal pokutuje w nas. W mieszkaniu zimno, tylko 18 stopni, na zewnątrz 16. Na szczęście całkowicie znikła zapachowa pozostałość po ubiegłorocznym zalaniu. Te ogromne upały zrobiły swoje.

8 lipca 2019 , Komentarze (7)

Pisałam już, że jadałam jak król. Mało tego, goście z zewnątrz specjalnie zamawiali się na kolację. Fajnie jadać w takim dużym gronie i widzieć zachwyt także u innych. Dodatkowa atrakcja, to pobyt młodych Belgów, grających na gitarze , śpiewających i także tańce były. Wśród młodzieży  wicemiss Belgii z lat przeszłych, dziewczyna omnibus , taniec, śpiew, dowcip, i na dodatek sympatyczna, bez dąsów czy fochów. Trzy wieczory przy ogniu pozwoliły poznać się lepiej. A naleśniki na codzienne śniadania były po prostu rewelacyjne. Poznaliśmy okolicę, szczególnie przyroda tam piękna. Puszcza Drawska  jest ogromna i zachwycająca. Był spływ kajakiem, był  zamek w Tucznie ciekawie położony, z przepięknym otoczeniem.  Poza tym opalanko, kąpiele w wodzie ciepłej w tym roku niesamowicie, degustacje win i rozmowy do północy. Przywiozłam ze sobą dodatkowe 2 kg. Od wczoraj staram się je zgubić gdzieś między wzgórzami morenowymi a Bałtykiem.  Taki jest rezultat fascynacji kulinarnych.  Wczoraj przysiadłam wreszcie do komputera, usunęłam powiadomienia o  możliwościach zakupów , których nie potrzebuję, odpowiedziałam na pocztę. Przy okazji, łakoma kultury, której na wakacjach nie było, zakupiłam bilety na występ Roberto Alagna  w Operze Leśnej. To światowej sławy śpiewak operowy, tenor, i przy okazji mąż Aleksandry Kurzak, polskiej śpiewaczki.  Bilety kosztowały 15zł/ szt. , czyli taniej niż kilogram pietruszki, co uważam za skandal     ( cenę tego korzenia). Na 11 lipca mamy bilety na koncert Marka Knopflera, potem muzyka klasyczna, cieszę się. Dziś pogoda w Gdyni woła o pomstę , cały dzień pada, leje,  i na zmianę. Temperatura  oscyluje w granicach 15-16 stopni, w porywach do 17. Pojechaliśmy do marketu dużego, uzupełnić zapasy , już o 10 nie było gdzie zaparkować!  Uwinęliśmy się szybko i do domu, żadnych tam szmat kupować nie będę, lato za krótkie.  Po powrocie wizyta w bibliotece, ach jak już tęskniłam. Czytałam  już prawie opary i naprawdę  było mi brak możliwości wyboru.Nagotowałam  dla rodziców, bo jutro jadę. Zwalniam brata, teraz moja kolej . Będzie zupa ziemniaczana krem, z pulpecikami mięsnymi  , malutkimi jak drobne bombki. Poza tym leczo warzywne  , z własnoręcznie robionym przecierem. Mąż od dziś pobiera rehabilitację , wrócił zadowolony, oby pomogło.  A pod koniec tygodnia chcę pojechać do lasu, zobaczyć, czy są grzyby. Może uda się zebrać trochę kurek?  Od soboty zajadam się surówka siedmiodniową. Kto nie zna, niech poprosi internet o przepis. Pycha!  

28 czerwca 2019 , Komentarze (5)

Tak nazywa się miejsce w Białym Zdroju, gdzie jesteśmy. To stare zabudowania poniemieckie, odnowione przez małżeństwo polsko- belgijskie. Franek, Belg, gotuje zabójczo smacznie. Wczoraj na obiadokolacje było gazpacho, ślimaki  pieczone, cykoria  zawijana z szynką, w sosie beszamelowym. Na śniadanie smaży nam naleśniki cieniutkie jak muślin. Miejsce do spania  to klimatyczny pokój   z wysokim stropem drewnianym,  urządzony  w stylu przedwojennej bogatej  chaty. Śpimy na szerokim łożu ,  z metalowymi poręczami, otoczeni meblami z duszą. Na szczęście w pomieszczeniu wspólnym jest klimatyzacja, jest więc czym oddychać.  Śpię jak suseł. Wioska  o zabudowie owalniowej, ładna, zadbana. Jeziora wkoło, lasy, woda czysta. Jutro wybieramy się na kajaki, dziś zwiedzaliśmy okolice.  Z reką na sercu przyznam, że bliższe jest mi Podlasie, życzliwość ludzi i dbałość o otoczenie.  Okolica  bogata w jeziora, oczka, ogromne lasy, aktualnie  pozbawione wszelkich swoich owoców. Susza okropna. Jechaliśmy  tu w najgorszy upał środowy, po drodze  "załapaliśmy się" na temperaturę 39 stopni.  Piję dużo wody, dziś uzupełniliśmy jej zapas.  Wczoraj odwiedziliśmy Kalisz Pomorski, strach tam mieszkać, bo krajowa 10  oznacza ciągły sznur tirów przez miasto. Piękny architektonicznie kościół, dawnej ewangelicki, niestety aktualnie zaniedbany. Bo jak inaczej nazwać fakt, że ławki są niepomalowane, obskurnie obłażące. Przypominają się od razu maleńkie cerkiewki podlaskie, gdzie wszystko błyszczy i pachnie.   Cóż, tu mieszka ludność napływowa, może to jest przyczyną? Ciekawa jestem dzisiejszej kolacji, no i mojej wagi po powrocie. 

24 czerwca 2019 , Komentarze (10)

bo dziś mąż jest solenizantem. Rano pojechaliśmy na cmentarz, teść też imiennik męża, należało zatem. Spacer po pięknym Cmentarzu Witomińskim, zamiast wizytowania morza. "Odwiedziliśmy" rodzinę, bliższych i dalszych znajomych, sama przyjemność taka przechadzka  wśród drzew,  wśród ptasich treli i  w półcieniu . Po ;powrocie jeszcze jakieś zakupy, także kosmetyczne w Hebe, gdzie znów promocje. Na obiad resztka zupy pomidorowej  w kubeczku do popicia( robię czystą ), pierś kurza pieczona, 2 ziemniaki z koperkiem , fura salaty i mizeria.  najadłam się jak bąk, a wcale dużo nie było. Rozsadziłam kwiaty balkonowe, bo mięta bardzo agresywnie się rozrosła. Przybyła mi więc kolejna donica, duża i ciężka. Już ustalone, kto będzie nam podlewał kwiaty, na szczęście, bo szkoda byłoby zmarnować , tak pięknie kwitną. Mąż siedzi dziś z telefonem pod ręką, od rana przyjmuje życzenia. Już będzie czas pakowania, biblioteka, ostatnia rata za wycieczkę , a w środę rano państwo jadą. Ciesze się :D.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.