Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 267165
Komentarzy: 6698
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 17 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 października 2018 , Komentarze (8)

ale życie i tak swoje zrobi. Rozłożyłam się kompletnie. Gardło, katar ropny, dreszcze. Za mną bezsenna noc. Oczywiście wczoraj na zajęciach nie byłam, i chyba dobrze. Jestem w łóżku, ubrana we flanelową piżamę na to polar, a i tak jest mi zimno. Rano wstałam, aby przygotować kotlety mielone dla rodziców. Pojedzie mąż, zawiezie naleśniki wczoraj usmażone, nadziane marmoladą jabłkową, barszcz ukraiński, kotlety.  Mam nadzieję, że to wystarczy na jakiś czas.  To tyle, bo sił na więcej nie mam.

3 października 2018 , Komentarze (3)

Naprawdę ruszam się sporo. Już nawet nie chodzi o spacery czy wędrówki, bo na to nie zawsze jest okoliczność. Dziś na przykład wieje mocno, pada, RCB przysłało sms- a o zagrożeniu. Ale i tak  cały czas pędzę, gonię.  Dziś do dentysty na laser, ale i na poprawkę, bo wypełnienie z poniedziałku wypadło.  Potem po drobne zakupy i  z komputerem do serwisu. Muszę zacząć  smażyć  naleśniki  na jutro dla rodziców, na 13:30 idę na latino. Potem angielski  i zrobi się późne popołudnie. A boli mnie gardło  i czuję się tak jakoś niespecjalnie. Niby grzanie rozpoczęte, ale bardzo słabo. W nocy lało mocno, dziś pogoda raczej pod koc i z herbatą.

2 października 2018 , Komentarze (10)

Rano do endokrynologa, zachwyt nad moimi wynikami tarczycy. Dziś dostanę na maila  od p. doktor dietę 1500kcal. Pani szczupła, ale przyznała , że katuje się nieziemsko. Ostatnio zaliczyła z przyjaciółką dietę Dąbrowskiej, która określiła jako masakrę. Przepisała mi Glucophage, aby efekt był lepszy, chociaż cukrzycy nie mam. Lek pomaga jednak zlikwidować łaknienie słodyczy. Taka pomoc od kobiety dla kobiety. Aha, a lek przy okazji  hamuje starzenie się. Dla mnie bomba! Potem do stomatologa na laserowanie zębów, a następnie na gimnastykę. I tu,,,, klapa. Przyszło ok. 25 kobiet, drzwi do sali ćwiczeń zamknięte, ktoś poszedł po klucze, sygnału , że zajęć nie będzie nikt od organizatora nie dawał.  Przebrałyśmy się w stroje  do ćwiczeń, wzięłyśmy maty, czas upływał. Ktoś zadzwonił do trenerki- nie została poinformowana, że zajęcia zaczynają  się 2 października, skoro na stronie Fundacji jak wół stoi, że 3. No cóż, poszłam do pana prezesa, tłumaczył zamieszanie brakiem personelu. No cóż, to jego problem, ale wypadało nas przeprosić, prawda? Jako rekompensatę  postanowiłam zrobić ciasto z owocami, dokładnie biszkopt.Śliwki i szare renety, wyszło super. Kupiłam jeszcze produkty na leczo, oraz kawałek żeberek na barszcz ukraiński dla rodziców.  Nie sprawia mi żadnej przyjemności  odwiedzanie ich, robię to z poczucia obowiązku, aby mama zjadła coś pożywnego i zdrowego. Wczoraj w lodówce nie widziałam tam dobrego jedzenia, światła najwięcej. Ojciec karmi mamę  w dni, w których nie przyjeżdżamy, niedługo odzwyczai ją od jedzenia, tak to jest liche i niesmaczne. Bariera nie do pokonania, to upór ojca i wmawianie mamie, że ona także nie chce pomocy z zewnątrz. Mąż znów pojechał dziś z sąsiadką na działkę, znów przywiózł jabłka. Nie pozwolę na kolejny raz, bo mój chłopina chore ma kolana, nie może dźwigać. Teraz leży i cierpi, ale był dla kogoś bohaterem. To nie tak ma być. 

1 października 2018 , Komentarze (4)

a zaczęłam od pobrania krwi na badanie hormonów. Potem dopiero śniadanie, drobne zakupy i czas do stomatologa. Tam zeszła godzinka, po 12 wyjechaliśmy w kierunku rodziców. Po drodze udało się zakupić mężowi nowe spodnie i nowy sweter. Oboje staliśmy się posiadaczami nowych czapek zimowych, ja żółtej, mąż granatowej.  Stamtąd do rodziców, zawieźliśmy prasowanie, 2 kg szarej renety, obiad na dziś i jutro. Mama była sama, nakarmiłam ją, porozmawiałyśmy chwilkę. Kopytka smakowały jej bardzo, chwaliła moją kuchnie i mój wygląd. Mąż tymczasem wyszedł ojcu naprzeciw, pomóc dźwigać zakupy. Ojciec nie w sosie. nie dałam mu szansy na kłótnię, mąż nałożył mu jedzenie, chwilkę pobyliśmy i do domu. Obiad- kasza ( bulgur, soczewica zielona, pęczak) + wczoraj zebrane grzyby , niestety smażone. Ale jak to smakowało! Poza tym zupa krem z dyni i niestety kawałek ciasta.  Z moich postanowień bez cukru już nici. Taka to słowna jestem kobieta!. Za chwilkę wychodzę do okulisty i optyka, może uda się nabyć nowe bryle, takie bardziej nowoczesne i modne. Po powrocie do biblioteki  i wreszcie będę mogła usiąść. Ale siedząc będę przygotowywać pismo do ubezpieczyciela, o zwrot poniesionych wydatków na remont. Oczywiście ponad to, co już otrzymaliśmy. A jutro: o 9 endokrynolog, o 10:30 laser u dentysty, 0 11:15 gimnastyka na UTW. Czyli  rok akademicki studenta seniora czas zacząć. Synowi przesłałam życzenia z okazji nowego roku akademickiego, życząc mu samych sukcesów w pracy zawodowej i satysfakcji z wyborów. Dziś pogoda jak marzenie, , a na dodatek sezon grzewczy rozpoczął się w kaloryferach!:D

30 września 2018 , Komentarze (2)

Dziś obudziłam się z planem wycieczkowym i aż uśmiechałam się do siebie. Pojechaliśmy do Białogóry , aby przejść się z kijkami po plaży nad otwartym morzem.  Pogoda dopisała, wprawdzie słońca nie było, ale ciepło, w ruchu jeszcze bardziej. Po drodze zbieraliśmy grzyby rosnące przy drodze. Wyszła z tego całkiem pokaźna  gromadka.  Na kolację zjadłam grzanki z grzybami  i z serem. Pycha! Francuzi przepowiadają mroźną zimę. To oni przewidzieli gorące lata, czyżby miało się sprawdzić? Obserwujmy zwierzęta, one swoim zachowaniem powiedzą wiele. Na łące widzieliśmy dziś dwa samotne żurawie. To chyba "kaszubskie" , bardziej wytrwałe. Jutro odwiedzam rodziców, zrobiłam dla nich zupę ogórkową, kopytka , kapustę kiszoną udusiłam z grzybami suszonymi i dodałam gotowane mięso z żeberek. Miały być jeszcze naleśniki do mojej marmolady jabłkowej, ale w domu  było jedno jajko.. Zrobię je następnym razem. Jutro dentysta, uff, znów czyszczenie kamienia, a najpierw  znieczulenie. Jak tego nie lubię. (szloch) Jutro już październik i zacznę dni bez cukru.  Nie wiem ile wytrwam, ale postaram się, aby było to jak najdłużej.Zaczęłam dziś wreszcie ruszać się, wyszło prawie 12.000 kroków i prawie 7 km. Taką miałam satysfakcje po powrocie!

29 września 2018 , Komentarze (1)

Dziś w nocy zimno było, bo bez chmur. Rano tylko 7 stopni, ale pranie i tak wywiesiłam na balkon. Po śniadaniu zakupy , a potem pojechaliśmy na cmentarz. Po drodze zajechaliśmy na halę targową, tam dziś  ruch, rejwach, pełno ludzi, bo to święto tego miejsca.  To jednak nie moje klimaty. Na cmentarzu już nie ma kasztanów, jesień tegoroczna jakoś tak szybko przemknęła.  Poszliśmy na grób kuzyna, zmarłego młodo i nagle.  To już 8 rocznica. Potem mogiły teściów, trochę sprzątania . Skorzystałam z propozycji męża(?!) i pojechaliśmy do kolejnej galerii, takiej  bardziej ekskluzywnej. Kupiłam buty w CCC, które wcześniej sobie upatrzyłam, oraz żółty sweterek w sieciówce. Znów namawiałam męża na przymierzanie, ale to naprawdę ciężka praca i rzadko z rezultatem.  Po zakupach spacer na molo w Orłowie, Hel widoczny doskonale, a Zatokę Gdańską zamykał cypel  widoczny  z drugiej strony, czyli Piaski.  To właśnie w Orłowie widać takie coś doskonale.  Na obiad dziś gołąbki , a poza tym znów marmolada jabłkowa  warzy się w garze. Ciekawe, czy cudzoziemiec wypowiedziałby taką zbitkę liter?  Po wczorajszym "spacerze"  waga ładnie spadła, dziś natomiast wychodziliśmy więcej, ale wyszło mniej kroków.  Pranie wyschło szybko, przewiane słońcem pachnie cudnie. Dziś zmarzły mi dlonie, muszę przejrzeć posiadane rękawiczki.

28 września 2018 , Komentarze (2)

Dziś poszłam za ciosem i  chciałam kupić dla siebie coś ciekawego z odzieży. Spędziliśmy na zakupach 7 godzin, mam przesyt, jestem rozczarowana. Moja szafa pełna jest szarości, czerni i granatów, chciałam koloru, ale w ciekawym fasonie. Za diabła nie znajdę dzianinowej sukienki w fantastycznie jesienne wzory, ładnego sweterka , niekoniecznie z golfem, w kolorze innym niż szary, w dobrym gatunku. Figa z makiem, z pasternakiem ! Zrobiłam prawie 18.000 kroków , nogi bolą, a rezultat opłakany. Nabyłam  świece białe lichtarzowe ( na Boże Narodzenie), dwie szklanki w śmiesznych koszyczkach, masło do ciała o zapachu drzewa sandałowego, nowy portfel o wymiarach niekoniecznie monstrualnych. Odziać się w to raczej niemożliwe;). No cóż, czeka mnie znalezienie pomysłu . Na Kler nie poszliśmy, bilety kupiłam na przyszły czwartek, co się odwlecze, .... itd. Z powodu okoliczności jw. , obiad był w tzw. drodze.  Dziś zapowiadano rozpoczęcie sezonu grzewczego, prawda to jak słowa Morawieckiego, bo nadal zimno , a weekend się zaczął.  Błogosławię kocyki polarowe, ciepłe, flanelowe piżamy, kołdry cieplutkie i przytulne. 

27 września 2018 , Komentarze (4)

do jesiennych dni, do zimy. Dziś mąż pojechał z sąsiadką ( lat ponad 80), pomóc zrywać jabłka na działce.  Ligole  takie sobie, mocno nawet, z wybranych zrobiłam 4 słoiki  marmolady jabłkowej.  Cały dom pachnie goździkami i cynamonem. Zawiozę rodzicom, a dla siebie zrobię kolejne. Poza tym mam zapas szarej renety, podzieliłam się już z panem z pralni samoobsługowej, dam rodzicom, zostawię dla siebie  do kaczki, na szarlotkę.  Resztę byle jakich ligoli zawieziemy do lasu dla zwierząt. Może w sobotę lub w niedzielę.  Wyprałam kurtki cieplejsze, akurat dziś pogoda pozwoliła na to, wyschły momentalnie.  Pod nieobecność męża wybrałam się na zakupy, miałam dziś nieodparta ochotę kupienia sobie czegoś nowego. Obejrzałam buty, ale nie skusiły mnie, ubrań nie widziałam ciekawych, padło na nową torbę, w kolorze malinowym. Zaszalałam z kolorem celowo, chcąc rozświetlić nadchodzące szare dni. Zaszłam także do optyka , bawiłam się jakąś chwilę w przymierzanie nowych oprawek. Wybrałam  kilka, zredukowałam do 3, postanowiłam wrócić z mężem. Na obiad dziś zrobiłam naleśniki z kurkami i pieczonym kurczakiem.  Do naleśników dodałam maślanki zamiast mleka, wyszły kruche, bardzo smaczne. Na 15 do fryzjera, tam przeleciałam 3 szmatławce plotkarskie, trzeba być na bieżąco;). Wyjście z mężem do optyka, wizyta umówiona na poniedziałek.  Po powrocie zrobiłam  wspomnianą wyżej marmoladę, oraz gołąbki   z kapustą włoską.  I zrobiła się 18:30.  Skończyłam czytać "Stany małżeńskie i pośrednie", książka dobra, smutna, bo opisująca rzeczywistość.  Ale polecam. 

26 września 2018 , Komentarze (3)

takie zimno o tej porze roku. To jeszcze wrzesień! Gdzie złota jesień? Rano 8 stopni, na szczęście jest wiatr, to pranie wisi na balkonie. Wczoraj wieczorem przejrzałam szafę, pochowałam letnie ubrania, zrobiło się przestronniej.  Na śniadanie owsianka z jabłkiem, borówką amerykańską, orzechem brazylijskim, miodem spadziowym i jogurtem naturalnym.  Do tego kawa z mlekiem. Takie śniadanie jadam może raz w tygodniu. Przypomniałam sobie o zamrożonych kurkach, zrobię dziś do upieczonej piersi kurczaka. Jest jeszcze barszcz ukraiński co cieszy, bo ciepła zupa w taka pogodę to sama przyjemność. Zarezerwowałam bilety na Kler, na piątek z rana. Oby nic nie zakłóciło mi tej daty. Czekam dziś na dywany oddane do prania, pogoda barowa, mogę czekać. Przede mną stoją dwa świeczniki, zapalone świece, od razu cieplej się zrobiło. Musze uzupełnić zapas  świec , to taki fajny klimat w domu, gdy one płoną!  Waga spoko, jestem zadowolona.

25 września 2018 , Komentarze (4)

Słonecznie, zza szyby wydaje się cieplutko, przyjemnie. Nic takiego! Oczy kłamią!;). Bo zimno jak cholera! po 7 było tylko 8 stopni. Powoli trzeba się do tego przyzwyczaić. Ubranie odpowiednie i spacer przed nami. Koło Teatru Muzycznego wystawa pt. Moda w kinie. Fajne zdjęcia, które pokazują upływ czasu w modzie i w urodzie aktorów. W Centrum Filmowym pytaliśmy o bilety na Kler, będą od jutra. Rano zarezerwuję przez internet. Potem  w stronę bulwaru, tam jak zawsze dużo amatorów wdychania jodu. Gdynianie są przyzwyczajeni do wiatrów. Dwa prania zrobione, na obiad barszcz ukraiński i zapiekanka makaronowa z warzywami. Waga spada, powoli, ale spada. Cieszy mnie natomiast poziom cukru i ciśnienie. Wczoraj poszłam spać z termoforem, spałam baardzo dobrze. Dziś rozliczyliśmy się z panem remontowym, jesteśmy zatem ubożsi o 10.000zł. teraz będę "szarpać"ubezpieczyciela . Najważniejsze, że mamy to za sobą. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.