Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 248645
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 21 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

16 maja 2018 , Komentarze (7)

Ogród Dobrych Marzeń okazał się tym, jak brzmi jego nazwa. Piękne miejsce, klimatyczne, w stylu rustykalnym. Bez TV, nie było człowieka poza nami, cicho , spokojnie, wspaniała pogoda i aura miejsca. Do snu klekotały bociany, a kukułka w tym roku okukała nas po uszy. Pokoje urządzone  ze smakiem, ciepłe, przytulne, jedzenie  smakowite, w ilościach przekraczających możliwości nasze.  Poza tym gospodarze serdeczni,  z klasą, ale bez zadęcia  wielkopańskiego. Dopisała pogoda, zieleń aż biła po oczach. Wieczory w głębokim fotelu, z książka, kieliszkiem wina, w salonie tylko dla nas. A w dzień wycieczki po przepięknej Warmii. Krosno koło Ornety, podobne do Św. Lipki, tylko mniej kiczowate i niestety zaniedbane. Zamek w Lidzbarku Warmińskim odnowiony, wspaniałe zabytki świadczące o potędze biskupów. Cudowna Oranżeria Kultury, gdzie malowidła ścienne zlecone przez biskupa Krasickiego to cudo europejskie. Pastelowe, delikatne, sycące oczy swym pięknem. Odnowiona cerkiew W Godkowie, cała w gontach, malutka, pyszniąca się na wzgórku przy drodze.  W drodze powrotnej odwiedziliśmy Wyspę Sobieszewską i rezerwat tamtejszy ptaków. Wędrówka nad morzem dała prawie 8km i ponad 12.000 kroków, z atakami komarów , że hej! Przeprawa promem także była atrakcją.  To była udana wyprawa, z ciekawostkami  w stylu letni pałac biskupów w Smolajnach, która to ciekawostka kompletnie rozczarowała, bo miejsce zaniedbane i opuszczone. A szkoda. Trudno o zachowanie diety w takich warunkach, wróciłam zatem lekko cieższa. Teraz czeka mnie praca mozolna. 

10 maja 2018 , Komentarze (2)

Dziś byliśmy na pogrzebie mamy kuzyna. Przeżyła 98 lat, ostatnie 10 leżąc.  Żegnało ją 3 synów i ich rodziny, ale widać było też ulgę  z faktu odejścia. Cała rodzina potwierdziła wegetację ostatnich lat. Kobitki, żyjcie na  maksa póki czas, póki możecie. Starość i tak nas dopadnie, prędzej, czy później. A ja chciałabym zachować trzeźwy umysł do końca życia, aby wiedzieć, co się ze mną dzieje. Stypa to możliwość spotkania się z rodziną, wymiana informacji i opinii. Znam i mam wśród swoich kilka osób, z którymi rozmawiam nawet po kilku miesiącach tak, jakbyśmy wczoraj się widzieli.  Nie wysilam się szukając tematów, nie napinam do uprzejmości. Znamy się, wiemy co, kiedy wypada rzec, jak się zachować i zareagować.  Nie odmawiam zatem uczestnictwa  w pogrzebach, bo chciałabym, aby i dla mnie ludzie przyszli, a poza tym mam sposobność właśnie rozmowy. A prawdę mówiąc pogrzebów nie  toleruję, bo o lubieniu trudno mówić w tym przypadku. Ale, mój chrześniak przedstawił mi swoja dziewczynę, z którą mieszka już rok. A 2 lata temu na weselu starszego brata skarżył się, że nie ma szczęścia w miłości. Udało się porozmawiać z kuzynka, która ma nieciekawą sytuację w pracy, coś jej tam poradziłam, bo do emerytury ma niecałe 2 lata. Spotkaliśmy wujostwo męża, para 80-latków, którzy dziś obchodzili 60 rocznicę ślubu. Byliśmy 10 lat temu na 50 -tce. Zjadłam tradycyjny obiad stypowy, czyli rosół, kotlet z kurczaka , kawa i ciastko. Niespecjalne to było, ale chyba nikt nie wymagał cudu.  Spotkanie było ważniejsze. 

9 maja 2018 , Komentarze (6)

Znów dzień z trauma, bo wizyta u rodziców. Detalami nie będę rzucać, bo są niesmaczne. Zawieźliśmy obiad : zupa kalafiorowa na kurczaku, bitki wieprzowe w sosie koperkowym , kasza gryczana. Miałam jeszcze u rodziców ugotować marchewkę, ale nie wyszło. Znów było niewesoło, nie mogłam nic zrobić, dostałam zakaz. A wierzcie, że to już ogromna konieczność. O pielęgniarce środowiskowej mam zapomnieć, nie wpuszczą do domu obcego. No dobra, to moja karma i tak chyba musi być. Dziś byliśmy na bulwarze już po 9, słonecznie, cieplutko, morze iskrzyło jak mika. Sporo przygotowujących się do sobotnio-niedzielnego biegu, odważni opalali się na piasku, rowery opanowały bulwar. Wychodziliśmy dziś ponad 10.000 kroków, to dobry wynik.  Po ubraniach czuję juz spadek wagi, radość mnie opanowała i z tego powodu głupawka mnie dopadła i zjadłam całe Prince polo. Och ja nieszczęsna , tak to ma wyglądać? 

8 maja 2018 , Komentarze (5)

Dziś wróciliśmy z działki, gdzie przebywaliśmy od soboty. To tylko 4 dni, ale znów nazbierało się do wyliczenia.Po pierwsze: przypadkowo skorzystaliśmy z usługi pilarza, który wizytował sąsiada. Pan wcale nie młody, ale sprytny niesamowicie, fachura doskonały, pociął nam drewno na fajne kawałki , takie akurat do kominka. W ten weekend mąż wykonał własnoręcznie drewutnię, więc pocięte dobro było gdzie ułożyć. Mamy zapasu na kilka sezonów. Trocin zostało po tej robocie co niemiara, zgrabiłam 6 koszy, a dziś dokończyłam tę pracę kosiarką. Doskonale zebrała. Mąż postawił płot przy naszym parkingu działkowym, Teren zielony należy do mnie, zajęłam się nim przez te dni z całą powagą. Dosadziłam roślin i zrobiło się kolorowo. Powycinałam wszystkie samosiejki, które wyrastają dzięki sójkom chowającym  żołędzie w ziemi. Ponowne koszenie, pielenie przy krzewach, wybieranie ziemi, liści i patyków z dołu koło domku( aby było ładnie). Niestety wieczory i poranki bardzo chłodne. Wprawdzie kominek nagrzewa, ale w nocy wszystko stygnie, rano w domku zaledwie 14 stopni. Nie byliśmy przez te dni ani na spacerze, ani na rowerze. Cały czas na powietrzu, cały czas w ruchu. Moja waga pokazała dziś o 2 kg mniej. Cieszy mnie to niezmiernie. Może to i wpływ tabletek na niedoczynność? Ktoś wie? Dziś mąż miał wizytę u laryngologa, byliśmy w domu po 13, bo jeszcze zakupy w Lidlu. A potem to już tylko domowe sprawy. Ugotowałam obiad dla rodziców: rosół z lanymi kluskami i bitki wieprzowe w sosie koperkowym. Jutro zawieziemy. Pranie wisi i schnie na balkonie, czas przygotowywać się do kolejnego wyjazdu, w poniedziałek. A przed nami pogrzeb mamy kuzyna, odchodzą rodzice naszych rówieśników. To tyle i stwierdzić moge, że moje wyobrażenie o odpoczynku w czasie majówki mineło się całkowicie z rzeczywistościa

4 maja 2018 , Komentarze (2)

Z taką pewną nieśmiałością, ale wreszcie podejdę do nocowania na działce. Wprawdzie noce jeszcze bardzo zimne, ale trzeba kiedyś zacząć. Kominek pozwoli przetrwać, jakoś będzie.  Dziś w związku z tym przygotowania, bo to człowiek na parę dni zabiera ze sobą jak na tydzień. Żarełko obiadowe mam, a reszta to już pryszcz. Najwięcej jest rzeczy, które już tam zostaną, tj. mąka, olej, przyprawy, jakieś serwety, bieżniki, herbaty, itd. Taki domek pobytowy, to jak drugie gospodarstwo, bo szczoteczki do zębów tu i tam, kosmetyki także, płyny, nawet młynek do pieprzu. Nazbierało się, ale gdy jestem tak zaopatrzona, czuję się pewniej.  Mąż  z rana pojechał do rodziców zawiózł im gołąbki, zostały przyjęte bez entuzjazmu?! Cóż, tak mam . Potem spacer nad morze, bo dawno nie byliśmy. Wykonaliśmy ponad 11.000 kroków, 7 km wyszło.  Po drodze brakujące zakupy. Na obiad dziś łosoś pieczony, do tego szpinak z czosnkiem, maślanka.  Na deser biszkopt domowy.  Na chwilkę wpadła kuzynka, przerwała pakowanie, porozmawiałyśmy o nowinach w rodzinie. Mąż zapakował paletę do samochodu, udało się bez problemu, będzie fajna drewutnia.  Jeżeli pogoda pozwoli, zostaniemy do wtorku.  Chcę wreszcie poczuć tę wiosnę, zapatrzyć się na zielone łąki, przejść trasa kijkową, przejechać trasę rowerową , podrzemać w słońcu na tarasie, poczytać w łóżku rano, popatrzeć na ogień w kominku. To za dużo?

3 maja 2018 , Komentarze (1)

Obłuda naszej władzy ( każdej), jest nie do pobicia.  Święto Konstytucji, gdy przede wszystkim się ją łamie? To szczyt hipokryzji. A my z mężem uczciliśmy  ten dzień spacerem  po naszym pięknym mieście.  Pogoda taka właśnie do chodzenia, bo jest normalnie chłodno i deszczowo. Parada główną ulicą została "pokropiona" deszczem. Cóż, polski maj. Lody z Domu Czekolady, bulwar, zaglądamy do kina, może tam coś na dziś? Lubię, gdy  mam tylko tego rodzaju rozterki .  W Gdyni widać sporo turystów, także z zagranicy. A to oznacza, że sezon się zaczął.  Zabrakło mi kapusty pekińskiej do gołąbków, zrobię je dopiero jutro. W takiej kapuście, bo rodzicom będzie łatwiej je zjeść.  A weekend planuję na działce, a co tam!  I to z noclegiem!

2 maja 2018 , Komentarze (4)

Oboje budzimy się teraz wcześnie, bo słońce nie pozwala spać. Wprawdzie żaluzje nie przepuszczają, ale rozpoznaję, czy świeci. A zatem śniadanie jedliśmy przed 7, potem szybko pranie na balkon i do Lidla po zakupy. Szybko, bo na 12 do rodziców, a musiałam jeszcze ugotować. Zaplanowałam dziś zupę z soczewicy, ziemniaki z koperkiem, jajko sadzone, mizerię i maślankę. Na deser biszkopt z owocami. O 11 ciasto było gotowe( z borówkami i jabłkiem), zupa przelana do słoika , a ja wieszałam II pranie. Tempo spore, ale  wszystko wyszło jak chciałam. U rodziców standard, mama nie chce się myć, mieszkanie nie wietrzone, smutno tam i po prostu staro. Nigdy tam nie mieszkałam, bo wyszłam za mąż zanim rodzice tam zamieszkali. Rzut oka do lodówki, a tam stara wędlina, reszta kurczaka pieczonego, którego przywiozłam w miniony piątek i światło. Mama zjadła pierwsze i drugie danie, zjadła deser, popiła kawą i jak zawsze stwierdziłam, że przy moim gotowaniu byłaby zdrowsza. Jej strach przed podejmowaniem się takich czynności powoduje brak apetytu. Poza tym ojciec nie umie robić zakupów, kupuje za dużo, półprodukty, niesmaczne, często niezdrowe. Zastąpić się nie da, pomocy w tym zakresie odmawia, a ja nie czuję się na siłach finansowo ich utrzymywać. Po powrocie do domu  upiekłam polędwiczkę wieprzowa na jutrzejszy obiad, zrobiłam galantynę z kurczaka , gołąbki zostawiam sobie na jutro, aby były na weekend. Co poza tym? Bardzo mnie zasmuciła wiadomość o pożarze w Kruszynianach. Kto był, ten wie dlaczego żal. To naprawdę urocze miejsce, warte odwiedzenia, zresztą całe Podlasie jest  piękne.  Zrobiło się chłodniej, pada deszcz. Rano widzieliśmy grupę młodzieży przyjezdnej, chyba z południa Polski, bo skąpo ubrani byli.  Trochę zmarzna nad Bałtykiem , niestety.

1 maja 2018 , Komentarze (7)

Od kilkunastu lat majówka jest  chłodna, tak jest i w tym roku. Poranek sloneczny, cieplutki, z perspektywą, ale nie trwało to długo. Przy pracy na szczęście nie czuje się chłodu. Dziś walczyłam z korzeniami starych malin. Na kolanach, schylona, grabiłam, sekator ciął, wyszarpywałam to świństwo z ziemi. Przyjechał nasz stary sąsiad z córką, zachwyceni odzyskanym terenem, zdumieni ogromem włożonej przez nas pracy. A ja jestem dumna, zadowolona, i wiele pomysłów plącze mi się po głowie. Nie mogę jednak przestraszyć męża, za jakiś czas sam zatęskni  do prac ręcznych. Dziś rozmowa z sąsiadką o żelatynie, która pozwoliła jej pozbyć się bólu stawów, przywróciła  energie i siły witalne.  Nic dziwnego, bo żelatyna to czyste białko, zawiera tyle dobra dla stawów, że jutro będę kupować, dla zdrowia oczywiście. Nie zaszkodzi a może pomoże i w ten sposób uniknę  tabletek, zastrzyków, a może i ingerencji chirurgicznej.  Dziś na Obiad rosół z makaronem ryżowym, papryka faszerowana, mix sałat. 

30 kwietnia 2018 , Komentarze (2)

Dziś sadziłam kolejne kwiaty, malowałam schody tarasowe, szlifowałam ławkę, grabiłam ostatnie liście. Potem obiad i ... burza się zapowiedziała. Pojechaliśmy więc do domu, już i tak  późno było. Wczoraj, mimo niedzieli, wcale nie odpoczywaliśmy. Przejrzałam wszystkie szafy, przygotowałam łóżka do spania na górze, grabiłam , myłam okna, przecierałam meble . Niby pierdoły, ale sporo tego było. Domek jest naprawdę niewielki, a tyle pracy co roku. Kiedyś marzyłam o domu, dziś te myśl oddalam , a nawet odrzucam. Wczoraj, z tytułu niedzieli zrobiłam odstępstwo , zjadłam trochę słodyczy. Smakowało, nie powiem, nie jadłam ich prawie tydzień. Wracamy z działki zmęczeni, zdrowo zmęczeni, ale faktycznie mam już dosyć tych prac. Jedyne dobre, to porządki  w szufladach, przegląd rzeczy i zebranie kilku worków  do pozbycia się.  Minimalizm to moja aktualna natura.

28 kwietnia 2018 , Skomentuj

Po śniadaniu pojechaliśmy na działkę, a tam ruch, ludzie obcy, zamieszanie. Okazało sie, że nasz młody sąsiad już zaczął ogrodzenie stawiać, zatrudnił jakiś ludzi i to oni mieli kopać i stawiać paliki. Drzewa wycięte, od razu jaśniej i więcej miejsca się zrobiło. A i liści jesienią ubędzie. Młody zakopywał fundamenty, które niedawno odkopał dla izolacji termicznej, faceci kopali, ja sadziłam kwiaty, mąż malował i remontował szałerek. Potem przeszłam "na pokoje" i zaczęłam walkę z myszami. Co to za cholerstwo jest, że wszędzie wejdzie. Mój wstręt do nich spowodował, że niestety wreszcie zdecydowałam się na trutkę. Doigrały się. A po sprzątnięciu mysich odchodów  kolejny raz myłam wszystko. I taka to zabawa z gryzoniami. Na szczęście pogoda była super, ładnie świeciło, było ciepło. Na obiad botwinka i przygotowana wcześniej papryka faszerowana , w sosie pomidorowym z ziemniakami. Smakowało to znakomicie, na powietrzu i po pracy smakuje wszystko. Aha, pomalowaną szafkę kuchenną ozdobiłam samoprzylepnym paskiem , w delikatny wzorek w szarości. Wyszło to ładnie i szafka przestała być nudna. Przed wyjazdem zaszli do nas młodzi sąsiedzi, wypiliśmy razem kawę/herbatę , wymieniliśmy sie planami co do lata. Jutro powtórka. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.