Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816749
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lipca 2011 , Komentarze (7)

1.

Galaxidia - Zakintos

Hardcore w czystej postaci. 21 godzin rejsu. Dzień i noc.

Pod mostem w Rion, piękny i niespodziewany widok. Nigdy jeszcze z tak bliska nie widziałam tak gigantycznej konstrukcji!

Koło przylądka Ak. Pappas wpłynęliśmy, całkiem niechcący, na teren ćwiczeń wojskowych. Samoloty latały nad głowami. Ale ta czerwona linia na plotterze GPS była tak mało czerwona….

Potem nocny skok z końca zatoki Korynckiej aż do Zakyntos. Piękna długa fala i czasami bryzgi na pokłada. Wiatr chwilami leniwy, chwilami jak pociąg pośpieszny.

Uwielbiam takie bujanie, kojarzy mi się ze staromodnym, gęsto tkanym hamakiem na rancho u mamy. W lecie. Wisiał na wielkim, uginającym się konarze starej koszteli i miał dwa sznurki do pociągania. I słońce świeciło między jabłkowymi liśćmi, i hamak się bujał w trzech kierunkach. Tej nocy było mi tak samo przyjemnie.

Ale innym nie. Trzy osoby rzygały. Fuj. Nie rozumiem tego!

Można mieć mdłości i wymioty przy zatrucie. Można przy nadmiarze alkoholu. Ale żeby od przyjemnego bujania?...

A poza tym noc była PIĘKNA. Granatowoczarne niebo, na które ktoś narzucił wiele garści świecącego na biało żwiru. I maznął srebrzystym pędzlem Mleczną Drogę przez cały nieboskłon.

I jeszcze spadająca gwiazda przez 1/8 nieba. Srebrnozłoty ślad tylko dla mnie.

Do Zakyntos dopłynęliśmy o 5:25

 

2.

Leniwy dzień w porcie Zakyntos.

Spanie, kąpiel w normalnej umywalni. Spacer 2godzinny po promenadzie i nabrzeżu. Nowe miejscowe piwo. Znowu cywilizowany prysznic i wody do woli. Obiadokolacja dziś nie w restauracji, tylko w kebebiarni. Rany, jak się najadłam i jakie to było smaczne! Zupełnie inny smak niż naszych warszawskich odmian tej kuchni.

Zupełnie tu inny kolor morza. Na Cykladach było atramentowe. A tu jest turkusowe.

Wyprawa o zmierzchu z Zygim i Kasią do miejscowego kastro, czyli ruin starej twierdzy na urwisku. A urwisko powstało w wyniku niedawnego, z 1953 roku, trzęsienia ziemi. Pół góry odpadło. Trochę niebezpieczna droga w szarówce.

Wracaliśmy naokoło. Jakoś tak wyszło. Zamiast 40 minut w dół było 40 minut a potem jeszcze szosą ponad półtora kilometra.

Nogi mnie bolą. Na pewno spaliłam tę obiadokolację.

Ach, bo jeszcze biegałam! Tak! W upale i w różowej miniówie. Całe 12 minut. I z każdą minuta byłam coraz bardziej zadowolona ze swojej kondycji. Nie z prędkości. Ale z braku zasapania i równego tempa.

 

3.

Wokoło Zakyntos.

 

Błękitne Groty.

LINK 

Się nauczyłam kilku nowych rzeczy

- że szarooliwkowa rozgwiazda wygląda na zębatą i groźną

- że czerwoną rozgwiazdę można głaskać dłonią, jest aksamitna

- że nie wolno się śmiać podczas nurkowania, ba maska natychmiast robi się pełna wody

- że mam pietra zbyt dużego, by przepływać podwodnym tunelem na głębokości 6 metrów, najnormalniej w świecie mnie tchórz obleciał

 

Zatoka Wraku, weck bay

LINK ze zdjęciem wraku

Zardzewiały wrak głęboko na białej plaży. I plaża i skały i całe urwiska są białokremowe, jak dobrze ubita śmietana. Dno daleko od brzegu jest białe, bez głazów i morskiej trawy. Nad białym dnem morze ma kolor intensywnie i oślepiająco lazurowy. … nie wiem, czy ten intensywny kolor wyjdzie na moich zdjęciach….

 

Wieczór w malutkim porcie Aghios Nicolaos

Jachtów tylko ze 20, ryby karmione resztkami spaghetti, nabrzeże bez słupków z woda i prądem. W malutkiej tawernie grecka muzyka. Młodziutkiego właściciela uczyliśmy : dzień dobry i do widzenia.

Oni jedzą, a ja siedzę przy osobnym stoliku i stukam w klawiszę i piję kolejną greek coffee sweet.

19 lipca 2011 , Komentarze (10)

miał Monet swoje 'śniadanie na trawie"

my mielismy "śniadanie w Kanale"

na szybko, zdążyć zjeść, zanim doplyniemy do drugiego końca

bo wiatr piździł prosto w dziób

 

mamy już prezesa, to znaczy pierwsza osobę rzygająca

dla prezesa jest specjalnie kupowana jest w Atenach czekolada, mleczna i koniecznie bez orzeszków, by sobie zębów nie powybijał

 

teraz jest wtorek wieczór i jestesmy pod koniec kolacji

Trizonia, pierwsza wyspa w Zatoce Korynckiej, , trzeci dzień rejsu, gorąco, wiatr i fale oraz opalenizna mahoniowa

naganiacz przyszedł pod łódkę, gdy cumowalismy

zobaczył polska flage, więc oczywiście "papież, Walesa, solidarnost, poznan . ..  ale potem dorzucił: Bolek i Lolek

rozczuliło nas, poszliśmy do jego knajpy

między opietika (poczekajką) a daniem głównym siedzialam na brzegu, 2 metry od krzeseł, i machalam bosymi nogami w ciepłej morskiej wodzie

 

jutro przelot dobowy, bez portu, dzień i noc, przed nami ponad 69 mil, halsować trzeba będzie, doba jak nic

15 lipca 2011 , Komentarze (9)

22 godzina i minut 39

Temperatura prawie 30 stopni

Jestem w Marina Kalamaki. Wokół nocne życie portu. Siedzę w samochodzie i nareszcie NIC nie robię.

Podróż kawalkadą zakończona. Podróż dwudobowa. Podróż z przygodami, pompującymi w żyły mega dawki adrenaliny.

Pęknięcie opony w mijającej nas za naprzeciwka ciężarówce. Pękła na wysokości pierwszego samochodu z kawalkady. Drugi dostał odłamkiem w dach. Tylko lekkie wgniecenie i zdarcie lakieru. My dostaliśmy odłamkiem w przednią tablicę, pękła ramka. A ciężarówa na pozostałych oponach pojechała dalej. Ale się kierowca zdziwi, gdy dojedzie do granicy grecko-macedońskiej!

I czołówka na żywo i technikolorze, oświetlona reflektorami samochodowymi. Ze 150 metrów przed nami. W Serbii, zaraz po przekroczeniu granicy z Węgrami.

 

 

Jak to dobrze, że już dojechaliśmy!

Maszty setek jachtów szepczą z rzadka wantami. Z Dia Noche slychać muzykę. Chwilami zagłusza ją chór cykad.  Powietrze pachnie piniami.

 

 

Po trzech dobach od opuszczenia domu i braku efektywnych odwiedzin wucetu mam bardzo wypucony brzuszek. Bywa.

Zjem jeszcze jedno jajko na twardo, wypiję piwo i sok i wodę z lodem i pójdę spać. W samochodzie, z nogami wystającymi przez okno.

A rano zakupy. I wziąć locję i mapy. I wczesnym popołudniem na morze!

13 lipca 2011 , Komentarze (7)

spodnie z doopki opadają !!!!!

za cały dzisiejszy dzienny posiłek mam jedną cienką kanapkę z łososiową o świcie

małego drinka przed wyjściem z domu o 6:30

3 półkromek malutkich i cieniutkich maczanych w pozostaościach po jajecznicy o 12

2 kajzerek na such w czasie przedrejsowych zakupów w gliwickim tesco około 18

3 piw i grilowanego camembetra z żurawinami o 20

 

jutro w południe spod Kropki rusza trzy-samochodowa kawalkada do Aten

 

 

a że to vitalia, to zakończę dowcipami spozywczymi

 

pierwszy krótki

jak blondynka robi dżem ?

obierając pączka !

 

drugi

babcia w autobusie co wieczór znajomemu kierowcy w kabanie podaje na dłoni obłuskanego orzeszka laskowego

kierowca nie bardzo chce brać, ale babcia sympatyczna, a orzeszek słodziutki

w koncu któregoś wieczoru pyta

- Babciu, a skąd Ty masz takie pyszne orzeszki

- ach, bo wiesz, młodzieńcze, nauczyli mnie, ze jedzenia nie należy marnować.... to ... to tofifi

12 lipca 2011 , Komentarze (25)

nie dotarłam do mojego wymarzonego 55 z ogonkiem

trudno....

 

 

i niniejszym oznajmniam, że od jutra się nie ważę!

 

hihi, nie - żebym miała dosyć życia z codziennym stawaniem na szklanej płytce.... nie, nie!

od jutra nie będzie przy mnie wagi, po prostu

 

wagowo dotarłam TUTAJ:

 

 

jaką wagę przywiozę sobie z Morza Jońskiego ????

czy znowu pomidory litościwie "pójdą mi w cycki" a morskie żyjątka w bioderka?

 

 

żegnam sie z Wami na 3 tygodnie

coś tam jeszcze skrobnę może jutro wieczorem z Gliwic

oraz pewnie będę się podłączała do portowych wifi

ale to już będzie tylko takie pitu-pitu

11 lipca 2011 , Komentarze (8)

Jednego dnia pełna energii truchtam za Staśkowym rowerem dwa razy. Tak, tak, przebiegłam/przytruchtałam jednego dnia mocno powyżej DZIEWIĘCIU kilometrów w dwóch turach..

Jednego wieczora tańczę ze Staśkiem na słupku i śpiewam  głośno do wtóru tańczącym fontannom. I razem brykamy pod wodnym kolorowym mostkiem.

Jednego wieczora gonię ze śmiechem kabany, radośnie jadę w ścisku i niosę bez zmęczenia Staśka na rękach do domu.

 

 

A drugiego dnia ?.... o dniu to nic nie mogę powiedzieć. A drugiego wieczora zapycham się grubo krojoną słodką drożdżową bułą. Do wypęku. Do bólu brzucha. Do mdłości niemalże. Każdą grubą bułkową kromę okraszam grubymi gorzkimi łzami. I nie mogę przestać. I jeść. I się nad sobą rozżalać.

 

 

Nie jest ze mną dobrze.

Waga też nie jest dobra. Jednego dnia 3/4 kilo poniżej paska, drugiego dnia pół kilo nad paskiem. I tak wciąż.

 

 

 

Poniżej zdjęcia ostatniej soboty z Parku Tańczących Fontann. Najpierw było krótko o Syrence. A potem długo, głośno, barwnie i hucznie o polskiej prezydencji, fragmenty melodii kojarzących się z poszczególnymi państwami Unii, i ten film z tańcząca europejską parą. I w ogóle!!

(zdjęcia z drugiej nocy, z zażerania się bułą - nie ma)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W środę rozpoczynamy podróż na południe.

8 lipca 2011 , Komentarze (7)

przez te dołki i proszki straciłam z pamięci 2 dni, całkiem

 

zdębiałam dzisiaj, gdy zadzwoniła synowa_in_spe żeby domówić godzinę odebrania Stasia na rowerowy łikend, powiedziałam jej, że przecież to jeszcze dwa dni, że dzisiaj środa, że spoko, bo mamy czas

 

wprawiłam wszystkich w osłupienie, synową ze współpracownikami pod drugiej stronie telefonu, a koło siebie córczęcie oraz Pana i Władcę,

i przez chwilę zewsząd dochodziły okrzyki:

- mamo, no coś TY ????? środa była przedwczoraj!

- dziewczyny, jaki jest dzisiaj dzień tygodnia? czy na pewno piątek ? sprawdźcie nawet na ściennym kalendarzu

- hej, ocyknij się, popatrz na telefon, on pokazuje na wyświetlaczu dzień tygodnia, tu masz napisane piątek

- ależ dzisiaj jest piątek, nie środa!!!

 

..... jak to, czemu mnie wkręcacie, przecież jest środa ? ...

 

ciężko usiadłam na podłodze

miałam wziąć tylko dwie tabletki

a brałam przez DWA dni albo TRZY dni

dawny nałóg wziął mnie w swoje szpony, ale znowu mu mówię WON!

(w tym miejscu pozdrawiam serdecznie wszystkich tabletkowych i narkotykowych nałogowców . . . ja już tak nie chcę i przez 5 lat byłam prawie czysta ...)

 

 

w dodatku tych straconych dwóch dni szalenie zabraknie mi na przygotowania przedwyjazdowe, w dzisiejszy dzień muszę oprócz roboty wsadzić jeden rowerek_za_staśkowy, 3 prania i jedno małe szycie

ach, bitely samolotowe jeszcze dzisiaj musze kupić, na powrót z Korfu do Aten, koniecznie dzisiaj, 15 kilo nadbagażu + kupić karton ulubionych papierosów i jeszcze dobiec do biura rachunkowego, papiery zanieść

 

pilnie potrzebuję jeszcze jednej mnie, choć na jeden dzień!

 

 

ps.

waga perfekcyjnie paskowa

6 lipca 2011 , Komentarze (12)

w celu próby wykopania sie z doła:

- byłam u mistrzyni nożyczek i grzebienia, owszem wyglądam lepiej i radośniej, ale .... to nie to

- zamówiłam pedikiur i wosk na bikini i hennę oczną na poczatek następnego tygodnia..... ale przecież mi to nie pomoże, wciąz będę miała niecały rok do pięćdziesiątki

- odbyłam sześciogodzinny przedjachtowy szoping, nabyłam różowiaste klapki podprysznicowe i białe klapki do chodzenia i kostium (wyginałam się w przebieralni przed lustrem i sama na się gwizdałam po cichutku) sliczny plywacki jednoczęściowy oraz bikini rózowiasto-błękitne, ma dziwny krój stanika i jeszcze duperele/mazidła opalaniowe i farbę do wlosów . .. owszem, wszystko potrzebne, ale przecież nie zrobi ze mnie lepszego człowieka

 

 

waga.... lepsza....

nic dziwnego, jak się baaaardzo maaaaałooo! wchłania i pożera, to i waga o poranku jest lepsza

ale wciąż nie taka, jakbym chciała

 

 

gram w każdej wolnej chwili, znowu piszę solucje do gier, znowu rżę rozgłośnie, gdy mi sie po raz pięćdziesiąty manewr czasówkowy nie udaje . . .  ale to tylko gra.... kiedyś było to coś najważniejszego, teraz to tylko cudna rozrywka .. . w czasie grania NIE mam doła, bo jestem inna

 

 

no i wciąż pada

wciąz mży

wciąż leje na zmianę z opadem ciągłym

żadnego roweru, zadnych kijów

 

 

niech juz bedzie ta Grecja!!!!

przynajmniej będe mogła pływać przez 2 godziny jednym ciągiem!!!!

ach, nie mam jeszcze białych sandałków, zeszłoroczne (3-letnie) mi sie w łapkach rozpadły na części skladowe

 

 

odpowiadając na pytania:

London C. -- tę Kropkę gliwicką od lat prowadzi młody facet, który od 4 lat pływa z nami.... część imprez porejsowych odbywa się więc u niego, a i na jego urodziny zjawiamy sie też zawsze

 

dołek - ja go w Kropce nie miałam, ja tam byłam na wysokiej fali . . ale potem noc sobotnio-niedzielna pozostawila mnie pustą i półmartwą jak .... jak niezamieszkałą muszelkę na plaży po odpływie

 

egzystuję z przyzwyczajenia, z koniecznosci i z przymusu

da się, czemu nie ?

ale te czarne myśli, te zastygnięcia w bezruchu na godziny, te łzy splywające bez kontroli, ten ból całego ukladu pokarmowego, te dziwne dzwięki w uszach i dziwne absmaki w ustach .. ..  .. do doopy taka egzystencja

5 lipca 2011 , Komentarze (17)

antyvitaliowo mi

antysportowi też

i antyradościowo bardzo

i w ogóle do doopy mi jest

 

prawdopodobnie przez kilka dni nie będę pisać, bo... bo.. BO NIE !

co najwyżej napiszę, że żyję i radośnie tyję

albo że nie_radośnie

 

 

jem mało i niskokalorycznie bardzo

obwody wszystkie, poza brzuszkowym, maleją

waga rośnie tak, że chyba zlikwiduję pasek vitaliowy aż do połowy sierpnia

nic nie rozumiem

 

a poza tym:

mam brzydką fryzurę

paznokieć powypadkowy bardzo krzywo odrasta

rozlazł mi się stanik z kostiumu do nurkowania

i zaczyna się psuć mój osobisty router wifi

naprawdę, wszystko się robi do doopy !...

nie ćwiczę, nie roweruję, nie dopisuję spalonych kcali

świat jest do kitu i ja jestem do kitu i się nie potrafię odnaleźć

 

 

 

 

ale obiecywałam kilku z Was relację z gliwickiej Kropki

impreza jak zawsze zacna, tańce, hulanki, swawole, śpiewy, śmiechy, gadania . . . .  przy czym te tańce to z facetami ściąganymi z ulicy, wystarczy stanąć przed klubem i pokiwać na chwilowego wybranka paluszkiem i z takim specjalite uśmieszkiem na twarzy, żaden nie odmawia . . a jak juz się go wymęczy, to za drzwiami będzie następny

 

 

teraz zdjęcia, które niejako ilustrują to, co wcześniej napisałam, że obwody w dół, a waga w górę

 

otóż większość imprez w Kropce, zwłaszcza tych półprywatnych,  kończy się damskimi tańcami na barze

to są fotki z września 2008, waga 58, może 59 kg

 

 

 

a to fotki teraźniejsze, waga między 57 a 58

 

a na zdjęciach na oko różnica co najmniej pięciokilowa !

owszem, to dobrze, że mi ciało wygląda zgrabniej i że widać po nim ilość czasu i potu poświęconych sportowi

ale ja mam wciąż w głowie upragnione PONIŻEJ 55 KILOGRAMÓW . .. a mam wrażenie, że się oddalam i oddalam od celu, wciąż i wciąż

 

 

 

 

 

ps. (Aśka, babo jedna, Ty też tańczyłaś na barze, 2 lata temu, mam Twoje zdjęcie, no przecież nie wstawię do na vitalię ...)

1 lipca 2011 , Komentarze (10)

Przez gołębia szarego. Bo mu ogon przejechałam.

Właśnie wjechałam na szczyt Podleśnej. Ścieżką rowerową. Trochę się zmachałam i szybko na pewno nie jechałam. Jakieś 13, może 15 na godzinę.

I stał gołąb na ścieżce.......

Kretyn gołębi, zrobił manewr dwóch ludzi próbujących się wyminąć na ulicy. Ja kierownicą w prawo, gołąb w prawo, ja w lewo, gołąb w lewo. Czemu, kretyn szaropióry, nie odleciał? Czemu tylko tymi łapkami drobił??!

Przejechałam mu przednim kołem ogon. To był moment, pół momentu!. Same końcówki przejechałam. Ale aż przysiadł na kuprze. I potem wystrzelił mi zza przedniego koła, skrzydłami gwałtownie machając i tłukąc mi się o nogę. Odfrunął.

Rany  ....... !

Nie wiem, kto z nas się bardziej przeraził, komu szybciej biło wystraszone serce?

Przecież to można dostać . . . tych, no.... co to nasze babki dostawały?.. Aaaa! Palpitacji można dostać!

 

 

 

Waga wczorajsza (czwartkowa) paskowa prawie czyli 57,6

Waga dzisiejsza (piątkowa) 56,6

Już się obawiałam, że to poniżej 57 sprzed kilku dni to był jednorazowy omam. Nie był. Chyba że dzisiaj też mam omam.

 

Dziś roweru nie będzie, dziś jadę balować do Gliwic.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.