1.
Galaxidia - Zakintos
Hardcore w czystej postaci. 21 godzin rejsu. Dzień i noc.
Pod mostem w Rion, piękny i niespodziewany widok. Nigdy jeszcze z tak bliska nie widziałam tak gigantycznej konstrukcji!
Koło przylądka Ak. Pappas wpłynęliśmy, całkiem niechcący, na teren ćwiczeń wojskowych. Samoloty latały nad głowami. Ale ta czerwona linia na plotterze GPS była tak mało czerwona….
Potem nocny skok z końca zatoki Korynckiej aż do Zakyntos. Piękna długa fala i czasami bryzgi na pokłada. Wiatr chwilami leniwy, chwilami jak pociąg pośpieszny.
Uwielbiam takie bujanie, kojarzy mi się ze staromodnym, gęsto tkanym hamakiem na rancho u mamy. W lecie. Wisiał na wielkim, uginającym się konarze starej koszteli i miał dwa sznurki do pociągania. I słońce świeciło między jabłkowymi liśćmi, i hamak się bujał w trzech kierunkach. Tej nocy było mi tak samo przyjemnie.
Ale innym nie. Trzy osoby rzygały. Fuj. Nie rozumiem tego!
Można mieć mdłości i wymioty przy zatrucie. Można przy nadmiarze alkoholu. Ale żeby od przyjemnego bujania?...
A poza tym noc była PIĘKNA. Granatowoczarne niebo, na które ktoś narzucił wiele garści świecącego na biało żwiru. I maznął srebrzystym pędzlem Mleczną Drogę przez cały nieboskłon.
I jeszcze spadająca gwiazda przez 1/8 nieba. Srebrnozłoty ślad tylko dla mnie.
Do Zakyntos dopłynęliśmy o 5:25
2.
Leniwy dzień w porcie Zakyntos.
Spanie, kąpiel w normalnej umywalni. Spacer 2godzinny po promenadzie i nabrzeżu. Nowe miejscowe piwo. Znowu cywilizowany prysznic i wody do woli. Obiadokolacja dziś nie w restauracji, tylko w kebebiarni. Rany, jak się najadłam i jakie to było smaczne! Zupełnie inny smak niż naszych warszawskich odmian tej kuchni.
Zupełnie tu inny kolor morza. Na Cykladach było atramentowe. A tu jest turkusowe.
Wyprawa o zmierzchu z Zygim i Kasią do miejscowego kastro, czyli ruin starej twierdzy na urwisku. A urwisko powstało w wyniku niedawnego, z 1953 roku, trzęsienia ziemi. Pół góry odpadło. Trochę niebezpieczna droga w szarówce.
Wracaliśmy naokoło. Jakoś tak wyszło. Zamiast 40 minut w dół było 40 minut a potem jeszcze szosą ponad półtora kilometra.
Nogi mnie bolą. Na pewno spaliłam tę obiadokolację.
Ach, bo jeszcze biegałam! Tak! W upale i w różowej miniówie. Całe 12 minut. I z każdą minuta byłam coraz bardziej zadowolona ze swojej kondycji. Nie z prędkości. Ale z braku zasapania i równego tempa.
3.
Wokoło Zakyntos.
Błękitne Groty.
Się nauczyłam kilku nowych rzeczy
- że szarooliwkowa rozgwiazda wygląda na zębatą i groźną
- że czerwoną rozgwiazdę można głaskać dłonią, jest aksamitna
- że nie wolno się śmiać podczas nurkowania, ba maska natychmiast robi się pełna wody
- że mam pietra zbyt dużego, by przepływać podwodnym tunelem na głębokości 6 metrów, najnormalniej w świecie mnie tchórz obleciał
Zatoka Wraku, weck bay
LINK ze zdjęciem wraku
Zardzewiały wrak głęboko na białej plaży. I plaża i skały i całe urwiska są białokremowe, jak dobrze ubita śmietana. Dno daleko od brzegu jest białe, bez głazów i morskiej trawy. Nad białym dnem morze ma kolor intensywnie i oślepiająco lazurowy. … nie wiem, czy ten intensywny kolor wyjdzie na moich zdjęciach….
Wieczór w malutkim porcie Aghios Nicolaos
Jachtów tylko ze 20, ryby karmione resztkami spaghetti, nabrzeże bez słupków z woda i prądem. W malutkiej tawernie grecka muzyka. Młodziutkiego właściciela uczyliśmy : dzień dobry i do widzenia.
Oni jedzą, a ja siedzę przy osobnym stoliku i stukam w klawiszę i piję kolejną greek coffee sweet.