Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1819833
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 sierpnia 2011 , Komentarze (22)

nie wierzę w to, co zobaczyłam dzisiaj na wadze !!!!

niedziela grzeczna
nie jadłam za dużo, posiłki grzeczne i przemyślane
nie piłam za dużo, w sensie że tylko 2 drinki wieczorem
rowerem przejechałam ponad 66 kilometrów
mam cholernego stresa, ale go nie zajadam
no owszem, spuchałam trochę, nie wiadomo od czego

ale jakim cudem na wadze 59,6 ????????

może się zaraziłam od Zoyki tyciem od powietrza ??


paska nie zmieniam, bo trwam w osłupiałym stuporze, ale z nadzieją, że ten widok na wadze to tylko jednodniowe złudzenie

14 sierpnia 2011 , Komentarze (6)

a Składniki CHolernego Standartu (w skrócie SCHS) są takie:

pierwszy SCHS - wnuczek w domu

drugi SCHS - babcia zbyt często w kuchni

trzeci SCHS - waga babcina o poranku okropnista, prawie kilo w górę!

 

 

... a przecież już szło kulepszemu, przez ostatni tydzień waga w stałej strefie spadku, już mi migało 57 z ogonkiem częściej niż 58, już budziłam sie z niewypuconym brzuszkiem

... a przecież w sobotę - i jeździłam trochę na swoim rowerze - i truchtałam godzinę za_rowerkowo_za_Staśkowo

 

 

cholerna kuchnia, szkoda, że nie ma drzwi, kłódkę bym kupiła i zamykała

10 sierpnia 2011 , Komentarze (5)

9 sierpnia - 58,1
10 sierpnia - 57,9


nie roweruję
owoców jem tony, innych rzeczy jem mało

nie piszę, nie myślę nawet o pisaniu
na vitalii też mnie nie ma
bo
oddaję się namiętności
a właściwie namiętnościom, jeśli liczyć również tę męsko-damską

do niedzieli jeszcze ....

8 sierpnia 2011 , Komentarze (5)

moja skóra się napiła

deszczówki

 

 

pod koniec roboty prawie chodziłam po ścianach i miałam wrażenie, że jestem rozerwana w wielu przeciwstawnych kierunkach i każda rozerwana część usiłuje robić trzy rzeczy na raz

 

rozpadało się

mżawką

szarym wszędobylskim deszczykiem

 

nic to!

wsiadłam na rower

leniwa prędkość, prawie 25 km, na Bródno i z powrotem

wilgoć opadająca delikatnie na całe ciało uspokaja

a skóra piła wilgoć i piła i piła....

 

już zeskrobałam kapielowo z siebie 2 warstwy opalonego  na Jońskim naskórka, ale wciąż jestem oliwkowo-beżowa,

ciało potrzebuje wilgoci, mleczka i oliwki dają tylko chwilowy komfort

DESZCZ przez niecałe 2 godziny TO JEST TO !

nigdzie mnie nie swędzi, nic sie nie napina, jest mi doooobrze

 

 

ps vitaliowe

rankiem 58 i zero

uaktualnię zaraz pasek

jem owoce w ilościach hurtowych, innych rzeczy w sumie niewiele

brzuszek niewypucony

vitalia napisała mi, że mam 28% tłuszczu

przed wyjazdem miałam tylko 26%

phi!

 

 

jeszcze mi deszcz spływa z włosów ....

7 sierpnia 2011 , Komentarze (4)

sobotę spędziłam i rowerowo i żarciowo

bo pojechałam na krótki rower, ale pogoda taka śliczna, że nie było mnie 3 godziny w domu, zamiast im obiecanych maximum dwóch

bo zrobiłam taaaaką! pyszną kurę, że, wzorem reszty domowników, pożarłam ćwiartkę całą ( do środka kurze zapakowałam malutkie rydze i  jabłka nie-słodkie ze słoika, i kura leżała na tej prawie-pulpie jabłkowej, i co kwadrans na kurze w piekarniku kładłam swieże wiórki masła klarowanego i sosem pulpowojabłkowym polewałam, i jeszcze posypane sola i czosnkiem granulowanym) ... wyszło takie pyszne, że córczę, co mi pomagało nitki z kury wyciągać, palce poparzone łapczywie oblizywało i mówiło, że to pyszniejsze niż kurak w rodzynkach i miodzie i pomidorach

 

niedzielę spędzilam leniwie

świtem odwieźlismy córczę na pociąg, wraca do Danii na jakies zaległe egzaminy, kot został w domu

chata wolna, więc cały pozostały ranek do przedpoludnia spędzilismy w pościeli, co jakiś czas oddając się regenerującej drzemce ( i stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że biała koronkowa bielizna na mocno opalonym ciele działa cuda!... jeśli chodzi o wydolność pana w ponadśrednim wieku  )

padł nam szwankujacy od jakiegos czasu router, więc na szybko wyprawa na giełdę na Batorego, tym razem zamiast Dlinka kupilismy Linksysa

a potem zamiast na rower - to siedziałam prawie 4 godziny i tłumacząc z włoskiego na angielski i z angielskiego na polski, instalowałam i ustawiałam router tak, by w domu śmigało, ale by nikt obcy nie mógł skorzystać, oczy mnie bolą od ślepienia w maczkiem napisane texty w tych barbarzyńskich językach

a pod wieczór sie rozpadało i wciąż z roweru nici

nic to, pogram sobie

dzis odżywiałam się do południa bułą drożdżową z Oskroby (ale daję słowo, na pewno spaliłam te kalorie!), a popołudniem owocami na tony, mniam!, te brzoskwinie lejące sokiem po brodzie, i śliwki z pestkami do obgryzania, i morele, nie wiem, które smaczniejsze, polskie czy francuskie, wciąż porównuję

 

 

waga późnoporankowa niedzielna 58,3

ale to nic dziwnego, po tej sobotniej ćwiartce kury

 

trochę straciłam zawziętość i ambicję na szybki spadek "przytycia" z wysp greckich

schudnę to schudnę

parcia nie ma

byle tylko nie rosło

5 sierpnia 2011 , Komentarze (12)

to wczoraj:

- ojjjjj, niedobrze - powiedziała jola schodząc ze szklanej wagi o poranku - oj!

okropnie niedobrze, bo już 59 i 2 na wyświetlaczu migało i mimo kilkukrotnego stawania, na brzegu lewym, na prawym, za nic nie chciało być inaczej

nerwowymi ruchami rąk OTARŁA jola lepkie kropelki nerwowego potu z czoła

pomyślała.....

pomyślała.....

dłuuuuugo myślała......

wymyśliła!

będzie to wymagało samozaparcia w odganianiu wakacyjnego rozleniwienia, ojjjj, jak mi sie nie chce!

(a po godzinach kilku, gdy umysł i ręce odpracowały część zaległości pourlopowych)

więc po godzinach kilku z ciężkim westchnieniem, z urazą do całego świata i z poczuciem gorzkiej niesprawiedliwości ODKURZYŁA jola licznik rowerowy, pajęczynki STARŁA z siodełka

 

i pojechała!

z musu!

z rozsądku!

a nie dla frajdy!

38,5 km

 

 

 

 

to dzisiaj:

58,1

i ok

 

2 sierpnia 2011 , Komentarze (11)

wróciłam

 

 

na Korfu 34 stopnie zostawiłam

w marinie Kalamaki w Atenach zostało za nami 39 stopni

a tu nocą samochód na autostradzie pokazywał dzis w nocy od 19 do 14 stopni

sweterek aż założyłam

 

naprawdę, okropnie tu zimno i dziwacznie bardzo zielono wszędzie

 

 

2 i pół doby niewygody i podróży ciurkiem

jedzenie przydrożne, te wszystkie przegryzki: paluszki, ciasteczka, krakersiki, lodziki, wafelki i na Slowacji wielka czekolada studencka i suta kolacja wczoraj wieczorem, na Węgrzech, więc oczywiście gulasz węgierski, wieprzowy, na czerwonym winie, porcja jak dla słonia... pyszny był, więc zjadłam wszystko

w czasie podróży nie używam efektywnie wucetu

 

dzisiaj na wadze 58,5

mam nadzieję, że większość przybytku wagowego to efekt podróży

bo w tym roku na żaglach byłam bardzo grzeczna dietetycznie

 

 

 

do domu dotarlismy na ostatnich nogach i na ostatnich oczach, wykończyły nas korki i postoje na Katowickiej

zamiast od 3 czy 4 rano smacznie odsypiac podróżne zmęczenie, to dotarliśmy dopiero o 6:39.... daję słowo, przy dwóch dobach podróży to jest kolosalna różnica . . . przed Jankami śpiewałam na głos, byle Pan i Władca nie przysnął

 

wstaliśmy po południu

córczę przyniosło cokolwiek na późne śniadanie

rozpakowuję, ładuję pralkę, segreguję

w międzyczasie, między zaległą fakturą dla klienta, drapaniem męża po plecach, podjadaniem winogron, sprawdzaniem poczty, głaskaniem kota, milionem telefonów . .. między tym wszystkim podczytuję vitalię

29 lipca 2011 , Komentarze (6)

Przycumowalimy, uffffff.

Korfu, basen klubu zeglarskiego.

Ale!

Port do kitu, keja wąska aż chlapy z zewnątrz przelatują do basenu portowego. I cumować trzeba dziobem i potem skakać lub wspinać się po kotwicy. Prądu nie ma, słodka woda jest do woli. Do ladu idzie sie cholernym gołoborzem, a nie cywilizowanym czymkolwiek.

I za to wszystko skasowali nas na 44 eurosy...

 

 

Wyszliśmy całą załogą, droga do miasta wiedzie przez twierdzę i ruiny zamku na szczycie wzgórza. Mam sliskie obcasiki sandałkow, ratunku!, te marmury wszedzie....

 

 

A potem się zerwaliśmy na samotny, długi spacer.

Lody na patyku.

Grupka miejscowych młodych, rapowali i tańczyli.

Bus station.

Sklepy, wystawy, tłum, wąskie uliczki.

Pepsi-max u sprzedawcy pity.

Cały czas dłonie splecione. I przytulanki. I całusy.

A potem dzielnica pamiątkowa. Biżuterię zgodnie zignorowaliśmy, mam tu NASZ bursztyn nabywać ??? Tak samo omijaliśmy ciuchlandię i butolandię.

Byliśmy dzisiaj parą turystów w średnim wieku. Babcia i dziadek na spacerze turystycznym.

Pamiątkowe zakupy. Drobiażdżki, które w zimnej porze potrafią na chwilę przywołać letni smak, zapach, blask słońca?.

Koszulka dla wnuczka, z uśmiechniętym piratem z Korfu.

Dla córeczki kandyzowane kumkwaty.

I likier z kumkwatów i likier miodowy, malutkie buteleczki miejscowych specjałów do popijania jesiennymi wieczorami i wspominania greckiego słońca.

I przyczepka na lodówkę.

I zasuszona rozgwiazda. Czerwonych nie było, to nabyłam rudą. I czerwoną muszelkę.

I kubkoszklanka z mrożonego szkla z turystycznym napisem, to już moja piąta. Zimą herbaty owocowe w nich parzę.

Kanarki, śpiewające w otwartych oknach. Nocne kanarki ?....

Leniwe sączenie drinków w kawiarni z widokiem na nocny, rozgorączkowany tłum na praça.

Damska głowa oparta na męskim ramieniu.

I powrót przez zamek i twierdzę.

 

Jak rasowa miejska turystka obtarłam sobie stopy od eleganckich sandałków na obcasiku.

Nic to, jutro znowu nurkowanie i moczenie się w wodzie, zagoją się szybko.

 

 

(pisane ostatnią nocą )

a o 5 porankiem niedzielnym wsiadamy w samolot do Aten, początek drogi powrotnej

jestem cudnie opalona, osmagana wiatrem, wybujana falami, wymoczona nurkowaniem i bardzo, bardzo zadowolona

 

27 lipca 2011 , Komentarze (7)

Suszoną.

Zasuszoną.

Na stoisku z pamiątkami i polerowanymi muszlami.

Zasłużyłam!!!

Bo do tego roku pod wodą tylko te stwory oglądałam. Z daleka i z bardzo rzadka. Trochę się bałam. Że będą niebezpieczne jak meduzy. Że będą szybkie jak ośmiornice.

A w tym roku !.... Przy każdym nurkowaniu spotykam kilka. Niektóre naprawdę imponujących rozmiarów. Namiętnie dopływam i głaszczę. I rechoczę podwodnie z radości.

Najwięcej jest czerwonych i karminowych. Są takie zaskakująco aksamitne w dotyku. Cudne!

Sama to nie wyłowię i nie wysuszę, nie potrafię, znaczy - wiem, jak, ale nie mam praktycznej umiejętności. Ale taką gotową, taką sklepową . .. zasłużyłam chyba sobie na nią.

 

 

 

Po Agios Nikolaos i po Kefalonii zawinęliśmy do Itaki. Nie wiem, czy to TA Itaka, bo nawet na ląd nie zeszliśmy. Cały dzień piekna żeglarska pogoda, trochę wiatru, kilka godzin porządnego wiania i trochę flauty i chodzenia na diesel-grocie. Ale jak wchodziliśmy do tej wielkiej wspaniałej zatoki Vathi  - to nagle i nie wiadomo skąd zerwał się okropnisty wiatr. Na ponad setkę żaglówek zacumowało 4 (cztery!). Wiatr dopychający do kei, gwałtowne porywy, zerwane żagle na dwóch łódkach, prom mający kłopot z zacumowaniem, bo go wciąż obracało. Wszystkie łodki poustawiały się na kotwicach, ale nie dla wszystkich starczyło osłoniętych odrobinę miejsc. Cała noc z wachtami kotwicznymi. Żeby pilnować, czy nam kotwica nie pełza, albo czy jakaś zerwana łódka nie sunie na nas.

A miasto wydawałoby się na wyciągnięcie ręki. 300 metrów od nas tawerny świecily pustkami.

 

O 4 rano wiatr nagle zdechł.

Wypływaliśmy z niegościnnej zatoki zaraz po świcie. Nad wyspą, nad górami wisiały czarne ciężkie chmury. Gdy już widzieliśmy morze to spadł DESZCZ. Nie deszczyk, nie mżawka, nie kilka ciężkich kropel. To padał regularny, drobnokropelkowy deszcz. Deszcz w Grecji latem, czysta paranoja!!!!

 

 

Nurkowanie koło wyspy, co nie ma mieszkańców. Maleńkiej. W One House Bay. Jeden domek i piekna kolorowa kamienista plaża. Naprawdę, na wyspie nie ma nic więcej.

Nurkowałam tu w pobliżu plaży, pod wodą fotografowałam pasiaste kamyki i neonowe rybki. Akurat przyszedł przypływ. Troche mną porzucał i popomiatał. Wczepiłam się ręką w kamyczki, żeby nie zrobił wiekszej krzywdy. I przy okazji zerwałam sobie nabrzmiałego strupa z ręki i wprost czułam, jak ze mnie wypływa ból i zarazki.

Nie ma tego złego?. dwa malutkie siniaczki za ulgę i możliwość sprawnego zaciskania dłoni.

A w ogóle to morska woda znakomicie działa na krwawiące i bolące rany. Gdy godzinami nurkuję, to swędzące i piekące ranki na dłoniach w oczach niemalże się oczyszczają i pokrywają się cienkim zdrowym nabłonkiem. Kostka już całkiem jest ok, zostało tylko bolesne spuchnięcie na kolanie.

 

Lewkas.  Nie wiem, czy to nazwa wyspy czy miasta. Dopływa się tam morskimi mieliznami, w których wykopano regularnie oczyszczany i pogłębiany kanał.

Niemalże jak na Mazurach. Jachty rządkiem płynące na silnikach. I marina z morzem masztów.

Dnia następnego wypływaliśmy na drugą stronę Lewkas. Znowu jak na Mazurach. Most zwodzony, most obrotowy. Tylko że na Mazurach nie ma ruin fortu u ujścia kanału, he, he.

 

Krążył nad nami wielki 4silnikowy AVACS. Znaczy nie nad nami, tylko latał w te i z powrotem od Grecji w stronę Libii. Nastrzelaliśmy megabity zdjęć.

 

Potem Gajos, wyspa Paxois. Malutkie uliczki, malutkie sklepiki. Malutka czarna kotka, kotna już.

 

Dziś jesteśmy w Grecji kontynentalnej. Nieduża miejscowość Platarias. Nurkowanie też dzisiaj było. Bardzo długie. Aż zmarzłam.

 

 

ps

co to jest Gwałt Chmielewskiej ???? nowa ksizka?

23 lipca 2011 , Komentarze (11)

biegałam greckim wyspowym świtem, białe najki, białe skarpetki, białe gacie i białe szorty, biały sportowy stanik z siłowni, biała koszulka, granatowa nerka z małym foto i czarna nokia z muzą douszną ....

się potknęlam i wypierdoliłam na luźny żwir

zupełnie jak te postaci z kreskówek Warnera ... potknięcie, 3 kroki dla łapania równowagi, znowu potknięcie, 2 kroki juz prawie do pionu .... już się wydaje, że się uda i nagle PIERDUT !!!

dłonie, prawe kolano i prawe biodro

skręcona kostka, otarte kolano, dłonie z dziurami . . .

 

boli, kuleję i pływać w płetwach nie mogę, kurrrrrwa! (uczciwszy uszy i przyzwoitość)

 

nie wiem, gdzie jestem... chyba wyspa Kefalonia, miasteczko nie wiem, jakie

boli

a piwo miejscowe jest wyjątkowo lekkie i smaczne

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.