15..675 kroków. Gdy zobaczyłam , nie chciałam wierzyć. Tyle dziś zrobiłam moimi stopami, SZUKAJĄC Z MĘŻEM DRESU.!!!!! Dla niego, nie dla mnie broń Boże. Wyjechaliśmy z domu tuż po 10, od lekarza wyszliśmy tuż po 11 ( na szczęście wszystko ok.), i pojechaliśmy do centrum handlowego, przy którym jest także Decathlon. Najpierw zakupy spożywcze i chemiczne. Zeszło migiem, bo miałam rozpiskę . Potem chwilka przerwy na kawę i w drogę załogo ! Nie, nie , nie , nic bardziej mylnego, że kilkanaście sklepów wystarczy, dodatkowo sklep sportowy też. To nie z moim mężem. Wybrzydza, marudzi, wybiera, przymierza, coś tam się podoba, ale cholera jasna, nie kupi, idziemy dalej, " najwyżej wrócimy". W tzw. międzyczasie zdążyłam kupić dla siebie rękawiczki, szal i spódnicę , nawet ja przymierzyłam i oczami wyobraźni już nakładałam ją a to z taką bluzką, a to z innym sweterkiem. A chłopina w polu! Bo kolor nie ten, bo spodnie nie tak leżą, a poza tym "tu nic ciekawego nie ma dla mnie" Opuściliśmy jedno centrum, pojechaliśmy do drugiego. No popatrz narodzie, to samo! Nic dla faceta nie ma! Uwzięli się i tyle! Granat za bardzo granatowy, szary nie ten odcień. czarny za smutny, ta bluza przez głowę , to nie lubię, " no co Ty, to za drogo", "w tych spodniach wyglądam jak w kalesonach". Tak miałam do 16:30 . Wróciliśmy do domu z niczym, przepraszam, z zakupami moimi i dla domu. Żadna, powtarzam, żadna kobieta nie straciłaby bezproduktywnie tyle czasu. I kto tu powinien cierpieć na zakupach? Najciekawsze w tym jest to, że pogardzane przez męża ubrania noszone przez innego faceta wywołują zachwyt u mojego! To żart jakiś? Błagam, dajcie mi cierpliwość.!!!!!!