Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1817734
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 września 2010 , Komentarze (25)

Tych zamkniętych lotniskach.

Poligonowych.

Po_poligonowych.

Proradzieckich.

 

Na jednym takim zamkniętym obszarze mamy znajomego. Pan Czesław jest ochroniarzem na lotnisku poligonowym. Nieczynnym. Nieużywanym znaczy. Pod zachodnią granicą.

A my mamy w miejscu jego pracy interesy firmowe. Więc często tam jesteśmy, głownie mój mąż. Bardzo się lubią, mój Pan i Władca z panem Czesławem.

Dzisiaj się widzieli.

 

Dostałam prezenty. Grzybowe.

Pół kilo suszonych rydzów. 4 kilo rydzów surowych.

Ponad 3 kilo suszonej mieszanki, to drobne grzybki. Podgrzybki i prawdziwki.

Ponad 15 kilo grzybów świeżych. Głownie podgrzybki. Ale i czerwone kozaki i prawdziwki też są.

Ach, i wiaderko, takie jak po farbie, podgrzybków do marynowania.

Przy czym wszystkie grzyby są wstępnie oczyszczone. A te podgrzybki to tylko same łebki.

 

Mam, w firmie wycięte, takie wsuwane blaty z blachy perforowane. Wsuwane do piekarnika kuchenki. W tej chwili w domu tak oszałamiająco pachnie. SUSZĄ SIĘ !!!! Jedna blacha łbów podgrzybkowych. Jedna blacha prawdziwków, wreszcie w tym roku nie będę musiała kupować przed Wigilią. Jedna blacha kozaków.

Rydze w lodówce... jutro na patelnię.... Mniam.. tylko rano po masło klarowane muszę pobiec.

Pudła z grzybami na balkonie... czekają na świt.

Acha, i jeszcze kilogram grzybów zamrożonych po obgotowaniu. Już w zamrażalniku. Drogę spędziły w objęciach prywatnego koca pana Czesława.

 

Ja lubię grzyby. Lubię je jeść pod postacią wszelką.

Ale przyznam się, że gdy zobaczyłam wkraczającego w progi domu Pana i Władcę z tymi wielkimi grzybowymi tobołami, to rozważałam dwie możliwości.

Albo go obsobaczyć. Za ilość.

Albo zwiać z domu.

 

Ps vitaliowe

Przedpołudniowe 10 i pół km na patykach.

Wchłanianie ograniczone bardzo, bo mnie stres zjada. Moja mama wylądowała w szpitalu. Kolejny raz. Niekontrolowane nadciśnienie. Znaczy za mało kontrolowane. Małemu dziecku to bym sprała dupsko w takiej sytuacji, ale jak przemówić do rozumu radiomaryjnej kobiecie w wieku osiemdziesięciu lat???? Ona i tak wie wszystko lepiej!

Pewnie jutro ją wypiszą.

 

13 września 2010 , Komentarze (102)

Bo ja chichoczę.

Choć żadnego wiatraka nie pokonałam!!!

 

Nie mogę się powstrzymać.

Hihi i haha i banan na paszczy.

Śmieję się z radości i z zaskoczenia. Z niedowierzania.

 

Czy Don Kichote by się śmiał radośnie, gdyby pokonał wiatraka????? Już nie pamiętam, bo starcza skleroza, czym dla hiszpańskiego hidalga były wiatraki. Czarnoksiężnikami??? Smokami ?... nie pamiętam? ale one zawsze były górą. Mimo to nie ustawał w walce.

A gdyby jakiegoś pokonał ???? Albo chociaż pokazał mu się jako rzeczywisty????

 

No, wiem, że bredzę. Ale to z nadmiaru emocji.

Podejmując dyskusję z Jaśnie Nam Panującymi Władzami Vitalii wszystkiego mogłam się spodziewać. Ignorowania. Zablokowania. Szykan.

Ale nie dostrzeżenia we mnie czegoś ważnego.

Więc się cieszę. Bardzo. Jest mi cieplutko w miejscach ważnych dla istnienia.

Dostałam bowiem odpowiedź.

Za zgodą ją TU publikuję.

Pani Jolu,
Miło zaskoczył mnie Pani publiczny list, przeczytałem go dokładnie. Cenię go szczególnie za przemyślane argumenty i udaną próbę przedstawienia punktu widzenia "Vitalijki".
Rozmawialiśmy dziś w biurze o wprowadzonej funkcji i sprzeciwie części użytkowników. Jakkkolwiek według statystyk wprowadzenie tej funkcji nie spowodowało żadnych "odejść" użytkowników (średnia jak dla normalnego okresu), to pod wpływem argumentów użytkowników (w tym i Pani) doszliśmy do wniosku, iż:
1. Wstawienie przycisku "Lubię to" BĘDZIE OPCJONALNE w pamiętnikach.
W ustawieniach pojawi się opcja wyboru. Domyślnie przycisk nie będzie się wyświetlał. Taka zmiana powinna pojawić się do 15 września włącznie.
2. Zbadamy dokładniej opinię wszystkich użytkowników.
Na przykład w formie badania ankietowego. Jeżeli okaże się, że zdecydowanie większości taka funkcja przeszkadza, to wtedy zostanie ona schowana wg opisu punktu 1. Takiego wyniku się spodziewam, ale upewnijmy się - to będzie fair, prawda?
PS. Proszę o opublikowanie całej mojej odpowiedzi w Pani pamiętniku (i o link do tej odpowiedzi w Pani pierwotnym liście).
PS2. Chętnie podyskutuję o wszystkich Pani argumentach, spostrzeżeniach, ale to już proponuję drogą prywatną i w wolnym czasie. Często z pracownikami sobie mówimy "gdyby nasze Vitalijki były na naszym miejscu, to by inaczej oceniały decyzje, potrzeby, plany". Być może uda nam się wymyślić jakieś nowe formy komunikacji, aby obydwie strony mogły siebie lepiej zrozumieć.
pozdrawiam
Dominik Golenia

 

Mam nadzieję, że Wy, moje Siostry i Bracia Vitalijkowi, też będziecie usatysfakcjonowani z proponowanych rozwiązań.

Bo ja jestem.

 

 

 

 

Ps vitaliowe

Żeby nie było, że się tylko zajmuję "podlizywaniem władzom i szukaniem u nich miejsca dla siebie" (tak, tak, takie maile dostałam.. nieważne..)

Wchłanianie za duże, bo :

Dopowyżerałam lody do końca pudełek

Pan i Władca zarządził sałatkę tradycyjną jarzynową i kupił w tym celu majonez. A mówiłam, kupić mniejszy słoik! Najmniejszy!!! A mówiłam, żem się romantycznie i dramatycznie z majonezem rozstałam w lipcu! Taki dałam śliczny wpis w dniu 29 lipca! 

To nie!

Kupił większy.

Więc była i sałatka i ogórki konserwowe i wędlinki obsmarowywane Majonezikiem Winiarskim. Co to za czasy, że facet własny namawia mnie na romans z bytem męskim innym????

Więc staram się spalać nadmiar kaloryczny.

Rano kabanem ze Staśkiem do przedszkola. Ale potem powrót do domu na patykach. Przez Stare Miasto. I obok tych stróżujących krzyżowców pod pomnikiem Księcia Poniatowskiego. Prawie 8 km.

Popołudniem po Staśka do przedszkola, bo synalek zajęty. Do przedszkola na patykach, och, późno było, podjeżdżałam kawałki kabanami. zzz zaraz policzę... albo jutro.... ponad 4

A wieczorową porą rower, moja ukochana Pomarańczowa Błyskawica. Prawie 25 i pół km.

 

Czy spaliłam nadmiary wchłaniania? Nie wiem! I gooowno mnie to obchodzi.

Bo najbardziej - to się cieszę!!!!

Nawet nie z tego, że zauważono nasze obawy.

Tylko z tego, że wiatrak naprawdę zauważył Don Kichota z La Manchy. I że zareagował.

 

A najbardziej się cieszę z osobistej konstatacji.

Możemy i powinniśmy być różni. Wtedy świat ciekawszy. Możemy się nie cierpieć, nienawidzić, możemy dostawać gęsiej skórki na sam widok oponenta.

Ale gdy użyjemy merytorycznych argumentów, gdy dyskutujemy, gdy rezygnujemy z wyzwisk i grubiaństw - wtedy tworzy się nić porozumienia.

WTEDY MOŻEMY ROZMAWIAĆ.

 

 

Wznoszę za NAS i za WAS toast trzecim drinkiem i idę spać. Albo grać w wypasionego majjonga. Nie wiem jeszcze, na co mam wierszą ochotę.

13 września 2010 , Komentarze (129)

Wielce Szanowny Panie Dominiku - piszę do Pana w ważnej sprawie. Tej ostatniej awanturki na Vitalii, tej fejsbókowej.

 

Piszę nie po to by dopiec, zbluzgać... a tylko po to, by Vitalia była lepsza. Bardziej przyjazna dla użytkowników. Bo zbyt wiele zawdzięczam temu miejscu. Zbyt wiele nawiązałam ważnych znajomości. Zbyt wiele więzów przyjaźni prawdziwej TU nawiązałam, by teraz stąd spieprzać!

 

Bo chcę Panu powiedzieć... hm... napisać, że kolejny raz jesteście, jako firma, NIE W PORZĄDKU.

Któryś już raz wprowadzacie istotną zmianę w piątek. Licząc, i rzeczywiście nie przeliczając się, że vitalijki łikendowo zajęte. Że głosy protestujące łagodnie się rozłożą na kilka dni. Że do poniedziałku gwałtowne namiętności sczezną.

 

Wiem, kim Pan jest. Nie tylko szeregowym pracownikiem serwisu Vitalii, na którego akurat przypadł dyżur w ostatnich dniach. Bo wiem, kim pan jest w Symetrii. Jednym z dwóch współwłaścicieli, dyrektorem operacyjnym. Jest to przynajmniej wiedza oficjalna, dostępna dla każdego, kto lubi szperać.

 

Dziwna jest ta sprawa i pośpieszny tryb wprowadzenia znaczków fejsbókowych, które po kliknięciu automatycznie czynią kliknięty wpis pamiętnikowy widocznym na tablicy fejsbókowej klikającego.

Jakże często na forum w dziale "rozbudowa serwisu" zgłaszamy jakieś pomysły. Drążymy miesiącami dziurę w vitaliowym brzuchu, prosimy gromadnie, domagamy się i ...  i nic! A tu proszę! Między 30 czerwca a 13 sierpnia o kontakt vitaliowy z fejsbókiem poprosiły 3 osoby.

Słownie: TRZY. Proszę, do sprawdzenia pod tym linkiem.  

Zresztą - 3 osoby poprosiły, wzbudzając od razu namiętne protesty. Dwie pierwsze strony tamtego wątku już pokazywały potencjalną skalę negatywnych emocji, jaką wzbudziło późniejsze wprowadzenie tego fejsbókowego połączenia.

 

Nie mam nic przeciwko obecności Vitalii na FB. Wręcz dziwne by było, gdyby takiej strony nie miała. Ale zawartość tej strony, ta z piątku, np. z godziny 21:39, wołała o pomstę do nieba. Jeden wątek z forum o tym, że chłopak nie chce się całować. Jak rany kota, co ten temat ma wspólnego z odchudzaniem czy odżywianiem??? Dobór tematów wskazuje, że chodziło o stworzenie wrażenia portalu lekko skandalizującego. I jeszcze dwa zwykłe pamiętniki. Najzwyklejsze, nie z klubu zwycięzców. Jeden - ta vitalijka ma 15000 komentarzy; drugi - schudłam 13 kilo. Z aktywnymi linkami do nich. Owszem, po kliknięciu jeden z nich okazuje się być dostępny dla znajomych, ale w profilu jest zdjęcie vitalijki!!!

 

Przy okazji lipcowej awantury o po_kryjomą zmianę regulaminu wypowiedział się pracownik Vitalii Izap84. Zacytuję:

Drodzy użytkownicy. Zapis z regulaminu, o którym mowa istnieje praktycznie od zawsze. Jest to standardowy zapis w większości serwisów. Nie sprowadza się to jednak do prawa do wykorzystywania zdjęć w reklamach czy przekazywania osobom trzecim dla celów reklamowych (bo rozumiem, że tego się obawiacie). Nigdy też takie praktyki nie będą prowadzone bez zgody użytkownika. Wyjątkiem są zwycięzcy z Klubu Zwycięzców, którzy udzielają nam zgody w osobnej umowie

Jak się okazało teraz - napisana wtedy oficjalna wykładnia stosowania zapisów regulaminu - jest nieprawdziwa. Do reklamowania Serwisu Vitalii użyliście dwóch pamiętników ze zdjęciami oraz wskazaliście założycielkę dyskusji o nie_całowaniu, również z pamiętnikiem ze zdjęciami.

Nota bene, nie jest również prawdą, że takie zapisy regulaminowe są w większości serwisów. Po ogólnoświatowej awanturce o regulamin Chrome w żadnym serwisie góglowym nie ma takiego zapisu, nie ma go w blogspocie, tam jest wręcz napisane, że treści publikowane za pomocą serwisów należą do publikującego, a nie do właściciela serwisu.

Ale dowiedziałam się, że w sobotę o 11:40 z vitaliowego konta FB oba pamiętniki zostały usunięte "Zdecydowaliśmy jednak o nie publikowaniu odnośników do pamiętników odchudzania. Umieszczać tu będziemy tylko odnośniki do naszych materiałów."

 

 

Szanowny Panie Dominiku. KRS mi nie podał (na razie, hihi), jakim kapitałem założycielskim może się wykazać Symetria Spółka Jawna. Ale, jeśli chodzi o działalność Vitalii, to Waszym, równie ważnym, kapitałem jest ZAUFANIE !!! Bo materia, jaka jest poruszana na portali Viltalii - jest bardzo delikatnej natury. A nasza otwartość MUSI mieć u podstaw ZAUFANIE. Wiarę, że nikt w złym celu nie wykorzysta naszych wynurzeń.

Jeśli wsłucha się Pan w anty-fejsbókowe protesty vitalijek - to jest właśnie ten strach i ten ból i ta obawa.

Interesuje się Pan fotografią (ja wolę Olympusa, mi canon nie pasuje), więc wie Pan, jakie wzbudzają kontrowersje niektóre fotografie zamieszczane w necie. A nasze pamiętniki są pełne fotografii. Z racji tematyki portalu, sa to fotki półgołych talii, biustów, bioder... Wynurzenia dotyczące kompulsów, zaparć, defektów skóry...

A Pan jest szczupłym mężczyzną.

Owszem, Pana własnością jest portal dla odchudzających się kobiet, bo kobiet jest tu (wedle moich szacunków) ponad 95%. Jest Pan z nami prawie na co dzień.

Ale nie jest Pan odchudzająca się kobietą. Z bagażem fałdek, z bagażem kompleksów. Nie rozumie Pan naszych obaw, związanych z większą przejrzystością Vitalii na otaczająca sieć.

 

Pozwolę sobie zacytować:

- zauważyłam, że dziewczyny najbardziej boją się tego, że ich znajomi rozpoznają ich na facebooku... kiedyś najpierw musieliby wiedzieć, że mają was tam szukać - a teraz mogą

 - Żeby chociaż te pamiętniki były opcjonalne tzn. sama godzisz się na umieszczenie linku na FB (masz pamiętnik otwarty dla userów Vitalii i możesz również udostępnić go na FB - opcjonalnie, nie co do zasady).

- Poruszamy tu na forum bardzo osobiste tematy, od problemów żołądkowych, poprzez ilość partnerów seksualnych aż po nasze plany i marzenia. Wiele z nas publikuje zdjęcia w samej bieliźnie, których by nigdy nie pokazały znajomym czy rodzinie. Po nicku i zdjęciu łatwo kogoś skojarzyć z daną osobą.
- Tu nie o to chodzi, że ktoś będzie siedział i czekał akurat na mój link. Ja po prostu widzę jak miliony śmiesznych zdjęć, filmów, tekstów czy komentarzy momentalnie się rozchodzą wśród moich znajomych na FB. Ja po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział, że posiadam konto na vitalii, bo po co? To moja prywatna sprawa. Po co mi np. potem uszczypliwe komentarze czy nawet żarty rzucone gdzieś mimochodem? Na FB mamy wśród znajomych dodanych właściwych znajomych i rodzinę, ale też znajomych znajomych, klientów, kontrahentów, sąsiadów. Czy naprawdę oni wszyscy musza wiedzieć i być informowani o tym, że mamy konta na vitalii? Nie rozumiem tego. 

- Co innego strona vitalii na FB i promowanie tam serwisu - ale możliwość "lubienia" każdego wpisu z pamiętnika, każdego prywatnego zdjęcia to już uważam za przesadę. Tak samo przesadą jest publikowanie pamiętników dziewczyn na FB bez ich zgody. Jest to po prostu nieetyczne.

-  Cha cha, ja nacisnelam link " lubie to " ( coz , zawsze do sedna sprawy ide, jesli mnie coś interesuje ). Moj pamietnik wskoczyl automatycznie do facebooka meza ( ja swojego konta tam nie mam, on tak ) . I wszyscy nasi wspolni znajomi przez 15 minut mogli sobie poogladac moje rozterki i zmagania z waga ! juz to usunelam ( mam nadzieje ) , ale niech szlag trafi vitalie ! Nie po to tu jestem anonimowo (nick ) . Mimo , ze wkladalam zdjecia , to szansa byla 1 na 10000000000000000000 milionow, ze ktos z bliskich mnie tu znajdzie. a dzieki kochanemu facebook, WSZYSCY znajomi  moga sie posmiac

-  I popieram głosy tych, którzy chcą oddzielenia vit od fb - po co mi sie stresować, ze wszyscy dookoła wiedzą o moich załamkach, niepowodzeniach...miało byc miejsce intymne do walki z kg a robi się nieprzyjemnie.

- Dziewczyny, az mi przykro. Czlowiek walczy z nadwaga juz kupe czasu. Chce byc anonimowy. Ja rozmawiam o swojej wadze tylko z moim mezczyzna i mama. I z wami. Z nikim wiecej, a tu nagle wszyscy znajomi maja sie dowiedziec, ze sie odchudzam, ze mi nie idzie , ze waze tyle i tyle.
Dziekuje bardzo. (?) Zmieniam nick!!

- dokładnie, mam teraz takie wrażenie, jakby ktoś mnie nakrył na czymś wstydliwym... :/ Vitalia straciła swoją intymność.

- Napiszę tylko tyle że się wścikłam na vitalię i właśnie przed chwila usunełam cały swój pamiętnik ktory miałam od 2008 roku!!!! kurcze co ich podkusiło z tym zasranym facebookiem????????   tam pół świata ma konta i po co sie ta Vitalia tam wpiernicza przeciez tutaj ludzie jakby nie było to walcza z nadwaga , kompleksami itp. pamietam jak w 2008 roku założyłąm tutaj konto jejku jaki to był wspaniały , motywujący do odchudzania portal ile super dziewczyn tutaj poznałam , kiedys nawet byłam przez 3 miesiace na tej ich diecie smacznie dopasowanej , tyle sie tutaj nauczyłam o zasadach zdrowego odżywiania, zdrowych chudnięciu i poznałam mnóstwo wspaniałych osób a teraz co ????

- Zła jestem strasznie bo moja anonimowość stanęła pod znakiem zapytania! Szkoda mi dziewczyny, której wizerunek został bezczelnie wykorzystany!  Wściekła jestem, bo znikają świetne pamiętniki, znikają ulubione zdjęcia! A na koniec jest mi wstyd! Wstyd bo wybrali tak kretyńskie tematy do rozpowszechniania!
- Doskonale wiem, że kupa ludzi mogła tu wejść i popodglądać sobie nasze życie, z vitalii też się zrobił portal społecznościowy, z tą różnicą jednak, że jeśli tu ktoś wchodził to wiedział czego szuka.. Teraz mogą tu włazić wszyscy, wystarczy kliknąć... Odrębność tych portali jest w porządku, zła jest fuzja!

- Umieszczenie przycisku LUBIE TO winno byc odpowiednio ogloszone, na stronie glownej forum tak by wszyscy uzytkownicy mogli sie z taka zmiana zapoznac! klikniecie na ten przycisk ma powazne konsekwencje. Wlasnie dzis na forum podnioslam ta kwestie, bo bez problemu dowiedzialam sie danych osobowych jednej z vitalijek

- To, ze ktos moze skopiowac linki i wstawic na FB i ze to na jedno wychodzi, to zadne tlumaczenie dla mnie, bo przycisk 'lubie to' ZACHECA do wrzucania tego na FB. A wiekszosc Vitalijek tego sobie raczej nie zyczy - moze by przeprowadzac ankiety zanim zostana wprowadzone zmiany tak bardzo ingerujace w nasza prywatnosc???!!

 - Ja widzę różnicę między tym, że sama decyduję, że coś gdzieś wstawię i tym, że ktoś bez pytania wykorzysta moje zdjęcie tam, gdzie mu to przyszło do głowy zrobić :/ i widzę pewną różnicę między vitalią a facebookiem. I nie życzę sobie. Chyba mam prawo.
- Jkoś nie widać na forum radosnych watków popierających nowe rozwiązanie

- Jest jednak różnica - kto będzie chciał kopiować linka o walce np. ze słodyczami na swoją tablicę? A teraz, ktoś zupełnie nieświadomie, nie znający się na fejsie może dodać "lubię to". Takie rzeczy niech będą przy Waszych artykułach, a nie przy naszych wypocinach w pamiętniku.

- Dlatego było by wskazane , aby opcja " lubię to " była opcją do wyboru dla właścicielki pamiętnika. Jeżeli któraś chce aby polecano jej pamiętnik włącza ta opcje , jeżeli któres nie podoba się ta opacja to nie udostępni tego linka. ( np ja i inne osoby , które cenią Vitalie przede wszystkim za to ze możemy być tu w miarę anonimowe )

 - Myślę, że problem leży jeszcze gdzie indziej. Ja założyłam konto w 2006 roku i wtedy akceptowałam regulamin i te opcję, które wówczas były na portalu. Przez ten czas wiele opcji się zmieniło, mimo tego, że regulamin niekoniecznie. Jednak Vitalia nie informuje mnie o wszystkim, co może zrobić bez mojej wiedzy a ja nie siedzę tu 24/24, żeby to sprawdzać. Kiedy akceptowałam regulamin, Facebooka tu nie było. Zresztą wielu innych rzeczy też. Nawet nie wiedziałam wtedy, że konto na Vitalii oznacza równolegle konto na wszystkich ważniejszych portalach: onet, wp, interia, gazeta.pl. Dopiero z czasem się zorientowałam. Teraz znowu Facebook. Za dużo tego wszystkiego. Jeszcze tylko brakuje ich na NK.

- ale przecież można zrobić Facebook-a jako opcje do wyboru przez właścicielkę pamiętnika,

czyli  każda z nas miałaby prawo wyboru , czy jej wpis można dodać do Facebooka , bo ja np nie chce tej opcji u mnie w pamiętniku 

- (?portal )Vitalii oglądają zainteresowani tematem odchudzania, nie czytają go znajomi naszych znajomych, mężów, koleżanek i kolegów ze szkoły, wreszcie pracodawców (chyba, że ktoś sam poleci tę stronę) a profil Vitalii na Facebooku jest czytany  przez 3/4 świata, to ogromna różnica. Ze strony głównej tego profilu wchodzimy w komentarze i z nich w pamiętniki poszczególnych osób na Vitalii. Nie chodzi o sam fakt dostępu ale o skalę "odwiedzalności" tych dwóch portali.

- Ja konto na FCB mam. Ma i spełnia swoja funkcję. Ale, z jakichś powodów o odchudzaniu piszę TU, a nie TAM. To nie klikajcie mi na fujzbukowa łapkę, co? Bardzo proszę... Bo to jest zupełnie inna bajka...

- Sorry, że tak późno się odzywam ale przeczytałam w skrócie ten wątek i pragnę (?) uprzejmie wyjaśnić że na regulaminie prawo się nie kończy. Owszem podpisanie przez większośc z nas regulaminu to jedna sprawa ale  naruszenie w sposób ewidentny dóbr osobistych  w szczególności ochrony wizerunku, z którą mamy tutaj niewątpliwie do czynienia to odrębna kwestia.

- Jestem tu od lat. Vitalia była unikalna właśnie dlatego, że piszące tu osoby miały zapewnioną względną prywatność lub choć poczucie prywatności. Dlatego pojawiały się fascynujące pamiętniki nie tylko z codziennym jadłospisem. Te osoby takiego poczucia bezpieczeństwa już nie mają. Część nie chce pisać, bo nie wie, co jeszcze serwis wymyśli i gdzie się ich zdjęcia i wpisy pojawią.
- To była społeczność, gdzie pisało się czasem o sprawach intymnych i trudnych, a ludzie sobie spontanicznie pomagali. Szkoda.

- Ja już ochłonęłam troszkę i przemyślałam sprawę. Osobiście chciałabym się pozbyć tych łapek z facebooka w moim pamiętniku, bo to zachęta do klikania (z kopiowaniem linka jest trochę więcej zachodu i może komuś się nie zechce kopiować... a kliknąć - raz i już gotowe).

 

 

Czy teraz Pan rozumie??

Każda z nas, zwłaszcza po lipcowej awanturce o regulamin, ma świadomość, że Vitalia dała sobie prawo używania naszej "twórczości". Trudno, w końcu jakoś to przełknęliśmy. Ale teraz dajecie przypisane sobie prawo osobom trzecim. I jeszcze natrętnie przypominacie o tej możliwości przy każdym wpisie pamiętnikowym.

Owszem, do tej pory też każdy miał taką możliwość. Ale musiał najpierw o tym pomyśleć, potem w kilku krokach wykonać. Teraz zrobi to jednym kliknięciem.

Vitalia na FB, proszę bardzo. Ale zachęcanie każdego czytającego nasze pamiętniki do wklejania wpisów do FB - nie!

 

Jest jeszcze jedna sprawa związana. Na Vitalii, jak we wszystkich społecznościach, co jakiś czas wybuchają święte wojny albo tylko lokalne naparzanie. Czasem z powodu wpisu w pamiętniku, czasem z powodu wpisu na forum. O jedno słowo za dużo, o dwa zdania za mało - i awanturka gotowa. Teraz daliście walczącym stronom dodatkowy oręż. I to taki, który natrętnie pcha się na oczy przy każdym jednym wpisie w pamiętniku. Do tej pory wszelkie pyskówki odbywały się wewnątrz portalu. W momentach zacietrzewienia i pisania emocjami nikt nie miał głowy do kopiowania linków pamiętnikowych.

Teraz pod każdym wpisem jest ikonka fejsbókowa, która zachęca do skopiowania wpisu pamiętnikowego do swojej tablicy FB i pochwalenia się znacznie szerszemu gronu znajomych, że "o, tu popatrzcie jest taka gruba krowa (blondynka kretynka, baba z obwisłymi cycami, stary harpun, idiotka z mopem na łbie ... epitety do wyboru)".

Powtarzam, przycisk FB pod każdym wpisem PRZYPOMINA o możliwości wklejania Vitalii do FB, natrętnie ZACHĘCA.

 

 

Sposób wprowadzania zmian nijak się ma do Pana wcześniejszych poglądów. Przypomnę Pana pracę z października 2007 "Zarządzanie społecznością..." 

strona 29: przy wprowadzaniu niepopularnych rozwiązań należy przygotować użytkowników na zmiany.

I co ??? Ani w lipcu ani teraz!

Teraz tylko Pan potrafi na forum napisać

> zgadzam się z Tobą z tym, że powinniśmy wcześniej
> wytłumaczyć na czym ta nowość polega, nie byłoby
> wtedy tego szumu.

Może ekonomiści nie wystarczają do sprawnego prowadzenia tego typu portali??? Może należy wynająć kogoś, kto zna się na marketingu, na kierunkowaniu społeczności, na podstawach zarządzania i psychologii zbiorowej??

 

W wyżej wymienionej pracy na stronach 24 i 26 są wymienione ciekawe założenia. Że przyjęte plany należy realizować nawet wbrew woli użytkowników oraz, że nie należy ulegać naciskom. I tak sobie czytam Pańskie wypowiedzi na forum z piątku i soboty.

(będę cytować)

Odzywają się głównie osoby, którym się coś nie podoba. Zrozumiałe. Jednak można wtedy odnieść mylne wrażenie, że "większość" wyraża taką opinię. A to nie jest prawda - większość się po prostu nie wypowiada akceptując nowość.

A jest grupa użytkowników, którzy prosili o tę opcję, bo im ułatwia umieszczanie linków.  

Wszystkie zmiany jakie wprowadzamy znajdują za każdym razem grupę oponentów. To zrozumiałe, nie każdemu wszystko musi się spodobać. 

Gdybyśmy jednak chcieli sprostać każdemu głosowi, to by Vitalii już nie było, ponieważ żadna nowość, nie doszłaby do skutku.

Liczymy się z wszystkim opiniami, będziemy się przyglądać. Wierzę jednak, że zrozumienie jak działają te funkcje jest kluczem do ich akceptacji. (bo) Nawet gdybyśmy my usunęli przycisk, to każdy użytkownik Internetu może wykonać TĘ SAMĄ czynność, jaką ten przycisk robi. Czyli skopiować link do Twojego wpisu i umieścić go na Facebook.

 

(a teraz pozwolę sobie skontrować)

Wskazałam wcześniej, że o fejsbókową opcję prosiły TRZY osoby. To rzeczywiście wielce znaczący procent... promil jakiś chyba społeczności vitaliowej. Poza tym na forum nie pojawił się ANI JEDEN radosny temat pochwalny - jak to wspaniale, że już jest na vitalii fejsbókowy przycisk do lubienia!!!

Nie wszystkie zmiany znajdują oponentów. Nie, inaczej! Nie każda zmiana poddawana jest tak zgodnej krytyce. Przy wprowadzaniu Konta Plus było sporo zdań negatywnych, ale i radosna rzesza użytkowników portalu, którzy natychmiast wykupili nową opcję. Pisze pan, że liczycie się ze wszystkimi opiniami. To może proszę je POLICZYĆ, i zastanowić się, jak ostatnia zmiana wpłynęła i będzie wpływać na stopień zaufania userów do Was.

 

Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko.

Coraz większe otwieranie się Vitalii na świat i net, coraz większa integracja z innymi portalami, coraz większa przeźroczystość Vitalii - powodują, że uciekają Ci użytkownicy, którzy najciekawiej i najintymniej piszą. Nie ma Baleronowej, choć wcale nie zamierzała stąd odejść. Nie ma Joanny, bardzo krętą zrobiła ścieżkę na swoje Wzgórze. Coraz więcej użytkowniczek tylko zaznacza tutaj swój wpis, a potem korzystając z łącza przerzuca czytającego do miejsca, które jest bezpieczniejsze, zaufane. W którym czuje się wygodniej.

 

 

 

 

Info dla niewiedzących, co wynika z obecności fejsbókowej łapki na vitalii.

Konto na FB jest z reguły założone z określonym imieniem i nazwiskiem... ale tam sam user decyduje, co ujawni.

To, co znajduje się na facebookowym koncie Vitalii zależy od tego, kto to konto założył i tylko od jego decyzji. Celem firmowej strony na FB jest zawsze ściągnięcie możliwie najwięcej zainteresowanych. I nic dziwnego.

Nie ma automatycznego powiązania konta Italii na Facebooku z samą Vitalia. (Obecnie) są tylko linki do vitaliowych artykułów.

Jeśli nasi znajomi nie znajdą na FB konta Vitalii i tam np nie skojarzą nas po avatarze, zdjęciu, czy nicku, którego (być może) używamy też gdzie indziej... np w komunikatorze internetowym, to nie będą wiedzieli, że ktoś/któraś z nas jest na vitalii

Jeżeli, posiadając konto na FB nie będzie się klikać "lubię to" lub nie będzie się komentować na FB tego, co Vitalia zamieszcza na facebookowym koncie serwisu, to nic też się nie wyświetli na osobistej tablicy i znajomi i osoby obce nie będą wiedziały o naszych powiązaniach z vitalią

Gdy nie mamy konta na FB, to kliknięcie na łapkę fejsbókową na Vitalii nie zrobi nic.

Jednakże, bez względu na to, czy my mamy konto FB czy nie, ktoś posiadający konto na FB w każdej chwili może kliknąć łapkę pod naszym wpisem i pokazać go swoim znajomym. Dotyczy to tylko pamiętników dostępnych dla wszystkich. Gdy pamiętnik jest w jakikolwiek sposób ograniczony - osoba idąca fejsbókowym linkiem do niego zobaczy tylko naszego profilowego awatara.

Przydałoby się rozbudować o powyższe informacje vitaliowy artykulik o FB, ten tu.  

 

 

Panie Dominiku.

Najlepszą reklamą dla tak specyficznego portalu jak Vitalia - są rekomendacje userów. Jeżeli będą oni niezadowoleni lub nie będą mieli do portalu zaufania - to nastąpi zjawisko "złej sławy". A taki problem na dłuższą metę powoduje odpływ starych i niewielki tylko przypływ nowych userów.

Ja osobiście funkcjonuję na FB. Ale tamta społeczność nie pomaga mi w odchudzaniu, w utrzymaniu osiągniętej sylwetki. FB jest od czego innego. A pomaga mi Vitalia. Nie widzę żadnych powodów bym ja albo ktoś kopiował moje tutejsze wynurzenia na FB. I nie widzę powodów, byście mu takie działania ułatwiali.

Nie protestuję energicznie przeciw fejsbókowej łapce na vitalii, uważam ją tylko za niepotrzebną i szkodliwą. Mam odruch, by nie używać rzeczy niepotrzebnych i szkodliwych. Ale nie wszyscy tak mają. Więc może jednak usunąć ją z pamiętników???  Albo chociaż zrobić opcjonalną?? Daje słowo, rozwiązałoby to nieprzyjemnie narosłą sytuację. Maniacy FB, o ile tu tacy są, no, łącznie z tą trojką, która chciała FB - byliby zadowoleni. Wy bylibyście zadowoleni - bo jednak trochę odnośników do Vitalii by się na FB pojawiło. Ci, co nie chcą u siebie łapki fb też byliby zadowoleni. Zyskaliby poczucie większego bezpieczeństwa, nic to, że iluzorycznego.

I jeszcze jedno - czy sprawdzał Pan pojemność waszych serwerów, ich stan z czwartku wieczorem a niedzielą. Różnicę. Pewnie się zwolniło nagle wiele miejsca, tyle zdjęć usuniętych. A grafika swoje waży.

I czy patrzył Pan dzisiaj na awatary profilowe? W chwili, gdy to piszę, na głównej stronie vitalii widać dwa awatary z przekreślonym fejsbókiem.

 

Rozumiem, że głupio przyznać się do błędu. Głupio nawet przyznać się do pochopności. Ale jeżeli to poprawi biznes, to warto schować dumę do kieszeni.

 

Pozostaję z poważaniem

jolajola1

 

ps1

dokument z Poznania z 2007 roku był w sieci dostępny cały czas, nawet jak teraz zniknie z serwera symetrii, to też będzie dostępny... trudno, wredne niedogodności neta

ps2

uprzejmie proszę zauważyć, że podałam tylko takie informacje, które są oficjalne i jawne, cały czas egzystujące w sieci i bazie administracyjnej.

ps3

z opublikowaniem specjalnie czekałam do poniedziałku, aby piątkowe emocje wystygły

ps4

kopię wpisu posiadam

 

 

 

 

PS ważny

w następnym moim wpisie jest odpowiedź Dominika

proszę przeczytać

 

11 września 2010 , Komentarze (24)

wiedziałam!!! kurw.... wiedziałam, wiedziałam!!!

wiedziałam, że jak będzie Stasiek, to polegnę

 

no więc wnuczek jest od popołudnia piątkowego ... na przywitanie rzucił mi się w rozpostarte ramiona!!!! łał!! nie widzieliśmy sie półtora miesiąca prawie

robie wnuczkowi: danka przeróżne i kanapeczki i dodateczki i smakołyki i drobiażdżki ( na kolację między innymi jeden kartofelek odsmażany w palsterkach ma maśle... mniam... mniam...

i, kuźwa, jem przy nim

i jeszcze Pan i Władca kupił, no, owszem, potem sie kajał, ale najpierw kupił 2 pudełka lodów:

jogurtowe z wiśnią w likierze

amaretto + caffe latte z kawałkami kawowej czekolady

 

POLEGŁAM

poległam

polegam cały czas

ach, niech synalek zje je do końa! i będzie z głowy

 

 

w każdym bądź razie na sobotni poranek mam mam 57,1 i tego się będę trzymać !!!!!

jak we wtorek porankiem wnuczek wybędzie - to wrócę do odchudzania

 

teraz nie moge

 

a co do facebóka, to piszę  DUŻĄ RZECZ... mam nadzieje, że się spodoba

i niech Symetria.pl pilnuje swoich serwerów, bo im juz coś wyciągnę ... powyciagałam z dokumentów firmowych, hihihihi

ide do łózka... nie, nie ide spać!

 

dobra, Bebe, Twój Panda przybył w ostatniej chwili... teraz pożeram tylko ogórki konserwowe krakusa...

9 września 2010 , Komentarze (26)

Do 14 godziny moja osobista dieta perfekcyjna. Góra pomidorów i odrobinki fety i suszona nieotarta bazylia. Podjadanie fasolki szparagowej. Duuuży plaster chudej szynki.

 

A potem awaria!!!

Moi rodzice od lat spędzają letnie miesiące emerytury na rodzinnym rancho. Daleko od szosy. Warszawskie mieszkanie stoi puste. Tylko na odbiór emerytury od listonosza są obecni.

Pan i Władca tam dzisiaj był. Przypadkiem, wpadł po skrzynki na słoiki z przetworami. Wszedł do ubikacji. A tam... Awaria. Duża. Po rurach od CO cieknie woda. Właśnie się przelewała z głębszej podłogi łazienki na wyższą podłogę przedpokoju.

Zawołał mnie telefonem na pomoc. W końcu to moje rodzinne miejsce.

4 piętra od góry zalane, bo administracja dopełniała piony przed sezonem grzewczym. Sprawdzała instalacje. heh, sprawdziła!. Dwa piętra nad moimi rodzicami to są dwa wyremontowane wypasione mieszkania na wynajem. Obecnie puste. Obecnie zalane. Pękł duperel na szczycie pionu. Odpowietrzacz. I cieknie.

Administracja. Spółdzielnia. Telefony. Szmaty wyżymane. Odsuwanie pralki. Sąsiedzi, od lat niewidziani. Mamy moich prawie rówieśników, dziś stare kobiety. Młody dozorca, ach, nie ma tego czaru co Stary Wielki Dozor. Zalana łazienka, korytarz, pokój taty. Hydraulik. Szukanie pionu w starych instalacjach.

No, siedziałam tam 4 godziny, zanim Pan i Władca z rancho nie przywiózł mamy. Niezupełnie siedziałam. Wycierałam podłogę, podstawiałam kubły i miednice, wylewałam wodę. Nie cały czas.

Bo JADŁAM TEŻ. !!!!!

Coś, co się nazywa paluszki serowe? ziemniaczane? Felix. Mniej niż paczka, bo opakowanie było otwarte. 100 gram to prawie 500 kcali. W pudełku jest 85 gram. Nie wiem, ile zjadłam.

A poza tym..... poległam na słodko... łał.. boli...

Zjadłam z babcinej szafki krówki milanowskie. Całe trzy i pół krowy! Tylko tyle, bo nie było więcej.

 

 

oj... ...

 

po powrocie do własnego domu grzecznie:

winogrona

fasolka szparagowa

drink

drugi

 

kruczy mi w brzuchu, ale ...

wciąż mam przed oczami te krówki

te żółte papierki

przed nosem ten krówkowy cudny przepyszny zapach czuję

 

 

acha, jeszcze pees

roweru nie było, bo pada

patyków nie było, bo mży albo siąpi

NIC nie było, do cholery, bo woda z nieba albo woda z rur !!

noooo, chyba, żeby za aktywność kaloriospalającą uznać skłony nad szmatami i wyżymanie tychże, kucanie i dźwiganie wiadra z wodą, bieganie po schodach na trzecie piętro i z powrotem oraz samodzielne wytaczanie pralki marki Frania

8 września 2010 , Komentarze (17)

Po pierwszym dniu mojej dziwnej diety pierwszy spektakularny spadek. A przecież wtorkowego poruszania się nie było. Bo pogoda do doopy była.

 

Drugi dzień podobny. W sensie jedzenia, a nie pogody. Winogrona, żółta fasolka, półtorej kolby kukurydzy, kilka śliwek. Jako nagroda 3/4 kajzerki, posmarowane grubo prawdziwym masłem i otulone pyszną szynką. Bez tłuszczyku szynkowego, bo nie lubię. Odkroiłam i oddałam córczynemu kotu, on lubi. Resztę kajzerki synek mi ugryzł. On ma dużego gryza. Bardzo dużego!

Do tego herbatki różniste.

Zapalenie pęcherza przechodzi, ale jeszcze przez 4 dni Nolicyn będę brała i co najmniej przez tydzień dwa środki z jeżówki. Albo z żurawiny, nie pamiętam.

 

Popołudnie aktywne bardzo. Ale, jesuuuuu, jak mi się nie chciało ruszać. Nie chciało mi się RUSZYĆ.

Najważniejsze - to zacząć. Bo potem to już endorfinki niosą. Więc:

41 minut dreptanka międzyurzędowego, szybkiego bardzo - 152 kcale spalone

215 minut wycieczki rowerowej, wiatrrrrrrrrr przez pół drogi, 62,65 km - 1570 ckali poszło się ... hmmm... kochać.

Wróciłam, pozmywałam. Usiadłam. Taka zmęczona. I czytam vitalię. A tam u Luckiii napisane, że ja mam silny charakter, bo jako jedna z niewielu systematycznie uprawiam sporty jesienne. No nie! Wróciłam taka uchetana z roweru i już chciałam na laurach spocząć ... ale tu czytam, że ja mam mocny charakter do trenowania . . . zaczerwieniłam się z dumy i zaraz wstyd mi się zrobiło, że mnie to laurowe spoczywanie kusi... Ja nie mam mocnego charakteru, ja tylko jestem uparta!!!

No nic, patrzę na patyki i patrzę i robi mi się głupio i głupiej ....  i pooowoooliii zakładam buty do biegania...  ... cholera, a mógł to być leniwy wieczór!!!! a nie był ! Wszystko przez Luckęęę.

A jak już wyszłam, jak przeszłam pierwszy kilometr, to potem mnie nogi same niosły i biodra się kołysały. Szłam niemalże tańcząc. Ach, muszę zmienić douszną muzykę patykową. Na ciut szybszą.

67 minut patykowania, 6,35 km - 367 kcali uciekło z wiatrem

 

2089 - tyle kcali spaliłam dzisiaj

Zjadłam kalorycznie bardzo mało, objętościowo ... hmmm, średnio.

Z ciekawości wpełzłam na wagę przy zmienianiu ciuchów po powrocie. Dalszy spadek.

ŁAŁ. łał!!!

Ciekawa jestem poranka.

 

 

Acha, odpowiadam. Ja sama wymyśliłam jarzynkową i słodkoowocową dietę z nagrodą kajzerkową. W ramach experymentu. Tylko ulubione warzywka. Tylko ukochane.

I wydaje mi się, że wytrzymam na niej co najmniej 4 dni. A czy więcej? Nie wiem. Dzisiaj śniła mi się feta. Pokruszona palcami na kawałki i kawałeczki. Z pokrojonymi drobno pomidorami. I posypane suszoną bazylią, taka grubą, nieotartą.

A na jutro mam buraczki, zetrę do nich jabłko, zjem na ciepło. Kupiłam świeżego brokuła. I jeszcze jedna słodka kolba kukurydzy turla się na balkonie.

7 września 2010 , Komentarze (13)

... zdenerwowana, że waga wciąż oscyluje wokół... no nie, nie wokół, a tylko DO przybytku wakacyjnego i za nic nie chce wejść w stałą strefę spadku

... zła na widoki zaokienne, albo pada, albo leje, okropna pogoda na aktywność na świeżym powietrzu

... zielona z zazdrości, bo Bajeczce spada na diecie kapuścianej

... z obolałym pęcherzem, łagodne zapalenie wcale nie znaczy, że sikanie jest bezbolesne

Skorzystałam dzisiaj z mojej niechęci do świata.

I obraziłam się na jedzenie. Na smaczne jedzenie.

Od rana tylko brokuł. Rano ten wczorajszy, co nocą samotnie w garnku pływał. Potem ugotowany drugi, mniejszy. I zjedzony tak po kęsie, po kęsku. Hektolitry herbatek owocowych i naparu z pokrzywy i trochę herbaty normalnej. Teraz gotuje mi się żółciutka fasolka szparagowa. Znowu będzie: po kęsie .. znaczy po fasolce. I nie, żeby się najeść, tylko powoli. Tylko wtedy, gdy mocno zassie i donośnie zakruczy wewnątrz mnie.

Acha, na deser, na późny wieczór, zostawiłam sobie nagrodę za wytrzymanie cały dzień na warzywkach. Na niewielkiej ilości warzywek. Czeka na mnie kajzerka(jedna, średnia!) i prawdziwe masło. MNIAM!

 

Ponieważ zasadniczo nigdy w życiu nie byłam na monotonnej/monotematycznej diecie - z ciekawością czekam na jutrzejsze wpełzniecie na wagę.

 

Ops, idę znowu sikać. Ałć!

6 września 2010 , Komentarze (15)

Tak do mnie mówił tata, gdym była zaczynającą dorastać dziewczyną. I gdy mnie chciał bardzo pochwalić.

 

Grzeczna byłam dzisiaj bardzo!

Grzeczna byłam, bo :

Mimo pierwszego dnia okresu wypadłam na rower. Choć na chwilę. I lawirując między zacinającym deszczem, lekkim deszczykiem oraz między zimnym wiatrem wysuszającym  natychmiast ścieżki rowerowe przejechałam ponad 22 km. Przednie łapki mi zmarzły, niciane rowerowe rękawiczki okazały się ciut za cienkie. Tylne łapki mi zmokły.

Grzeczna byłam, bo:

Mimo zaczynającego się, lekkiego na szczęście, zapalenia pęcherza, z patykami też chodziłam. O zmroku i wczesną nocą. Oglądałam zalane baseny dawnego ośrodka Wisła.  Chodziłam obrzeżami parku. Maszerowałam 67 minut, aż mnie pęcherz do domu zaczął wołać.

Grzeczna byłam, bo:

Spaliłam wysiłkowo całe 900 kcali. A przecież miałam dwa babskie preteksty, by nie robić NIC.

Grzeczna byłam, bo :

Bo nie! żarłam!!! Mimo, iż apetyt pierwszego dnia okresu przewyższał Himalaje i Andy razem wzięte. Zapychałam się mięsem, owocami i jarzynkami. I hektolitrami chyba herbatek, owocowych, rumiankowych, pokrzywowych - błeeeee, wiśniowych, waniliowych, imbirowych. Zresztą przy zapaleniu pęcherza zawsze wypijam hektolitry. A teraz, przed północą, jestem tak najedzona niczym, że brokuł niezjedzony samotnie będzie nocą w garnku pływał.

 

BILANS

Pochłonięte (do 23:48) 1254 kcale

Spalone sportowo 900 kcali

1254 - 900 = 345

1400 - 354 = 1046

Dziwne!!! Jestem najedzona. Czuję się najedzona!!! A bilans na koniec dnia liczy mi, że mam niedobór ponad tysiąca kilokalorii.

Czyżby, na przykład dzisiaj, arytmetyka, najjaśniejsza z nauk, była czasami nielogiczna i nieskalowalna ????

 

ps dla zainteresowanych

joanna1966 znowu jest do czytania!, vitaliowo połowicznie, warto odświeżyć listę znajomych

 

5 września 2010 , Komentarze (16)

Dałam sobie samej dyspensę na sobotę i niedzielę.

Nie zliczam skrupulatnie pochłoniętych kalorii.

 

Więc sobota nikczemna, jeśli chodzi o aktywność. No bo akrobatyki dwuosobowej nie ma sposobu policzyć kalorycznie. Obiad i piernikowe obżarstwo u mamy na rancho. Popołudnie w fabryce, zimno. Wieczór z mnogością ciekawych napitków.

 

Więc niedziela przyzwoita. Sen do południa. Zakupy ciężarowe, w sensie, że bardzo ciężkie, no bo 14 puszek kocich i soki i koci żwirek i mydła i płyn do mycia wanny i oryginalna feta i ziemniaczki myte i .... Na późny obiad zupa z prawdziwków. Ponad 3 godziny dreptania miejskiego, z przerwą na dwa kubasy grzanego wina na ostro. Spalone 598 kcali. Kupiliśmy na ... hm, przypominało to gierkowską Cepeliadę, uwędzoną i ususzoną polędwicę oraz etui z trzema miodami pitnymi w niedużych buteleczkach. Trójniak, dwójniak i półtorak. Już mi ślinka leci.

 

Przeglądam resztę fotek greckich, próbuję przywołać emocje, przygody... napisać coś ciekawego. Dziś już chyba nic nie dam nowego, ale jutro to owszem.

 

Acha, waga w niedzielny poranek mniejsza od paskowej. O całe 10 deko.

Zadowalająco.

 

 

ps

Dziękuję Wam wszystkim za komplementowanie moich dolnych odnóży. Po latach kompleksów nad ich budową, wyglądem, po latach zmuszania ich, by w zamian za brak uroku były barrrrdzo sprawne - ten deszcz miłych slów załatał dziury, które w duszy miałam od trzydziestu chyba lat.

Dygam z wdzięczności: dyg! Dyg!

3 września 2010 , Komentarze (7)

pod spodem - znaczy się, pod poprzednim wpisem

uprzejmie bardzo proszę TU NIE KOMENTOWAĆ, tylko tam, gdzie są zdjęcia

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.