Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1820163
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 grudnia 2012 , Komentarze (20)

czasem, bywa - że z maleńkiej przyczyny, człowiek nagle dochodzi do wniosku, że nie!! już nie będzie potulny! żadnego więcej podkulania ogonka !!!
że stanie się niedźwiedziem ! ogrooooooomnym!
takim ruskim, czarnym, wrednym, z wyspy Kodiak . . albo polarnym, z wielkimi pazurami i jeszcze większą japą .. albo kanadyjskim złośliwym rudowłosym grizzli ..........
że stanie się WIELKIM niedźwiedziem, że stanie na tylnych łapach i całemu światu wyryczy wściekłym głosem
- MOŻECIE POCAŁOWAĆ MNIE W DUPĘ !!







** ** **

waga bardzo akceptowalna
ostaniowtorkowolistopadowo było 59,1
2 dni później 58,6
ostatniego listopada już 58,0
pierwszogrudniowosobotnio 57,6
niedzielnie 56,8
a dzisiaj, 3 XII - tylko 56,3
3 kilogramy poszło się piepr. . ops! poszło uprawiać sex
 
a cały czas jem i piję TAK SAMO, hehe
to nie jest spadek lawinowy, to tylko powrót na uprzednio zdobyte pozycje
... tylko czemu tak nagle urosło ??!




rowerowo NIEŹLE
5139,1 km
każdy, ale to każdziusieńki kilometr ponad pięć tysięcy sprawia mi niesamowitą frajdę


z ciśnieniem cały czas nie najlepiej
górne powyżej 140
tętno, obojętnie, czy w spoczynku, czy po szorowaniu podłogi czy po rowerze : 53-58 i za nic nie chce być szybsze czyli normalne
głowa pobolewa wciąż, właściwie cały czas, ale tak ... "normalnie"
już nie jestem zdechła
nie wiem, czy dostanę się do lekarza przed wyjazdem do Sztokholmu, kolejki



jeszcze tylko kilka fotek z ostatniopiątkowej Warszawskiej Rowerowej Masy Krytycznej
to ja


mimo zimna, wciąż jeżdżą z nami dzieciaczki


i nieprawda, że zimowy rower to tylko dla młodych


a to znajomy młody night_biker, ma więcej elementów odblaskowych niż ja, ale mniej lampek





... cholera, FAJNIE jest być ryczącym niedźwiedziem !

29 listopada 2012 , Komentarze (45)

rozsypuję się
zdrowotnie

od 3 dni mam koszmarny ból głowy
prawie cały czas
bywa, że w nocy ból głowy mnie budzi
przedwczoraj skróciłam rowerowanie, bo mi sie wydawało, że każdy krawężnik, każdy kamyk, każde najechanie kołem na drobiazg - wytelepie mi mózg uszami albo oczami
schylenie się powodowało zaciśnięcie dławiącego imadła na szyi
owszem, jestem spuchnięta, ale tylko trochę

dzisiaj zerwałam się nagle, Pan i Władca wołał pomocy przy kompie
od otworzenia oczu do usiądniecie przed jego sprzętem i zrobienia, co chciał, minęło może jakieś 45 sekund
mroczki przed oczami, mózg boli, zawroty
wystraszyłam się

wyciągnęłam ciśnieniomierz, automatyczny, 149/97
PANIKA
niemożliwe!! to nie ja!!
z dna szafy kazałam przynieść cisnieniomierz stary, taki z pompką, 145/96
PANIKA
serce telepie
trzęsę się ze strachu
ręce mi sie trzęsą

po 2 godzinach powtórny pomiar
tabletka na ból głowy wzięta
125/84

cholera! ja jestem niskociśnieniowiec!! 90/60 to moje normalne ciśnienie!skąd takie kosmiczne wartości?!
skąd te oszałamiające skoki ?!


dopełnieniem obrazu będzie nawrót zaleczonych fizjologicznych dolegliwości, prawy bark niesprawny, nie podeprę sie prawą ręką ani nie podrapię po plecach, pięty bolą, nie, nie płoną, tylko zwyczajnie bolą, obie
no i waga! nie będę się ukrywać
przy normalnym, niezmienionym jedzeniu waga w ciągu 2 tygodni urosła ponad 3 kilo, no dobrze .. prawie 4
to nie woda! musiałam wyciągnąć dżinsy o numer większe w brzuchu
dziś jest 58,5 i uważam to już za niezły wynik



nie wiem, co się ze mną dzieje !
jestem przerażona
i nie wiem, co jest większe - strach przed chorobą czy strach przed nieznanym ?
przecież ja jestem zdrowa, sprawna, silna !
jestem ?
czy BYŁAM ?....

27 listopada 2012 , Komentarze (15)

to naprawdę jakaś kretynka jest
nie głodzę się, nie przejadam się, słodkiego nie używam

a waga radośnie rośnie
kretynka, jak nic !!!

(nie do upublicznienia, zaczynam być poważnie zaniepokojona)




na rowerowym liczniku 5056,9 km

26 listopada 2012 , Komentarze (14)

waga - okropna, wciąż nie do upublicznienia
słońce - cudownie oślepiające
suchy_zębodół - wciąż  potrafi dać w kość, 1/3 nocy bez snu
na liczniku rowerowym 5034 km
wchłanianie pokarmów - pod kontrolą
wchłanianie hmmm ... płynów - niestety, nie pod kontrolą
pogoda na dziś - cudnie zachęcająca
nastrój - surfujący na wysokiej fali
dusza mi śpiewa!

24 listopada 2012 , Komentarze (41)

veni, vidi, vici !
się udało !!
pięć tysięcy jest MOJE !!

Z zabiegu suchozębodołowego odjechałam obolała i spluwająca gorzkim, błee, lekarstwem. Wracać chciałam, zniechęcona tym paszczowym bólem.
Naprawdę z trudem się zmusiłam do skierowania przedniego koła w kierunku przeciwnym od domu! Z trudem się namawiałam do kolejnych obrotów pedałami.
Ale rowerowy wiatr we włosach ma magiczne działanie uzdrawiające ! Przy węźle Marsa już oddychałam pełną piersią, a mijanym ludziom pieszym i kierowcom rozdawałam uśmiechy. Przy sądach na Terespolskiej wdałam się z cieciuritasami w hałaśliwą i przeplatana śmiechem rozmowę. Wiem już, gdzie jest monitorowany parking rowerowy dla pracowników sądów i będę się mogła tam przypinać, po,
hehe, znajomości.
A potem zerkałam na licznik, ile jeszcze, jeżdżąc praskimi zakorkowanymi ulicami w piątkowym szczycie. Ach, ten tłok, te uderzenia adrenalinki! Mniamuśne - mniam, mniam, uwielbiam!


Na przekraczanie, do tej pory nieprzekraczalnej, granicy - wybrałam ulubiony teren. Błonia wokół Narodowego. Pustawo, ciemno, gładko. (nikt nie będzie rżał, jak się wyglebię)


Trochę niewygodnie było mi jednocześnie jechać, w ciemności zerkać na licznik, fotografować i pilnować kierunku jazdy. Stąd prędkość niewielka. Ale brakowało mi trzeciej reki i trzeciego oka.

OTO REZULTATY
przed


po


PRZEJECHAŁAM W CIĄGU JEDNEGO SEZONU ROWEROWEGO PONAD PIĘĆ TYSIĘCY KILOMETRÓW
... nie sądziłam, że można z samej siebie czuć TAKĄ dumę !!!!
tyle lat czekałam!
2003 - 1520
2004 - 1857
2005 - 1528
2006 -   471
2007 -   283
2008 - 1002
2009 - 2147
2010 - 4671
2011 - 4850
2012 - 5003,4

a przecież to jeszcze nie koniec
tylko - że już mi się nie śpieszy

(och, wiem, że Dupka i Diamandka i Rabarbarrka przejechały więcej kilometrów, że nie powinnam się tak mocno cieszyć, bo są lepsi - ale intensywnie sobie wmawiam, że Dupka i Diamentowa to są młódki i nie mają obowiązków, a Rabarbarrka jest na emeryturze i ma doskonałe rowerostrady pod nosem . . NIE, nikt mi nie odbierze satysfakcji z tych pięciu tysięcy!!)




vitaliowo-sobotnio-okropnie
jem absolutnie bezgrzesznie
waga traktuje mnie jak zakamieniałego grzesznika
a dzisiejszej nocy jeszcze dodatkowo spuchłam, paluszki jak serdelki, bezpierścionkowe, twarz niczym pupka niemowlaka, bezzmarszczkowa
wagi nie podam
nie ze wstydu
tylko z niewiary w to, co zobaczyłam

23 listopada 2012 , Komentarze (15)

waga niespodziewanie wysoka, stale rosnąca . . powiedziałabym, że w okolicach alarmujących
NIE do upublicznienia!
nie wiem, czemu rośnie - przecież nie ma z czego ?...
- wchłanianie jest pod kontrolą
- aktywność rowerowa obecna
- pyszności świątecznych jeszcze nie ma

a w żwawym tempie tracę wyniki z ostatnich dwóch miesięcy !!



*******************************
po wczorajszej jeździe do pięciu tysięcy brakuje mi niecałe 19 km
planuję dzisiaj na rower wziąć ze sobą małą wuwuzelę, a licznik przestawić na tryb wyświetlania sumy całkowitej
mam nadzieję, że to już dziś, że będę jechać ulicą/ścieżka i będę publicznie świętować
5000 w zasięgu wyciągniętych dłoni !!


co prawda mam w planach pojechanie do sądów na Terespolską, więc czy ochrona wpuści mnie do środka w kolorowej rowerowej kamizelce i z wuwuzelą w łapce?




22 listopada 2012 , Komentarze (31)

Przedprzedwczoraj, w poniedziałek, naprawdę nie było późno, wyszłam z domu koło 15, rowerem pojechałam na cmentarz do mamy. Przed wejściem od Odrowąża mam już „swoje” stoisko, od sierpnia zawsze tam kupuję, zawsze 2 szklane czerwone serca, kilka wkładów do lampionów. Już szarówka. Zanim sprzątnęłam zwiędłe i wypalone, zanim zmyłam płytę, zanim trochę pomyślałam, zanim zapaliłam znicze i lampki . .. Jakoś szybko mrok zapadł. Jeszcze trochę z mamą porozmawiałam, obawiam się pierwszych świąt bez niej, przepisy na rodzinne potrawy wigilijne mam pisane jej ręką. Ehhh.....

Ciemno nagle, jakby zimniej. Jadę do Odrowąża. A tam - ZAMKNIĘTE!!!! Owszem, zawsze zauważam napis, że otwarte do zmroku, ale przecież jeszcze nie ma piątej po południu!!! Jestem zamknięta na cmentarzu!!! Trochę się emocji najadłam. Nie ze względu na nieboszczyków, nastolatką będąc, zaliczyłam noc na cmentarzu, ale w obawie przed zimnem całonocnym.

Brrrrrrr.

Brama od Wincentego też zamknięta! Ale w budce był cieć. Uffff

 

 

Staram się robić rzeczy zupełnie inne niż kiedyś, nowe. Żeby mi się nie kojarzyło. Jak pierniczki na święta. U nas była inna tradycja, serniki i najpiękniejsze, bogate makowce. Nikt tego nie zrobi jak mama, nie warto nawet próbować.

A ja nigdy wcześniej nie robiłam pierniczków, co to na początku są suche, i mają leżeć ponad miesiąc, żeby były dobre. U nas się tak nie robiło ....

Lalita mnie nakręciła, takie fajne linki pierniczkowe podała. Nabyłam pierwsze w życiu foremki do wykrawania, Pana i Władcę na specjalne, przedpierniczkowe zakupy wyciągnęłam. Foremki, posypki, przyprawy. Miód własny, z tatowej pasieki.

Wieczorem (późnym) zaczęłam ciasto robić. Niedoświadczona. Mam za małą blachę. O 3 nad ranem zdechłam. Kilka blaszek upieczonych. A reszta ciast w kulkoplackach, zawinięta w folię, czeka na dzień następny w lodówce.

Niedoświadczona, coś pochrzaniłam z przyprawami. Noooo, może nie tyle pochrzaniłam, co przeimbirowałam, przegoździkowałam, przekolendrowałam. . .  . Pan i Władca, surowe ciasto podjadając, oznajmił - uch, mocne!

Kot córczęcy, gdym z kuchni wyszła, między jedną a drugą blachą, ukradł ze stolnicy surowego pierniczka w kształcie jelonka, tfu, renifera. Dla niego też chyba za mocne, zjadł tylko pół, drugie pół ogryzione na stołku kuchennym, a potem mleko pił i pił.

Dnia następnego do południa piekłam. Naprawdę, mam za mało blach, albo za małe są te blachy, co mam.

 

 

Acha, uczciwie będzie, jeżeli powiem, że tak cudnie pachnie w domu, że jeść mi się nie chciało. W ogóle, nie pamiętałam, nic, null!  I nagle o 2:30 w nocy TAKI GŁÓD!!! Pasztetowa, resztki szyneczki i pół słoja ogórków konserwowych.

Po 14 godzinach niejedzenia nic dziwnego!

Środowa waga wyższa od wtorkowej tylko o 300 gram. Phi!

 

Gdy środowym popołudniem z roweru wróciłam ( rower komunikacyjny, byłam na kolejnym suchozębodołowym zabiegu, a potem jakoś dziwnie i naokoło wracałam.. .. ) - w domu tak CUDOWNIE pachniało. To imbiru głównie nadużyłam.

Jeździłam w te popołudnie środowe z zachwytem w oczach. Błękity, szarości, białawe blaski, róże, oranże, pomidorowe smugi. Nawet przegrzana para wodna z kominów Siekierkowych wyglądała cudnie.

 

Kocham ten stan, gdy świat jest piękny!

Do PIĘCIU TYSIĘCY brakuje mi jeszcze niecałe 37 km.

 

Śpię dobrze, wyjątkowo. Dwie kolejne noce przespane ciurkiem, jeno tylko z przerwą przedświtową na akrobatykę dwupłciową. Zasadniczo dzisiejszej nocy przespałam ciurkiem 9 godzin.

Tryskam energią, rozdaję uśmiechy.

Nawet widok na wadze nie jest w stanie mi uśmiechu zetrzeć z ust. On jest tylko nieprzyjemny, ale jeszcze nie alarmujący.

57,7 kg

Spodnie luźne.

 

Dziś wieczorem przedMasówka. Okazja do wieczornego roweru, do wieczornego zachwycania się miastem, do spotkania z rowerowymi współmaniakami.

Za moment wybywam do suburbia warszawskiego, będę toczyła małe  potyczki urzędnicze.



ps 1.

Oblot zaprzyjaźnionych pamiętników będzie, w końcu. Trzeci dzień z rzędu zaglądam do kilku, myślę o komentarzu, a potem nagle jest dzień następny.

Joanno, wciąż się zastanawiam nad Sarenkowym przedszkolem.

ps 2

O to dźwiganie chodzi. Ja dźwigam te 20 kilowe paczki z radością. Mogłabym codziennie!!! Chciałabym codziennie!! Bo na każdej zarabiam ponad 7 stów. Warto!

20 listopada 2012 , Komentarze (15)

paszcza pilnowana
waga 57,1 - mniej niż wczoraj
rower był, nieduży, 14,5 km, tylko komunikacyjny

się przedźwigałam, 2 x 20 kilo w wielkich pudłach, podnoszone z poziomu podłogi i w niewygodnej pozycji przenoszone - i może z tego powodu znowu mi weszło rwanie w lewy półdupek
zadziałałam od razu, dupka w nocy na termoforze, wstałam normalnie, nie musiałam się toczyć do brzegu łóżka .. acz na lewej nodze nie ustoję i nie zrobię jednonożnego przysiadu

słońce świeci, wcześniej się dzisiaj wyrwę, pojadę rowerem do mamy na cmentarz

19 listopada 2012 , Komentarze (15)

W słuchawkach Backstreet Boys - Get Down i Everybody. Podrygując w sobotni wieczór w osobistej kuchni do wtóru chłopakom, pogryzając duszone krewetki w czerwonym sosie ze słodką kukurydzą - nagle doszłam do wniosku, że ten cholerny, chandrowo-depresyjny słoik z zakrętką i różową wstążeczką WCALE mi już nie jest potrzebny.

Wylazłam.

Niedziela też była niezła.

Poniedziałek, póki co, jest przyzwoity.

Słoiczek chowam do piwnicy, na ostatnią półkę, w samym rogu. Drzwi na kłódkę.

 


Ceną za ponad 2 tygodnie użalania się nad sobą jest przybytek prawie półtora kilo na wadze. Nie, to nie zawartość jelit. Nie, to nie spuchniecie. Nie, to nie jest wynik jednodniowy.

To gorzej. To trend.

Ze wstydem, ale uczciwie, przesunęłam pasek w znienawidzoną stronę, ku grubnięciu.

Papkowate pokarmy też mogą być wysokokaloryczne. Gotowanie dobrych posiłków, by sobie gorycz życia osłodzić jest zdradliwe, bo potem się zwisa nad garem co chwilę i je ( ale swoja droga, to ten żurek udał mi się bossssko!). Bezmyślne skubanie się kumuluje. Nadmierna podaż %% to też przecież kalorie.

Sprawdziłam vitaliusza, w stosunku do września i października dobowe wchłanianie kalorii wzrosło o 200, a czasami 300. I nie ma co tego usprawiedliwiać porą roku.

Znowu trzeba będzie pilnować paszczy i czekać tygodniami na efekty. A po drodze starać się unikać świątecznych pułapek.

 

 

 



Acha, jeszcze się pochwalę.

Rok 2010 - 4671 km

Rok 2011 - 4850 km

Rok 2012 - 4900 km (wczoraj)

.. a sezon jeszcze się nie skończył !!!!

Jeżeli nie spadnie śnieg lub deszczośnieg - to może przejadę moje wymarzone 5000 kilometrów. Od kilku lat próbuję i ciągle coś mi stawało na drodze.

W tym roku też, ten okropny lipiec i koszmarny sierpień. Ale się zawzięłam!

17 listopada 2012 , Komentarze (45)

ROWEREM...

ja nie chciałam!
ja się zamyśliłam!
a on nie uciekał ....
chyba wcześniej coś go potrąciło i dreptał oszołomiony po chodniku
szarówka już ciemna była
zobaczyłam go w ostatniej chwili
23 km/h
zobaczyłam i przejechałam

druga
istota przejechana przeze mnie rowerem!
zaskrońcowi albo innemu padalcowi ogon kilka lat temu nadeptałam oponą, ale zwiał w podskokach... znaczy, w tych tam, w zakrętasach
gołębia niestety . . . dobiłam

... chrzęst kruchych ptasich kości !!...



******************************************
na papkowatej diecie też można zobaczyć wredny widok na wadze
wczoraj zobaczyłam okropne 58 i zero
(no, ale cóż dziwnego: buraczki zasmażane z jabłkiem, 600 gram, 2 opakowania almette, 2 banany, 3 jajka, rozgnieciona parówka, serek wiejski, pasztetowa, 3 kartony soku pomidorowego - i wszystko to wciąż we mnie, bo niestety NIEodwiedzony WuCet!)

dzisiaj już przyzwoicie - 56,9 kg
... szkoda że te 55 z ogonkiem przez 3 dni to było tylko chwilowe...


******************************************
na rowerze jeżdżę, w tym tygodniu ponad 60 km
jak NIE boli szczęka, bo akurat albo jestem na prochu albo po założeniu świeżego antybiotyku - to można śmigać !
dzisiaj mam wizytę na zmianę leku w dziąśle na 13:40
rowerem dojadę
potem pocierpię mocno przez 10 minut w przedsionku przychodni
a potem siądę na rower i pojadę gdzieś dalej
bo do 5000 km w tym sezonie brakuje mi już niecałe 140

TAK BARDZO BYM CHCIAŁA !



******************************************
idę pojeść buraczki, następna porcja, aż to do mnie dochodzą zapachy z kuchni . . .
oj! chyba już się dosyć pozasmażały!



© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.