Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816897
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 października 2014 , Komentarze (6)

62,8 kg
droga od łoża boleści do kuchni, do lodówki jest taka dłuuuuuuuga... :D

wczoraj wiecZorem juz było niexle, juz chodziłam po domu
nie wzięłam tabletki na noc, no bo po co, jak już jest lepiej? nie?
i przed 5 rano jak ból wrócił, to z siłą młota kowalskieogo, nabijanego drobniutko tłuczonym szkłem
brrrrrr!
o tyle jest dobrze, że ból tylko w dole człowieka został, góra wolna od bólu

rower i ja płaczemy z obopólnej tęsknoty

12 października 2014 , Komentarze (12)

Tak było sobotnio cudownie. Sympatyczny widok na wadze o poranku. Śniadanie podane niemalże do łóżka. Przedpołudniem zajęcia w parach. Popołudniem rowery, Pan i Władca nie narzekał, że musiał aż 47 kilometrów przejechać. Wręcz przeciwnie, miał też apetyt na rowerową niedzielę, "tylko bliżej, proszę". Synalek na późnym obiedzie. Nowe zdjęcia od córczęcia, kopenhaska kuchnia po remoncie i ich widoki z okna oraz trasa do biegania codziennego. Wieczorem mecz, Pan i Władca to w nerwach wybiegał na zewnątrz, to w euforii podskakiwał przed tivi.
Jak już dużego komputra gasiłam i się schylałam do wyłącznika, to coś mnie zakuło nieprzyjemnie w prawym pośladku, głęboko. Czyżbym przy tej dzisiejszej terenowej jeździe, przy jakimś zeskoku, czyżbym sobie coś naderwała?.. Eeeee, nie, bolałoby bardziej, inaczej.

Ale o 3 w nocy już miałam jasność.
.... znowu, osz znowu ta cholera, ta ..... rwa!
Nie tylko nerw od prawego pośladka do wnętrza prawej pięty pali gorącym bólem. Nie tylko "normalna" niemożność obrócenia się na drugi bok o własnych siłach. Nie tylko nagłe ukłucia bólu, takiego zaciskającego zęby i wypuszczającego tylko posykiwania i bezsilne przekleństwa. Nie tylko gorączka, zlepiająca wszystkie włosy na głowie. Doszedł jeszcze nowy objaw - od pośladka ból po nerwie w górę. Po dwóch żebrach prawego boku, zawijas wewnątrz pachy, wnętrze łokcia pulsujące, nadgarstek od dołu, wnętrze dłoni skurczone i mały palec wygięty boleśnie na kształt szponu.
Takie mieliśmy plany ładne na dzisiaj!!!......
I poszły się zajączkować.

Samodzielne wstawanie w nocy do ubikacji polegało na sturlaniu się wzdłuż na podłogę a potem na mozolnym podnoszeniu się na czworaki, klęczki, wspinaniu się po oparciu fotela, krzesła.
Rano samodzielnie już wstać nie mogłam, Pan i Władca musiał udzielić mi swojej siły.

ciepłe mleko, cząstki jabłka, węgierki z wydłubanymi pestkami, kęs pieczonej szynki
lek przeciwzapalny i 80tki nospy co 4 godziny
termofor owinięty w ręcznik, potem już bez ręcznika
kolejno zmieniane przepocone koszulki

właśnie wstałam, żeby umyć zęby
odpaliłam kompa, jedną ręka piszę, lewą, prawa wciąż wygięta
siedzieć mogę, przy nieruchomym siedzeniu nie boli
ale dostaję dreszczy, muszę wrócić pod kołdrę do pozycji horyzontalnej, tyłkiem na termofor
jak lewą ręka obsługiwać pilota od tivi?

psiakostka, już chyba z półtora roku miałam spokój od tego choróbska, już myślałam, ze sobie całkiem poszła

acha, wczoraj nie patrzyłam na licznik rowerowy, jak wracaliśmy
dopiero w domu spojrzałam
5399,4
600 metrów do 5400 km

11 października 2014 , Komentarze (9)

.. bo nie mam weny do wymyślania tytułu
zresztą nie ma po co, nic ciekawego ni odkrywczego i nic nowego



waga constans, podskoki całkowicie opanowane
waga bardzo oporna na spadanie
ale myśle, że to z powodu śliwek-węgierek, które sobie kupuję w drodze powrotnej z roweru i potem pożeram w ramach kolacji
pyszne są, a sezonowe - to co mam sobie odmawiać?

na rowerowym liczniku wczoraj się pojawiło 5351,9 km
nawet nie zuważyłam kiedy, ale w minionym tygodniu przekroczyłam swój kilometrowy rekord z 2012 roku, wtedy ukręciłam 5204 km
hmmm... tylko 150 kilometrów do 5 i pół tysiąca... hmmmm.. czemu nie?

2 października 2014 , Komentarze (18)

Jesienny cudowny wieczór. Nowymi i starymi DDRkami objeżdżam miasto. DDRka przy Broniewskiego, tnę szybko. Przede mną przystanek, podjeżdża bus. Zaraz wysypie się tłum, mocno zwalniam. Część przechodzi krokiem przyspieszonym przez zebry na DDRce, część przeczekuje. Ale po ścieżce idzie wzdłuż zagadany karczycho, młody, umięśniony. Idzie wzdłuż i, zagadany, nie schodzi z niej. Dzwonię, raz delikatnie ... drugi i trzeci głośniej i niecierpliwiej.
- Kurrrwa, czemu na mnie dzwonisz? - ogląda się nagle.
- Proszę nie mówić "kurwa", bo to bardzo niegrzecznie - wyrwało mi się rozgłośnie i tłum na moment zamarł, wszystkie twarze na mnie.
- Co chcesz, kurw...... och, sorry - to do mnie. Obrót głowy na karczychowym tłustym karku. - Och, szłem po ścieżce - to do telefonu.
- Przepraszam panią bardzo!
.. i śmieszki tłumu wokół
 

_______________
Coraz mi dalej od Vitalii.
Nie po drodze.
Sama sobie radzę. Prawie.

Waga za mocno podskoczyła, więc od poniedziałku jestem NA DIECIE.
Posiłki nie tyle zliczane Vitaluiszem, co PLANOWANE skrupulatnie. 4 dni i półtora kilo w dół. Ale wciąż za dużo.
Całe lata się zarzekałam, że nie umiem być na diecie. A teraz jestem i prawie wcale nie grzeszę. Dziś grzeszyłam przez 3 godziny, 9 kostek czekolady, ale potem już nie. To nie jest tak, że jak się zgrzeszy, to cały dzień w plecy. Wcale nie! Wystarczy wrócic na prawidłowe tory.
Właśnie się ugotowała moja dyniowa zupka. Idę zszamać połowę, reszta jutro po 12.
Dieta jest niskotłuszczowa i niskowęglowodanowa. Smaczna.
Acha, ta czekolada to nie kupna była. Ja słodkiego nie kupuję!!! To gift za rowerową obstawę maratonu. Doskonała zabawa była na tym maratonie.

____________
Z Jaśkiem tak se. Ostatnia tomografia bardzo taka se. po tych wszystkich chemiach, po miesiącu naświetlań jest tylko constans. Zniknął maleńki naciek na kości biodrowej, co pozostał po tych wielkich wyciętych guzach. Guziczek na płucu pulsuje, ma macki, ale nie rośnie. I, niestety, wszystkie 19 maleńkich guzów w jamie brzucha pozostało nienaruszone.
Chemię może dostawać jeszcze do grudnia przyszłego roku. I może wziąć tylko jeszcze jedna serię naświetlań. Lekarka powiedziała, że jeżeli taki stan się bedzie utrzymywać przez następne 3/4 roku, to trzeba będzie, nie rezygnując z leczenia konwencjonalnego, szukać czegoś wiecej.
Na razie trzymamy zaciśnięte rozpaczliwie kciuki, aż nam się pazurki wbijają we wnętrza dłoni....

22 września 2014 , Komentarze (3)

bo waga wciąż nie spada
tyle dobrego, że nie rośnie
opanowałam podskoki
strefa stabilności
dziś 63,6

na rowerowym liczniku 4784
tylko ciut ponad 200 do pięciu tysięcy

18 września 2014 , Komentarze (10)

falstart falstartem pogania
(wiem, dlaczego, wrrrr)
waga w strefie wzrostów, dzisiaj dobiłam do 64,1
i nawet mi sie nie chciało przeklinać widoku na wadze


nic to, na pocieszenie zjem sobie czekoladę
3 kostki
ostatnie
słowo daję, więcej nie ma


jedynie moje nogi są zadowolone, pedałują codziennie
na liczniku 4694 kilometry
powinnam w tym roku drugi raz w życiu przekroczyć 5000

14 września 2014 , Komentarze (13)

:D
Pojechaliśmy razem na rowery. Przy osiemnastym Pan i Władce powiedział, że on to cznia i że go bolą mięśnie i że chce do domu. Odprowadziłam do "prostej i łagodnej" drogi do domu. Jeszcze objechałam Wolę, Bemowo, przejechałam Północny, wylotówka na Jabłonnę... Telefon: bo gdzie jesteś, czy mam już odgrzewać kotlecika i ziemniaczki z margaryną i cebulką na patelnię? Ja: nie chcę kartofli z tłuszczem, błeee, zrobię sobie kuskus na szybko, albo inny ryż, albo samego kotleta. I że mam jeszcze 15 kilometrów do domu i że pod wiatr. Za 20 minut znowu telefon, bo gdzie jestem. Uprzejmie odpowiedziałam, że jadę Jagiellońską i że niedługo będę na DDRce przy ZOO, ale teraz proszę mnie nie rozpraszać, bo jestem na czteropasmówce i mam przed sobą wjazd na rondo typu turbina i muszę zmienić pas z prawego na lewy-środkowy, a tu wszyscy pędza stówą i ja chcę przeżyć, ja lubię takie sytuacje, ale wyłącz się do cholery. I nie dzwoń, bo mnie rozpraszasz. Wolę w słuchawkach autostradową muzykę, a nie żeby rozmawiać....
Dojechałam, jeszcze w budzie na rogu kupiłam 2 puszki radlera. Jestem odwodniona, pociły mi się nawet powieki, na ciele mam wyschniętą warstewkę soli. Domofon, wiadomo, że musi minąć co najmniej 2 minuty, nim się do własnych drzwi dotarabanię, i jeszcze rower na te 8 schodków wciągnąć, i własne, nagle mega-zmęczone, zwłoki.....
Te 50 km na cito i w bezwietrznym prawie-upale dały mi się we znaki!!!

Wpełzam do domu na ostatnich nogach, rower przypiąć, oszroniona szklanka przyjmuje zimnego radlerka. W rowerowych ciuchach zwalam się na pierwsze krzesło przy stole i żłopię, żłopie, żłopię....
- No wiesz, nawet rąk nie umyłaś!
Nie zdążyłam się oburzyć, że przecież jestem zmęczona, że za moment, że tylko dopiję, miej litość, człowieku ... - a przede mną wylądował wielki talerz!!!
Talerz podgrzany!
Cieniutki schabowy!!!
Ogórasy konserwowe pokrojone w plasterki! (nie było w domu rano, Ktoś poszedł i kupił specjalnie dla mła!)
I ziemnaczki!!!.... Ale nie te odsmażane, jego ulubione, z cebulką i margaryną! Takie świeżutkie, prosto z wody, nieduże, pokrojone w ćwiartki i każda ćwiartka z maleńką kroplą klarowanego masła, właśnie zaczyna się rozpływać....... A przecież nie było ziemniaków w domu.... Ktoś poszedł i kupił . . a przecież niedziela jest... i obrał dla mła i ugotował specjalite dla mła!!!

i JAK JA SIĘ MAM ODCHUDZAĆ ?????
człowiek się stara jeść mało i nie do końca smacznie, żeby nie prowokować napadów żarłoczności - a tu taka wot! siurpryza!
;)


ps.
przyznam się, że z każdym kęsem miałam coraz bardziej mokre oczy
przecież ja nie prosiłam!!!! ja się nie spodziewałam!!!
................
a po jedzeniu (tfu!!! NAjedzeniu) zwinęłam sie przy Jego boku i było mi taaaaak! dobrze...

10 września 2014 , Komentarze (29)

Fundacja "Mam marzenie", polska odmiana Make a Wish zorganizowała wyjazd. W łikend Jasiek z rodzicami pojechał do Wolsztyna do parowozowni. Sam własnoręcznie prowadził parowóz, podjeżdżał nim pod załadunek wody i opału, używał obrotnicy i tyłem wjeżdżał do hali.
Nie, nie jest już uzdrowiony. Po lipcowym cyklu naświetlań (radioterapii) wciąż jest bez apetytu, chudy, blady. Te rozsiane malutkie guzy się nie rozrastają, ale i nie zanikają. Kolejne chemie. Chłopak ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, kończąca się mutacja, powinien być wiecznie nienażarty, tryskający zdrową młodością i lekką arogancją. A waży mniej niż 50 kilo... Na chudziutkiej szyi kołysze się za duża głowa.
Ale włosy mu odrosły, wczoraj głaskałam. Są tak delikatne jak pierwsze włosy niemowlęcia, jak futerko kotka.
TU jest pełen Teleskop, regionalny program tivi, pod koniec siódmej minuty zaczyna się relacja z Wolsztyna: Teleskop . Długo okropnie się ładuje.
Tu jest wydłubana tylko ta relacja, trochę gorsza jakość
 

To film dla tych wszystkich, którzy dzielili się krwią i którzy trzymali kciuki i którzy słali dobre myśli.

Gdy Jasiek zachorował, to znaczy, gdy nagle guzy się rozsiały i zaczęły gwałtownie rosnąć - miał 13 lat, początki mutacji, właśnie zaczynał strzelać wzrostem. Był dzieckiem na skraju dojrzewania. W ciągu roku mutacja doszła do prawie końca, urósł następne 15 centymetrów, stracił włosy na całym ciele i właśnie je odzyskuje. Choroba wymusiła przyśpieszone dojrzewanie emocjonalne i moralne. Teraz już nie jest dzieckiem, jest czternastoletnim młodym człowiekiem.


ps vitaliowe
wczoraj prawie kilo urosła, dzisiaj ponad kilo spadła
rower codziennie
łakomstwo pod kontrolą, tylko pasek czekolady dziennie

7 września 2014 , Komentarze (12)

z tym odchudzaniem to był, niestety, falstart
albowiem smaczne sery z Monfalcone ...
albowiem zdrowie zaszwankowało nagle - zapalił mi się moczowód (o tyle dobrze, że nie doszło do krwiomoczu) i nagle zaczęło rosnąć ciśnienie
albowiem osłabłam okropnie, po 26 km rowerem byłam tak słaniająca się, jak nie byłam po 50 km pod wiatr
albowiem szlag trafił moją silną wolę (ale nie, ukrytej tabliczki mlecznej Studenckiej nie odszukałam, jeszcze tyle miałam w sobie przyzwoitości...)

ale się nie poddaję, nie umiem!:D

jutro też jest dzień !
poczekam na jutro

4 września 2014 , Komentarze (7)

owszem, przybytek przywiozłam, półtora do 2 kilo na plusie, głównie w brzusiu widoczny
wypływałam się, po-s-nurkowałam do bólu w uszach, wyłowiłam piękne muszle
pozwiedzałam Wenecję do pęcherzy na stopach, Murano nocą śladami Lary, Grado w trakcie festynu lotniczego, Rovinij w upale i przedświtową nocą, szczyty pagórów na wyspach mroczniejącymi wieczorami, w Novigradzie szukałam śladów Wiedźmina, na Siusiaku i w Baśce zażywałam nocnego życia
wiatr bora uważam od tego roku za mit i wyolbrzymionego potfora, te wieczorne przygotowania, jachty spinane na tratwę, podwójne kotwice, dodatkowe troczenia linami do skał na brzegu.... a w przedświcie mocniej jeno pobujało łódkami, postukało odbijaczami o pomosty i wiatr na wantach zawzięcie wył .. phi!
trochę za zimno, temperaturowo bardziej pasuje mi następny tysiąc kilometrów na południe, zdarzały się dni całkiem zachmurzone i deszczowe półdnia
opalona jestem normalnie, jak co roku, na jaszczurkę, na bladą Mulatkę

powoli wyjadam przywiezione stamtąd oraz z drogi słodkości i pyszności, Nutelki o dziwnym smaku już nie ma, philadelphia z suszonymi pomidorami dzisiaj znikła, ser do pieczenia wczoraj zszedł był, "szampany" już spożytkowane . . zostały włoskie sery, sosy, makarony o pokręconych kształtach, chorwackie trufle i wielka butla białej Malvaziji
ach, czeską czekoladę Studencką, mleczną, z rodzynkami, galaretkami i orzechami, schowałam tak, że pewnie ja odnajdę przy okazji porządków przedwigilijnych
.... to znaczy... drugą schowałam.... bo pierwsza to się ino mignęła .. jeden wieczór i po ptokach!

waga w noc powrotu, przed 4 rano - 62,5
waga wczorajsza 63,4
waga dzisiejsza 63

vitaliusz kalorie liczący odpalony dziś od rana, znowu spisywany skrupulatnie każdy kęs, każdy gryz, każdy łyk i liz

rower przedwczoraj 25 km
rower wczoraj 43


WITAJ, CODZIENNOŚCI !

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.