Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 219005
Komentarzy: 10514
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 16 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 lipca 2021 , Komentarze (10)

Nareszcie (od 1 lipca) aktywowałam Multisport, ale niemiła niespodzianka: większość klubów, które mam po drodze, przestała Multisporta honorować😭. W jedynym, moim ulubionym, honorują, ale zajęcia są w słabych dla mnie godzinach. Lubiłam robić to po drodze z corporoboty, a teraz wchodzę do domu i zamiast wrócić i ćwiczyć, zalegam.

W sobotę się zorganizowałam. 45 minut sztang o 8,30🏆, potem 15 minut stepera (bo teraz w czasach covida zajęcia są krótsze, potem 45 minut hiit. Szczególnie te wszystkie deski gorzej mi robić, ale co tam się dziwić, po ponad roku domowego i corposiłkowego pitu pitu. Super było, a potem jeszcze km wykręcone w gdzieś koło Narwi, na obiad sandacz, sałatka i pieczone kartofelki (z czego dużą cześć dostał S.)

I kurki się pojawiły = składniki na niedzielne śniadanie:

A od piątku zaczynam urlop mniejszy, 10 dni na Suwalszczyźnie = najpierw Rospuda + potem rowery.

22 czerwca 2021 , Komentarze (20)

Pogoda najlepsza z możliwych = upały, upały, upały..

Pusto, cicho, pyszny sandacz codziennie. Nie chce mi się liczyć ile km przepłynęliśmy, ale dużo, część pod wiatr🤐 + około 7 km marszu (tak mało, bo już poziomki dojrzały).

Waga pokazała 53,5 = moja letnia idealna😛

13 czerwca 2021 , Komentarze (22)

Mój brak apetytu po chorobie przekształciłam w nawyk jedzenia mało i nieczęsto i bardzo prosto: kasza, warzywa we wszystkich odmianach, jajka, jabłka..., a przebojem jest gotowany kalafior.

Waga 55 kg😁 zamiast 57 i cos tam. Ubranie wreszcie nie są ciasnawe, a ja znowu czuję, że jestem w ciele, do którego przywykłam i które lubię.

Aktywowałam kartę Multisport od 1 lipca, nogami przebieram z niecierpliwości, a na razie codziennie moje rowerowe 20 km + 30 minut różności na mojej korposiłce.

A w naszym lesie, 4 niebieskie jajka zamieniły się w dwa malutkie, nielatające jeszcze kosy łażące koło domku.

Slipstrawagana nr 2m, po kąpieli wygląda wreszcie jak piękna chusta, a ja mam nowy projekt już wydrukowany, ściegiem głównym jest brioszka, do której pierwszy raz się przymierzam...

4 czerwca 2021 , Komentarze (10)

Byłam chora, znowu, po pól roku od poprzedniego zapalenia zatok, teraz znowu. Z nietypowym jak dla mnie przebiegiem..?🤔Ciężkie. 

Potem urlop, pierwsze trzy dni w naszym lesie, bo ledwo co łaziłam, tylko niteczki do Slipstrawaganzy nr 2 powszywałam gdzieś na Kurpiowskiej miedzy 

Teraz Mazury, Nad Błękitnym Gromem, miejsce nr 1 jak dla mnie, która nie lubi powtarzać lokalizacji, a tu już drugi raz jesteśmy.

Taki obóz rozbiliśmy i coraz śmilej na rowerach śmigamy

Lepiej jest z kondycją, nadal słabo z apetytem = schudłam, jedyna zaleta chorowania😉

16 maja 2021 , Komentarze (5)

Na dachu naszego leśnego domu, zaczęły tupać gołębie sąsiada. Tak około 6-stej rano. Dach jest blaszany, więc strasznie tupią🤐. W dzień też. I jak S. szyszkami w nie rzuca, to one nic. Ale jak szyszkę w procę załaduje, to w pół sekundy już ich nie ma.

I S. czarnego ptaszora zrobił z tektury, polakierował  i na sznurku podczepił do anteny na dachu. I teraz czarne ptaszory tupią po dachu od 5,30, tak jakby ten tekturowy ich wabił.

A ja na drzewie takie gniazdo odkryłam:

I niebieskie  tam leżą:

ale kos to czy szpak????

I dlaczego biegająca tam wiewiórka ich nie pożre? Ani jakiś wsiowy kot?

9 maja 2021 , Komentarze (8)

W piątek jeszcze lało (dobrze, że nie ...😉), w sobotę było takse, a w niedzielę to już prawie lato. 

Tylko szkoda, że mniszek zaraz zakwitnie i gorzki będzie.

Konwalie prawie, że już kwitną, dzikie wiśnie, uwielbiane przez szpaki (a może to są kosy??) już prawie przekwitają.

Prawie 100 km nakręcone i codziennie był trening funkcjonalny = zbieranie i ciąganie drzewa, po to żeby je spalić w ognisku. I sadzenie winogron i dereni. Ale to ja pomocnikiem tylko jestem, S. tu tyra..

4 maja 2021 , Komentarze (16)

Nie, nie stałam kilka godzin na 10-ć godzin na deszczu, miałam swój, wcześniej umówiony termin, najpierw w Ciechanowie!!, potem, bardzo łatwo zmieniłam go na wcześniejszy i z taką "tuż za rogiem" lokalizacją. I trochę, bardzo mało, ręka mnie bolała i spałam całą niedzielę i cała niedzielę deszcz lał.

A naszych leśnych okolicach jest, od zeszłego roku, plaga bobrów. Powygryzały wszystkie drzewa wokół okolicznych rzeczek i tak się łyso zrobiło:(

26 kwietnia 2021 , Komentarze (15)

Tam kończą się moje rękawiczki do piekarnika, a piekę teraz zawsze chleb żytni, kawałki kurczaka (to dla S. głównie), pasztet drobiowy z masą warzyw i szpinakiem i sprawdzony zestaw warzyw, głównie korzeniowych. A w naszym lesie te sparzenia tylko się zaogniły po noszeniu drewna na ognisko. Teraz prawie śladu po nich nie ma🙂.

A w naszym lesie jakaś dużo wcześniejsza wiosna niż w domu, ale pokazała się wiewiórka, w nocy łazi jeż, tyle, że tylko na S. fotkach go widzę, bo ja tyle w nocy nie mogę wytrwać😥.

Młodego mniszka masa, pyszny jest, do każdej swojej surówki go dodaję.

A moje +3 covidove kg wciąż siedzą boczkach i na brzuch, chociaż tak się staram🤐

I takie cudne koronkowe liście wygrabiła, grabiąc zeszłoroczne liście, przypomniało mi się dzieciństwo, wtedy to skarby były..


11 kwietnia 2021 , Komentarze (19)

Od kilku wyjazdów do naszego lasu, miałam na przedramieniu zadrapania, potem siniaka, ale tłumaczyłam  to sobie noszeniem gałęzi na ognisko i że to jest miejsce, w którym kończą mi się ogrodowe rękawice. A tym razem takie coś, co wygląda na poparzenie (cały czas nosiłam bluzę z długimi rękawami??!!) S. się nie przyznaje.

90 km wykręcone, Slipstravaganza rośnie, chociaż jest coraz trudniej (brak internetu nie pomaga, bo tak. są jeszcze takie miejsca, że trzeba go szukać).

5 kwietnia 2021 , Komentarze (9)

To że była "trochę głodna" bardzo doceniam, "trochę chłodną" już dużo mniej😥

Mieliśmy własne, pyszne, "chude" jedzenie, a jajka tylko w formie jajecznicy z grzybami na śniadanie. Obiad przywieziony z domu, wszystko zrobione przez nas = wiadomo z czego, odgrzane i zapakowane w termosy + wielki pojemni z surówką ( u nas teraz, wzbogacona tartym jabłkiem i tartą marchewką, z łyżką oliwy, kiszona kapusta króluję) + home made pierogi z mięsem, warzywami i szpinakiem jednego dnia, ciemny makaron, kasza gryczana, pieczona pierś kurczaka, drugiego. I tak na zmianę.

Prawie 100 km wykręcone, w terenie bardzo pagórkowatym (Wielki Okiennik zobaczony). 

I moja Miss Grace wreszcie doczekała się sesji. 

Cudownie było😁

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.