Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 234769
Komentarzy: 10823
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 25 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

30 czerwca 2020 , Komentarze (16)

Praca w biurze = zupełnie inna energia. No i korpo siłka pod ręką, blaszany budynek bez klimy(kreci), z oknami na szczęście. Skarb w tych czasach. 

20 km rower codziennie i cztery treningi z wyzwania Julian Mitchell(puchar)

A w weekend pierwszy raz od czasów zarazy, jazda pociągiem do naszego lasu. Pociąg pusty. Stacje po środku niczego_po środku lasu. W lesie kurki i nawet jakieś ze dwa prawdziwki się trafiły. 

Nakręcone 113 km.

A mój wiewiórkowy zaczyna już sweter przypominać, a ja ciekawa jestem bardzo, jaka długość rękawa zrobi mi się jak go upiorę(mysli)

21 czerwca 2020 , Komentarze (13)

Były bez smaku i bez zapachu, pierwsze i być może ostatnie. Nie umiem ich wybrać, nie takie pamiętam, że były. Zraziłam się. A kupiłam je w moim warzywniaku "za rogiem" gdzie wszystko inne jest pyszne(szloch).

Ale za to pierwsze tegoroczne kurki zaskoczyły mnie tym, że w ogóle były, no i pyszne były w S. jajecznicy:

Tydzień pracy zdalnej za mną =tydzień kompletnego rozmemłania, tylko 10 km rowerowe przed i po pracy utrzymany. No i 110 km w weekend (słuchając The Boy From The Wood). 

Tydzień w corpo, to tydzień dostępu do corposiłki. Jak mi strasznie brakuje moich regularnych (kiedyś, w czasach przez zarazą) treningów w klubie. One już są czynne, ale ja się ich boję pukico(strach).

16 czerwca 2020 , Komentarze (15)

 znowu tak samo: prognozy takie(deszcz), że spakowałam za dużo, że jak zmoknę, to będę miała co na grzbiet wciągnąć (suchego coś). I zamiast mojego pięknego kapelusza (bo po co on, jak burza, za burzą ma przechodzić),  zwykłą czapkę z daszkiem zabrałam:(. A było gorąco (nie, nie pływałam w jeziorach, pływać nie lubię tak samo jak nie lubię biegania) i cdn przepięknych zachodów.

53 km przekajakowaliśmy, z Babięt do Sorkwit i z powrotem + zajrzenie na Babant.. 

I tylko mój wiewiórkowy sweterek nie bardzo przy braku deszczu urósł, chociaż i tak dobrze, że w ognisku nie skończył, bo taki moment był (kilka godzin trwający), że tego wzoru nie ogarnę nigdy nigdy(szloch)

9 czerwca 2020 , Komentarze (13)

= pierwszy raz w przyczepie z przedsionkiem, super w czasie deszczu(deszcz), dusznej nie do wytrzymania, jak duszno.

 Kolejny raz w okolicy Nart. Nakręcone 130 km i to z zerwaną linką lewej przerzutki (S. zawiązał ją mocno, tą linkę dookoła ramy, co nic nie dało, a potem wetknął kawałek patyka w sprężyny koło tarcz i było już jakotako).

30 dni wyzwania z Kołakowską wypróbowałam, nr 1 hitt = nie lubię, nr 2 brzuch, całkiem niezły. 

I moja korpo siłka wreszcie otworzona:D, na którą prawie nikt nie chodzi, a jak chodzi to w całkiem innych niż ja godzinach. Na publiczną siłkę nie jestem jeszcze gotowa.

Wczoraj było 30 minut z ciężarami. Dzisiaj będzie dłużej(ninja)

DO FRYZJERA IDĘ WIECZOREM!!!!

I na cztery dni kajakowania szlakiem Krutyni się szykuje...

2 czerwca 2020 , Komentarze (19)

Cozy Pullower by Ewelina Murach, który skradł moje serce kompletnie, jakiś już czas temu i do którego jak do jeża się przymierzałam od tygodni, okazał się tak po mistrzowsku opisany, że nie miałam z nim problemu. Tak myślałam w każdym razie. Ale tyle błędów popełniłam, ż teraz zamiast sweterka do pach zrobionego, mam dwa kłębki cudnej wiewiórkowej włóczki od Slavka Yarns:

W poprzednim tygodniu dwa, tylko dwa treningi:<, godzinne. Codziennie 20 km rowerowania. Weekend = 101 km. Waga 55 km i opona wiadomo gdzie(szloch).

24 maja 2020 , Komentarze (19)

Tydzień pracy w korpo = maseczki, smarowanie rąk czymś po czym one są wysuszone i brzydkie(slina). Ale też przestrzeń, kontakt z ludźmi... i tylko jeden trening z Ch(szloch)

Weekend w lesie = 101 km rowerowanie, ścinanie niepotrzebnych krzaczorów i super jedzenie w małych ilościach. A i tak mam wrażenie, że, osuwam się w brzuchatą, tyłkokościstą, starą babę(spi)

17 maja 2020 , Komentarze (11)

Wynajęliśmy coś jakby mieszkanie w Brajnikach/Narty. Z kuchnią no i łazienką (ale łazienka to standard). Pan gospodarz (bez maseczki) wyciągnął rękę na powitanie i ja go dotknęłam. I jedzenie na wynos zamówiliśmy. Raz drogie i niedobre (przesolony, ościsty sandacz z nijakimi ziemniakami i zwiędłym zestawem surówek), drugi raz tanie i pyszne placki ziemniaczane, odbijające mi się słabym tłuszczem przez kilka kolejnych godzin:<

Następnym razem swoja kaszę i warzywa będę woziła. I jadła je.

Ale jak pięknie tam było = wzgórza + jeziora.

78 km nakręcone, mało może, ale pogoda takase(deszcz)

S. lata dronem (nowa jego zabawka):

A ja walczę z nowym projektem (słabo mi idzie(szloch)):

12 maja 2020 , Komentarze (23)

Na paznokcie (wszystkie 20) umiem sama położyć hybrydę całkiem ładnie(dziewczyna), co teraz szczególnie się przydaje. Ale z włosami chodziłam od ponad 15 lat, do fryzjerki, od co najmniej 6 do tej samej. I nawet nie wiem jaki nr farby używała (próbuje się dowiedzieć), jak na razie salon zaproponował mi wizytę, na którą zupełnie nie jestem gotowa(strach). Będą domowe eksperymenty...

Weekend bardzo rowerowoletni. 132 km i odkrycie zupełnie nowych skarp nad Narwią. Słucham The Robber Bride  Margaret Atwood, bardzo pasuje mi do pedałowania. A czytać nie mam co, skończyłam Salt Path i się rozglądam, co by tu..(mysli)

A podczas robienia obiadu, gaz się nam skończył i S. makaron z warzywami gotował w kociołku nad ogniskiem.

I nieśmiało zaczynamy wakacje planować.. w Polsce, pod namiotem, na rowerach.., może w Tatrach, ale jak Słowackie będą dostępne... Jakoś kawałeczki życia "przed" odzyskuje. I jak bardzo brakuje mi moich klubowych treningów(szloch)

3 maja 2020 , Komentarze (18)

Prognozy pogody były takie, że trzy majówkowe dni ma albo padać, albo trochę padać, albo padać bardzo(deszcz):<.

Ale głos ojtamojtam twardo stał na stanowisku, że nawet jeśli, to lepiej siedzieć w leśnym domku, przed kozą, niż w blokowym mieszkaniu.

I głos miał rację, padało tylko w nocy, z piątku na sobotę... 

Lasy niezamkniete = 122 km rowerowania.

Chusta, skończona jakiś czas temu, chusta której nazwy nie lubię, więc nazywam ją "wakacyjną", doczekała się wreszcie odpowiedniego światła:

A ja zajęłam się mniejszymi projektami:

I wreszcie (jak bardzo Złotko dziękuję), coś mi zakliknęło w głowie i wkręciłam się w domowe treningi: total body shred christine salus.  Trudne są (jak dla mnie)(ninja), ale niesamowicie satysfakcjonujące. 

No i oczywiście rower "przed pracą" i "po pracy" = około 20 km (puchar)

W misce wciąż to samo leczo warzywne króluje.

27 kwietnia 2020 , Komentarze (12)

Niby to wiedziałam, ale teraz dopiero poczułam(kujon).

Nasz leśny dom np. doceniałam tak od wielkiego dzwonu, na wiosnę trochę, a bardzo na jesieni, no bo grzyby..

Ale majówka.. Ale co tydzień w ty samym miejscu(loser)..?

Ale teraz tam własnie czuję się trochę jak w dawnym życiu i zupełnie inaczej jednocześnie. Nowe miejsca kojarzą mi się teraz z miejscami, gdzie nie nie jestem pewna, co mogę, a czego nie.., a w naszym lesie oddycham, wycinam zielsko, uzupełniam wodę w miseczce dla jeży (chociaż S. uważa, że to kocury z niej piją i potem śmierdzi nimi). I w planach mam zbudować poidło dla pszczół i owadów.

I duży las znowu otworzony i jeszcze niezamknięty, chociaż susza straszna(strach)

Śniadania S. też zawsze robi takie same (w jajecznicy są jesienne prawdziwki):

A czas jakiś dobry miesiąc cofnięty, mało co kwitnie i bardziej zimno:

A w moim corpo czas odmrażania nastał = pracujemy jeden tydzień w biurze, drugi HO. Dostaliśmy po trzy sztuki czarnych maseczek (zupełnie nieoddychalnych) i po pojemniku płynu do rąk i na podłodze są naklejki " keep distance"... ambiwalentne mam uczucia(mysli)

Czytam:The Salt Path i coraz bardziej doceniam, jak bardzo ludzie wybierają swoją drogę, od mojej zupełnie  inną i ja nie mam jej zrozumieć, tylko dowiedzieć się, jak bardzo jesteśmy różni, jak bardzo inne doświadczenia sprawiają, że czujemy to coś, że się nam chce..

A słucham: The Testaments - Atwood Margaret  ( tak, słucham wcześniej The Handmaid's Tale, które było take so- so juz wtedy), The Testaments niepotrzebnie wg mnie wyjaśnia tamto, a ja nie ma złych doświadczeń z zależnością od mężczyzn, więc nie bardzo to czuję... ale z wielką przyjemnośćą słucham melodii głosów pedałując gdzieś pomiędzy Bugiem i Narwią (100 km w ten weeken, który minął(ninja))

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.