Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 234769
Komentarzy: 10823
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 25 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 września 2020 , Komentarze (17)

Dwa lata temu, jak dobry dojazd z W-wy sie pojawił, S. i ja odkryliśmy czeskie karkonosze. Cicho, dużo śniegu, tresy biegowe długie i super przygotowane. W tym roku miał być Harrachov, a właściwie jakieś jego wysoko położone obrzeża.

Ale noclegi trzeba rezerwować teraz. A co będzie z zarazą w grudniu???

N to polskie Izery = dzielnica Szklarskiej.

I już wszystko porezerwowane(szloch):<. Albo tylko z jedzeniem. Albo tylko z imprezą wigilijną/noworoczną. Albo nie w tym terminie. Albo tylko cały obiekt dla grupy, ale pani sie zapyta na początku października...

Poniedziałek: 20 km rower + G.B dzień 4 + 1h siłowni

Wtorek: 20 km rower +G.B. 1/2 dnia 5

Środa: 20 km rower + J. M część druga wyzwania

Czwartek: 20 km rower + J. M część druga.. + 1h siłowni

Piątek: 20 km rower 

Sobota_Niedziela: 70 km wykręcone, grzyby nazbierane, drewno ponoszone i nowy dziergany projekt nabiera kształtów..

A na obiad kanie...

14 września 2020 , Komentarze (16)

Umiem upiec pyszne warzywa i pasztet  (Złotko, jeszcze raz dziękuję(kwiatek)). 

A teraz zachciało mi się pieczonej piersi z kurczaka, bo to "samo się robi" i dobrze pasuje do treningów siłowych.

Na pierwszy raz wybrałam pokrojoną w warzywach. I zanim mięso się upiekło, a właściwie to ugotowało (ja po latach bycia vege lubię, żeby mięso, mięsa nie przypominało, a to było takie blee(wymiotuje)), to z warzyw zrobił się mus ziołowo_warzywny. S. powiedział, że pyszne i wsunął wszystko.

Drugi raz pieczona była tylko pierś z dużą ilością ziół. Wyszła sucha jak wiór, z chrupiącą skórką. Super, szczególnie jak się na cienkie plasterki pokroi. Warzywa pieczone oddzielnie. 

Do następnej próby S. się zgłosił..?

Poniedziałek: 30 km rower + mobilizacja + 1h siłowni

Wtorek: 20 km rower +G.B. rozgrzewka, tabata, brzuch, rozciaganie 

Środa: 20 km rower + G.B. dzień nr 1 ok. 50 minut

Czwartek: 20 km rower + G.B. dzień nr 2

Piątek: 10 km rower + G.B dzień nr 3 i wyjazd do naszego lasu tempem ślimaka, takie korki:<.

Sobota_Niedziela: około 70 km wykręcone, troche grzybów nazbierane.

Jedzenia mało, rzadko, zdrowo = -1,5 kg(puchar)

7 września 2020 , Komentarze (11)

Widziałam reklamy na fb wciąż i wciąż i moje znajome to lubiły: 28 dni z Gym Break. Po 14 dniach można się wycofać. Cena jak za manicure (to ich slogan). No, wiem, jakie to słabe motywacje..

Kupiłam. 

Oczekiwałam czegoś mocniejszego, z obciążeniem, a to w wersji zaawansowanej, każdego dnia 20 minut!!:< treningu głównego, niezbyt wymagającego, 15 minut mobility (bardzo cenne), tabata 12 minut i rozciąganie. 

Ale pasuje mi energia tych treningów, dobrze wpasowują się w moje półgodzinne przerwy w pracy i jako uzupełnienie korposiłki. Zostały.

Poniedziałek: 20 km rower + G.B. full body + rozciąganie

Wtorek: 20 km rower +G.B. full body + rozciąganie, po pracy siłownia 1h (martwy, wiosło, wyciskanie, przysiady, wykroki, żołnierski i bic/tric na koniec)

Środa: 20 km rower + G.B. tabata + mobilizacja

Czwartek: 20 km rower + G.B. full body + rozciąganie, po pracy siłownia taka jak we wtorek(bomba)

Piątek: 20 km rower + G.B tabata + rozciaganie i wyjazd do naszego lasu tempem ślimaka, takie korki:<.

Słucham(muzyka) (wypatrzone u Jarmurza, jak chyba wszystko, co ostatnio słucham i czytam_dziekuję) A  Gentleman in Moscow i nie zachwyciłam sie od razu, ale w drugim razie zasmakowałam poważnie, nie wiem, czy nie skończy się na razach kolejnych.

Sobota_Niedziela: około 80 km wykręcone i cos tam wypatrzone podczas tego kręcenia:

Na wadze, pomimo smażonych kani -1(puchar)

1 września 2020 , Komentarze (19)

Kajak + rower na Mazurach. 

Najpierw kajak dużo km(bomba), noclegi na cypelkach i ognisko (malutkie i na trawiastym brzegu bo sucho w gorąco było). 

Potem rower i co trzy dni zmiana miejsca do spania. 522 km przepedałowane.

Aktywnie tam było bardzo ciekawie i pięknie.

Ale z jedzeniem wybór niewielki, a ja zamiast się postarać, to jadłam pizze, pierogi i rybę z frytkami i piwem. I zamiast stracić jak zwykle w wakacje ze 3 kg, to dorobiłam się kolejnego. 57 kg, mój max w ostatnich latach(szloch):<

9 sierpnia 2020 , Komentarze (15)

Jakbyście chcieli o coś poprosić, poskarżyć się, nawiązać kontakt z tymi co już tam są, to znalazłam skrzynkę pocztową, gdzieś pomiędzy Bugiem a Narwią:

 Działa magicznie szybko: poprosiłam o ekologiczne pomidory_były tuz za rogiem, przepyszne, kilka rodzajów.

O grzyby zapomniałam poprosić:<

A tak bardziej vitaliowo=jakiego mam świra na punkcie wyglądu. W piątek otworzyłam skrytkę inposta z sukcesem i był tam mój nowy kostium https://www.nessi-sport.com/stroj-kapielowy-2/sportowy-stroj-kapielowy-figi-sj2f-11m4?from=listing&campaign-id=14. I oczywiście zaraz ten kostium wyciągnęłam, pomacałam, zachwyciłam się całkowicie. Ale z przymierzeniem  zwlekałam aż do dzisiaj (niedziela). Bo bałam się, że jak on będzie źle leżał, to nie będzie znaczyło, ze on źle leży, tylko, że ja jestem do niczego;(

3 sierpnia 2020 , Komentarze (15)

Tydzień pracy zdalnej i bez S. w domu dał mi w kość:<. Oczywiście się starałam, coś tam ćwiczyłam, zawsze, zawsze kręciłam moje 10 km przed pracą + 10 po pracy, po parku, wśród łabędzi, kaczek i wędkarzy. Ale to nie to co wśród korpoludzi przebywać i w fitness klubie po kilka godzi na tydzień skakać i dźwigać..

Ale na S. powiedział, że wraca wcześniej i możemy spotkać się w naszym lesie, hura, hura, hura!!! Klucze S. miał, ale miał być tak ja ja mniej więcej, około 19.30.

Tyle, że w korku gdzieś utknął i okazało się że może około 22??

No więc ja, zaradna kobitka]:> przerzuciłam przez bramę (najeżoną kolcami i drutem kolczastym oplecioną) plecak i sakwę_łatwizna, rower_wyzwanie(bomba), a potem schody, bo sama siebie przetransportować na drugą stronę nie umiałam. A mój czytnik (Breast and Eggs Mleko Kawakami_nie jestem zachwycona), po drugiej stronie i audiobook (Drinking by Caroline Knapp_troche lepiej) i nowy sweterek na drutach i ciepła bluza. I mugga (komarów stada) Wszędzie tam wszędzie kolce(chory), wszędzie drut kolczasty, wszystko ciasne, że buta nie było gdzie wcisnąć. No więc poszłam poszukać jakiejś dziury, którą zwierzaki (psy cudze głównie) tak potrafią wykopać, żeby buszować w naszym lesie. I znalazłam, mała była, ale dałam radę, przeczołgałam się jakoś, tylko pełno piachu potem miałam we włosach..

A na drugi dzień S. prosi, żebym mu pokazała ta dziurę, to ją czymś zasłoni, ale jak tam poszliśmy, to ona była taka, że prawie jej nie było. S. nie wierzył, że się zmieściłam, ja też nie. Znaczy, że się jednak nie spasłam się bez takich treningów do jakich byłam przyzwyczajona...

 A wiewiórkowy sweterek skończony, po długiej walce/przygodzie i cudny jest do patrzenia, ale chyba jeszcze cudniejszy w dotyku (alpaka + jedwab, ręcznie farbowana)

susza w lesie straszna, grzybów nie ma żadnych.

101 km nakręcone.

26 lipca 2020 , Komentarze (8)

W piątek S. wrzucił kajak na dach auta i pojechał na Brdę. Ma więcej urlopu niż ja. 

A ja stare kąty odwiedzam: sobota_Leśna Podkowa = 40 km nakręcone, trochę po błocie, które zawsze jest na drodze, która jest po drodze, nie umiem jej ominąć i nawet się nie starałam, bo zatrzymanie się na chwilkę i zerkniecie do google maps = 30 mniej więcej gryzących mnie komarów. I oczywiście mam port na kierownicę, do którego mogę wpiąć komórkę i mieć mapy na bieżąco, ale nie na tym rowerze:<

Super było, chociaż park, piękny kiedyś, rozkopany teraz, z ogrodzonym środkiem, z kupą gruzu przygotowaną do czegoś tam, co na tablicach wizualizacyjnych wygląda jak jeziorko otoczone alejkami, ławeczkami itp..

Niedziela: Kampinos = 50 km nakręcone, ale było mniej przyjemnie. Albo piach, albo błoto, komary w strasznej ilości. I muszę tam dojechać droga która nie jest w lesie..

Ale zadowolona z siebie jestem bardzo(puchar), bo każdego dnia  był trening + oczywiście moje 20 km na rowerze.

poniedziałek: wyzwanie JM 10, ostatni raz pierwsza część

wtorek: komplex x 4

środa: boot camp https://www.youtube.com/watch?v=fY8jFwtYJa4, nie polubiłam, takie pitu pitu= zmiany ćwiczeń za często, przerwy też:<

czwartek: komplex x 4

piątek: 30 minut siłki = podstawowe ćwiczenia

Wciąż czytam: Eleanor.. wciąż jestem zachwycona... coraz bardziej..

A słucham: Ghost Wall. Przy jednym i drugim czasami mam goose pimples, a przy Eleanor raz szlochałam(szloch)..

20 lipca 2020 , Komentarze (15)

Jeden, a jakby dwa różne, zależy na którą chmurę się patrzy..

 Kurek dużo już mniej, komarów za to setki x więcej. 

Jedzenie zawsze takie samo: śniadanie - jajecznica z kurkami, obiad - młode ziemniaki z fasolką i zsiadłym mlekiem, do ogniska - miseczka bobu.

90 km nakręcone(puchar)

A czytam eleanor oliphant is completely fine, świetne jest.

12 lipca 2020 , Komentarze (12)

Mam teraz dwa życia:

1, Tydzień pracy zdalnej = rozmemłanie, podżeranie, bezruch, "chodzenie na paluszkach", bo S. śpi 1,5 m od mojego/naszego biurka, za zamkniętymi drzwiami sypialni, w której duszno jest okropnie jak te drzwi się zamknie.

2. Tydzień pracy w korpo + przestrzeń, korpoznajomi. Pytanie nr. 1 = gdzie wyjeżdżasz teraz na wakacje..?...  Mało jedzenia, codziennie trening z wyzwania JM(puchar)

A weekend jak to weekend, cudowny pomimo deszczu(deszcz)

Stada kurek wypatrzone " z roweru"

I kromka chleba do jajecznicy z nimi:

Słucham Harlan Coben: Run Away = so/so.. czytam  Jest of God by Margaret Laurence i wtedy wszystkie emocje mam na wierzchu, bo tak właśnie w moim domu było,, dokładnie tak.. Powrórze Jarmurzem dziękuję, dziękuje bardzo.

7 lipca 2020 , Komentarze (8)

Nad Dłużkiem:

Kamping ogromny, przyczepy z werandami jedna na drugiej prawie, ogromne namioty, ktoś, kto tylko z auto wysiadł to już bębnił, gromada psów i dzieci😱 .. ALE, psy nie szczekają i są wszystkie na smyczy, dzieci się nie wrzeszczą, ich rodzice też nie, a namiot rozbiliśmy na suchej wyspie po środku błota i rano ptaki podchodziły mi prawie pod nogi, łypiąc jak to one jednym okiem. I było cicho. A na drogach w lesie stada kurek rosły (S. już w domu kaszę z nimi zrobił(puchar)). I wieczorne/nocne właściwie pływanie w super ciepłym i czystym jeziorze. 117,5 km nakręcone po lasach i wzgórzach.

Zgniłocha (obejrzane tak "po drodze" dwa kempingi i kopanie się w piachu). Jeden ogromny, tłum ludzi leżących na piachu nad jeziorem jak stado fok, nikt nie chodzi po lesie, Ci co chodzą to do baru po drugiej stronie drogi, po lody po frytki i po piwo. Nikt na rowerze nie jeździ. Drugi malutki, nad taką odnogą jeziora, że bardziej wąski staw to przypomina, z plażą pełną ludzi po drugiej stronie. 

Tak blisko siebie, a tak inaczej...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.