Niechęć do brudnych okien i robaków wysuszonych w żyrandolach wygrała wreszcie w niechęcią do pucowania.
Weekend spędzony ze ścierą ( i White Noise słuchany drugi raz, pierwszy raz jakoś nie doceniłam, bo jeżdżąc na rowerze umykały mi fragmenty, drugi mnie zachwycił), a teraz w domu wszystko lśni
Sobota: 10 km rower + godzina TBC
Niedziela: 10 km rower + godzina TBC, ten sam instruktor, ale zupełnie inne zajęcia
Poniedziałek: 22 km rower
Wtorek: 20 km rower + kompleks metaboliczny w południe x 5
wieczorem w klubie:
1. Martwy ciąg: 35kgx 15 x 3 serie,
2. Wyciskanie sztangi na ławce skośnej : 20 kg x 10 x 3 serie,
3. Wiosłowanie: 20 kg x 15 x 3 serie,
4. Wyciskanie sztangielek siedząc: po 7 kg x 10 trzy serie,
5. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
6. Wspięcia na palce stojąc 60 kg - 20x stopy równolegle, 20x stopy na zewnątrz, 20x do wewnątrz,
+ godzina interwałów z nową instruktorką, nazywała to tabatą, krótkie bardzo serie, ale mocne
A od czwartku Pieniny się szykują noclegiem po drodze w Pieskowej Skale. Na poranne mgły bardzo liczę.