Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą
I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy.
Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling.
Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam.
Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.
W moim korpo coraz mniej pracy zdalnej (większość narzeka bardzo)🤐. Ja właściwie trochę też, bo zamiast trzech wielkich biurek mam jedno, a w ciasnej szatni powoli robi się tłok..
Fitness zajęcia znowu trwają 55 minut, a nie pandemiczne 45 👍.
Nikt już o pandemii nie mówi, Ci co chorują, jak przeziębienie to opisują.
A ja, z braku ciepła i słońca hodowlę kiełków/rzeżuchy udoskonalam. Do lasu nas jakoś póki co nie ciągnie.
Poniedziałek: 20 km rower, 1h joga (a raniutko podstawowe badania = wyniki w normie, uff...)
Wtorek: 20 km rower + spacer w południe
Środa: 20 km rower, komplex x 5
Czwartek: 20 km rower + spacer w południe, wieczorem rehabilitacja biodra
Piątek: 20 km rower, komplex x 5
Sobota: 10 km rower i 3 x po 55 minut: sztangi + tabata + joga
Od pewnego czasu = od kilku lat, mam taką jakby (nie wiem jak to nazwać inaczej) dysfunkcję biodra. Zaczęło się od bólu po zewnętrznej stronie nogi, od zarzucania jej na rower, bo mam męską ramę. Ten ból pojawiał się też od czasu do czasu przy schodzeniu z wysokich, stromych, kamienistych, gór. Poszłam wreszcie do ortopedy, zrobiłam prześwietlenie kręgosłupa, biodra i już nie pamiętam co jeszcze. Ortopeda popatrzył, skomentował stan kręgosłupa (od dekad tak samo zły, wiem) i powiedział, że jestem stara i muszę się pogodzić.. (no tak, innych słów użył). A ja w międzyczasie zaczęłam ta nogę przekładać inaczej i problem bólu zniknął. Ale i tak to biodro ma inny zakres ruchu, nie odchyla się tak jak powinno przy np. wszystkich rodzajach przysiadów plie😥 i nie mogę wsiąść do kajaka, metodą wsuwania go miedzy nogi i posadzenia tyłka na ładnie wyszykowanym miejscu w kokpicie😠.
I zacząła się pandemia, ja przyhamowałam z treningami, lekarze byli raczej na telefon i jeszcze kilka innych wymówek sobie znalazłam.
Ale teraz to już jest słabo. Podczas treningu jest idealnie (oprócz tych plie, ale je zamieniam na coś tam), ale wieczorem i w nocy nie jest dobrze.
Więc czas wziąć byka za rogi, bo wakacje coraz bliżej.
Więc idę do:
ortopedy (przy okazji koniecznie badanie gęstości kości)
endokrynologa, bo ostatnio tylko recepty na euthyrox dostawałam, a badań żadnych
stomatologa - rok bez kontroli
A w moim korpo zmienili nam sieć placówek medycznych, więc nowi całkiem lekarze będą.
Jako plan B, mam lekarzy medycyny sportowej, ale to poza pakietem = masa kasy, więc jako ostatnia szansa.
A w moim klubie wiosna 🌹☀masa nowy osób i oblężenie tanity😉
Samo urządzenie klasy mocno domowej, zwykła waga, a na gumce drążek do trzymania przed sobą, dopóki urządzenie nie zapiszczy.
Wyniki, nie są w formie wydruku, tylko wypisane ręcznie przez trenerkę, która nie wiedziała, wg jakich parametrów wyliczył mi się tak absurdalny wiek metaboliczny.
I jak zwykle (bo ja te pomiary robię co jakiś czas "grupowo" i bardzo patrzę na nie z przymrużeniem oka), duża część z nas pokazuje sobie te wyniki. I zależą one raczej od rodzaju budowy, a poziom tłuszczu, czy mięśni jest tylko cyfrą.
Poniedziałek: 17 km rower, komplex x 3
Wtorek: 17 km rower + spacer w południe
Środa: 20 km rower, spacer, 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + w południe rozciaganie
Piątek: 20 km rower + komplex x 4 (powrót do domu 10 km pod mega wiatr)
Sobota: 10 km rower i 3 x po 50 minut: sztangi + TBC + joga (wiatr zamienił się w wichurę, pod koniec prowadziłam rower)
I co jest pleśnią, a co wypustkami korzonków🤔 i, że to co brałam kiedyś za pleśń to wcale nią nie było.
Zapaliłam się bardzo żeby spróbować, jak pójdzie m tym razem.
Kupiłam specjalne słoiki z siatką na pokrywce i z podstawka do przechylania, szklaną miseczkę do hodowania rzeżuchy, masę różnych nasion i mikroszklarenkę z wentylacją_tu będą rosły mikrolistki.
I ledwo to wszystko, we wtorek, przywiozłam do domu na rowerze, po zaśnieżonej i oblodzonej ulicy (o sakwie zapomniałam), a podstawka była stłuczona😥.
A dzisiaj już były pierwsze zbiory, chociaż nie jest to najlepszy czas dla roslin = zimno i szarawo..
Kiełki różnych nasion przepyszne, rzeżucha trochę za gęsta. Mikroliście dopiero jutro będą wysiewane.
Takie moje prywatne, pierwsze oznaki wiosny.
Poniedziałek: 20 km rower, spacer=regeneracja, 1h joga
Wtorek: 20 km rower
Środa: 20 km rower, spacer, 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + rolowanie w południe
Piątek: 20 km rower + komplex x 5
Sobota: 10 km rower i 3 x po 50 minut: sztangi + TBC + joga
Kilka razy miałam już z nią do czynienia, krótko i zupełnie króciutko.
Był zachwyt całkowity😍 i rozczarowania🤐. A przez ostatnie lata zwykły brak kontaktu. Ale w moim klubie, od dłuższego czasu jest joga, tylko że w soboty, jako trzecia godzina po sztangach (to co lubię najbardziej) i po interwałach. No i mój wewnętrzny krytyk marudził, że to za długo, że joga nie powinna być w fitnesowej sieciówce...
Ale taka jestem sztywna, nieporozciągana, że wczoraj dałam tym zajęciom szansę. I było ciężko, ale jednocześnie bardzo przyjemnie. Ta joga zostanie już w moim grafiku i teraz mam chęć na więcej.
Poniedziałek: 20 km rower i spacer=regeneracja
Wtorek: 20 km rower
Środa: 20 km rower + komplex x 4 + 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + rozciąganie w południe
Piątek: 20 km rower + komplex x 5
Sobota: 10 km rower i 3 x po 50 minut: sztangi + TBC + joga
Niedziela: 10 km rower + 50 minut TBC
Jako wytrzymałościowy bonus_codzienna walka z wiatrem, deszczem, śniegiem i dwoma dziurawymi dętkami.
A na rozgrzewkę pamiątkowy przepis z Czech: dużo świeżej mięty, imbir i cytryna.
Wciąż nie nauczyłam się kupować on-line zwykłych = nietreningowych ubrań. No serio, czy to taki wyczyn, znaleźć ładną koszulkę z krótkim, czy długim rękawem dobrej jakości.. Dla mnie najwyraźniej tak😠.
Ale zostałam mistrzem pakowania, pozyskiwania pudełek i obsługi skrzynek inpostowych. Wiem gdzie one są.
Za to, to co na trening i na rower i na kajak i na wszystkie moje inne aktywności, zajmuje coraz więcej miejsca w szafie. Teraz dołączyły portki z Syreną o różowych włosach😍. Nie pierwsze w mojej grupie S4, a chyba dołączą jeszcze inne, były pytania: skąd one są..
A w na zajęciach grupowych wciąż komplet, szczególnie na tych weekendowych, koniecznie trzeba się zapisywać wcześniej, żeby się dostać. Omikrona znam z wiadomości jak na razie i tak bym bardzo, bardzo chciała, żeby to się nie zmieniło.
Poniedziałek: 20 km rower i spacer=regeneracja
Wtorek: 20 km rower + komlex x 4 z dużo większymi niż do tej pory ciężarami, ale bez skakania
Środa: 20 km rower + 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + rozciąganie i rolowanie w południe, a później, zamiast na interwały, prosto do domu, bo wiało i sypało śniegiem okrutnie
Piątek: 20 km rower + komplex x 4
Sobota: 10 km rower i 2 x po 50 minut: sztangi + TBC (zaspałam i zupełnie nieobudzona tam pojechałam)
Niedziela: plany dopiero_10 km rower + 50 minut TBC
A potem może jakiś spacer po parku + fotki "islandzkiego" swetra, który teraz jest na moich drutach w połowie tak jakoś gotowy..
Ja taka siebie zobaczyłam po obiedzie w Rokytnicach😵 (ogromna grecka sałatka).
Dobrze mi bardzo z moim otwartym klubem.
Mam tam znajomych (tak, znajomych, bo na zajęcia grupowe przychodzi coraz więcej facetów) i to chyba jest jedyne miejsce, no poza pracą oczywiście, gdzie rozmawiam z ludźmi.
Mam dużo ruchu, bez którego dziadzieje i obsuwam się w lenistwo.
I zachętę to wyjścia z domu w taka przebrzydłą pogodę.
I okazję, żeby zakładać mutli kolorowe, wygodne ubrania (zamówiłam dwie kolejne pary leginsów: w pocięte flamingi na tle mocno zielonych liści i z syreną o amarantowych włosach na jednej nodze, mojej nodze). Tylko kupno treningowych rzeczy ostatnio mi się udaje z pozostałymi wciąż słabo.
Poniedziałek: 20 km rower i spacer=regeneracja
Wtorek: 20 km rower + komlex x 3 z dużo większymi niż do tej pory ciężarami
Środa: 20 km rower ( a ślizgawica rano była straszna)
Czwartek: 20 km rower + komplex x 4 w południe, a później 50 minut interwałów
Piątek: 20 km rower, po pracy szczepienie 3-cią dawką, jak zwykle tylko trochę bolała mnie ręka
Sobota: 10 km rower i 2 x po 50 minut: sztangi + TBC i niezbyt długi spacer po południu
Bardzo to była bardzo trudna decyzja😉, ale wróciliśmy z Rokytnic tydzień wcześniej. Już nawet tajemniczej mgły nie było, tylko ciemne chmury, przelotne deszcze i wiatr.
Anulowałam urlop, ale i tak sporo wolnych dni miałam w tym tygodniu, więc wypróbowałam poranne = 8 godzina. treningi w moim klubie. Budzik dzwonił 6.40 i to był najgorszy moment, ciemno i deszczowo. A potem zaskoczenie, cała sala ćwiczących, w tym moje znajome z "popołudnia". Zostawałam na dwie godziny, drugi był pilates. I tu niespodzianka😍. Pamiętam, dawno, dawno temu, miałam taki zestaw na kasecie i może ze trzy razy przy niej poćwiczyłam, bo nudy, nudy, nudy... Ale teraz dałam pilatesowi szanse, bo prowadzi jej trener, który wszystkie zajęcia prowadzi super i te też takie były: ciekawe, wymagające ale ale wyciszające przyjemnie po 45 minutach interwałów.
Rok 2022 zaczęty bardzo aktywnie👍
poniedziałek: 20 km rower
wtorek: 10 km rower, 50 minut interwały + 50 minut pilates
środa: 20 km rower, komplex x 15 x 4 serie
czwartek: 50 minut interwały + 50 minut pilates
A od S. "pod choinkę" dostałam takie piękne moteczki (jest jeszcze trzeci, ale nie chciało mi się go po górach nosić do fotki) i sweter zaczęłam.. wzór piękny, ale czy z rozmiarem mi się uda?? Zawsze to dla mnie wyzwanie, chociaż tak, oczywiście, próbki robię.
Jeden z kolorów nazywa się Islandia, a wzór swetra Fagradal - projektantkę zainspirowała erupcja wulkanu Fagradalfjall na Islandii.
A klimat zimy jeszcze wzmacniam, słuchając: Wintering: The Power of Rest and Retreat in Difficult Times, Katherine May (to Jarmuż kiedyś o nim wspomniała).