Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą
I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy.
Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling.
Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam.
Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.
Polubiłam moje poniedziałkowe zajęcia jogi. poszłam na nie tak z rozsądku, potrzebowałam mocnego rozciągania, a w domu mi nie szło. Każde zajęcia są inne, każde ciekawe, każde dla mnie wymagające.
A dzisiaj wieczorem, w tym klubie jest jednorazowe wydarzenie z tymi misami.
Idę, żeby zrobić coś, czego nigdy jeszcze nie robiłam....
Poniedziałek: 20 km rower, spacer w południe, joga
Wtorek: 20 km rower , 5x komplex
Środa:20 km rower, spacer, 1h jogolatex = połączenie jogi i pilatesu, nudno było 🥱
Czwartek: 20 km rower, spacer
Piątek: 20 km rower, komplex x
Sobota: 10 km rower + sztangi + tabata + joga
Niedziela:10 km rower + sztangi + TBC
A mój rower, dopiero co po serwisie, tak wyglądał po trzygodzinnym parkowaniu pod klubem (wcześniej ledwo tam dojechał):
Ma być w maju, a ja jak zwykle w takich przypadkach nie wiem gdzie kupić ubranie i jakie. Nie lubię eleganckich ubrań, nie potrafię ich wybierać ani czuć się w nich dobrze.
Coś tam zglądam, nic mi się nie podoba😵, ani buty na obcasie, ani sukienki czy spódnice, wyglądam w tym wszystkim jak sztywniak na szczudłach. Jest mi niewygodnie.
I niewygodnie czuje się z myślą, że właśnie teraz będzie zabawa z muzyką, tańce itd.
Poniedziałek: 20 km rower, spacer w południe
Wtorek: 20 km rower , 5x komplex
Środa: 20 km rower, spacer
Czwartek: 20 km rower, spacer, 1h tabata
Piątek: 20 km rower + spacer w południe
Sobota: 10 km rower + sztangi + tabata + joga i wyjazd do naszego lasu, pomimo że zimno
Niedziela: 25 km rower (nie wiadomo gdzie lepiej = w lesie zimniej, po polach wiatr hula🥶), spacer.
I ja, która marudziłam, ze nie mam co oglądać, teraz dwa seriale mam na raz. Zupełnie różne, w obydwa się wkręciłam.
Severance i Patrick Melrose.
I mój nowy kolor, a właściwie prawie że nowy kolor, bo wydaje mi się, że jest trochę inny...
Im dłużej to trwało, tym było gorzej. Ale miałam nadzieje, że potem będzie ładnie. Ale jak zrobiło się wiosennie, poczułam się z tymi włosami okropnie. Stara, szara, zaniedbana. Jutro o 8 rano koloryzacja😍. Chce mieć nieszare włosy i kolorowe paznokcie!
Poniedziałek: 20 km rower, 5x komplex, 1h joga
Wtorek: 20 km rower + spacer w południe
Środa: 30 km rower, 5x komplex
Czwartek: 30 km rower + spacer w południe i wizyta u ortopedy. Mówił niewiele, wygiął mi jedną nogę w obie strony, drugą też, zrobiłam rtg, wyszły zwyrodnienia (wiedziałam zresztą o nich), zalecił 10 x ultradźwięki. Dostałam też receptę na leki, po których problem "zniknął" po 30 minutach...
Piątek: 20 km rower + spacer w południe
Sobota: 10 km rower + sztangi + tabata + joga + ponad 5 km łażenia po parku
Miało być nowe buty, ale zaintrygowała mnie ta pomyłka i pozwoliłam jej zostać...
Spotkanie z wiosną było w Łysogórach.
Zabrałam czapkę z daszkiem i krem z filtrem, ale na Łysicy raki by mi się przydały i zimowe ubranie🥶. Zamiast pierwszych kwiatków, lodowa droga z resztkami śniegu na bokach. Wiosna była trochę niżej, pierwsze nasze spotkanie w tym roku.
Poniedziałek: 20 km rower, 1h joga
Wtorek: 20 km rower + spacer w południe, wieczorem czyszczenie i przegląd zębów (hurra, tylko jeden jest do naprawy)
Środa: 20 km rower, komplex x 5
Czwartek: 20 km rower + spacer w południe + 1h tabata, a wieczorem jeszcze rehabilitacja biodra i mega szybkie pakowanie
W moim korpo coraz mniej pracy zdalnej (większość narzeka bardzo)🤐. Ja właściwie trochę też, bo zamiast trzech wielkich biurek mam jedno, a w ciasnej szatni powoli robi się tłok..
Fitness zajęcia znowu trwają 55 minut, a nie pandemiczne 45 👍.
Nikt już o pandemii nie mówi, Ci co chorują, jak przeziębienie to opisują.
A ja, z braku ciepła i słońca hodowlę kiełków/rzeżuchy udoskonalam. Do lasu nas jakoś póki co nie ciągnie.
Poniedziałek: 20 km rower, 1h joga (a raniutko podstawowe badania = wyniki w normie, uff...)
Wtorek: 20 km rower + spacer w południe
Środa: 20 km rower, komplex x 5
Czwartek: 20 km rower + spacer w południe, wieczorem rehabilitacja biodra
Piątek: 20 km rower, komplex x 5
Sobota: 10 km rower i 3 x po 55 minut: sztangi + tabata + joga
Od pewnego czasu = od kilku lat, mam taką jakby (nie wiem jak to nazwać inaczej) dysfunkcję biodra. Zaczęło się od bólu po zewnętrznej stronie nogi, od zarzucania jej na rower, bo mam męską ramę. Ten ból pojawiał się też od czasu do czasu przy schodzeniu z wysokich, stromych, kamienistych, gór. Poszłam wreszcie do ortopedy, zrobiłam prześwietlenie kręgosłupa, biodra i już nie pamiętam co jeszcze. Ortopeda popatrzył, skomentował stan kręgosłupa (od dekad tak samo zły, wiem) i powiedział, że jestem stara i muszę się pogodzić.. (no tak, innych słów użył). A ja w międzyczasie zaczęłam ta nogę przekładać inaczej i problem bólu zniknął. Ale i tak to biodro ma inny zakres ruchu, nie odchyla się tak jak powinno przy np. wszystkich rodzajach przysiadów plie😥 i nie mogę wsiąść do kajaka, metodą wsuwania go miedzy nogi i posadzenia tyłka na ładnie wyszykowanym miejscu w kokpicie😠.
I zacząła się pandemia, ja przyhamowałam z treningami, lekarze byli raczej na telefon i jeszcze kilka innych wymówek sobie znalazłam.
Ale teraz to już jest słabo. Podczas treningu jest idealnie (oprócz tych plie, ale je zamieniam na coś tam), ale wieczorem i w nocy nie jest dobrze.
Więc czas wziąć byka za rogi, bo wakacje coraz bliżej.
Więc idę do:
ortopedy (przy okazji koniecznie badanie gęstości kości)
endokrynologa, bo ostatnio tylko recepty na euthyrox dostawałam, a badań żadnych
stomatologa - rok bez kontroli
A w moim korpo zmienili nam sieć placówek medycznych, więc nowi całkiem lekarze będą.
Jako plan B, mam lekarzy medycyny sportowej, ale to poza pakietem = masa kasy, więc jako ostatnia szansa.
A w moim klubie wiosna 🌹☀masa nowy osób i oblężenie tanity😉
Samo urządzenie klasy mocno domowej, zwykła waga, a na gumce drążek do trzymania przed sobą, dopóki urządzenie nie zapiszczy.
Wyniki, nie są w formie wydruku, tylko wypisane ręcznie przez trenerkę, która nie wiedziała, wg jakich parametrów wyliczył mi się tak absurdalny wiek metaboliczny.
I jak zwykle (bo ja te pomiary robię co jakiś czas "grupowo" i bardzo patrzę na nie z przymrużeniem oka), duża część z nas pokazuje sobie te wyniki. I zależą one raczej od rodzaju budowy, a poziom tłuszczu, czy mięśni jest tylko cyfrą.
Poniedziałek: 17 km rower, komplex x 3
Wtorek: 17 km rower + spacer w południe
Środa: 20 km rower, spacer, 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + w południe rozciaganie
Piątek: 20 km rower + komplex x 4 (powrót do domu 10 km pod mega wiatr)
Sobota: 10 km rower i 3 x po 50 minut: sztangi + TBC + joga (wiatr zamienił się w wichurę, pod koniec prowadziłam rower)
I co jest pleśnią, a co wypustkami korzonków🤔 i, że to co brałam kiedyś za pleśń to wcale nią nie było.
Zapaliłam się bardzo żeby spróbować, jak pójdzie m tym razem.
Kupiłam specjalne słoiki z siatką na pokrywce i z podstawka do przechylania, szklaną miseczkę do hodowania rzeżuchy, masę różnych nasion i mikroszklarenkę z wentylacją_tu będą rosły mikrolistki.
I ledwo to wszystko, we wtorek, przywiozłam do domu na rowerze, po zaśnieżonej i oblodzonej ulicy (o sakwie zapomniałam), a podstawka była stłuczona😥.
A dzisiaj już były pierwsze zbiory, chociaż nie jest to najlepszy czas dla roslin = zimno i szarawo..
Kiełki różnych nasion przepyszne, rzeżucha trochę za gęsta. Mikroliście dopiero jutro będą wysiewane.
Takie moje prywatne, pierwsze oznaki wiosny.
Poniedziałek: 20 km rower, spacer=regeneracja, 1h joga
Wtorek: 20 km rower
Środa: 20 km rower, spacer, 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + rolowanie w południe
Piątek: 20 km rower + komplex x 5
Sobota: 10 km rower i 3 x po 50 minut: sztangi + TBC + joga
Kilka razy miałam już z nią do czynienia, krótko i zupełnie króciutko.
Był zachwyt całkowity😍 i rozczarowania🤐. A przez ostatnie lata zwykły brak kontaktu. Ale w moim klubie, od dłuższego czasu jest joga, tylko że w soboty, jako trzecia godzina po sztangach (to co lubię najbardziej) i po interwałach. No i mój wewnętrzny krytyk marudził, że to za długo, że joga nie powinna być w fitnesowej sieciówce...
Ale taka jestem sztywna, nieporozciągana, że wczoraj dałam tym zajęciom szansę. I było ciężko, ale jednocześnie bardzo przyjemnie. Ta joga zostanie już w moim grafiku i teraz mam chęć na więcej.
Poniedziałek: 20 km rower i spacer=regeneracja
Wtorek: 20 km rower
Środa: 20 km rower + komplex x 4 + 50 min. ABT
Czwartek: 20 km rower + rozciąganie w południe
Piątek: 20 km rower + komplex x 5
Sobota: 10 km rower i 3 x po 50 minut: sztangi + TBC + joga
Niedziela: 10 km rower + 50 minut TBC
Jako wytrzymałościowy bonus_codzienna walka z wiatrem, deszczem, śniegiem i dwoma dziurawymi dętkami.
A na rozgrzewkę pamiątkowy przepis z Czech: dużo świeżej mięty, imbir i cytryna.