Nosa wczoraj z domu nie wychyliłam 😠. Obudziłam się przed 7 (chyba mój zegar wewnętrzny na zmianę czasu już się zaczyna przygotowywać) i z kubkiem kawy nad rozliczeniem podatkowym usiadłam (moje_kilka klików, S. żmudne, długie i skomplikowane). O 10 skończyłam to co chciałam i zadowolona (kamień z serca), ubrałam się lekko, złapałam rower i do lasu... A na zewnątrz wiatr zimny, zero stopni i siekący kapuśniaczek. 25 km zredukowało się do najbliższego warzywniaka, reszta została przełożona na później. Ale później to wiało jeszcze bardziej i sypał śnieg 🥶.
Zaczęłam więc nowy sweter z włóczki jeszcze od "S. mikołaja", obejrzałam wreszcie Over The Limit (nie polecam, cały czas to samo i nic nowego). Ugotowałam gar leczo, upiekłam małe chlebki z ziarnami.
W sock madness pierwszy sukces! Runda nr 1 zaliczona, dużo przed czasem. Skarpetkowe mistrzynie, z którymi jestem w prywatnej grupie, takie tempo sobie narzuciły, że i ja, na fali ich energii skończyłam duuuużo przed czasem. I teraz na ślimaki czekamy, jak skończą. Do przyszłej niedzieli.
Cute Frankenstein Leg, czyli Valgus, wzór Jennifer Ruschinski = przepustka do rundy nr 2 Sock Madness.
I Słabo jeszcze wybarwiona córeczka Pana Kleksa, brykająca po wiosennej trawie ...Wzór kwalifikacyjny do Sock Madness = Leicht
Rozgrzewkowe Mad Dancers, te S. polubił od pierwszych rzędów.