Od zaraz = od dzisiaj, nie od jutra.
Bo ostatnio to było tak, że:
1. Wróciły do pięknie odnowionej corpokuchni maszyny z syfem, a ja do nich - codziennie jedna paczka belvitek pożarta.
2. Treningi piątkowo - sobotnie zamienione na wyjazd do lasu i zbieranie grzybów (zbiera to się je świetnie, ale przetwarzać nienawidzę, a jeszcze chyba z osiem kg aronii przywiozłam)
3. Coś tam podgryzam, jakieś słodkie alko popijam, piwo, albo miód, albo amaretto - takie naprawdę słodkie.
No i zadowolona z siebie nie jestem, waga + 1 kg, rozłożone równo na brzuchu i boczkach.
Sobota - niedziela : 40 km połączenia rowerowania ze zbieraniem grzybów - efekt: ilość grzybów ogromna, ale wszystkie takie "utrzęsione".
Poniedziałek: 20 km rower + kompleks w południe w pięciu seriach
Wtorek: 20 km rower + spacer w południe, bo pogoda była ładna i już wiem dlaczego
wieczorem w klubie 40 minut siłowni, ciężkie podstawowe wielostawy + godzina interwałów = moje ulubione połączenie
Środa: 20 km rower + relaks w saunie
A moje szydełkowo - drutowe opętanie nadal trwa.
Już prawie sucha po blokowaniu Arabella.
Nie, nie umiem ich nosić i nie będę.