Super było !!🥳
Pojechałam na rowerze i była to świetna decyzja, bo na miejscu (9 rano) byłam rozgrzana i rozruszana, nie tak, jakbym z samochodu wysiadła. Deszcz padał całkiem całkiem, ale jest tam duże zadaszenie z ławkami, można się przebierać nie moknąc i jest gdzie zastawić rzeczy.
A samo miejsce, to całe moje dzieciństwo, masa wspomnień, pierwsze pływania bez asekuracji i łyżwy w zimie. Było wtedy ogromne, otoczone drzewami i krzakami. Dzikie bardzo, z miejscowymi, wytatuowanymi żulami i opowieściami o topielcach. Po ciemku się tam nie chodziło.
Teraz to piękny park z pomostami, ławkami, alejkami i ogromnym placem zabaw dla dzieci. Hamakami i przebieralniami. I niestety (ale to w lecie) z budkami z syfiastym jedzeniem.
Teraz była sauna, ubrana choinka z zapalonymi światełkami, muzyka i około 20 osób.
Umówiona byłam z trzeba doświadczonymi morsami, robiłam to co oni, gadalismy, poszłam za nimi na pomost i do wody i coraz głebiej, aż po pachy. Na głowie czapka, na dłoniach rękawiczki, pozycja "na jeńca". I z zimnem, takim jakie znałam do tej pory, nic to nie miało wspólnego. To tak bardziej mrowiło..., aż po około 2 minutach, poczułam zimno telepiące. Wylazłam, ubrałam sie, co wcale łatwe nie było, bo palce sztywne troche się zrobiły, kubek gorących ziół z imbirem wypiłam i do domu. Deszcz lał juz porządnie, dreszcze miałam takie, że trzymanie kierownicy było wyzwaniem, a droga zrobiła się kilka razy dłuższa.
W domu resztę goracych ziół wypiłam i koktail z jarmużu, który jak z szuwarów wyłowiony wygląda.
Jest to przyjemność ogromna z rodzaju tych bardzo pokręconych 🤡
Jutro też morsuję!