Dostałam furę jabłek z własnego ogródka, przytargałam na moje 4-te piętro, przerobiłam na pyszne duszone..
A w kuchni chmara meszek została!!!
Zrobiłam im pułapkę w w słoiku: kawałek jabłka, ocet + przykrycie filią z dziureczkami, ale jakoś się nie kwapią, żeby tam włazić
Poniedziałek: 20 km rower + cały wieczór w kuchni = pieczenie chleba, warzyw (dwie blachy) + duszenie tych jabłek + rozpaczliwe próby zabijania meszek, które obsiadły okno = mycie okna oczywiście..
Wtorek: 20 km rower + rozciąganie i masowanie tyłka piłką tenisową (lepiej jest, ale wciąż dłuższy marsz kończy się kłapaniem stopy
wieczorem w klubie:
1. Martwy ciąg: 35kg x 15, 3 serie,
2. Przyciąganie wyciągu poziomego do klatki: 25kg x 15 x 3 serie,
3. Wyciskanie sztangielek na ławce skośnej: 7 kg x 15 x 3 serie,
4. Wykroki chodzone 5 kg w ręce: 10x kazda noga x 3 serie,
5. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
I godzina czegoś co miało być interwałem, ale okazało się kompleksami metabolicznymi, super trening
A dzisiaj kolejna rehabilitacja _ mam mieszane uczucia...