W poniedziałek, jak wyszłam z pracy, padało. Nie jakoś bardzo, tak bardziej mżyło. Kilka spraw chciałam załatwić po drodze, trochę to trwało. Mżawka zamieniła się w ulewę i zrobiło się ciemno. Prawie zupełnie, bo żadna z latarni, na całkiem dużej ulicy się nie paliła. Tyle światła co z okien domów i przejeżdżających samochodów. Do domu miałam 5 km i było różnie, ale raczej słabo.
Kupiłam najmocniejszą rowerową lamkę, wyciągnęłam odblaskową kamizelkę i muszę zmodyfikować trasę, żeby jeździć tymi jaśniejszymi.
Upiornie trochę moja okolica wygląda wieczorem. Tak jakoś bardzo dużo krzaków się zrobiło..
Tylko do zdjęć czapki_sowy takie szczątkowe światło się przydało. Dwie takie sowy zrobiłam, ale wieksza nie chciała ładnie pozować, tylko smętnie zwisała.