Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1057339
Komentarzy: 43041
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 września 2015 , Komentarze (36)

Czyli dzień przedostatni, niedzielne popołudnie poświęciliśmy morzu, nawet szykowałyśmy się na poniedziałkowy plażing, ale niedzielny spacer po grubym i ciemnym piasku barcelońskich plaż oraz widok brudnego morza skutecznie nas zniechęcił ( a i w poniedziałek nie było słonka) , spodziewałam się że woda morza śródziemnego jest cieplejsza, szału absolutnie nie było. Włócząc się po zaułkach Barcelonety odkryliśmy knajpkę, gdzie potrawy były szykowane wręcz " na oczach" gości, część kuchenna oddzielona była od sali szklanymi ladami, w których spoczywał " przyszły posiłek" doszło do ciekawej sytuacji, bo zamówiliśmy oczywiście same owoce morza w tym krewetki, obowiązkowe krążki kalmarów, mini ośmiorniczki, krewetki gamba ( takie olbrzymiaste), chciałam zjeść małże ale nie było, zamówiliśmy więc mini małże i poprosiłam o ...no właśnie o coś co w karcie nazywało się po angielsku "razor" , kiedy złożyliśmy zamówienie kelner długo mówił coś do mnie po hiszpańsku no oczywiście ze znajomością słów hola i gracias to ni cholery nie zrozumiałam o czym człowiek mówi, kiedy go oświeciłam że I don't understand ...pan wziął mnie za rękę i zaprowadził w stronę owocnomorskiej gablotki, gdzie pokazał mi coś podobnego do gałązek tudzież do fletu, zrozumiałam że to właśnie mam jeść, powiedziałam że tak ....że tego chcę, po chwili cały stolik zajęły tace z naszym żarełkiem a moje razors wyglądały tak 

grilllowane z masełkiem i czosnkiem wstążeczki w środku skorupek, smakowite niestety te pozostałe łosie nie chciały ich spróbować trudno ich strata , po powrocie do Polski starałam się dowiedzieć jak się nazywają te małże żeby w razie czego widzieć co kupić, wczoraj wreszcie odkryłam że one po prostu nazywają się brzytwy albo scyzoryki :D , po obżarciu się nieprzyzwoitym , owoce morza są bardzo sycące, nie da się ich zjeść bardzo dużo, zamówiliśmy jeszcze grillowane macki ośmiornicy i muszę powiedzieć że zaskoczył mnie mile jej smak, gdybym nie widziała co jem to pomyślałabym że jem szynkę ( wędlinę) smak i konsystencja mięska bardzo podobne. 

zanim doszliśmy do paśnika po drodze przewędrowaliśmy od Placu Tetuan do Łuku triumfalnego ( tak tak  Barcelona ma swój piękny łuk, cudownie zdobiony) 

Potem szeroką aleją spacerową dotarliśmy do bram parku de la Ciutadel 

Przy tej alei znajduje się przepiękny gmach Pałacu Sprawiedliwości czyli siedziba barcelońskich sądów 

Następnie podreptaliśmy alejkami parku 

Na końcu parku stoi budynek Parlamentu Katalońskiego 

I tak zakończył się niedzielny spacer po urokliwej Barcelonie , czym z przyjemnością z wami dzielę oraz niezmiennie drażnię :D miłego dnia 

19 września 2015 , Komentarze (20)

Ponieważ za oknem szaro, smutno i deszczowo porywam was na słoneczne ulice Barcelony ku bajkowym domom Gaudiego i na Passeig de Gracia, gdzie każdy budynek zachwyca swoją urodą i kunsztem . Dzisiaj mało będę pisała, więcej zostawię waszym oczom . Najpierw kamienice, które mija się idąc w stronę La Pedrery 

nagle między zielonymi koronami drzew prześwituje pofalowana bryła La Pedrery a na chodniku wije się wąż ludzkich ciał ustawiony w kolejkę do zwiedzenia tego budynku . Niesamowite balkony, każdy w innym, niepowtarzalnym kształcie. 

Idąc Passaeig de Gracia mijamy luksusowe sklepy: Prady ( gdzie ubiera się diabeł), Cartiera, Burberry, Vuittona i różne inne, 

Dochodzimy ( w moim przypadku z otwartymi ustami) do kwartału niezgody, który majętna barcelońska burżuazja oddała w ręce przedstawicieli modernizmu w tym Gaudiego . Nagle zza koron drzew zerkają na was magiczne oczy - okna, barwna ściana mozaiki i balkony niczym weneckie maski a lśniące ceramiczne dachówki i bajkowe kształty kopułek dachu po prostu wywołują jęk zachwytu. To Casa Batlla

Sąsiadem domu Gaudiego jest Casa Amatller - dom wytwórcy czekolady 

Kolejne zachłyśnięcie się z powodu braku powietrza wywołuje Casa Lleo Morera 

Porażona pięknem kamienic popełzłam w stronę apartamentu ale i tak co trochę zachwycały mnie kolejne perełki , jak siedziba towarzystwa ubezpieczeniowego Fenix, którą zdobi rzeźba feniksa

np. takowa wodopojka 

albo ta kamienica, w której każde piętro miało balkony wykuwane w inny wzór

I chyba na tyle podrażnię dzisiaj końcówki waszych nerwów wzrokowych, miłej soboty :D

17 września 2015 , Komentarze (15)

i tym oto sposobem dodreptałyśmy do sobotniego wieczoru i wyprawy na plażę a może raczej w stronę plaży :D. W trosce o moje kopytka podjechaliśmy metrem, którym jazda podoba mi się okrutnie. Potem przemaszerowaliśmy wzdłuż portu jachtowego , jachty jak jachty , tak nam się wydawało na początku wędrówki, potem zobaczyliśmy autka parkujące przy nadbrzeżu a potem ....to już podziwialiśmy prawdziwe JACHTY , zaparkowane :D po tym podziwie jachcików , które miały wielkość połowy tankowca;) przemknęliśmy w stronę morza ocierając się o restaurację Salamanca, gdzie w oknach wabiły akwaria z wszelakim morskim stworzeniem ....kraby, homary, langusty i różne różniaste przysmaki, do Salamanki żeśmy nie zawitali zostawiając ją na zaś....za to zaparkowaliśmy nasze tyłki w barze blue...który nie należał do najtańszych ale podawali pyszną sangrię cava i jeszcze lepsze mojito, które wypatrzyłam w trakcie przyrządzania , ledwie zdążyłam się zachwycić wyglądem drinosa a już potencjalny zięć mi go zamówił ....ojjjjjjj był pychowaty, pełen mięty i lodu :D oczywiście niezbędnych składników tyż :D po intensywnym napojeniu naszych ciał, udaliśmy się w drogę powrotną tradycyjnie snując się zaułkami i tak trafiliśmy na bar, a w zasadzie mini bar...La Plata, maleństwo z przepysznymi tapas i winem nalewanym z beczki http://www.yelp.pl/biz/la-plata-barcelona, oczywiście miejsc siedzących dla 5 wędrowców nie było, ale kelner w trymiga zorganizował stolik i stołeczki , podał pyszne maleńkie  smażone rybeczki ( wielkości szprotek), maleńkie ośmiorniczki w panierce , nieśmiertelne kalmary i kromeczki bagietki z jakąś ichniejszą kiełbaską na gorąco. Bar maleńki kelner przystojny ( nareszcie, bo generalnie barcelony są niskie i chude...nie bardzo jest na czym oko powiesić) i koszmarni , krzykliwi niemcy pijący przy stoliku obok, w ogóle jeśli ktoś zachowuje się krzykliwie to na 99 % za moment usłyszymy niemiecki.  Po papu posnuliśmy się do domu. Muszę wam powiedzieć że oprócz ciszy zaskoczyło mnie w Barcelonie, poczucie bezpieczeństwa i ....czystość. 

16 września 2015 , Komentarze (12)

W piekarniku właśnie grilluje mi się halloumi ( to co prawda Grecja a nie Katalonia) ale w miseczce pomidory, grubo pokrojona cebula a wszystko skropione oliwą jak w Barcelonie. Zakończyłam poprzednią wycieczkę wyłonieniem się z zaułków dzielnicy gotyckiej i wyjściem na Ramblę to dłuuuuuuugaśna aleja spacerowa podzielona na kilka części ale chyba na najsławniejsza jest przy targu , ogromnej zabytkowej hali wypełnionej stoiskami z tysiącem pysznych frykasów. Wybaczcie że nie zrobiłam zdjęć ale oczytałam się o złodziejach w tamtych okolicach i pilnowałam pożyczonego aparatu niczym Cerber inaczej wyobraziłam sobie jak mnie siostra depiluje po całości używając opalarki. Więc ściskałam aparat w pokrowcu, kupowałam różniaste rodzaje chorizo i serów, wcinałam świeżutkie maracuje i syciłam ślepska i oblizywałam się że mam za mało kasy by poszaleć np. z zakupem trufli :D gdzie jeden grzybek jest cudnie ułożony w pudełeczku na wyściółeczce niczym pierścionek z brylantem u Cartiera, na jamon serrano 50 euro za kg też poskąpiłam :D Więc wybaczcie mi brak zdjęć mojej produkcji (obiecuję się poprawić następnym razem ) a tymczasem zerknijcie na zdjęcia innych http://pl.tripadvisor.com/Attraction_Review-g18749...

Sobotni powrót do chałupki odbywał się głównymi ulicami , choć np. taka ulica Diagonal ciągnie się przez całą Barcelonę :D i tu kilka przykładów ichniejszej architektury :D

za momencik z prawej strony tego niebieskobiałego budynku było boczne wejście do hali targowej :D 

16 września 2015 , Komentarze (35)

Najpierw ...coś o jadle i napitku :D w piątkowy wieczór snuliśmy się już w poszukiwaniu żarełka , potencjalny zięć zaopatrzył się w ichniejszą kartę smartfonową i był naszą ma(ł)pą i przewodnikiem google jak również kulinarnym, w ten sposób dotarliśmy do El Jabali na rondzie de Sau Pau google.pl/search?q=el+jabali+barcelona&client=opera&hs=1l8&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0CB8QsARqFQoTCNTfqaz9-scCFQlYLAodDcwNnA&biw=1364&bih=662 . To nie tylko knajpka ale i sklep oferujący wędliny i sery . Dotarliśmy tam wieczorem przy stolikach na chodniku ..dziki tłum , można było usiąść we wnętrzu na pięterku ale co to za przyjemność nie być jak prawdziwy barcelon i nie celebrować posiłku na zewnętrzu, po spytaniu właścicielki? w ciągu 3 minut zorganizowano nam stolik dla 5 osób a potem się zaczęło - przepyszne oliwki, panierowane krążki kalmarów, półmisek wędlin i serów, genialne krewetki w sosie czosnkowym ( o sos prawie poszła bitwa) i inne inszości a do tego oczywiście piwo dla ...profanów i nieśmiertelna sangria w wersji cava ( z białym musującym winem) która podbiła nasze serca ( wersja oczywiście) oraz kieliszek czerwonego wina dla mła. Pojedlim, popilim i wrócilim do apartamentu ... takie " wędrówki" to z reguły było 10 - km rano i ok 6-7 wieczorem. 

W sobotę ruszyliśmy do dzielnicy łacińskiej oraz na sławną La Ramblę i niesamowity targ st.Joseph . I znowu ogarnęła mnie magia miejsca i oplotły ramiona gotyckich murów, patrzyło na mnie kilka " weków" historii, oczami gotyckich okien , nurzaliśmy się w ciasnych ale jakże klimatycznych uliczkach , gdzie co trochę zapraszały nas wnętrza maleńkich sklepików , warsztatów i innych magicznych miejsc. Tam znalazłam Vicens - sklepik firmy, która od 1775 r. produkuje słodycze w tym torrons - tradycyjną słodycz :D zajrzyjcie do ich sklepiku - też niesamowity klimat i ekspedientki, które podają talerz z pokrojonymi na maleńkie kawałeczki turronsami które można spróbować przed kupieniem L_UNIVERSAL.gps%26minw%3D0%26minh%3D160!5sbarcelona+vicens+comte+de%27urgell+-+Szukaj+w+Google&sa=X&ved=0CHoQoiowCmoVChMI2dqruID7xwIVo_FyCh1DaAtY

uliczki w dzielnicy gotyckiej 

Kamieniczka stojąca w dzielnicy La Ribera - na przeciwko bazyliki Santa Maria del Mar, która ukaże się jako następna ...skąpana w deszczu 

na pierwszym planie z prawej - moja dobroczyńczyni czyli Paszczur Starszy ( z wiekiem prawdziwy paszczur)

A takowe stwory zerkały z wysokości na grzeszne dusze i ciała

A to piękna katedra św. Eulalii 

i to wystarczy wam do porannej kawy, później zabiorę was na La Ramblę i targ i tym wam dopiero podrażnię zmysły no to ....do później :D:D 

15 września 2015 , Komentarze (15)

bo epilog już był. Opowiem wam wieczornie i to nie zacznie się w stylu " dawno, dawno temu za górami , za lasami......" . We czwartek koło północy ruszyliśmy w miasto na jedzonko...dotarliśmy do małej knajpki, gdzie dostałam empanadas z kurczakiem, kieliszek wina, reszta pożerała patatas bravos , które w tej knajpce najbardziej mi smakowały bo były porządnie ostre :D , reszta popijała piwo zagryzając nie pamiętam czym. Wróciliśmy na spanko. Apartament był na IV piętrze ( z windą a jakże), był piętrowy, na pierwszym poziomie, kuchnia, dwie małe sypialnie, łazienka i salon z dużą sypialnią, do tego balkon. A na piętrze mieliśmy ogromny taras. W piątek rano poczłapaliśmy w poszukiwaniu sklepu bo zobowiązałam się do robienia śniadań. Wyczailiśmy że niedaleczko mamy Lidla, okazało się że 11 września Katalonia świętuje - to data zdobycia Barcelony przez Burbonów czyli Diada Nacional de Catalunya i sklepy są zamknięte na cztery spusty, poza maleńkimi warzywniakami (ehe...warzywniaki prawie ze wszystkim) Cała Barcelona obwieszona flagami w narodowych barwach ( co zresztą zobaczycie na zdjęciach), rozbawione tłumy w koszulkach z logo Katlonii i hasłami o niepodległości ciągnące na tradycyjną paradę, no po prostu przyjemnie było na nich patrzeć. My po śniadaniu postawiliśmy sobie za cel ...Gaudiego( a przynajmniej jego fragmentaryczność) czyli Sagradę i Ogrody Gaudiego w parku Guel. Wybraliśmy sobie " podejście śmierci " jak nazwały je moje córki, same zobaczycie dlaczego a ja powiedziałam że to " podejście śmierdzi" bo jak już wspięliśmy się do ogrodów, to pot był nie tylko na plecach, majtkach i spodniach ale nawet w piętach adidasów. Niemniej powiadam wam waaaaaaaaaaaaarto było, miałam wrażenie patrząc na te cuda, że jestem w środku bajki, zaraz zaczną wyłazić ludziki cini mini i wciągać mnie do zabawy. Rozwrzeszczane papugi hałasowały co niemiara....a lewitujący czarownik niesamowicie wystraszył pewną młodą polkę więc jej zdradziłam tajemnicę jego lewitacji . Z parku Guela jest cudowna panorama na Barcelonę. Schodząc w dół dotarliśmy na dziedziniec klasztoru San Jose de la Montana, który ma cudowne elementy architektoniczne, zresztą takie perełki w detalach można w Barcelonie trafić na każdym kroku i to mnie w niej zauroczyło. 

Taki widok był z naszego balkonu i ....takie cudne pierdalamentki miała barierka okalająca taras na dachu budynku po drugiej stronie ulicy 

a to podejście śmierci - wiecie już dlaczego? 

A to już szaleństwa maestra Antonia 

brama w budynku klasztoru San Jose 

I to by było na dzisiaj wieczór ...tyle, śnijcie o tym a rano napiszę i pokażę kolejne cuda :D:D 

I ja tam byłam, ośmiorniczki, kalmary, krewetki i insze owoce morza jadłam i sangrię cavę piłam a co widziałam i słyszałam ....częściowo wam opowiedziałam , żeby wam się chciało chcieć czytać i patrzeć :D

15 września 2015 , Komentarze (22)

Czy wierzycie że można od pierwszego wejrzenia zakochać się w mieście i stwierdzić...tu jest moje miejsce na ziemi ? Zapewniam was że można, urodziłam się zdecydowanie nie w tym miejscu, jak tylko zostanę milionerka to wybywam bez zastanowienia do Barcelony. Ale " od jaja" czyli od początku jak mawiali starożytnie greki. 

Start ....słuchajcie to jest coś niesamowitego, najpierw ( pomijam te wszystkie odprawy, bramki, sramki i piski....okazało się że piszczałam losowo, też se ..bramka wybrała obiekt do piskania) samolot was powozi niczym ogromny autokar kilka minut po płycie ( to zdaje się fachowo nosi nazwę kołowania)a najlepsze zaczyna się jak już stajemy na pasie startowym, słyszy się przytłumiony ryk silników, wszystko leciutko drży, potem pęd...orgazm ( nie u samolotu jeno u mnie) a potem to już powietrze ...do Barcelony lecieliśmy wieczorem, rozświetlona Warszawa wyglądała uroczo, podobnie jak kilkadziesiąt miast w dole...cudowne małe błyszczące światełka , przepiękna Marsylia, potem ciemność nad morzem śródziemnym iiiiiiiiii.....wreszcie Barcelona, roziskrzona, wlatuje się od strony morza więc rozświetlony port wywołuje kolejny dreszczyk a potem...cudowne uderzenie ciepłego, wilgotnego powietrza. Błyskawiczna i doskonale działająca rozdzielnia taksówek i po kwadransie byłam w naszych apartamentach przy Napols 149 https://www.google.pl/maps/place/barcelona+napols+...

drzwi do naszego domku to te uchylone zielone ze złotymi okuciami niedaleko był plac Tetuan . I to będzie narazie na tyle ....będę wam mówiła baaaaaaaaardzo dużo i dużo wam pokażę. Narazie się zbieram bo zaraz lecę z Kudłatą do kina ....Barcelona mnie w sobie rozkochała ale zaległości kulturalne sanatoryjno barcelońskie trza nadrobić. A teraz kilka zdjątek :D 

10 września 2015 , Komentarze (41)

nadejszła wiekopomna chwila ....moja szlachetna stopa ( lepiej jej nie tykać) wypiłowana, wygładzona z wymalowanymi pięknie pazurami dotknie dzisiaj po raz pierwszy płyty lotniska pt. Okęcie, następnie schodków i pokładu samolotka Norwegian a potem to już będzie barcelońska ziemia , jak widzicie stracę dzisiaj dziewictwo w locie :D:D no cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz ...dziwne ile osób mnie pyta czy się nie boję....a czego tu się bać...raczej należy drżeć ( tudzież rżeć) z rozentuzjazmowania że wreszcie poznam i przeżyję coś nowego , a co jadłam i co piłam i co zobaczyłam to wam obfotografuję a także zarówno pokażę i opiszę nie tylko z kronikarskiego obowiązku ale przede wszystkim z ludzkiej radości i zachwytu :D:D:D 

Tym razem będziecie mieć 6 dni ciszy ...będzie was nurtowała gorzej niż cisza przedwyborcza, może u niektórych wywoła niepokojące objawy ....głodu prawie narkotycznego , trudno, jesteście silne i wytrzymacie. No to paaaaaaaaaaaa ( nie oddychajcie z ulgą i nie łudźcie się ...ja WRÓCĘ) 

9 września 2015 , Komentarze (17)

miałam właśnie być w Lidlu i robić zakupy na obiad , bo przecież młodszy "potencjalny" zięć przyjeżdża już dzisiaj więc muszę go nakarmić ....udko z brontozaura powinno wystarczyć na obiad dzisiejszy i jutrzejszy :D . Ale jeszcze jestem w domu i skrobię do was ...niczym Koszałek Opałek, bo Paszczurowi się oczy nie mogą otworzyć a Bankomat jeszcze nie zostawił kici kici na mięsko i warzywka . Potem idę do pani Ewuni oskrobać piętki i zerwać pazurki i zrobić nooooweeeee, śliiiiiiczneeeee, czeeeerwoone co by barcelonom ślinka się zbierała w kącikach ust. 

Nooo obudziła się i zmieniła plan, zakupy po wyjściu od pani Pazurowej i good to też mi odpowiada. Jak dzisiaj wrócę to zabieram się za pakowanie walizki, tym razem będzie w niej niewiele bo pogoda będzie nas tam rozpieszczała a moja walizka w drodze powrotnej ma być sezamem Alibaby ...całe zakupy mają w niej wylądować :D:D 

Miłego dzionka 

8 września 2015 , Komentarze (21)

Last month stats

znowu szaro za okienkiem, w nocy się nachodziłam we śnie ...w dzień też się nachodzę, Dawid zrobi mi nowy kolorek i obćnie , żebym wyglądała jak donia( czyli pani) hehehehe albo przynajmniej jak barcelońska najeźdzczyni. Właśnie otworzyłam ślepka , skręca mnie głodek ale najpierw rytuał ...woda z cytrynką, potem kawa a potem .....papu :D miłego dzionka wszystkim 

Wiecie moi drodzy teraz sobie uświadomiłam że powinno zabrzmieć tamtamtaram, tammmmtatarammmmmmmmm.....fanfary odtrąbiłam, jak się zaczynałam odchudzać pod koniec kwietnia, chciałam do wyjazdu do Barcelony schudnąć 10 kg , dzisiaj mogę powiedzieć że ważę 10 kg i 30 dag mniej .....yes, yes, yes. Jestem wielka ( wciąż) :D:D. A jeszcze nie wyjechałam, więc może jeszcze kilka deko ubędzie 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.